Justin's P.O.V
Czułem się nieswojo, zatrzymując obcą osobę tak blisko siebie. Jednakże, kiedy zobaczyłem jej drobne ciało, przenikające przez dziurę w ścianie baraku, maleńka część wewnątrz mnie pękła, wywołując delikatne ukłucie. Bolesnym szarpnięciem wyswobodziłem się z uścisku kolegów i dogoniłem Natashę przed płotem. Wywołałem ból własnego ciała i niemałe zdziwienie kolegów tylko i wyłącznie dlatego, że Natasha była pierwszą, która spowodowała ukłucie w moim sercu, a ja sam poczułem się przy niej inaczej, niż przy kimkolwiek innym. Poczułem się lepiej.
Natasha powolutku odwróciła się twarzą w moją stronę, a w jej wielkich, błękitnych oczach zalśniły małe łezki, które pospiesznie otarła wierzchem dłoni. W dół jej policzka zdążyła jednak spłynąć jedna, pojedyncza, którą szatynka ominęła. Moja dłoń mimowolnie zbliżyła się do jej gładkiego policzka, a wzrok nawet na moment nie oderwał się od jej głębokiego spojrzenia. Musnąłem kciukiem jej bladą skórę, ocierając w połowie wyschniętą łzę z kości policzkowej. Nie znałem jej, a mimo to nie mogłem pozwolić, aby płakała. Łzy młodej, pięknej dziewczyny raniły mnie jeszcze bardziej, niż głęboki smutek któregokolwiek z kolegów.
-Dlaczego? - spytała cichym, drżącym głosem, a pewność siebie odbierała jej moja duża dłoń, nadal zbliżona do policzka szatynki. Swoją drogą, sam nie wiem, dlaczego w dalszym ciągu jej nie opuściłem. Myśl, że do tego stopnia przyjemne uczucie wywoływała jej gładka skóra w połączeniu z moją szorstką.
-Nie zasłużyłaś na to, aby błąkać się samotnie po ulicach Detroit. Po prostu zostań - tymi jednoznacznymi słowami chciałem powiedzieć jej na swój własny sposób, że gdyby po jednym dniu odeszła, poczułbym się gorzej.
-Nie mam zamiaru się narzucać, Justin. Nie chcę też litości. Mogę odejść. Nie chcę być ciężarem - wyszeptała i minimalnie obróciła głowę, jednak to wystarczyło, aby moja dłoń zsunęła się z policzka szatynki i opadła luźno po prawej stronie mojego ciała.
-Przestań wygadywać bzdury, Natasha - zrobiłem krok w jej stronę, celowo zmniejszając pomiędzy nami odległość. Chciałem ponownie górować nad nią, wzbudzając respekt i przewagę, jednak taką, która nie odepchnęłaby ode mnie szatynki, a przyciągnęła ją. Teraz nasze ciała stykały się minimalnie. Dokładnie czułem każdy oddech dziewczyny, podczas którego jej klatka piersiowa unosiła się i opadała znacznie szybciej, niż dotychczas. - Po prostu chcę, żebyś została.
-Myślę, że twojej dziewczynie może się to nie spodobać - wymamrotała, a moje brwi zmarszczyły się, tworząc jedną, ciągłą linię w dole czoła.
-Nie słyszałem, abym miał dziewczynę - mruknąłem ochryple. Ujrzałem doskonale, jak ciałem Natashy wstrząsają delikatne dreszcze, wywołane gardłowym głosem. Pierwszy raz spodobał mi się sposób, w jaki na nią działam. Również pierwszy raz spodobał mi się sposób, w jaki ona działała na mnie. - To moja siostra, Jazmyn. Na ogół jest miła. Czasem tylko zachowuje się dość dziwnie i nieodpowiednio. Przywykniesz - podrapałem się z lekkim zakłopotaniem po karku, jednak dość szybko opuściłem prawą rękę, gdy poczułem przechodzący przez nią ból.
-Przepraszam, ja - zawahała się i spuściła wzrok. Po raz pierwszy od kilku minut oderwała go od moich tęczówek. A ja miałem ochotę ułożyć dwa palce pod jej brodą i na nowo unieść jej delikatną twarzyczkę, aby mogła przez kolejne minuty z zauroczeniem wpatrywać się w moje oczy. - Myślałam, że jesteście razem.
-Nie mam dziewczyny - poczułem, że muszę powiedzieć to Natashy. Muszę powiedzieć jej, że jestem sam, ponieważ w głębi serca miałem nadzieję, że to sprawi, że zamiast jednego kroku w moją stronę zrobi dwa, a zamiast oprzeć w nocy głowę o moje ramię, położy ją na kolanach. Może to głupie, przyziemne marzenia, jednak jedyne, w które pozostała mi wiara. - A ty masz chłopaka? - czy moje pytanie nie było zbyt bezpośrednie? Nie pamiętam, kiedy wcześniej zamieniłem z obcą osobą tak wiele zdań, jak teraz, jak z Natashą. Jednak czułem się nie w porządku, bo kiedy sam warknąłem rano na szatynkę za zadawanie zbyt osobistych pytań, teraz sam oczekiwałem odpowiedzi na podobne.
-Nie, nie mam - stwierdziła krótko, lecz przy tym założyła kosmyk włosów za ucho. Jeden gest, a przywołał ze sobą zarówno kwiatową woń, płynącą z miękkich kosmyków, a także delikatny, ledwo zauważalny uśmiech na jej zaróżowionych wargach.
Chociaż sądziłem, że każdy dzień mojego życia przynosi to samo, dziś nabyłem ważną umiejętność. Nauczyłem się, jak definiować piękno. Natasha.
-Chodź do środka, przedstawię cię - delikatnie skinąłem głową w stronę baraku, w którego wejściu stali moi znajomi, razem z Jazzy. Przyglądali się Natashy z nieufnością i zazdrością. Wyraźnie nie podobała im się sama obecność dziewczyny. Byli zupełnie inni, niż ja. Oceniali ludzi po pozorach i ubraniach, jakie nosili. Ja natomiast, zanim wyrobiłem obie opinię, starałem się choćby spojrzeć w oczy rozmówcy. Już po pierwszym spojrzeniu w oczy Natashy ujrzałem w nich normalną, zagubioną dziewczynę, a nie lalunię z wyższych sfer, która zapuściła się na samo dno tylko po to, aby szydzić z bezdomnych i ubogich.
