sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział 15 - Stay with me...

Serce Natashy odżyło po jednym dotyku Justina. Serce Justina odżyło po jednym dotyku Natashy. Świat obojga zawirował. Dali się ponieść głębokim uczuciom. Pozwolili oderwać się od doczesnego życia i zginąć w obłokach własnych marzeń i pragnień. Jedna krótka chwila, a potrafiła odmienić wszystko, co do tej pory pozostawało w rozsypce.
-Justin - Natasha wyszeptała cichutko i mocniej naparła na drżące wargi szatyna.
Nie bała się go. Nie bała się jego pocałunków, jego dotyku. Nie bała się samej świadomości, że dorosły mężczyzna jest tak blisko niej.
Nie odpierała jego dłoni, które z prawdziwą gorliwością zaczęły masować wcięcie w talii i wąskie biodra. Jeszcze nikt nie dotykał jej w ten sposób. Nigdy nie miała chłopaka, dlatego również okazja do zbliżeń przechodziła jej koło nosa. Natasha jednak nie spieszyła się z niczym. Czekała, aż przyjdzie samo. Aż odpowiedni mężczyzna i dozgonna miłość nadejdzie samoistnie.
Justin muskał pełne wargi Natashy delikatnie, by nie wystraszyć jej i nie wzbudzić lęku. Rozprowadzał ciepło wzdłuż jej ciała i przyjemnie otulał bezpieczeństwem. Przesunął krańcem języka po jej dolnej wardze, aby uzyskać od Natashy pozwolenie na delikatne pieszczenie jej podniebienia. Wsunął język do jej ust powoli. Dłońmi wyczuwał każde spięcie jej mięśni, każdą przebiegającą przez ciało niepewność. Chciał być pewien, że nie zrobi nic wbrew jej woli.
Obiecał sobie, że będzie jedynie obejmował Natashę w talii, lecz jego dłonie mimowolnie zsunęły się z jej gładkich pleców na pośladki zakryte jedynie cienkim materiałem bielizny. O dziwo Natasha nie zareagowała strachem czy lękiem. Wykonała pół małego kroku w przód i zmniejszyła odległość, dzielącą ich spragnione ciała. Przejęła również prowadzenie w romantycznym tańcu ich języków.
-Dlaczego odeszłaś bez słowa? - wyszeptał, opierając czoło o czoło Natashy, a jej plecy nadal dociskając do ściany.
Natasha zmarszczyła brwi i, zaciskając dłonie na luźnej koszulce chłopaka, odsunęła go od siebie, by móc spojrzeć w jego wyjątkowe oczy. Zdezorientowanie narastało w niej z każdą chwilą.
-Ja odeszłam? - spytała w szoku. - Przecież to ty nie chciałeś, abym wracała. Kazałeś powiedzieć mojemu bratu, że byłam jedynie utrapieniem, nieznośnym dzieciakiem, którym musiałeś się zajmować.
Justin rozszerzył oczy i gwałtownie chwycił policzki Natashy w dłonie. Chciał znaleźć w jej oczach błysk rozbawienia, bądź wyczuć podwyższoną temperaturę ciała. Jej czoło było jednak chłodne, a jej samej daleko było do żartów.
-Ja miałbym coś takiego powiedzieć? Miałbym powiedzieć w ten sposób o najważniejszej księżniczce w moim życiu? Żartujesz sobie? - uniósł lekko głos, jednak karcące spojrzenie dziewczyny sprowadziło go na ziemię. - Twój brat przyszedł do mnie i powiedział, że postanowiłaś na stałe wrócić do domu, że tamto życie nie było dla ciebie, że wykorzystałaś jedynie moją naiwność, aby posmakować czegoś innego. Dawał mi do zrozumienia, że zwyczajnie zabawiłaś się moim kosztem, a kiedy znudziło ci się życie na ulicy, jak gdyby nigdy nic wróciłaś do domu.
Krew w ciele Natashy zagotowała się boleśnie. W jednej chwili zrozumiała wszystkie nieporozumienia ostatnich dni, wszystkie wylane łzy, każdą minutę smutku. Pojęła, że za jej ból odpowiedzialny był jedyny członek rodziny, któremu ufała. Jedyny, do którego czuła coś więcej niż czystą niechęć. Wyprowadzenie Natashy z równowagi graniczyło z cudem, natomiast teraz aż kipiała ze złości.
Gwałtownie odepchnęła od siebie ciało Justina i z zaciśniętymi pięściami ruszyła w kierunku drzwi. Justin zatrzymał ją dopiero w momencie, w którymi ułożyła małą dłoń na klamce. Złapała jej biodra i nie pozwolił odejść.
-Puść mnie, Justin. Muszę przemówić temu skurwysynowi do rozsądku - warknęła wściekle, jednak każda delikatna pieszczota składana na brzuchu pomagała jej się rozluźnić i uspokoić.
-Chciałem ci tylko przypomnieć, że nadal jesteś w samej bieliźnie. Jeśli ci to jednak nie przeszkadza, mogę jedynie trzymać kciuki w rozmowie z bratem - wzruszył niedbale ramionami, posyłając dziewczynie najpiękniejszy uśmiech, od którego zmiękło nie tylko jej serce, ale również kolana.
-A tobie to przeszkadza? - wyszczerzyła rządek prostych, białych zębów i oderwała dłoń od klamki. Odpuściła, przynajmniej na razie.
-A jak sądzisz? - zachichotał, podchodząc do niej po raz kolejny i po raz kolejny obejmując jej drobną talię ramionami. - Jesteś taka śliczna - wyszeptał drżącym głosem do ucha dziewczyny, zanim musnął kilkukrotnie skórę za nim. - Tęskniłem za tobą. Bardzo.
-Ja za tobą też, Justin. W ogóle jak mogłeś uwierzyć, że chciałam jedynie się tobą zabawić? Myślałam, że mnie znasz i wiesz, że nie jestem taka.
-Po prostu uznałem, że twój brat nie miałby najmniejszego powodu, aby kłamać. W końcu raz mi pomógł - westchnął i przebiegł po włosach palcami wolnej dłoni. - A ty? Jak mogłaś uwierzyć, że byłaś dla mnie problemem? Masz o mnie aż tak niskie zdanie?
-Wiesz, że to nieprawda - spuściła wzrok, gdy palące spojrzenie szatyna zaczęło przyprawiać ją o zawroty głowy. - Sama nie wiem, dlaczego mu uwierzyłam. Był tak przekonujący, tak pewny siebie. To mój brat, na miłość boską. Myślałam, że nie zrobiłby mi czegoś takiego.
-Już dobrze, skarbie. Najważniejsze, że zdążyliśmy sobie wszystko wyjaśnić, zanim skoczyłbym pod pierwszy przejeżdżający pociąg - zaśmiał się cicho, lecz szatynka potraktowała jego słowa bardzo poważnie i mocniej wtuliła się w Justina, w jego ciepłe ciało, zapewniające spokój i troskę.
Stali po środku pokoju przez długie minuty jedynie wtuleni. Justin gładził dłonią włosy dziewczyny, natomiast ona co chwila muskała jego klatkę piersiową zakrytą przez koszulkę. Miała go przy sobie. Miała go tak blisko. Znów była w jego ramionach, znów czuła jego obecność. Justin również nie pragnął niczego więcej. Jego księżniczka stała pół kroku przed nim i nie zamierzała pozwolić mu odejść, a on wiedział już, że dopóki sama, z własnej woli nie zniknie, on nie odpuści i nie narazi się na kolejne cierpienie.
-Tak bardzo mi ciebie brakowało, Justin. Naprawdę bałam się, że już nigdy mnie nie przytulisz, nie dotkniesz - zapłakała cicho, lecz jej łzy zostały pospiesznie otarte opuszkami palców szatyna.
-Hej, aniołku, jestem tutaj i nigdzie się nie wybieram, dopóki mnie nie wygonisz - Natasha wysiliła się na nikły uśmiech przez łzy i znów ukryła twarz w koszulce chłopaka. Nie mogła uwierzyć, że jej największe marzenie spełniło się tak szybko. Miała przy sobie mężczyznę, przy którym widziała swoją przyszłość, może nieprostą i zawiłą, trudną do przejścia i często bolesną, ale nie samotną.
-Mogę mieć dla ciebie nieprzyzwoitą propozycję? - Natasha uniosła lekko brwi i spojrzała na Justina z zagryzioną między zębami wargą.
-Nieprzyzwoitą? - zastanowił się przez moment, lecz chwile powagi szybko zastąpił uśmieszkiem. - Zamieniam się w słuch.
-Weźmiesz ze mną prysznic?
Justin przełknął głośno ślinę i zamarł. Nie spodziewał się ze strony Natashy takiej odwagi i chociaż chciał uśmiechnąć się szeroko z łobuzerskim błyskiem w oku, musiał najpierw upewnić się, że w oczkach Natashy nie kryje się skrępowanie. Jeśli nie byłaby tego pewna, nie miał zamiaru nawet jej dotknąć. Miał w sobie ogromnie wiele szacunku do kobiet i sam nie wiedział, dlaczego wyrósł na takiego człowieka. Biorąc pod uwagę sposób, w jaki jego ojciec traktował matkę, powinien nabyć po nim brutalność i agresję. Tym czasem Justin nie wyobrażał sobie nawet podnieść głos na kobietę. Strach w jej oczach skutecznie by go złamał.
-Ale w sensie że nago? Tak bez ubrań? - kolejny raz przełknął ślinę. Wyglądał jak mały, przestraszony chłopiec, który pierwszy raz dostał propozycję, aby obejrzeć kuszące, dziewczęce ciało.
-Nie, w ubraniach - Natasha przewróciła ze śmiechem oczami i musnęła zaciśniętą szczękę chłopaka. Od razu zaczął się rozluźniać i wkraczać w błogi stan zarówno ciałem jak i umysłem.
-Jeszcze pytasz? - nabrał głęboko powietrza i złożył chaotyczny pocałunek wśród miękkich włosów Natashy. Była jego największym szczęściem.
Dziewczyna objęła palcami obu dłoni dużą dłoń Justina i wprowadziła go do łazienki. Justin wolną ręką zapalił światło i dopiero wtedy mógł ujrzeć w pełnej okazałości ciało Natashy w samej bieliźnie. Zagryzł nerwowo wargę. Jego wzrok zdradzał pożądanie, a szatyn nie potrafił dłużej kryć emocji, jakie wywoływało u niego ciało dziewczyny. Taka piękna, tak blisko niego, musiała być snem.
-Nie wstydzisz się mnie? - spytał z uniesioną brwią, kiedy Natasha bez skrępowania położyła dłonie na plecach i chwyciła między zwinne palce zapięcie stanika.
Uniosła wzrok z wykafelkowanej podłogi i wydała z siebie ciche prychnięcie. Następnie zsunęła ramiączka stanika i pozwoliła mu cicho opaść na podłogę.
Justin głośno wciągnął w usta powietrze. Teraz jeszcze bardziej pragnął zbliżyć się do piętnastolatki i musnąć jej ciało choćby opuszką palca. Nie potrafił oderwać od niej wzroku. Natasha budziła w nim mężczyznę, który na co dzień przebywał uśpiony wewnątrz jego duszy, wewnątrz ciała.
-Nie, nie wstydzę się ciebie, o ile nie patrzysz na mnie tak, jakbyś chciał mnie co najmniej zjeść - odparła z westchnieniem na wcześniejsze pytanie i zahaczyła palce na gumce majtek.
-Co najmniej?
-Tak, co najmniej. Mógłbyś mnie równie dobrze zgwałcić, a dopiero potem zjeść.