Natasha wahała się jeszcze przez kilka chwil, jednak w końcu ruszyła wolnym krokiem z powrotem do rudery. Bała się. Strach widoczny był w każdym jej ruchu i w każdym kroku. Miałem wrażenie, że im bliżej muru była, tym wolniej poruszała się w przód. Chcąc zachęcić ją i dodać otuchy, ułożyłem dużą dłoń w dole jej pleców. Już po pierwszym dotknięciu, prócz kolejnej fali dreszczy, przechodzących przez jej małą postać, poczułem również, jak chude ciałko skrywała pod luźnymi dresami i bluzą. Moje palce natychmiast natknęły się na lekko wystające kości. Nie chciałem jednak, aby Natasha wystraszyła się również mnie, dlatego dłonią jedynie pokierowałem ją do wnętrza i dość sprawnie zabrałem rękę, z powrotem wsuwając ją do kieszeni.
-Może wyjaśnisz nam, Justin, kim ona jest? - gdy ujrzałem zniesmaczoną minę Jazzy, miałem ochotę przemówić jej do rozsądku, a nawet krzyknąć, aby nie traktowała w ten sposób Natashy. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego ocenia osobę, o której nic nie wie.
-To Natasha. Przyszła tutaj wczoraj, pozwoliłem jej zostać - Jazmyn już otwierała usta, aby mi przerwać, lecz uciszyłem ją gwałtownym gestem dłoni. - A żadne z was nie ma w tej kwestii nic do powiedzenia. To pomieszczenie należy do mnie i gówno powinno was obchodzić, komu pozwalam tutaj zostać.
Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem zwróciłem się do kogokolwiek w tak bezpośredni i wulgarny sposób, jednak nie mogłem patrzeć dłużej, jak samymi krzywymi spojrzeniami ranią Natashę. Ja widziałem w niej najprawdziwszego, delikatnego anioła, który nie byłby w stanie wyrządzić krzywdy drugiej osobie. Nie chciałem więc, aby sama doznawała cierpienia i mimo wszystko, mimo że obiecałem samemu sobie brak zaangażowanie w sprawy innych ludzi, miałem zamiar przed tym cierpieniem ją chronić.
-Od kiedy pozwalasz jakiejś obcej lasce tu zostać? Z tego co pamiętam, wyganiałeś każdego, kto choćby zbliżył się do baraku - prychnął Zayn, który mówiąc do mnie, nie oderwał wzroku od łagodnej, wystraszonej buźki Natashy.
-Najwyraźniej od wczoraj. W ogóle przestańcie wtrącać się w sprawy, które was nie dotyczą - warknąłem cicho i chociaż nie chciałem żadnej kłótni z kumplami i siostrą, czułem, jak powietrze w starym baraku zaczyna robić się coraz gęstsze, a atmosfera bardziej napięta i niespokojna.
-Spójrzcie, Bieber się po prostu zauroczył. Czy to nie słodkie? - Harry zaćwierkał, jednak z wyraźnym sarkazmem w głosie, który ukłuł mnie w serce. To pierwszy, pieprzony dzień od wielu lat, w którym poczułem się odrobinę bardziej szczęśliwy, a ludzie, którym w pewnym stopniu ufałem, musieli spierdolić nawet to. I znów powrócił mój podły nastrój. I znów miałem ochotę płakać.
Natasha spojrzała na mnie niepewnie spod długich, gęstych rzęs, a ja nie potrafiłem dłużej znieść jej wzroku. Bałem się, że na moje policzki mógłby wkraść się nikły rumieniec. Słowa Harry'ego były czystą prawdą. Zauroczyłem się w Natashy po pierwszym spojrzeniu na jej łagodną twarz, delikatne rysy twarzy, duże, błękitne oczy i pełne wargi. Nie sądziłem jednak, że moje uczucia, które zawsze potrafiłem idealnie maskować, teraz były tak cholernie widoczne. Mimo że nie lubiłem udawać kogoś, kim nie byłem, ponownie musiałem ubrać maskę.
-Zostawcie mnie w spokoju. Najlepiej stąd, kurwa, wyjdźcie - warknąłem cicho, mierząc groźnym wzrokiem każdego, prócz Natashy. Nawet własną siostrę potraktowałem, jak wroga.
-Zastanów się, czy ona jest tego warta, Bieber.
-Znów przyjdziesz do mnie z płaczem, kiedy okaże się, że ta lalunia chciała jedynie zabawić się kosztem kogoś tak naiwnego, jak ty - przez moment nie wierzyłem, że moja siostra na głos powiedziała, że zdarza mi się płakać , gdy nie jestem już w stanie dusić smutków w środku. Ona jednak każde ze słów wypowiedziała głośno i wyraźnie. Zachowała się, jak egoistka, a ja nie cierpię egoistycznych ludzi.
-Pojawia się jakaś głupia laska i od razu zaczynasz traktować nas, jak wrogów. Oczekujesz od każdego, aby był święty, a sam zachowujesz się, jak ostatni skurwiel.
Gdy Natasha wysłuchała jeszcze kilku rażących epitetów, określających jej osobę, i zobaczyła, jakie zamieszanie wywołała jej drobna postać, kolejny raz mocniej zacisnęła dłoń na pasku torby i odwróciła się w stronę wyjścia. To jedynie utwierdziło mnie w przekonaniu, że Natasha nie była pustą, bezwartościową idiotką. Miała wielkie serce. Widziałem to po jej zachowaniu. Widziałem, że była mądrą i przede wszystkim dobą osobą. Tak bardzo chciałem mieć kogoś takiego blisko siebie.