Justin parsknął cicho i ściągnął przez głowę koszulkę. W pierwszym momencie zadrżał przez chłód wpadający przez otwarte drzwi balkonowe, jednak dłoń Natashy dotykająca jego klatkę piersiową rozgrzała go w mgnieniu oka. Potrzebował bliskości, wiążącej się również z dotykiem. Z dotykiem kobiety.
Kiedy Natasha stanęła pod prysznicem i włączyła ciepłą wodę, Justin przerwał ściąganie dresów. Stała tyłem do niego, dając mu wgląd na małe, krągłe pośladki. Justin nie zorientował się nawet, że kilka razy zwilżył wargi językiem, dopóki odrobina śliny nie osadziła się w kąciku jego ust. Szybko zdjął dresy, bokserki i wsunął się do kabiny wypełnionej gorącą parą, aby zamknąć Natashę w silnym uścisku.
-Naprawdę nie czujesz przy mnie skrępowania? - wyszeptał jej do ucha, przebiegając dłońmi po nagim brzuchu dziewczyny. Mając ją tak blisko, nie potrafił utrzymać rąk przy ciele. Był spragniony jej bliskości.
-Nie, Justin, nie czuję. Nie mam powodów, żeby się wstydzić - powoli obróciła się twarzą do chłopaka i namydlone dłonie przyłożyła do jego policzków. - Jesteś dla mnie zbyt ważny, abym mogła się ciebie wstydzić - dodała, po czym położyła gorące wargi na jego wciąż drżących ustach. Chciała posmakować go kolejny raz i kolejny raz pokazać mu, że czuje się przy nim swobodnie. Na tyle swobodnie, aby mógł ją całować, dotykać, pieścić.
Nagle szatynka poczuła twardy ucisk przy podbrzuszu. Spojrzała w dół i uchyliła lekko usta, tworząc z nich małą literkę o. Po raz pierwszy stała tak blisko nagiego mężczyzny. Po raz pierwszy mogła przyglądać się mu, a nawet dotknąć. Widziała wyraźnie, że jego przyrodzenie nie jest w stanie spoczynku. Wręcz przeciwnie, stało na baczność, wprowadzając Justina w niemałe zmieszanie.
-Przepraszam - wymamrotał, przebiegając z zażenowaniem po włosach.
-Żartujesz sobie ze mnie? - szatynka na moment przyłożyła dłonie do jego policzków i musnęła czubek jego nosa. - Za co ty mnie przepraszasz? To powinno mi schlebiać.
-A schlebia?
-Tak - odparła pewnie i kilkukrotnie musnęła szybko jego usta. - Mogę ci z tym jakoś... pomóc - zaproponowała niepewnie, przebiegając palcami wzdłuż spiętej klatki piersiowej chłopaka. Dotknęła każdy z pojedynczych mięśni i każdy otoczyła palcem.
Chciała dotknąć każdej części jego ciała, chciała poczuć go bardziej niż kiedykolwiek. Chciała zyskać pewność, że Justin zostanie przy niej, że nie odejdzie przy pierwszej nadarzającej się okazji. Cierpiała podczas rozstania, a teraz, kiedy na nowo rozbudził w niej nadzieje, nie byłaby w stanie zapomnieć o nim i przywyknąć do myśl, że nigdy więcej go nie zobaczy, nie pocałuje, nie dotknie i nie poczuje jego ramion wokół talii.
-Jesteś tego pewna? - wymamrotał i ujął niewielką dłoń Natashy w palce, aby musnąć ją kilkukrotnie.
-Tak - posłała mu słodki, dziecięcy uśmiech. Ten, który docierał do serca Justina najgłębiej i który zostawiał w nim trwałe ślady.
-Daj rączkę, malutka - ponownie objął jej dłoń, lecz tym razem nie przyłożył do ust, tylko ostrożnie oplótł wokół członka.
Jęknął niespodziewanie, czując niezwykle delikatny dotyk. Nie był do niego przyzwyczajony. Żyjąc na ulicy, najczęściej zaspokajał się sam i nie przywykł do drobnych, kobiecych rąk na ciele. Tym bardziej czerpał z jej dotyku ogrom odczuć i emocji. Był jej wdzięczny, że po tylu dniach nerwów pozwoliła mu się zrelaksować i odprężyć. Uzależniała go z każdym dniem coraz bardziej.
Natasha szybko zrozumiała, w jaki sposób poruszać ręką, aby sprawić Justinowi przyjemność. Nie wiedzieć czemu, podobały jej się ciche jęki i stęknięcia Justina oraz dłoń, którą z całą siłą wbijał w ścianę, jednak po chwili przeniósł ją na tył głowy Natashy i zacisnął na włosach pięść. Głowę odchylił, a powieki przymknął. Przyjemność, jaką odczuwał, zadowalając się samemu, nie mogła równać się z dotykiem Natashy, zwłaszcza kiedy kilka razy musnęła jego klatkę piersiową.
-Boże, Natasha - wydyszał głośno. Imię szatynki w jego ustach nienaturalnie drżało. Miał ochotę krzyczeć w wniebogłosy, a powstrzymywał się jedynie dlatego, że w drugiej części domu przesiadywali jej rodzice.
Szatynka przyspieszyła pewne ruchy dłonią i uniosła Justina do gwiazd. Gdy dochodził, patrzyła na jego rozchylone usta i przymknięte powieki, za którymi krył nieprzytomne, błogie spojrzenie. Podniecał ją przyspieszony oddech chłopaka i pięść, którą w dalszym ciągu zaciskał wśród jej mokrych włosów. Doprowadziła go na szczyt i poczuła, jak sperma szatyna spływa wzdłuż jej dłoni.
-Dziękuję - wymamrotał, opierając czoło o czoło piętnastolatki. Ponownie włączył wodę i oblał ich rozgrzane ciała. - Cholernie ci za to dziękuję, kochanie - musnął wargami jej czółko, obie powieki, potem czubek małego noska i w końcu pełne usta, które momentalnie oddały pełen namiętności pocałunek.
Justin ostrożnie oparł dziewczynę o ścianę pod prysznicem. Nie chciał jej wystraszyć. Pragnął jedynie pokazać, że nie ma zamiaru jej wykorzystywać, a szanować i traktować jak najprawdziwszą księżniczkę. Naparł wargami na jej wargi i powoli wsunął do jej ust język. Zaczął pieścić podniebienie, wiedząc, że każdy jego gest sprawia dziewczynie przyjemność. Była młoda, niedoświadczona i jej małe ciało również nie przywykło do pieszczot.
-Pomogłam? - zachichotała pod nosem, kiedy szatyn odgarnął kosmyk włosów z jej policzka.
-Nie zdajesz sobie nawet sprawy, jak bardzo - odwzajemnił gest i pozwolił piętnastolatce, aby otarła jego mokre ciało białym ręcznikiem. Delikatnie osuszyła skórę na ramionach, klatce piersiowej, brzuchu, a także pośladkach. Okazywała mu niebywałą troskę, czułość i ciepło. Kochał sposób, w jaki opiekowała się nim, nie pozwalając mu patrzeć w przyszłość ze smutkiem. Podświadomie kochał ją samą. - Przy następnej okazji odwdzięczę się - puścił do dziewczyny oczko i owinął ją delikatnie ręcznikiem, całując jej nagie ramię.
-Justin, powinniśmy o czymś porozmawiać - Natasha zaczęła poważnie, ubierając majtki i koszulkę bez rękawów.
Justin, który wciągnął przez nogi bokserki, spojrzał na szatynkę ze strachem. Nie sądził, aby jej nastawienie zmieniło się w ciągu kilku sekund. W końcu jeszcze przed momentem uśmiechała się do niego w najpiękniejszy sposób. Otoczyła go jednak delikatna niepewność. Zagryzł wargę i wstrzymał oddech, wypuszczając go dopiero wtedy, kiedy Natasha uspokajająco pogładziła jego ramię i musnęła je przelotnie.
Oboje wyszli z łazienki, a Justin zgasił światło i ponownie oblał pokój mrokiem. Szatynka zapaliła małą lampkę przy łóżku i pociągnęła dłonie Justina, aby usiadł obok niej. Spojrzała na niego smutno i zaraz pospiesznie objęła jego szyję ramionami. Potrzebowała wsparcia i jedynie Justin mógł wesprzeć ją tak silnie. Tylko jemu ufała, tylko jego kochała.
-Justin, jestem uzależniona - wyszeptała, a jej ciepły oddech odbił się od szyi chłopaka. Na ogół wywołałby u niego przyjemne dreszcze, lecz teraz przyniosły odwrotny efekt.
-Ostrzegałem cię, skarbie - jego głos drżał. Bliski był płaczu i chociaż tamował łzy z całą mocą, bał się, że kilka mimowolnie spłynie po jego policzku. - Ostrzegałem cię, mówiłem, że narkotyki są największym gównem. Dlaczego nie posłuchałaś mnie od początku? Dlaczego musiałaś być tak uparta i nie dopuszczałaś do siebie myśli, że na twoje niedoświadczone, małe ciałko dragi zadziałają jeszcze silniej i szybciej cię uzależnią?
-Przepraszam, Justin. Przepraszam, nie wiedziałam. Myślałam, że to były tylko puste słowa, a ja się  nie uzależnię. Na miłość boską, sądziłam, że mam silną wolę. Przeliczyłam się.
-Kupowałaś dragi od Tysona? - spojrzał na nią z troską, jedną dłonią gładząc spięty kark, a drugą masując wcięcie w talii.
-Tak, nikogo innego nie znałam, a wiem, że ty zawsze od niego kupowałeś - otarła z policzka jedną łzę, która w międzyczasie zdążył zmoczyć gładką skórę, i kontynuowała. - Tego dnia, kiedy wyszłam z baraku, sprzedałam swój zegarek, aby kupić działkę dla siebie i dla ciebie, ale wtedy znaleźli mnie rodzice i siłą zaciągnęli do domu. Dalszy ciąg zdarzeń doskonale znasz. Nie miałam ciebie obok, więc na przemian płakałam i ćpałam. Nie sądziłam, że mogę się uzależnić po kilkunastu, może dwudziestu paru działkach. Naprawdę cię przepraszam, Justin. Wiesz, że słucham twoich słów, jakby były święte, ale w tej jednej kwestii wpuszczałam je jednym uchem, a wypuszczałam drugim, przepraszam.
Jeszcze mocniej wtuliła się w jego ciało, aby zatrzymać jakiekolwiek przejawy złości ze strony Justina. Nie chciała, aby się na nią gniewał. Miała nadzieję, że zrozumie, że w jej wnętrzu wciąż kryje się głupi dzieciak, który wymaga trzymania za rękę i pilnowania na każdym kroku. Nie była przyzwyczajona do swobody, a kiedy w końcu otrzymała jej odrobinę więcej, wykorzystała w najgorszy, możliwy sposób.
-Nie przepraszaj mnie, tylko obiecaj, że te pieprzone dragi nie zmienią tego, co jest pomiędzy nami. Proszę, obiecaj mi to.
-Obiecuję. Nic tego nie zmieni, Justin. Nic. Zobaczysz, poradzimy sobie, będziemy szczęśliwi, tylko we dwoje. Uda nam się. Damy radę przezwyciężyć wszystkie gówna na drodze i w końcu znajdziemy spokój, w którym będziemy mogli się zaszyć. Na zawsze.
-Na zawsze? Potrafisz mi też obiecać, że nigdy nie odejdziesz, że nigdy mnie nie zostawisz, że zawsze będziesz przy mnie? - z każdym kolejnym słowem powoli układał Natashę na świeżej pościeli i napierał na jej ciało, aby w końcu przylgnąć wargami do jej drżących ust.
-Na zawsze i o jeden dzień dłużej.


*Natasha*


Przez długie godziny siedzieliśmy z Justinem na środku łóżka, objęci, przytuleni. W zasadzie to ja wspierałam się na jego klatce piersiowej, a on obejmował mnie ramieniem w talii. Czułam się przy nim jak księżniczka w objęciach rycerza ratującego ją z najwyższej komnaty w najwyższej wieży. Był przy mnie, ufał mi i okazywał wdzięczność również za moją obecność. Mogłam bez obaw i do woli całować jego nagą klatkę piersiową i ramiona. Mogłam odbierać również jego pocałunki. Powiem jedno - byłam naprawdę szczęśliwa.
-Ile miałaś tutaj lat? - spytał Justin, wskazując na jedno ze zdjęć w naprawdę grubym albumie.
Uparł się, aby obejrzeć zdjęcia z mojego dzieciństwa, a ja nawet siłą nie potrafiłam odebrać od niego sporych rozmiarów klasera. Poza tym nie miałam nic do ukrycia. Byłam wesołym, uśmiechniętym dzieckiem. Dopiero z czasem zmieniałam się w osobę zbyt poważną i dojrzałą jak na swój wiek.
-Osiem. Po raz pierwszy siedziałam wtedy na koniu. Spróbowałam kilka razy, ale dość szybko mi się znudziło, zresztą jak wszystko - wzruszyłam lekko ramionami, wtulając policzek w jego ramię.
-Zobaczysz, ja ci się tak szybko nie znudzę - puścił do mnie oczko i pocałował w czubek głowy. Jeden gest wystarczył, aby rozlać po moim ciele przyjemne ciepło.
-W to nie wątpię - zachichotałam słodko.
Byłam pewna. Justin skradł moje nastoletnie serce i nie znudzi mi się jak najnowsza zabawka, którą po jednym sezonie wyrzucałam w kąt pokoju. Był tym jedynym.
-To twoja siostra? - Justin wskazał kolejne zdjęcie, tym razem z końca albumu. Stałyśmy z Van w ogrodzie przed domem, sztucznie objęte do zdjęcia. Miała wtedy piętnaście lat, ja natomiast trzynaście, lecz nasze stosunki ograniczały się do porannego cześć i wieczornego dobranoc.
-Tak, to Vanessa - odparłam, choć nie potrafiłam w pełni skupić się na zdjęciu, kiedy miałam tak blisko siebie najwspanialszego mężczyznę, który troszczył się o mnie i szanował.
Musiałam przyznać - byłam w nim po prostu zakochana.
-Całkiem ładna - stwierdził, głaszcząc dłonią moje ramię.
Nie poczułam zazdrości. Nie miałam o co. Justin nie był mężczyzną jakich wielu. Nie był nieuczciwym gnojkiem bez skrupułów, który rani dziewczyny tylko po to, aby dotrzeć do kolejnej.
-Jest modelką, musi być ładna - stwierdziłam cicho i ziewnęłam, przykrywając usta dłonią. Był środek nocy, a mnie powoli próbował zmorzyć sen. Po dniu pełnym wrażeń zdecydowanie potrzebowałam długiego odpoczynku.
-Nie dorasta ci urodą nawet do pięt, Natasha - powiedział poważnie i tym razem nie oblał ciepłem mojego serca, ale delikatnymi rumieńcami pokrył oba policzki. - I z pewnością nie rumieni się tak słodko i uroczo jak ty, kruszynko - musnął czubek mojego nosa, wplątał palce we włosy, które zdążyły wyschnąć, i mocniej wtulił moją twarz w swoją klatkę piersiową.
Czułam, że chciał powiedzieć coś więcej. Coś, co ja również pragnęłam mu przekazać. Oboje byliśmy jednak zbyt mało odważni, aby przyznać się do uczuć.
-Wiesz, czego czasem bym chciał? - spytał nagle, przerywając długotrwałą ciszę.
Skończyliśmy oglądać zdjęcia i wygodniej ułożyliśmy się na łóżku. Przynajmniej mi było wygodnie, w ramionach Justina. On po prostu nie narzekał.
-O czym? - posłałam chłopakowi pytające spojrzenie i znów musnęłam jego klatkę piersiową. Naprawdę przyciągała i swoją drogą mocno rozpraszała.
-Żeby wyjść jak każdy młody człowiek na imprezę do klubu, najebać się w trzy dupy, zaliczyć po pijaku jakąś tępą szmatę, która nie ma za grosz szacunku do samej siebie, a następnego dnia leczyć kaca na garnuszku u rodziców - zaśmiał się cicho, poprawiając humor również mi.
-Zapomnij o jakimkolwiek zaliczaniu, jesteś mój - posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie, lecz zaraz ponownie zachichotałam pod nosem. - Wiesz, dzięki temu że jesteś inny, jesteś dla mnie tak ważny. Facetów, którego przykład przed momentem opisałeś, jest na pęczki, natomiast tak wrażliwych i czułych jak ty jest naprawdę niewielu.
-Och, jesteś słodka - zamruczał, muskając opuszką palca linię mojej szczęki. - Daj pyska - objął moją twarz dłońmi i z uczuciem wpił się w moje usta, jakby na potwierdzenie moich wcześniejszych myśli. Musiał coś do mnie czuć. Inaczej nie całowałby z taką pasją i zaangażowaniem.
-Ja mogę mieć co najwyżej mordkę. Słodką mordkę - wymamrotałam w przerwie pocałunku, kiedy chłopak pociągnął mnie na swoje uda. Usiadłam więc na nim okrakiem i cieszyłam się bliskością, jaką od niego otrzymywałam.
W ciągu kilku tygodni uzależniłam się nie tylko od narkotyków, ale również od obecności Justina. Nigdy nie przypuszczałabym, że będę do tego stopnia potrzebować drugiego człowieka. Pragnęłam go, pożądałam i po cichu również kochałam, do czego na głos bałam się jeszcze przyznać.
-Justin, brzydko mówiąc, padam na ryj i cholernie chce mi się spać. Nie obrazisz się, jeśli dalszą rozmowę o mordkach i pyszczkach dokończymy jutro?
-Oczywiście, że nie, aniołku - nazywanie mnie aniołkiem było najsłodszym słowem wypływającym z jego ust, przysięgam. Rozpływałam się za każdym razem, gdy zwracał się do mnie w podobny sposób, nie ważne czy było to za pierwszym razem, czy teraz, po kilku tygodniach znajomości. - Śpij słodko, niunia.
I zasnęłam, leżąc na jego ciepłym ciele, w otoczeniu silnych ramion i z uśmiechem na twarzy, który nie zniknie, dopóki nie odejdzie ode mnie Justin.