Dziewczyna zrobiła dwa pierwsze kroki w kierunku dziury w ścianie, jednak wtedy zatrzymałem ją ramieniem, które owinąłem wokół jej wąskiej talii. Jedną ręką byłem w stanie objąć ją dookoła w pasie. Szatynka gwałtownie uniosła wzrok, a ja znów westchnąłem cicho, pod wpływem pary błękitnych tęczówek, przeszywających mnie na wylot. Była pierwszą dziewczyną, przy której moje nogi stawały się nienaturalnie miękkie, a dłonie zaczynały się pocić. Myślę, że wyraz mojej twarz dał jej jasno do zrozumienia, co chciałem powiedzieć. Prosiłem, aby została, aby nie zostawiała mnie samego. Bałem się zostać sam kolejny raz. Bałem się, że tym razem smutek wygra z chęcią życia i sprowokuje mnie do czegoś, czego mógłbym później żałować.
-Nie poznaję cię - Zayn celowo potrącił swoim ramieniem moje, kiedy wychodził z baraku. Wiedział, że sprawi mi to fizyczny ból. Na moim ciele bowiem zaczynały się tworzyć pojedyncze siniaki po niedawnym pobiciu i coraz dotkliwiej dawały o sobie znać.
Każdy ze znajomych zaczął powoli wychodzić. Nawet Jazzy obrzuciła Natashę ostatnim szydzącym spojrzeniem i dołączyła do chłopaków w drodze do płotu. Jedynie Niall pozostał po środku baraku, z dłońmi wsuniętymi w kieszenie i z delikatnym, przyjaznym uśmiechem na twarzy, kierowanym w stronę piętnastolatki. Widząc bijące od blondyna, pozytywne emocje, szatynka odwzajemniła gest. Ja natomiast przekonałem się, że na Nialla mogę liczyć nawet w tych najgorszych chwilach, gdy wszyscy inni odchodzą. Powoli zyskiwał miano prawdziwego przyjaciela, którego zawsze pragnąłem mieć.
-Nie przejmuj się tym, co oni pierdolę. Po prostu ci zazdroszczą i nie potrafią zrozumieć, że ktoś, kto przez całe życie żył w dostatku, również może czuć się nieszczęśliwy - poklepał Natashę po ramieniu i posłał kolejny uśmiech, zanim wyszedł z baraku i wolnym truchtem dogonił resztę kolegów.
Chociaż po wyjściu znajomych powietrze w pomieszczeniu momentalnie stało się rzadsze, poczułem ucisk w dole żołądka, równoznaczny z poczuciem stresu. Nie potrafiłem spojrzeć na Natashę, mimo że wciąż czułem jej wzrok na sobie. Nie wiedziała, że przenikliwym spojrzeniem krępowała mnie i onieśmielała. Teraz, kiedy zostałem z nią sam na sam, zapragnąłem, aby prócz nas był w baraku ktoś jeszcze. Ktoś, kto przerwałby irytującą i niekomfortową ciszę. Ja bowiem nie potrafiłem się odezwać. Pod wpływem jej zapachu, wypełniającego starą ruderę i samego poczucia jej obecności, zapominałem o każdym słowie, a moje gardło stawało się tak suche, że nie był w stanie ulecieć z niego żaden dźwięk.
Dlatego przez długie minuty oboje słuchaliśmy jedynie szumu wiatru, poruszającego suche liście, i pojedynczych kropel deszczu, przedzierających się przez korony drzew i uderzających o ściany baraku. Z nerwów zacząłem wręcz przygryzać dolną wargę. Wiedziałem jednak, że Natasha nie widzi oznak zdenerwowania. Przez wszystkie lata nauczyłem się panować nad emocjami.
W ciągu kilku chwil zdołałem jedynie obrócić się o kilka stopni i przenieść wzrok z brudnego materaca na nogi Natashy. Były bardzo szczupłe i długie. I mimo że okrywał je materiał dresów, potrafiłem wyobrazić sobie pokrywającą je gładką, delikatnie opaloną skórę.
W pierwszym momencie nie dostrzegłem, że jej nogi z każdym ułamkiem sekundy zbliżają się do mnie, dopóki nie poczułem dwóch chudziutkich ramion, oplatających moją szyję. Nagle poczułem się tak, jakbym już nigdy nie miał być smutny, a moje usta niekontrolowanie opuścił cichutki, ledwie słyszalny jęk. Było mi tak cholernie przyjemnie. Jednakże, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, nie wiedziałem, jak powinienem zareagować. Stałem więc, jak wryty, z szeroko otwartymi oczami i lekko uchylonymi ustami. Moje nozdrza natomiast starały się wychwycić każdy powiew kwiatowej woni, bijącej od Natashy.
-Po prostu mnie przytul - szepnęła drżącym, wystraszonym głosem, jakby w każdej chwili miała się rozpłakać. Jej usta znajdowały się bardo blisko mojej zmarzniętej skóry, rozgrzewając ją gorącym oddechem. Tym razem przez moje ciało przeszły dreszcze, na tyle silne, że nie zdołały umknąć uwadze Natashy.
Niepewnie owinąłem ramiona wokół talii szatynki, lecz kiedy tylko poczułem jeszcze większą, ogarniającą mnie przyjemność, objąłem ją znacznie mocniej, a twarz ostrożnie przytuliłem do zagłębienia przy jej szyi. Do moich oczu napłynęły pojedyncze łzy i sam nie potrafiłem powiedzieć, czy jedna z nich spłynęła po gładkiej skórze Natashy, czy może wszystkie zdołałem ukryć pod powiekami. Takiego ciepła w sercu nie czułem jeszcze nigdy. Takiego kołatania w sercu nie czułem jeszcze nigdy. Takiego rozedrgania każdej pojedynczej części mojego ciała nie czułem nigdy, ponieważ dotąd nikt nie obdarzył mnie jednym zwyczajnym, prostym, banalnym, a jednocześnie tak wspaniałym uściskiem.
-Nie będę ukrywał. Ta krótka chwila była najpiękniejszą w całym moim pieprzonym życiu - mruknąłem cicho, z pewnego rodzaju nieśmiałością w głosie. Chciałem powiedzieć jej, jak się czułem. Chciałem, aby znała każde z moich uczuć i emocji, jednak było mi za trudno wypowiedzieć jakiekolwiek słowo.