~*~


Najważniejsza sprawa dzisiejszego wieczoru to oczywiście narracja. Po chyba trzech miesiącach pisania w narracji trzecioosobowej postanowiłam wrócić do pierwszoosobowej, czego przykład macie w końcówce rozdziału. Odzwyczaiłam się od tego i z początku nie wiedziałam nawet, jak pisać, ale powiem Wam, że już dawno nie pisało mi się tak lekko, więc na razie przy tej narracji zostaję. Chcę wprowadzić zmianę, ponieważ ostatnio zdałam sobie sprawę, że nie chciałabym czytać opowiadania pisanego w sposób, w jaki ja piszę. Może uda mi się to zmienić i wprowadzić troszkę więcej akcji do opowiadań. Trzymajcie kciuki :)
Druga sprawa - nie mam pojęcia, dlaczego na komputerze/ tablecie pojawiają się w rozdziałach akapity, a w wersji mobilnej nie, dlatego wybaczcie mi to i pamiętajcie, że babka z polskiego w gimnazjum wyćwiczyła akapity aż zbyt dobrze ;D
I trzecia sprawa. Skoro piętnaste urodziny to hot 15, szesnaste to sweet 16, to jak nazywają się siedemnaste? Mam jutro urodziny i nie wiem, jak mam się nazwać, pomóżcie hahaha ;D
Ps. Chcę, żebyście wiedzieli, że bardzo zależy mi na Was, na moich czytelnikach, i czuję, że przez sposób pisania potraciłam Was. Postaram się to zmienić, obiecuję <3

wtorek, 23 czerwca 2015

Rozdział 14 - The last day of sorrow...

Mijały godziny przesiąknięte bólem. Mijały dni przepełnione smutkiem. Życie Natashy i Justina powróciło na stare, monotonne tory. Szatyn każdego ranka ze łzami w oczach wchodził na dworzec Michigan Central Station, aby w ramionach starszych mężczyzn uzbierać pięćdziesiąt dolarów na gram heroiny. Jego serce krwawiło, gdy nie było przy nim Natashy. Tylko ona potrafiła zmusić go do uśmiechu własnym szczęściem, mimo że w sercu chłopaka zalegał smutek. Tylko ona podnosiła na duchu jego zziębniętą, opuszczoną duszę, pragnącą ciepła i obecności.
Natasha natomiast wróciła do szkoły i każdego dnia zatapiała się w szkolnych podręcznikach, aby zabić myśli o Justinie i skupić się na fizyce jądrowej, pierwiastkach chemicznych oraz miłosnej poezji. Gdy pani Jones na lekcji angielskiego zaczynała przytaczać cytaty z najpiękniejszych, miłosnych wierszy, w oczach Natashy zbierały się łzy, wolniutko spływające w dół policzków. Było jej zwyczajnie ciężko w samotności, bez jego ramienia owiniętego wokół talii. Im bardziej starała się o nim zapomnieć, tym bardziej za nim tęskniła.
W ciągu dziesięciu dni od przymusowego rozstania zdążyli wylać niebywałą ilość łez. Nie potrafili nocą zasnąć  i już po tygodniu ich ciała  były wycieńczone, pozbawione energii do życia. Marzyli o tym samym - o silnym uścisku i kilku pokrzepiających słowach. Justinowi było jeszcze trudniej  przyzwyczaić się do ponownej samotności. Kilka tygodni spędzonych przy Natashy odebrało mu zdolność racjonalnego spoglądania w przyszłość. Utonął we własnych marzeniach. Utonął w nich i nie miał przy sobie żadnej deski ratunkowej. Nie miał przy sobie pomocnej dłoni Natashy, która ratowała go przed utonięciem.
Kolejne dni wciągnęły Natashę w sidła uzależnienia, z którego sama nie była w stanie się uwolnić. Była zbyt słaba, zwłaszcza bez wsparcia Justina. Było jej wstyd, że od początku nie posłuchała dojrzałego i doświadczonego w kwestii narkotyków szatyna. Ostrzegał ją od pierwszego dnia. Teraz miała pieniędzy pod dostatkiem, jednak gdyby w dalszym ciągu mieszkała na 18th Street, musiałaby sprzedawać za dragi własne ciało; musiałaby zostać prostytutką, aby zaopatrzyć się w niezbędny towar.
Chodziła do Tysona regularnie, mając nadzieję, że nie spotka Justina. Samo wspomnienie o nim było zbyt bolesne, aby mogła z zaciśniętą szczęką spojrzeć w jego oczy. Pierwsza łza pociągnęłaby za sobą kolejną, powodując w ostateczności morze rozpaczy, smutku i bólu. Ćpała, aby zapomnieć. Zapomnieć o chwilowym szczęściu, które uciekło jej pomiędzy palcami. Pozwoliła mu uciec, odejść. Pozwoliła odejść Justinowi.
Kondycja psychiczna Justina nie była lepsza. Wręcz przeciwnie, jeszcze nigdy nie cierpiał tak silnie. Zaczynał rozumieć definicję złamanego serca. Prawdę powiedziawszy wolał zostać upokorzony przez klientów na dworcu niż skrzywdzony na poziomie miłości, której w zasadzie nie był nawet pewien. Wiedział jedno. Pragnął Natashy. Pragnął jej maleńkich dłoni na swoim ciele, pragnął jej nieśmiałego uśmiechu, pragnął ciepła jej ciała. Pragnął osoby, która w ciągu kilku tygodni stała się najjaśniejszą gwiazdą jego wszechświata.
Oboje pragnęli siebie równie mocno. I oboje nie mieli odwagi, aby przyznać się do tego na głos. Woleli płakać w poduszkę, dusząc się w smutku i rozpaczy. Woleli drwić z uczuć, wiedząc doskonale, że tylko one utrzymywały ich przy życiu.

***

Natasha trzasnęła metalowymi drzwiczkami szkolnej szafki i posłała groźne spojrzenie rówieśnikom, przyglądającym się jej z zainteresowaniem i pewnego rodzaju dystansem. Uznawana do tej pory za delikatną, niewinną, nieśmiałą dziewczynę, zmieniła się ogromnie po kilkutygodniowej przerwie. Zmiana jej zachowania była ogromną niespodzianką dla znajomych, których nigdy nie miała za wielu, ale również dla chłopaków ze starszych klas. Tych, którzy nie oszczędzali papierosów na przerwach między lekcjami i narkotyków mieszanych z alkoholem na domówkach. Jej buntowniczy nastrój przyciągał dupków, widzących w Natashy jedynie chwilową zabawkę. Nie mieli pojęcia, jak wiele szacunku do samej siebie kryje się w wątłym, piętnastoletnim ciele.
-Czego się gapisz? - warknęła na kolegę z klasy, który przez ponad połowę przerwy nie odrywał od niej spojrzenia i tylko momentami poprawiał opadające na nos okulary z grubymi szkłami.
Chłopak speszył się momentalnie i odszedł korytarzem w przeciwnym kierunku. Natasha przewróciła oczyma. Odnosiła wrażenie, że z powodu zmarszczonych brwi i zaciśniętej szczęki wzbudzała lęk u połowy szkoły. Nawet szkolne plotkary przestały pieprzyć głupoty na temat Natashy. Czuła się jak królowa pośród znienawidzonych murów. Nie jak królowa pięknego zamku z wysokimi wieżami i drogimi zdobieniami. Jak najprawdziwsza królowa ulicy, dzikiej i nieokrzesanej.
-Panienko Reed, proszę nie wszczynać kłótni - przechodząca nieopodal nauczycielka posłała Natashy karcące spojrzenie, lecz nawet nie zatrzymała się przy dziewczynie i nie zamieniła z nią kilku słów.
Dla nauczycieli szatynka była kolejną ofiarą młodzieńczego buntu. Nie zauważali czystej rozpaczy w jej oczach. Nie chcieli zauważać. Nie chcieli jej pomóc. Nie chcieli nawet spróbować.
Natasha wyszła na dziedziniec przed szkołą oblany południowym słońcem. Zmrużyła oczy, lecz nie miała czasu dłużej stać i obserwować ludzi wokoło. Zbiegła po schodach i ruszyła przez niewielki, zapełniony uczniami plac, dopóki nie poczuła na ramieniu ciężkiej dłoni i smrodu tytoniowego dymu w powietrzu. Obróciła gwałtownie głowę i zmarszczyła brwi. Nie podobała jej się grupka chłopaków z najstarszej klasy, która otoczyła dziewczynę niemal z każdej strony. Nie potrafiła się jednak bać. Kilka tygodni na ulicy uświadomiło ją, że w życiu bywają rzeczy gorsze niż wzbudzający lęk nastolatkowie.
-Czego? - warknęła, strącając dłoń jednego z ramienia. - Nie mam całego dnia.
-Aż nie mogę uwierzyć, że mała Natasha stała się tak wyszczekana. Przebijasz nawet własną siostrzyczkę, gratuluję - prychnął, zaciągając się głęboko papierosem, a po chwili wypuścił chmurę dymu prosto w twarz szatynki.
Zakaszlała i pomachała przed twarzą kilka razy dłonią. Lubiła czasem zapalić, ale tytoniowy dym za każdym razem uniemożliwiał jej normalne oddychanie.
-To wszystko? Jeśli tak, przesuń się, chcę przejść - ponownie odepchnęła jego klatkę piersiową, lecz tym razem chłopak ani drgnął. Jego stopy wtopiły się w płytę chodnika, a wzrok niebezpiecznie gorliwie spoczywał na ciele Natashy.
-Nie tak szybko, cukiereczku - ponownie poczuła na ramieniu dłoń, ponownie od tyłu. Nie mogła ujrzeć napastnika i planowała gwałtownie odwrócić głowę, lecz zanim spojrzała w oczy kolejnemu chłopakowi, przerywającemu jej spokój i wszechogarniającą obojętność, jego dłoń zniknęła. Jak ręką odjął.
Dosłownie, jak ręką odjął.
Spojrzała niepewnie za plecy, a serce w jej piersi zabiło mocniej i szybciej. Chciała uciszyć je, wypuszczając długi, rozległy oddech, ale zamiast tego zaczęła drżeć. Nawet kiedy schowała dłonie w kieszeniach bluzy nie powstrzymała ich przed delikatnymi wstrząsami. Nie chciała go widzieć, a jednocześnie pragnęła tego cholernie mocno. Z jego twarzy spływał smutek, a z oczu biła pustka. Na moment zapomniała, jak się oddycha.
Justin stał dwa kroki przed nią, zaciskając pięść na ramieniu chłopaka z najstarszej klasy. Do tej pory nie spojrzał na Natashę. Wbił wzrok w twarz nieokrzesanego nastolatka i rzucał w niego prawdziwymi piorunami. W rzeczywistości nie miał odwagi, by chociaż zerknąć na piętnastolatkę. Płakał wieczorami na wspomnienie jej urody i ciepłego serca, jednak nie potrafiłby znieść morza łez na oczach tak wielu ludzi, na oczach Natashy.
-Jeśli kobieta mówi ci, żebyś dał jej spokój, robisz to bez mrugnięcia, rozumiesz? - Natasha nie słyszała dotychczas, aby głos Justina był tak ostry i bezpośredni.
Szczęka chłopaka zaciskała się, a oczy pozostawały lekko zwężone. Szatynka nie znała podobnej strony Justina. W jej oczach zawsze pozostanie ciepłym misiem do przytulania, ale to właśnie tę odsłonę, wrażliwą i delikatną, doceniała w nim najbardziej.
-Wal się, koleś - mruknął nastolatek, ale odpuścił. Machnął dłonią na resztę kumpli i odszedł za budynek szkoły, uprzednio spluwając pod nogi Justina.
Na szkolnym dziedzińcu pozostała już tylko Natasha, a przed nią Justin z Niallem trzymającym się z boku. Dziewczyna z całego serca pragnęła spojrzeć młodemu mężczyźnie w oczy i utonąć w małym morzu mlecznej czekolady. Uniosła nieśmiało wzrok i spoglądała na chłopaka spod rzęs. On nie  miał jednak wystarczających pokładów odwagi i wciąż wpatrywał się w buty przyjaciółki, za którą tęsknił tak jak za działką narkotyku każdego ranka.
-Justin, ja - Natasha uchyliła usta, aby przerwać ciszę, aby zamienić z Justinem choćby kilka słów. Chciała jedynie wiedzieć, dlaczego przez długie tygodnie traktował ją jak oczko w głowie, a z dnia na dzień zmienił się w zimnego, bezdusznego człowieka.
Szatyn nie pozwolił jej jednak dokończyć. Zacisnął dłoń na nadgarstku dziewczyny, uniósł jej rękę i podciągnął rękaw bluzy nad łokieć. Zaklął krótko pod nosem, gdy materiał odsłonił liczne ślady po wkłuciach na delikatnej skórze szatynki. Przejechał po nich opuszką palca, a pod jego powieki napłynęło kilka łez. Nie było jej przy nim tak długo, a mimo to obarczał się całą winą za jej uzależnienie.
-Przepraszam - zdołała wyszeptać, zanim puściła się biegiem w kierunku domu, co parę metrów potykając się o własne nogi i bojąc się własnego, ścigającego ją cienia.
Wszystkie wspomnienia odżyły. Momenty, w których Justin dotykał ją delikatnie, w których przytulał i w których okazywał troskę. Każda spędzona z nim chwila powróciła, aby spędzić sen z powiek Natashy po raz kolejny. Gdyby miała w sobie odrobinę więcej odwagi, przywarłaby ramionami do pasa Justina i przytuliła policzek do jego klatki piersiowej. Ot, takie małe marzenie.
-Stary, jesteś kompletnym kretynem - Niall wypuścił z ust głośne westchnienie i pokręcił z dezaprobatą głową. Jego zdaniem zachowanie Justina wciągało go w otchłań rozpaczy. - Powinieneś w końcu coś ze sobą zrobić. Albo idź pobzykać jakąś laseczkę, albo biegnij za Natashą i na kolanach błagaj ją, aby do ciebie wróciła. Na co ty czekasz? Na to, aż jakiś wymuskany laluś zabierze ci ją sprzed nosa?
-Przestań prawić mi kazania, Niall. Sam dobrze wiem, co jest dla mnie najlepsze.
-Jasne - parsknął z ironią. - To dlatego ryczysz każdej nocy, a rano przychodzisz na dworzec z tak opuchniętymi oczyma, jakby ktoś ci zdrowo wpierdolił.
-Och, zamknij się, Niall, i chodź ze mną. Muszę się dowiedzieć, gdzie ona mieszka.
-A widzisz! - krzyknął uradowany blondyn, uderzając Justina z otwartej dłoni w plecy. - Jednak ci na niej zależy.
-Oczywiście, że zależy, ale to nie ja postanowiłem olać ją z dnia na dzień. To nie ja zabawiłem się nią i nie robiłem z siebie ofiary.
-Wiesz, co ja myślę? - Niall sapnął, dotrzymując kroku Justinowi. - Gdyby faktycznie było tak, jak mówisz, Natasha nie zachowywałaby się w ten sposób. Błagam cię, czy tak wygląda szczęśliwa dziewczyna? Nie, tak wygląda sam jej cień, który snuje się po świecie i szuka pomocy. Otwórz oczy, debilu, zanim naprawdę będzie za późno.
-Chcę ci przypomnieć, że nie jesteś moim psychologiem - Justin nadal odrzucał od siebie myśl, że Niall może mieć rację. Odrzucał, lecz powoli zaczynał się łamać.
-Ale jestem twoim cholernym kumplem, którego mógłbyś posłuchać chociaż raz. Pieprzony raz - Justin oberwał od blondyna w czubek głowy i skrzywił się z powodu lekkiego bólu. - Chłopie, obudź się.
Justin nie odpowiedział, tylko przyspieszył, pociągając za sobą Nialla, aby dogodzić oddalającą się Natashę. Myślał nad każdym słowem kolegi, myślał nad wartością zdań i nad głębokim sensem. Owszem, chciał szczerze porozmawiać z szatynką, ale bał się, że jego naderwane serce da o sobie znać. Bał się poddać emocjom, ponieważ nie wiedział, jak zareaguje na ponowną bliskość Natashy.
-Zobacz, jak ponętnie kręci tyłeczkiem. Och, brałbym - Niall potrącił ramieniem Justina i potarł dłonie. Chciał chociaż odrobinę rozluźnić napiętą atmosferę i poprawić nastrój przyjaciela.
-Boże, Niall, ona ma piętnaście lat - Justin teatralnie przewrócił oczyma, choć sam również zawiesił na moment wzrok na dolnej partii ciała Natashy. Do tej pory widział ją w dresach. Dziś natomiast miała na sobie dopasowane jeansy opinające się na niewielkich rozmiarów pupie.
-A co to za różnica? - wzruszył lekceważąco ramionami, a z ust Justina uciekło głośne sapnięcie.
Czasem wstydził się jako mężczyzna za facetów, którzy widzieli w młodych kobietach jedynie obiekt seksualnych westchnień. On nigdy nie afiszował się ze swoimi nieczystymi myślami.
Podążali za Natashą przez kolejne piętnaście minut. Dziewczyna nie obróciła się ani razu. Nie widziała dwójki mężczyzn, obserwujących każdy jej ruch. Oboje postrzegali ją inaczej. Niall widział w szatynce młodziutką ślicznotkę, natomiast Justina zaślepiało jej wielkie serce. Żałował jedynie, że przed odejściem nie porozmawiała z nim szczerze i otwarcie.
-Kurwa, jaka chata - Niall zaklął pod nosem, kiedy Natasha przeszła przez drzwi willi po prawej stronie chodnika.
Justin uniósł głowę i mimowolnie uchylił usta. Wiedział, że rodzice Natashy są bogaci, jednak nie sądził, że jej dom wygląda jak najprawdziwszy pałac. Jeszcze bardziej utwierdził się w przekonaniu, że piętnastolatka jedynie zabawiła się jego kosztem, chcąc posmakować innej strony życia. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zrezygnowałby z tak łatwego i wygodnego życia na rzecz opuszczonego baraku, brudu i ubóstwa.
-Niall, masz jakieś plany na resztę dnia? - Justin spytał, unosząc jedną brew ku niebu. Zobaczył Natashę raz i nie potrafił oddalić się, stracić ją z oczu.
Zerwał z pobliskiego drzewa dwa jabłka, otarł w materiał bluzy i rzucił jeden owoc przyjacielowi. Wiedział, że blondyna w równym stopniu dotyka głód.
-Mam do wyboru obsługiwanie napalonych pedałów, albo gnicie razem z tobą pod pałacem niedoszłej wybranki i wysłuchiwanie twoich westchnień. Mimo wszystko wybieram tę drugą opcję. Może jak dostaniesz porządnego kopa w dupę, pójdziesz do niej i porozmawiasz.
-Znów zmieniasz się w psychologa - szatyn zachichotał, jednak poczuł ulgę, że najbliższy mu kolega zostanie z nim w trudnym momencie. - Nie wiem jak ty, ale ja wchodzę do niej, kiedy tylko zgasi światło. Nie mam pojęcia, czego od niej chcę. Nie mam pojęcia, co mam jej powiedzieć, ale dostaję szału, kiedy mogę jedynie wpatrywać się w jej okno.
-W końcu zaczynasz myśleć, Bieber. Gratuluję. Myślałam, że nigdy się tego nie doczekam.
Justin usiadł na krawężniku i wyciągnął z kieszeni dwa ostatnie papierosy, które pozostały mu po paczce zostawionej przez Natashę pod dachem baraku. Podpalił oba i jednego podał Niallowi. W ciągu dziesięciu dni odkąd stracił Natashę bardzo zbliżył się do blondyna i był mu wdzięczny za okazane wsparcie. Bez niego byłby w stanie zwariować.
-A może ja nie powinienem wchodzić do niej razem z tobą? - wypalił nagle, dociskając niedopałek papierosa do wilgotnego chodnika.
Justin zmarszczył brwi. Nie rozumiał Nialla i miał nadzieję, że chłopak rozwinie niedokończoną myśl.
-No wiesz, stary. Kwiatki, pszczółki i te sprawy - spojrzał na niego śmiertelnie poważnie. Przez jego usta nie przeleciał nawet cień uśmiechu. W głębi duszy modlił się jednak, aby nie wybuchnąć głośnym śmiechem.
-Kurwa, koleś, co ty ćpałeś? - Justin również bliski był parsknięcia. Przyłożył dłonie do twarzy i potarł ją powolnie. - O pszczółkach i kwiatkach rozmawiało się w podstawówce. Po ile my mamy lat?
-My jesteśmy dorośli, ale Nataska ledwo wyrosła z pieluch. Radzę o tym pamiętać, chłopie, kiedy zatracicie się w...
-Skończ. Chcę rozmawiać, nie pieprzyć - przewrócił teatralnie oczyma i podniósł się z krawężnika. Obawiał się, że nie wytrzymałby dłuższej rozmowy o kwiatkach i pszczółkach. Był zirytowany zachowaniem Nialla, ale mimo to odczuwał wdzięczność. Powoli zyskiwał brata.
Światło w pokoju Natashy mignęło po raz ostatni, zanim zgasło. Justin otrzepał lekko dresy i ruszył w stronę drzewa, delikatnie opierającego się o balkon. Wdrapał się sprawnie po gałęziach, a kiedy stanął na wypolerowanych kafelkach, pchnął lekko szklane drzwi. W pokoju panował półmrok, a nikłe światło wpadała jedynie przez szpary w roletach na oknie. Wnętrze pomieszczenia wyrwane było jakby z zupełnie innego domu. Skromne, minimalistyczne, kontrastowało z drogimi, zdobionymi ścianami willi.
-W całym swoim pieprzonym życiu nie dorobię się choćby jednego metra takiego domu - sapnął Niall, przechodząc przez próg balkonu zaraz po szatynie.
Justin nie był w stanie usłyszeć słów przyjaciela. Dech w piersi zaparła mu skulona Natasha, śpiąca po środku dużego łóżka. Jego serce zwariowało. Najpierw zatrzymało się w piersi, aby po chwili zacząć bić dwa razy szybciej, nierównomiernie. Dziewczyna oddychała spokojnie, a jej klatka piersiowa unosiła się i opadała w równym tempie. Niestety, na policzkach błyszczały ślady po wyschniętych łzach. Całe jej ciało zwinięte w kłębek i zagrzebane w ciepłej kołdrze krzyczało w smutku, łamiąc Justinowi obolałe serce.
-Nie płacz, księżniczko - wyszeptał najciszej, jak umiał, aby nie obudzić kruchej dziewczyny, aby nie przerwać jej błogiego snu.
Justin nachylił się nad szatynką, przyłożył dłonie do jej policzków i obdarzył obie przymknięte powieki czułym pocałunkiem. Na jego kciukach osadziła się pozostałość łez. Otarł je do końca, pozostawiając skórę Natashy zupełnie suchą. Żałował, że przez zamknięte oczy nie mógł zatopić się w odcieniu jej tęczówek. Chociaż z drugiej strony wolał, gdy Natasha spała. Nie wiedział, co mógłby powiedzieć jej po przekroczeniu progu pokoju. Nie miał żadnego pomysłu. Umiał jedynie przepraszać, lecz w tej sytuacji przeprosiny były zbędne. To ona powinna wytłumaczyć mu nagłą ucieczkę. Nie miał jej za złe, że odeszła. Pragnął jedynie wyjaśnienia.
Nawet przez moment nie pomyślał, że oboje padli ofiarą skrupulatnie zaplanowanej intrygi i oboje cierpią w równym stopniu.
-Jest naprawdę śliczna - Niall przykucnął obok Justina, ale nie pozwolił sobie na delikatny dotyk skóry szatynki. Zostałby zmiażdżony złowrogim spojrzeniem przyjaciela. - I taka niewinna.
-Teraz niewinna, ale jak raz zrobiła mi dobrze, naprawdę odleciałem - wymamrotał, mimowolnie wspominając krótki choć pełen emocji moment zbliżenia.
-Wiesz, pozory najwyraźniej mylą.
W pokoju zapanowała cisza, przerywana jedynie cichym oddechem Natashy. Justin od wejścia nie mrugnął ani razu. Nie potrafił, kiedy leżała przed nim najpiękniejsza księżniczka, jaką widział na oczy.
-Stary, ja już nic nie rozumiem. Odeszła ode mnie, zostawiła bez słowa wyjaśnienia, dobrze, jakoś to przeżyję. Ale powiedz mi, dlaczego ona płacze nawet przez sen i w dodatku śpi wtulona w moją bluzę? - wyszeptał, ciągnąc za końcówki włosów. 
Łzy Natashy raniły go nawet bardziej niż łzy siostry, równie kruchej i delikatnej. Zdążył otrzeć słone krople z policzków piętnastolatki, a natychmiast zastąpiła je nowymi, wypływającymi nawet przez sen. Justin poczuł jej smutek. Poczuł wyraźnie i boleśnie, jak osadza się w dole serca i krzyczy, że powstrzymać mogą go jedynie silne ramiona, zamykające dziewczynę w uścisku.
-Jeśli dobrze pamiętam, nie usłyszałeś od niej tych wszystkich słów, prawda? Skąd wiesz, że jej brat mówił prawdę? Skąd wiesz, czy nie oszukał cię perfidnie? Ja mogę powiedzieć ci jedno, Justin. Tak nie wygląda szczęśliwa dziewczyna. Tak nie wygląda dziewczyna, która nic do ciebie nie czuje. Zastanów się nad tym, zanim naprawdę ją stracisz. 
Niall stanął na balkonie i zaczął przyglądać się kwitnącym, czerwonym różom ogrodowym. Zostawił Justina samego ze śpiącą księżniczką, aby mógł przemyśleć na spokojnie jego słowa. Kiedy szatyn był przy niej, delikatnie dotykał jej policzków i cieszył się samą obecnością dziewczyny, jego dusza ukazywała się zza ciemnych chmur i znów skakała ze szczęścia. Pewnego dnia usłyszał, że jeśli zależy nam na bliskiej naszemu sercu osobie, musimy o nią walczyć i rozwiązywać problemy u podstaw, zamiast czekać na ich cudowne wsiąknięcie w stronice zapisanej historii życia. Musiał wykonać pierwszy krok. Był tym starszym, mądrzejszym, dojrzalszym, a do tej pory zachowywał się jak tchórz, unikając Natashy i bojąc się rozmowy z nią.
-Wrócę tu do ciebie, aniołku. Zobaczysz, wrócę.