Na policzki Natashy wpłynęły delikatne rumieńce, dodające jej dziewczęcego uroku. Byłem do tego stopnia poruszony jej urodą, że nie kontrolowałem dłoni, która powoli zbliżyła się do jej lewego policzka, i kciuka, który potarł delikatnie zarumienioną skórę. Miałem rację. Była jedwabiście miękka i gładka. Żałowałem jedynie, że nie wypadało mi trzymać dłoni dłużej przy jej twarzy i po kilku sekundach zmuszony byłem opuścić rękę. Może to głupie, ale przy Natashy każdy mój ruch przynosił za sobą spełnienie marzeń, ponieważ w każdym widoczne było szczęście. A ja marzyłem jedynie o szczęściu i radości, choćby chwilowej i ulotnej.
-Dlaczego chciałeś, abym została? - spytała cicho. W zasadzie ani razu nie uniosła głosu i to czyniło ją osobą o niezwykle delikatnym i łagodnym charakterze.
-Ja - zawahałem się. Znowu. Znowu w jej otoczeniu zaczynał plątać mi się język. - Po prostu nie chcę być dłużej sam. Nie umiem. To mnie niszczy - chyba pierwszy raz przyznałem na, że boję się samotności i potrzebuję kogoś obok. Już po kilku sekundach poczułem się w dziwny sposób lżej, jakby ktoś odebrał mi część problemów.
-Nie zostaniesz sam - uspokoiła mnie. Czułem, że jej słowa są szczere i płyną prosto z serca. - Ale powiedz, dlaczego nie powiedziałeś o tym kolegom?
-Nie ufam im, po prostu. Zresztą, sama widziałaś, że mogę nazwać ich co najwyżej znajomymi. Oni by mnie nie zrozumieli, a i ja wolę grać przed nimi silnego. Zrozumiesz z czasem, że kiedy odsłonisz emocje przed nieodpowiednimi ludźmi, wszystko obróci się przeciwko tobie. Wykorzystają to.
-Chcę cię poznać bliżej, Justin - zaskoczyła mnie swoimi słowami, lecz po raz kolejny rozprowadziła po moim sercu przyjemne ciepło. Zyskiwałem przyjaciółkę, choć jeszcze nie do końca zdawałem sobie z tego sprawę.
-A ja chcę dać poznać się bliżej - dopóki nie ujrzałem na ustach Natashy delikatnego uśmiechu, nie zdawałem sobie sprawy, że wypowiedziałem obecne pragnienia na głos. W pierwszej chwili poczułem się zawstydzony, lecz szatynka dodawała mi otuchy, zwłaszcza kiedy pogładziła dłonią moje ramię. - Przepraszam, że zachowuję się, jak ostatnia ciota - wymamrotałem, lekko wkurzony na samego siebie. Nie chciałem, aby Natasha zobaczyła we mnie jedynie mięczaka. Kiedy chciałem, potrafiłem być twardy, naprawdę.
Z każdą minioną chwilą czułem się przy Natashy coraz swobodniej. Nie oceniała mnie, nie patrzyła na mnie krzywo czy z pode łba. Traktowała mnie, jak równego sobie, chociaż byłem zaniedbanym bezdomnym, który dziewczynie takiej, jak Natasha nie dorastał nawet do pięt. Mimo to ona potrafiła normalnie ze mną rozmawiać, uśmiechać się. Największe wrażenie zrobił na mnie uścisk, którym obdarzyła mnie bez słowa. Nie brzydziła się mnie. Nie brzydziła się mnie dotknąć i obdarzyć tak cholernie przyjemnym ciepłem.
-Może przeszłabyś się ze mną na spacer? Pokazałbym ci kilka przydatnych miejsc. Skoro uciekłaś z domu, ponieważ czułaś się, jak w klatce, chcę, abyś chociaż tutaj była wolna - czułem się tak, jakbym przez spacer zapraszał Natashę na randkę. Musiałem jednak uzmysłowić sobie raz, a porządnie, że dziewczyna pokroju Natashy nigdy nie zainteresowałaby się chłopakiem takim, jak ja, brudnym, zaniedbanym i bez perspektyw na życie. Ona zasługiwała na kogoś lepszego i chociaż wiedziałem, że w przeciwieństwie do innych mężczyzn nigdy bym jej nie skrzywdził, nie śmiałbym namawiać ją do jakichkolwiek bliższych relacji.
-Z chęcią - i znów obdarzyła mnie pięknym uśmiechem. I znów poczułem, że jest mi znacznie cieplej, niż powinno.
-Daj mi chwilę, muszę jeszcze coś zrobić.
Wyminąłem Natashę i podszedłem do materaca. Spod jednego z jego rogów wyjąłem niewielką reklamówkę. Zanim szatynka zdołałaby ujrzeć jej zawartość, wyszedłem z baraku i obszedłem go, aby przysiąść przy murze na tyłach budynku. Ostatni raz brałem poprzedniego wieczoru, przed spotkaniem Natashy. Nie chciałem, aby podczas naszego wspólnego spaceru, podczas którego miałem nadzieję zbliżyć się do szatynki, dopadł mnie silny głód. Miałem przy sobie działkę i chciałem jak najszybciej z niej skorzystać. Jednocześnie pragnąłem ukryć się przed zatroskanym wzrokiem Natashy. Nie chciałem, aby widziała, że z każdą działką upadam jeszcze niżej.
Wyjąłem z reklamówki starą, metalową łyżkę, a w kieszeni dosięgnąłem zawiniętego w aluminiową folię równo grama heroiny. Wysypałem działkę na łyżkę, pilnując przy tym, aby nawet odrobina nie uleciała poza nią. Z butelki wody wylałem na heroinę kilka sporych kropel, aby rozrzedzić narkotyk. Przed bezpośrednim załadowaniem go do strzykawki, podgrzałem jeszcze od dołu zapalniczką. Im bliżej byłem wstrzyknięcia sobie w żyłę kolejnej działki, tym bardziej zniecierpliwiony się stawałem. Gdy napełniłem już strzykawkę heroiną, całkiem czystą, wbiłem igłę w żyłę pod łokciem, jednak kiedy pociągnąłem delikatnie, aby upewnić się, że trafiłem w żyłę, w strzykawce nie pojawiła się krew. Musiałem więc spróbować po raz kolejny, w miejsce kilka milimetrów dalej. Moje ramiona pokryte były licznymi bliznami i wieloma strupami, dlatego odnalezienie prawidłowej drogi, aby wbić się w kanał nie było zadaniem prostym. W końcu po kilku próbach, gdy w strzykawce ani razu nie pojawiła się wąska stróżka krwi, a ja zacząłem obawiać się, że przez długotrwałe szukanie wejścia stracę działkę, jednym szarpnięciem wyciągnąłem ze skóry igłę i szarpnąłem materiałem bluzy, odsłaniając szyję. Po omacku odnalazłem najbardziej wyróżniającą się żyłę i to w nią wsunąłem tępą igłę.