***

Natasha uniosła ciężkie powieki, kiedy cały pokój oblewał mrok. Przeciągnęła się na łóżku, ziewnęła i zrzuciła ciepłą kołdrę. Przez jej ciało przebiegł nieprzyjemny dreszcz i podmuch jesiennego wiatru, wpadający przez uchylone drzwi balkonowe. Lubiła zapach świeżego powietrza, dlatego nawet zimną często spała przy uchylonym oknie. Nie raz znajdowała rankiem płatki śniegu na białym parapecie.
Niechętnie zsunęła się z łóżka i stanęła na prostych nogach. Otarła wierzchem prawej dłoni mokre od łez policzki. Przyzwyczaiła się do płaczu przez sen, dlatego słone krople zaraz po przebudzeniu nie zrobiły na niej większego wrażenia. Płakała notorycznie, kiedy rankiem niechętnie wstawała z łóżka, kiedy jadła w kuchni śniadanie, kiedy szła do szkoły i kiedy z niej wracała. Płakała również popołudniami, siedząc pośród smętnych czterech ścian, i płakała zasypiając. Wpadła w rutynę.
Zegarek ścienny wskazywał godzinę dwudziestą trzecią. Natasha z westchnieniem wyjęła z szafy koszulkę na ramiączkach i głęboko westchnęła. Wiedziała, że będzie mieć problemy z ponownym zaśnięciem. W  końcu, w ciągu dni przespała dobre pięć godzin i nie czuła się na siłach, aby ponownie wracać do łóżka, w którym łzami zmoczyłaby całą poduszkę. Nie miała również siły zająć się czymkolwiek innym. Na nic nie miała siły. Siły i ochoty.
Włócząc nogę za nogą, przeszła przez próg łazienki i zapaliła światło, które poraziło jej na wpół przymknięte oczy. Spojrzała w swoje odbicie w lustrze i naprawdę doznała szoku. Włosy roztrzepane w cztery strony świata, oczy zaczerwienione i napuchnięte od płaczu, a usta ułożone w małą podkówkę, która jednoznacznie przekreślała szansę na uśmiech. Za swoje złe samopoczucie nie obarczała winą Justina, a jedynie własne serce, które nie potrafiło pogodzić się z myślą o rozstaniu.
Zsunęła wzdłuż nóg jeansy, a kiedy znalazły się przy kostkach, wyswobodziła z nich obie nogi i zostawiła na wykafelkowanej podłodze. Zdjęła również buzę i zalegającą pod nią koszulkę. Pozostała w samej bieliźnie, którą również zamierzała ściągnąć, kiedy nagle zorientowała się, że zostawiła na jednej z półek w pokoju czysty ręcznik. Kolejny raz westchnęła, otworzyła drzwi i wyszła z łazienki, pozostawiając padającą z niej smugę sztucznego światła.
Nagle pokój ponownie oblany został mrokiem. Natasha zerknęła nerwowo w kierunku łazienki. Mimo że nie dotknęła wyłącznika światła, smuga zniknęła. Serce Natashy zabiło mocniej, a ciało spięło się nerwowo. Próbowała dostrzec cokolwiek pod wpływem światła księżyca wpadającego przez szparę w balkonowych drzwiach, jednakże widziała jedynie zarys łóżka i dębowego biurka. 
Nagle poczuła parę silnych rąk obejmujących ją od tyłu w nagiej talii. Chciała krzyknąć, lecz nie zdążyła. Została dość gwałtownie pchnięta na jedną ze ścian, jej nadgarstki, na których zacisnęła się duża dłoń, przywarły do ściany, natomiast usta przykryły jedwabiście miękkie, pełne wargi, rozpoczynające pełen uczuć pocałunek.
Tak bardzo za nim tęskniła.


~*~


Dzień dobry, misie. Pomyliłam się i zamiast pisać rozdział na innego bloga napisałam na ten. Jak być może niektórzy dostrzegli, staram się wprowadzić do rozdziałów więcej dialogów. A Wy co wolicie? Wiele opisów czy może wiele rozmów i dialogów? :)

piątek, 19 czerwca 2015

Rozdział 13 - I was wrong...