Powoli wpuściłem do krwi cały gram czystej heroiny, a moja głowa opadła na mur w uczuciu czystej ekstazy. Przez kilka minut moje rozluźnione mięśnie nie pozwalały mi unieść ciała z ziemi i wrócić do Natashy, za której widokiem tęsknił mój wzrok. Dopiero gdy pierwsze błogie uczucie odpłynęło, wspierając się na ścianie uniosłem ciężkie ciało i w deszczu wróciłem do rudery, gdzie na cienkim materacu w rogu siedziała skulona Natasha.
-Przepraszam, że kazałem ci tyle czekać, ale musiałem - zanim zdołałem dokończyć, szatynka przerwała mi cichym głosem.
-Musiałeś wziąć - dokończyła słusznie, z bólem, malującym się na twarzy. - Dlaczego nie zrobiłeś tego przy mnie?
-Nie chciałem, abyś na to patrzyła - mruknąłem, upychając pod materac reklamówkę. - Kiedy biorę, wyglądam jeszcze gorzej, niż na co dzień. Ale dość już o mnie. Chodźmy na ten ten spacer. Sam mam ochotę się przejść - posłałem dziewczynie delikatny uśmiech i wyciągnąłem przed siebie otwartą dłoń, którą chwyciła, wstając z podłoża. W momencie zetknięcia jej gładkiej skóry z moją przez moje ciało przeszedł silny prąd. Nie potrafiłem dłużej okazywać smutku, kiedy tuż obok mnie na ustach pięknej dziewczynie nieprzerwanie kwitł łagodny uśmiech.
Chociaż krople deszczu z coraz większą częstotliwością uderzały o płyty chodnika, nie ostudziły naszego zapału do wieczornego spaceru w świetle wschodzącego księżyca. Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem przechadzałem się wąskimi uliczkami Detroit w towarzystwie pięknej, młodej dziewczyny, poza moją siostrą. Ostatnim razem zaprosiłem dziewczynę na spacer jeszcze w liceum, kiedy miałem dom i dach nad głową, przynajmniej raz dziennie udawało mi się zjeść ciepły posiłek, a moim życiem nie sterowało żadne uzależnienie. Zarówno teraz, jak i wtedy czułem się nieszczęśliwy i samotny. Ciężko było mi stwierdzić, które życie wolałem.
-Przepraszam cię za moje zachowanie wczorajszego wieczoru i dzisiejszego poranka. Nie miałem na myśli niczego złego, Natasha. Po prostu nie potrafię ufać ludziom. Względem ciebie również wolałem zachować dystans, przynajmniej na początku, dopóki nie przekonałem się, że jesteś zupełnie inną osobą, niż ci wszyscy ludzie, dbający jedynie o siebie - mruknąłem cicho, z pewnego rodzaju skruchą, która kazała mi przeprosić szatynkę za każde niewłaściwie wypowiedziane słowo i krzywe spojrzenie.
-Daj spokój, Justin. Nie masz za co przepraszać. Rozumiem doskonale, że nie masz zaufania do ludzi. Ja również go nie mam. W zasadzie, jesteś w moim życiu pierwszą osobą, przy której już po jednym dniu czuję się tak, jakbym znała cię całe życie i mogła podzielić się z tobą każdym sekretem - posłała mi delikatny uśmiech, gdy dotarliśmy do końca osiemnastej ulicy.
Teraz z nieba nie spadały już nieregularne krople, a normalny, lekki, jesienny deszcz. Ani ja, ani Natasha nie zareagowaliśmy na powoli przechodzące wilgocią ubrania i w dalszym ciągu przemierzaliśmy kolejne metry, co jakiś czas ukradkiem zerkając na siebie. Jeszcze wczoraj przyrzekałem, sobie, że nie pozwolę nikomu zbliżyć się do mojego serca, a tymczasem teraz, po raptem kilkunastu godzinach znajomości, sam wpuszczałem Natashę do swojego serca. Dziewczyna nieświadomie zajmowała w nim bardzo ważne miejsce, z początku jedynie na jego obrzeżach, jednak byłem pewien, że z czasem zadomowi się w nim o wiele głębiej. W osobie charakteru Natashy chciałem widzieć swojego przyjaciela i wsparcie. Chciałem je dostrzec właśnie w tej drobnej postury ciała dziewczynie z długimi, prostymi włosami, opadającymi na łopatki, i tajemniczymi oczami, skrywającymi w sobie więcej tajemnic, niż mogło pomieścić ludzkie serce.
-Nie masz przyjaciół, z którymi mogłabyś porozmawiać o wszystkim? - spytałem, zaciekawiony jej wcześniejszymi słowami. Owszem, z początku widziałem w niej dziewczynkę, której chwilowo znudziło się życie na wysokim poziomie, lecz im dłużej wsłuchiwałem się w jej mądre i dokładnie przemyślane słowa, tym bardziej zmieniałem zdanie na temat Natashy.
-Nie. Praktycznie nie miałam nikogo. Mieszkałam z rodzicami, siostrą i bratem. Rodzice cały swój czas poświęcali karierze i wzbijaniu się na szczyt na drabinie społecznej. Brat niedawno skończył prawo i, tak jak rodzice, został adwokatem. Nigdy nie miałam z nim dobrych relacji, zupełnie jak z siostrą. Ma siedemnaście lat i jest modelką. Każde z nich osiągnęło w życiu sukces. Każdy, z wyjątkiem mnie - kiedy Natasha zrobiła chwilową przerwę, aby zaczerpnąć powietrza, ja w tym czasie zacząłem się zastanawiać, czy jej siostra, nastoletnia modelka, choćby w niewielkim stopniu dorównuje urodą Natashy. - Zwyczajnie do nich nie pasowała, traktowali mnie, jak śmiecia, a ja mam swoją godność. Wolę mieszkać na ulicy, niż dalej żyć z ludźmi, którzy na każdym kroku pomiatają mną i moimi wartościami.
Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem. Ujrzałem w Natashy samego siebie, zbuntowanego i pewnego swoich racji. Z każdym jej słowem przekonywałem się, że cokolwiek nie wydarzyłoby się w ciągu kolejnych godzin, dni i tygodni, nie mogę pozwolić odejść jedynej osobie, z którą znajdowałem wspólny język i do której rodziło się we mnie zaufanie. Już teraz mógłbym podziękować jej za samą obecność.
-Jesteś zupełnie inna, niż sądziłem na początku - stwierdziłem bez ogródek, wzruszając lekko ramionami. Wciąż jednak nie mogłem się w pełni skupić, gdy jedno z moich ramion stykało się z szatynką, kroczącą tuż obok mnie. Rozpraszała mnie zapachem, sposobem subtelnego poruszania się i urodą, którą co kilka chwil eksponowało światło księżyca.
Harry mimo wszystko miał rację. Byłem nią zauroczony i czułem się z tym po prostu dobrze.
-Nie warto oceniać książki po okładce, Justin. Czasem warto zajrzeć do jej wnętrza, aby przekonać się, jaka jest naprawdę.
I znów na moich ustach pojawił się cień uśmiechu. Nie potrafiłem zliczyć, ile razy w ciągu tak krótkiego dnia zdołałem rozchmurzyć się i okazać oznakę szczęścia. Owszem, w moich żyłach płynęła jeszcze heroina, jednak głównym i długotrwałym powodem radości była zdecydowanie piętnastolatka o delikatnych rysach twarzy i zaróżowionych ustach. Nie mogłem oszukiwać samego siebie.
Idąc dalej prostym chodnikiem przy jednej z głównych ulic miasta, mijały nas pojedyncze samochody. W pewnym momencie czarne, sportowe Audi, sunące po asfalcie ze zbyt dużą prędkością, wjechało w sporą kałużę, tworzącą się przy boku ulicy i ochlapało Natashę. Krople spod kół opadły nawet na jej delikatnie zarumienione policzki.
-Już teraz jestem cała mokra - zaśmiała się cicho. Po raz pierwszy dane mi było usłyszeć jej łagodny śmiech i wierzcie mi, brzmiał pięknie.
Gdy Natasha zatrzymała się na parę chwil, aby wytrzeć mokre dłonie w bluzę, wykorzystałem moment, by przejechać kciukiem po policzku dziewczyny i otrzeć z niej brudne krople. Przy okazji kolejny raz mogłem dotknąć jej gładką skórę, która w porównaniu z moimi szorstkimi palcami idealnie kontrastowała. I tym razem pozwoliłem sobie przytrzymać przy jej twarzy dłoń odrobinę dłużej, niż poprzednio. Wszystko po to, aby zatrzymać na ustach uśmiech na dłużej.
-Jeśli jest ci zimno, Natasha, możemy w każdej chwili wrócić. Nie chcę, abyś się przeziębiła - mruknąłem ochryple, tym razem głośniej, aby przekrzyczeć przejeżdżające nieopodal samochody i odgłos deszczu.
-Jest w porządku, Justin - za każdym razem, gdy z jej ust ulatywało moje imię, miałem wrażenie, że wypowiada je z troską. To również było bardzo przyjemnym uczuciem. Zupełnie, jakbym narodził się na nowo i każdego przyziemnego gestu doświadczał po raz kolejny, w zupełnie inny sposób.
Widziałem w jej słodkich oczkach, że nie mówiła mi całej prawdy, a pewność zyskałem, gdy niepostrzeżenie schowała dłonie w rękawach. Westchnąłem więc i sięgnąłem dłonią po jej małe rączki. Kolejny raz zamknąłem je w objęciu swoich i kolejny raz poczułem, jak zmarzły pod wpływem deszczu i wiatru, nieprzyjemnie otulającego skórę. Po raz pierwszy chciałem, aby druga osoba wyraźnie ujrzała, że otaczam ją troską. Po raz pierwszy bowiem miałem przy sobie osobę, którą chciałem opiekować się najlepiej, jak tylko potrafię. Pomimo życia na ulicy, chciałbym móc obiecać Natashy, że nigdy nie będzie smutna, a wszelkie troski i zmartwienia odejdą, zanim z jej ust zdąży zniknąć delikatny uśmiech.
-Jesteś wyjątkowym chłopakiem, Justin, wiesz? - szepnęła drżącym głosem, wtapiając spojrzenie błękitnych tęczówek w brązowy odcień moich. Przez całe życie marzyłem, aby ktokolwiek nazwał mnie wyjątkowym, aż w końcu doczekałem się tych kilku prostych słów z ust obcej dziewczyny, którą dopiero zaczynałem poznawać. Byłem jej zwyczajnie wdzięczny, że z każdym zdaniem budowała moją wiarę w lepsze jutro. - Chciałam spotkać właśnie kogoś takiego, jak ty. Kogoś, komu mogłabym zaufać. I chociaż cię nie znam, wiem, że jesteś wart poznania. Jesteś wart zaufania i jesteś wart miłości, Justin. Chcę, aby ktoś obdarzył cię uczuciem tak silnym, do jakiego zdolny byłbyś również ty.
Nie powiem, pod koniec jej słów w moim oku zakręciła się łza, jednak spłynęła niepostrzeżenie razem z kroplą jesiennego deszczu. Czy to normalne, że pragnąłem, aby tą miłością obdarzyła mnie ona, zupełnie obca osoba?
-Po prostu dziękuję. A teraz chodź, zanim naprawdę się rozkleję - zażartowałem, aby i Natashę odrobinę rozluźnić. W rzeczywistości moje słowa nie były żartem. Mógłbym rozkleić się w niemal każdej chwili.