Justin wpatrywał się tępo w ścianę, trzymając w dłoniach delikatnie pachnącą koszulkę Natashy. Przykładał ją blisko twarzy i płakał w cienki materiał, pochłaniający zarówno słone jak i gorzkie łzy. Obiecała mu, że wróci, że nie zostawi go samego. To on namawiał Natashę do powrotu do domu. Namawiał ją, aby powróciła do dawnego życia, bezpiecznego, w dostatku, w którym jej małe, kruche ciałko nie było zagrożone. Pragnął dla niej wszystkiego co najlepsze, a teraz, gdy Natashy nie było obok od dwóch godzin, nie potrafił poradzić sobie z własnym sercem, pragnącym bliskości piętnastolatki bardziej niż wody, niż powietrza.
Tęsknił za nią tak cholernie mocno, mimo że trzymał ją na kolanach jeszcze parę godzin temu. Próbował pogodzić się z myślą, że Natasha odeszła od niego, że już nigdy więcej nie ujrzy jej uśmiechu i pary łagodnych, wpatrzonych w niego tęczówek. W ciągu kilku tygodni, spędzonych z drobną szatynką przy boku, odzwyczaił się od samotności. Teraz na nowo musiał przywyknąć do myśli, że nikt nie obudzi go delikatnym pocałunkiem, złożonym na policzku. Znów został sam.
Naraz wśród starych murów odbiły się echem kroki. Były jednak zbyt ciężkie, aby mogły należeć do filigranowej Natashy. Nie rozbudziły więc w sercu Justina nadziei. Zdziwił się nieco, gdy wyrosła przed nim postać brata Natashy, ze schowanymi w kieszeniach garnituru dłońmi. Zmarszczył brwi i ostatni raz otarł załzawioną twarz koszulką dziewczyny, zanim wstał i oparł się plecami o zimną, wilgotną ścianę. Podświadomie bał się jego słów, bał się rozmowy z mężczyzną. Bał się, ponieważ wiedział, że po wyjściu Davida może cierpieć znacznie mocniej.
-Znów się spotykamy - zaczął, wycierając lekko spocone dłonie w materiał spodni. - I znów w mało ciekawych okolicznościach.
-Co masz na myśli? - szatyn uniósł brwi, a jego serce zacisnęło się boleśnie. 
Strach narastał.
-Przysłała mnie tutaj Natasha. Sama nie była w stanie wrócić tutaj, do ciebie, ponieważ - wciągnął przez zaciśnięte zęby powietrze i zawahał się.
Wciąż nie wiedział, co powinien zrobić, co powiedzieć, jak się zachować. Chciał wykazać się lojalnością względem ojca, lecz ciężko było mu zdradzić młodszą siostrę, którą kochał i o którą troszczył się od wielu lat, na swój sposób. Kiedy jednak ujrzał spartańskie warunki, w jakich przez ostatnie tygodnie mieszkała jego siostrzyczka, poczuł ukłucie w sercu. Brudna, wilgotna podłoga, stare, odrapane ściany, cienki materac w rogu i zwykły ćpun, który dotykał ją i przytulał każdego dnia.
-Ponieważ? - Justin nie mógł wytrzymać narastającego napięcia. Jego oddech zatrzymał się już parę minut temu, natomiast serce biło coraz wolniej, jakby w każdej chwili miało zatrzymać się w piersi.
-Natasha postanowiła wrócić do domu, wrócić na stałe. Przekonała się, że to życie, że życie przy tobie nie jest dla niej. Nie potrafi dłużej funkcjonować w twoim świecie. Przywykła do dostatku w ciągu wielu lat życia. Chyba nie myślałeś, że zrezygnuje z tego wszystkiego dla ciebie. Justin, nie chcę łamać ci serca, ale Natasha nigdy nie traktowała cię poważnie. Byłeś dla niej jedynie kilkudniową odskocznią od problemów. Natasha jest młoda i głupia. Chciała spróbować czegoś nowego, wykorzystując ciebie i twoją naiwność. Wiesz, stary, przykro mi, ale pamiętaj, że to jedynie nastolatka. One często mają swoje chwilowe humorki. 
Pod Justinem ugięły się kolana, a cały jego świat zawirował. Dopóki David stał przy ścianie baraku, Justin wstrzymywał łzy, chociaż nieubłaganie cisnęły się pod drżące powieki. Był bliski omdlenia. 
-Natasha nie jest taka - wyszeptał bez cienia pewności w głosie. 
Nie wiedział już, komu powinien wierzyć. Czy Natashy, która przez ostatnie tygodnie stała się oczkiem w jego głowie, czy jej bratu, który nie miał najmniejszego powodu, aby kłamać. Był rozbity i mógł jedynie szukać wyjścia z sytuacji, które mniej go zrani.
-W takim razie dlaczego nie ma jej teraz tutaj, przy tobie, tylko śpi na swoim łóżku, w swoim pokoju, w swoim domu? Poza tym, powiedz, dlaczego miałbym cię okłamywać? Nic do ciebie nie mam, Justin. Raz ci nawet pomogłem. A teraz przyjechałem tutaj, na prośbę Natashy, aby powiedzieć ci, żebyś wrócił do dawnego życia i zapomniał o niej. Jest jeszcze głupim dzieciakiem i sama nie wie, czego chce. Jeśli cię zraniła, wybacz jej to. Taka po prostu jest. Ma talent do krzywdzenia innych. Nie byłeś pierwszym, któremu złamała serce.
David ostatni raz klepnął szatyna w plecy, posłał nikły uśmiech i wyszedł z baraku. Kroczył wąską ścieżką do zardzewiałej bramy i dopiero kiedy przeszedł przez metalowe pręty, wsiadł do samochodu i ruszył z piskiem opon, Justin mógł dać upust emocjom. Gwałtownie rzucił o ścianę zaciskaną w dłoni koszulkę Natashy. Była jednak zbyt lekka, aby choćby musnąć mur skrawkiem materiału. Nie miał siły, aby stać na prostych nogach. Oparł się o ścianę i zsunął po niej na wilgotną podłogę. Już dawno nie płakał tak silnie jak teraz. Oczy zamieniły się w najprawdziwszy wodospad. Co prawda ocierał policzki rękawem regularnie co pięć sekund, lecz chęć zatamowania potoku nie przynosiła żadnych efektów. 
Nie bolało go samo odejście Natashy. Pragnął dla niej wszystkiego co najlepsze i nawet podświadomie cieszył się, że pośród czterech ścian domu odnajdzie bezpieczeństwo i dostatek. Od początku powtarzał jednak, że jeśli Natasha miałaby pewnego dnia zniknąć bez słowa wyjaśnienia, wolałby nigdy jej nie poznać, aby nie cierpieć i nie wylewać kolejnych litrów łez. Tak było i teraz. Przedzierała się przez niego prawdziwa wściekłość. Nie miał siły płakać, nie miał siły myśleć. Chciał zasnąć i nie otworzyć oczu nigdy więcej. Kiedy w końcu, po tylu latach, odnalazł szczęście chociaż na parę tygodni, znów zostało mu w brutalny sposób odebrane.
-Dziwka - mruknął przez łzy, wyciągając z bocznej kieszeni jej torby paczkę z papierosami. Wsunął jednego do ust, podpalił końcówkę zapalniczką i zaciągnął się głęboko. - Ale przynajmniej wiem, kim dla ciebie byłem, zanim zdążyłbym się w tobie zakochać, a po twoim odejściu rzucić się pod pierwszy przejeżdżający pociąg.
Justin nie miał w zwyczaju obrażać kobiet, zwłaszcza tak młodych i pięknych jak Natasha. Tamtego dnia uwierzył jednak w każde słowo Davida, zaufał mu bezgranicznie, popełniając największy w życiu błąd. Kiedy większość słonych łez spłynęła po rozgrzanych policzkach, miał ochotę rozładować gniew poprzez wrzaski, krzyki bądź działkę narkotyku, na którą nie był w stanie uzbierać wystarczającej sumy pieniędzy. Była zbyt późna pora, aby znalazł na dworcu choćby jednego klienta, a u Tysona zapatrzył się w pół grama heroiny. Na więcej nie byłoby go stać. Na więcej nie miał siły. Znów zapragnął zapaść w wieczny, niekończący się sen.
-Ależ ja byłem cholernie głupi. Aż wstyd mi za samego siebie, nienawidzę własnej naiwności - zaczął mamrotać nieprzytomnie, leżąc płasko na twardym materacu. Nie przejmował się, że rozmawiał z samym sobą. Nie potrafił zdzierżyć zalegającej dookoła ciszy.
Przez parę długich minut wpatrywał się w sufit, z którego regularnie kapały spore krople wody, a kiedy dopalił papierosa do samego końca, zgasił go na ścianie, pozostawiając świeży ślad popiołu. Wsłuchiwał się z zamkniętymi oczyma w szum wiatru i pojedyncze dźwięki ptaków z pobliskiego lasu. Uspokajał się. Z każdą chwilą oddychał ciszej, a jego serce powracało w normalny rytm bicia. Wystarczyło jednak, aby wspomniał twarz uśmiechniętej Natashy, oblanej anielskim pięknem, aby po raz kolejny wybuchnąć głośnym, panicznym płaczem.