Po kolejnych pięciu minutach, tym razem spędzonych w ciszy, zatrzymałem się przed sporym budynkiem, o tej godzinie zupełnie zaciemnionym, bez choćby jednej lampki w oknach. Zamyślona szatynka nie zauważyła, że przystanąłem i delikatnie odbiła się od mojego ramienia. Mimowolnie wypuściłem z ust cichy chichot. Oprócz piękna i dobra, objawiającego się w każdym jej geście i słowie, była również uroczą i słodką dziewczynką, wywołującą uśmiech na moich ustach.
-Przepraszam, nie zauważyłem, że stanąłeś - wymamrotała z cichym śmiechem, rozmasowując lekko obolałe czoło.
-Widzę, że ty również lubisz chodzić z głową w chmurach. Kolejna cecha, która nas łączy - coraz wyraźniej dostrzegałem w Natashy samego siebie. Marzyciela, pragnącego wolności i szczęścia. - A teraz spójrz - położyłem dłonie na jej chudych ramionkach i powoli odwróciłem w stronę sporego budynku. - To rodzaj schroniska dla bezdomnych. Żeby jednak uzyskać tutaj jakąkolwiek pomoc, musisz być zupełnie czysta, bez żadnych nałogów. Dodatkowo, musisz być pełnoletnia, a na ulicę trafić z powodów losowych, nie z własnego wyboru. Dlatego ja korzystam z tego miejsca w jeden sposób. Na parterze, w ostatnim z korytarzy są łazienki i prysznice, teoretycznie jedynie dla mieszkańców schroniska, lecz w rzeczywistości nikt tego nie sprawdza, dlatego bez problemu można korzystać tam z prysznica i ciepłej wody. Niestety, na stołówce pilnują, kto zgłasza się po jedzenie, a skoro już o jedzeniu mowa - sięgnąłem dłonią do kieszeni, gdzie kilka godzin temu schowałem suchą bułkę od Jazzy. Teraz, chociaż sam byłem głodny, przełamałem ją na pół, a jedną część podałem Natashy.
-Dziękuję, Justin, ale nie jestem głodna.
-Jedna zasada, Natasha. Może teraz nie jesteś głodna, ale wtedy, kiedy naprawdę zachce ci się jeść, nie będziesz miała dostępu do jedzenia. Więc dobrze ci radzę, zjedz cokolwiek, chudzinko.
Zanim Natasha zdążyła wziąć pierwszy kęs bułki, oślepiło nas białe światło latarki. Oboje zmrużyliśmy oczy, a moja dłoń powędrowała do twarzy, aby przysłonić je przed rażącymi promieniami.
-Dlaczego o tak późnej porze kręcicie się w pobliżu schroniska? - oficjalny, męski głos pozbawił mnie złudzeń. Przed nami wyrosły dwie rosłe postacie policjantów po trzydziestce, w mundurach i z bronią, schowaną za paskiem.
-My tylko...
-Widzę u kolegi nienaturalne źrenice. Co brałeś? - nie pozwolił mi dokończyć. Od razu wyczuł, że jestem pod wpływem narkotyków.
-Nic - burknąłem pod nosem, spuszczając głowę, aby dłużej nie świecił snopem światła z latarki wprost w oczy.
-Takie samo nic, jak za każdym razem. Pójdziecie z nami - policjant chwycił za ramię Natashę, a ja, zamiast ratować własną skórę, pragnąłem jedynie zwrócić mu uwagę, że szatynka jest kruchą dziewczyną, której nie powinien szarpać tak, jak dorosłego człowieka.
~*~
O mój Boże, miałam wrażenie, jakby sprawdzenie rozdział zajęło mi więcej czasu, niż samo pisanie. Ale ja nienawidzę czytać tego, co napiszę, od razu po napisaniu. To takie męczące, chyba wynajmę osobę, która będzie poprawiać mi błędy ;D
A teraz do rzeczy, rozdział specjalnie napisałam w narracji pierwszoosobowej, czyli tak, jak pisałam jeszcze do niedawna (inne opowiadania), ale z przykrością stwierdzam, że przez to rozdział wyszedł mi fatalnie i gdyby nie minął tak szybko tydzień od dodania poprzedniego, napisałabym go drugi raz w narracji trzecioosobowej, przy której już raczej zostanę. (tak, musiałam trochę ponarzekać) :)
I jeszcze jedna sprawa. jak część z Was pewnie zauważyła, w menu pojawiła się zakładka "nagłówki" (http://18th-street-jbff.blogspot.com/p/nagowki.html), gdzie dodaję wykonywane przez siebie nagłówki i ewentualnie proste szablony. Zachęcam Was do obejrzenia tych kilku początkowych prac i, jeśli spodobają Wam się wykonane przeze mnie nagłówki, do złożenia własnego zamówienia na sam nagłówek bądź prosty szablon (taki naprawdę podstawowy, innych się nie podejmuję). Zrealizuję je z wielką chęcią i w krótkim czasie :)
Ps. Teraz kilka dni wolnego (matury) i mam nadzieję, że w tym czasie napiszę nowy rozdział i przede wszystkim - O NIEBO LEPIEJ :)
Ps.2. Nie zniechęcajcie się po tym kiepskim rozdziale, proszę.
Ps.3. Jeśli uznacie, że moje opowiadanie na to zasługuje, prześlijcie link innym :)
Ps.4. Przepraszam za tak długą notatkę pod rozdziałem. Musiałam się wyżalić xd
ask.fm/Paulaaa962
Piękny rozdział po prostu brak słów przepiękny:),co ty gadasz super jest w pierwszoosobowej narracji:) pisz tak:)! i proszę zrób coś żeby im się nic w następnym rozdziałe nie stało błagam cię<3:) i na koniec jeszcze raz chce ci powiedzieć ze IDEALNY rozdział :)
OdpowiedzUsuńŚwietny jest ten rozdział! :* A i w narracji 1 osobowej naprawdę jest lepiej niż w 3 osobowej :)) Moim zdaniem oczywiście :) ~ Paulinaa
OdpowiedzUsuńJeju jak zobaczylam ze jest nowy rozdział momentalnie zaczęłam się cieszyć jak głupi do sera XD to opowiadanie jest wspaniałe *___*
OdpowiedzUsuńBoże, nie mogłam się doczekać, kiedy go dodasz . Piękny rozdział, naprawdę mi się podoba ;).
OdpowiedzUsuńps, dziękuję za nagłówek ;)
Jeju, Justin taki kochany ♥
OdpowiedzUsuńrozdział świetny ;3
Czekam na nn :*
Rozdział jest cudowny o co ci chodzi dziewczyno!! 😀 boże jak ja kocham to opowiadanie! Justin jest taki słodki i tak bardzo sie troszczy o Natashę:) do następnego ✌
OdpowiedzUsuńPiękny rozdział, naprawde cudo, więc nie rozumiem czemu narzekasz... w narracji 1-osobowej, wychodzi ci tak samo wspaniale jak w 3-osobowej, więc możes tak pisać, no chyba, że jest ci w ten sposób trudniej, to i tak i tak miło się czyta, ważne, że twoje <3
OdpowiedzUsuńKochany Justin, to dobrze, że odrazu polubił Natashe i że tak bardzo stara się jej pomagać i troszczyć o nią, fajnie by było gdyby jego znajomi i siostra też się w końcu do niej przekonali i zauważyli, że nie jest to taka pusta lala z wysokich sfer, tylko taka sama dziewczyna jak oni wszyscy :)
Mam nadzieję, że z tymi policjantami to nie będzie nic poważnego i szybko sobie poradzą ;)
I jeszcze raz wbrew temu co mówisz rozdział śliczni i cudnie napisany ;*
Weny <3
believe-in-your-dreams-jb.blogspot.com
Świetny rozdział. Justin jest taki opiekuńczy względem Natashy. To kochane. Oby to z tymi policjantami nie było bardzo poważne. Życzę weny i czekam na następny xx
OdpowiedzUsuńC-U-D-O-W-N-E 💟
OdpowiedzUsuńWiesz co.. Jeżeli to jest "źle" napisany rozdział to ja bardzo chcę tak źle pisać.
OdpowiedzUsuńUwielbiam więź, która tworzy się między Justinem, a Natashą.
Oboje troszczą się o siebie i to jest słodkie <3
Nie rozumiem zachowania jego znajomych.
Dlaczego nie mogą przyjąć do wiadomości, że ich kolega staje się szczęśliwy?
Jedynie Niall ma uczucia i rozumie Justina.
Ja chcę już następny!
school-loser-and-love-jb.blogspot.com
Swietny rozdzial, a narracja puerwszoosobowa jest fajna, nie wiem co ci w niej przeszkadza:) buziaki czekam nn
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! <3 Czekam na nn :*
OdpowiedzUsuńhttp://anotherworldaw.blogspot.com/
Mam nadzieję, że uda im się jakoś uwolnić od policjantów:o ale jeju te wszystkie sytuacje pomiędzy nimi są takie słodkie i kochane że awwwwwww!!
OdpowiedzUsuńRozdział... bardzo, bardzo dobry! Czytało się go lekko, trochę inaczej niż jak w przypadku narracji trzecioosobowej, ale nadal bardzo dobrze! Oby tak dalej, czekam na następny!
three-months.blogspot.com
Przy okazji chciałabym wszystkich zaprosić na moje nowe opowiadanie o Justinie
shy-boy.blogspot.com
<3
OdpowiedzUsuńRozdział jest wspaniały, naprawdę. W końcu oboje zaczęli się do siebie zbliżać i mówić o swoich uczuciach. Ten uścisk... Jejciu, Natasha jest taka słodka. Podobnie jak Justin, ale on jakoś tak bardziej, nie potrafię tego wszystkiego określić. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! <3
OdpowiedzUsuńPrzeciez jest świetne ❤️
OdpowiedzUsuńomg i co ja mam teraz robić! nie zdajesz sobie sprawy z tego jak wdzieczna jestem ze polecilas swojego bloga u mnie w komentarzach, jeny, jestem tak wciągnięta w to opowiadanie że nie wytrzymam do nastepnego rozdzialu haha dodawaj jak najszybciej będziesz mogła bo to jest genialne. Jestem pod wrażeniem, kocham kocham kocham! czekam z niecierpliwoscia na nastepny bo jestem ciekawe co się teraz z naszymi bohaterami stanie, chociaż nie wiem jak wytrzymam haha!
OdpowiedzUsuńŁał! Genialnie piszesz! Masz talent, którego tylko pozazdroscic ;) Co do rozdziału, uważam, że lepiej jest w narracji pierwszoosobowej, choć to tylko moje zdanie ;) Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdzial ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Swietny rozdzial kochaniee *, * czekam na kolejny ^ ^
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział! Już zaczyna się coś dziać między Justinem a Natashą i to mi się podoba. :) Cieszę się, że Justin zaczyna się trochę otwierać przed nią. Jestem ciekawa jak dalej potoczy się akcja. :) Z niecierpliwością czekam na następny. x /@bizzlessmile
OdpowiedzUsuńBoże, jakie to cudowne. Nie raz zastanawiałam się, jak ty to robisz, że masz tak niesamowity talent. Wszystko co piszesz wydaje się takie realne, a ja Ci po prostu zazdroszczę. Czytając twoje rozdziały są super. Bardzo podoba mi się postać Justina w tym opowiadaniu, jest on całkowicie inny, niż w twoich pozostałych, mimo że nie zna zbyt dobrze Natashy, on jej ufa, a ona jemu. Czekam na next i weny życzę.
OdpowiedzUsuńNiesamowity szablon
Cudne
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział! jestem wrecz zakochana w tym ff :D
OdpowiedzUsuńAww genialny! Strasznie słodki rozdział *.* I wcale nie wyszedł Ci kiepski, wręcz przeciwnie. Bardzo mi się podoba, zresztą jak każdy nowy rozdział. Czekam na następny! <3 Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńGenialnie ! Czekam ma Nn !
OdpowiedzUsuńJeśli możesz to obczaj moje FF o Justinie Bieberze :)
http://know-true-love.blogspot.com/?m=1