***

Natasha leżała na miękkiej, ciepłej pościeli, z policzkiem przytulonym do pachnącej poduszki. Próbowała zasnąć, przespać czas aż do powrotu Davida. Odzwyczaiła się jednak od wygód. Wolała cienki materac u boku szatyna, na którego widok jej serce drżało. Natashę rozpraszał nawet brzdęk sztućców w kuchni. Wiedziała, że nie zaśnie. Nie teraz, gdy jej myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół Justina. Czuła do niego coś niezaprzeczalnie silnego.
Dziewczyna niechętnie zwlekła się z łóżka i powłóczyła nogami do drzwi pokoju, a później schodami na parter, gdzie przy stole, z dzisiejszą gazetą w dłoniach, siedział ojciec , a mama przed laptopem, uzupełniając służbowe dokumenty. Vanessa natomiast krzątała się po kuchni, krojąc w drobną kostkę świeże owoce.
-Boże, dziecko, jak ty schudłaś! - matka Natashy wydała z siebie stłumiony krzyk.
Natasha jedynie przewróciła teatralnie oczyma i stanęła obok siostry, aby nalać do przeźroczystej szklanki soku pomarańczowego.
-Co mnie nie zabije to mnie wzmocni - mruknęła, upijając szybko kilka łyków. - Skoro żyję, oznacza to, że tam gdzie mieszkałam było mi dobrze i nie powinniście tego na siłę zmieniać.
Jak podejrzewała, rodzice nie byli zainteresowani jej dalszymi słowami. Powrócili do swoich zajęć, zupełnie ignorując córkę. Jedynie Vanessa przyglądała się Natashy podejrzliwie. Szatynkę zaczęła irytować jej wzmożona ciekawość, dlatego z głośnym hukiem odstawiła szklankę na blat i odwróciła się twarzą w stronę siedemnastolatki.
-O co ci chodzi, Van? - westchnęła, odrzucając na plecy długie, świeżo umyte i jeszcze lekko wilgotne włosy.
-Zakochałaś się? Jesteś wręcz nienaturalnie szczęśliwa - zaczęła wystukiwać zadbanymi paznokciami rytm o blat w kuchni, wkładając do ust niewielki kawałek jabłka.
-Van, proszę cię, nie udawaj, że cię to interesuje.
-Nie chcesz mówić, nie mów, twoja sprawa - wzruszyła ramionami i wyszła z kuchni, zostawiając w powietrzu jedynie silny zapach perfum.
Natasha również pragnęła wrócić schodami na górę i zaszyć się pod ciepłą kołdrą, jednak wtedy usłyszała odgłos butów, ocieranych w wycieraczkę. Wstrzymała oddech, gdy David przeszedł przez próg salonu z powagą wymalowaną na twarzy i lekkim bólem w oczach. Szatynka skinęła głową w stronę schodów. Chciała zamknąć za nimi drzwi sypialni i z zaangażowaniem wsłuchiwać się w słowa, przekazane mu przez Justina.
-I co, rozmawiałeś z nim? - spytała ochoczo, nie kryjąc szerokiego uśmiechu na ustach.
-Myślę, Natasha, że nie masz powodu do radości - westchnął cicho. - Usiądź na łóżku, proszę.
Natasha poczuła w sercu silny ucisk. Nigdy w życiu nie bała się słów drugiego człowieka jak w tym momencie. Miała świadomość, że ta jedna rozmowa z bratem może zmienić jej życie. Albo wprowadzi do niego jasne światło, albo pokryje ciemnymi chmurami.
-Byłem u niego, rozmawiałem z nim. Powiedziałem mu, że za nim tęsknisz, że chciałabyś do niego wrócić. Wiesz, sądziłem, że przejmie się moimi słowami, jednak on okazał się zupełnym przeciwieństwem człowieka, którego znałaś. Zaśmiał się jedynie i stwierdził, że nie chce, abyś do niego wracała. Powiedział również, że byłaś dla niego utrapieniem, dzieciakiem, którym musiał się opiekować. Natasha, lepiej mu bez ciebie, musisz się z tym pogodzić.
-Justin nie jest taki - wyszeptała, nie odrywając spojrzenia od skupionej twarzy brata. W jej głosie zabrakło jednak pewności siebie. Nie była niczego pewna, a w jej sercu rodziły się wątpliwości, czy rzeczywiście kiedykolwiek znaczyła dla Justina więcej, niż przypadkowa, bogata dziewczynka, której znudziło się życie w dostatku.
-Więc dlaczego nie przyszedł tu ze mną, aby cię zobaczyć, przytulić, tylko siedzi na materacu w tej jego ruderze i wypala kolejno twoje papierosy? Natasha, dlaczego miałbym cię okłamywać? Nie mam w tym najmniejszego celu. Pomogłem ci raz, a teraz pomagam ci po raz drugi. Zaufaj mi, nie ma co zawracać sobie tym facetem głowy. Jesteś dla niego zdecydowanie za dobra.
Z każdym kolejnym słowem Davida szatynka zaczynała powoli rozumieć, że podczas kiedy w jej sercu rodziły się uczucia do Justina, on jedynie wykorzystał jej naiwność i dobro. Naprawdę sądziła, że była dla niego kimś ważnym, kimś bliskim, kimś, komu mógłby zaufać. Pomyliła się i już teraz zaczęła żałować, że kiedykolwiek spotkała szatyna na swojej drodze. Namieszał jej w głowie, pokazał inną stronę świata, tę, w której pozycja społeczna nie miała najmniejszego znaczenia. Miała do niego również żal, że pozwolił jej utonąć w odcieniu swoich tęczówek, że pozwolił jej zauroczyć się w jego rysach twarzy, w głosie, w dotyku.
-Natasha, nie płacz. Jesteś moją małą siostrzyczką, której nie mogę pozwolić na wylewanie łez przez jakiegoś faceta - David wydął dolną wargę i owinął ramiona wokół drobnej talii Natashy, gdy po jej policzkach spłynęły pierwsze łzy.
Czuł ogromne wyrzuty sumienia, lecz jednocześnie wiedział, że postąpił słusznie. Zwyczajnie bał się o życie i zdrowie siostry. Miał pewność, że przebywając dłużej w towarzystwie Justina, na ulicy, skończyłaby jako narkomanka, zarabiająca na działkę własnym ciałem. Była na to zdecydowanie za młoda. Miała całe życie przed sobą, a David wiedział, że przemieniając słowa Justina i Natashy uratował siostrę przed największym w życiu błędem. Nie chciał za kilka lat odwiedzać jej nagrobka na cmentarzu i zarzucać sobie, że kiedy mógł wyrwać ją z piekła, siedział przed telewizorem i myślał wyłącznie o czubku własnego nosa.
-Dlaczego nie powiedział mi wcześniej, że jestem dla niego jedynie problemem? Przecież nie siedziałabym mu dłużej na głowie. Przełożyłabym przez ramię torbę i szukała innego miejsca do noclegu. Dlaczego pozwolił, abym naprawdę coś do niego poczuła? Przecież wiedział, że jestem bardzo wrażliwą osobą i łatwo mnie zranić. Nie wyglądał na osobę, która czerpie radość z krzywdy innych. Wręcz przeciwnie, był najwspanialszym chłopakiem, jakiego spotkałam w życiu. Taki dojrzały, kochany, troskliwy i w dodatku cholernie przystojny - pociągnęła głośno nosem, ocierając łzy w koszulę brata, odkrytą spod dwóch skrzydeł marynarki. - Przeżyłam z nim swój pierwszy pocałunek i pierwszy... - odkaszlnęła niezręcznie. 
O mały włos nie wypowiedziałaby kilku słów za dużo. Jej relacje z Davidem nie pozwalały dziewczynie na swobodne dzielenie się z nim intymnymi przeżyciami. Krępowała się rozmawiać przy nim na bardziej osobiste tematy. Nie potrafiłaby wprost powiedzieć, że ocierając się delikatnie o Justina wprowadziła swoje ciało w granice rozkoszy, a jęcząc cichutko jego imię do ucha, naprawdę chciała więcej.
-Co pierwsze? - uniósł ku niebu jedną brew i położył pod brodą Natashy dwa palce. Dopiero teraz zauważał ogromną różnicę w proporcjach ich ciał. Nigdy wcześniej nie zwrócił uwagi na to, jak małą i drobną dziewczyną jest jego siostra. 
-Niewiele brakowało, a przeżyłabym z Justinem swój pierwszy raz. Gdyby Justin nalegał, naprawdę nie miałabym oporów. Żadnych oporów. Chciałam tego - przyznała nieśmiało.
Wyplątała się z uścisku Davida i ponownie zagrzebała w pościeli. Zwinięta w kłębek, zajmowała dziesiętną część całego łóżka. To właśnie jej wątła budowa ciała obudziła w Justinie pragnienie opieki i troski. 
David w pierwszej chwili wciągnął ze świstem powietrze, a po chwili przysiadł na skraju łóżka. Czasem czuł się tak, jakby to on był ojcem Natashy. Poświęcał jej znacznie więcej uwagi, niż rodzice i bardziej wnikał w problemy dziewczyny. Również teraz, kiedy usłyszał, że jego piętnastoletnia siostra podejmuje tak ważne kroki w życiu, nie krył zaskoczenia. Dla niego już zawsze będzie dzieciakiem, mimo że powoli zmieniała się w kobietę.
-Znajdziesz kogoś lepszego, zobaczysz - pocieszył ją nieudolnie, powodując jedynie zirytowane westchnienie Natashy.
-David, chciałabym zostać sama. Możesz mnie zostawić? Naprawdę nie mam ochoty dłużej rozmawiać ani o Justinie, ani o czymkolwiek innym. Chcę spać.
Mężczyzna skinął głową, wstał z łóżka i, posyłając siostrze ostatnie spojrzenie, wyszedł ze skromnie urządzonej sypialni. Natasha gwałtownie zrzuciła z ciała kołdrę i pozwoliła kolejnym łzom spłynąć po policzkach. Jej serce pękało z każdą chwilą, w której coraz dobitniej przekonywała się, że delikatny uśmiech Justina, budzący ją o poranku, to przeszłość. Już nigdy nie poczuje na ciele jego silnych ramion, już nigdy nie usłyszy kojącego głosu. I już nigdy nie będzie mogła własnym uśmiechem pobudzać go do życia.
-Szmaciarz - szepnęła i ostatni raz pociągnęła nosem.
Nie chciała płakać. Nie chciała płakać przez faceta. Uważała się za osobę silną i postanowiła trzymać się przyrzeczenia do końca. W słabość wciągała ją tylko jedna rzecz - ciasno zwinięta folia w kieszeni dresów, po brzegi wypełniona odmierzonym gramem heroiny.
Oczy Natashy błysnęły, a przez mięśnie przebiegło rozluźnienie. Kiedy nie miała przy sobie Justina, potrzebowała czegoś, co w równym stopniu zastąpi jego obecność. 


~*~


Polecajcie w komentarzach lub na moim asku fan fiction, w których Justin:
1) Jest w gangu
2) Jest agresywny i brutalny
3) Ma problem z kontrolowaniem złości
Dziękuję <3

Polecam!

sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział 12 - Dashed hopes...

        Natasha zatrzymała się w pół kroku i powoli odwróciła na pięcie. Gwałtownie uderzył w nią ból Justina i smutek na jego twarzy. Była zirytowana i zła, a mimo to nie potrafiła zignorować niemych krzyków szatyna i wyjść z baraku. Znaczył dla niej zbyt wiele. Zraniłaby go ignorancją i brakiem przywiązania. Podczas kiedy on starał się zrobić wszystko, aby zapewnić jej bezpieczeństwo, ona wpuszczała jego słowa jednym uchem i wypuszczała drugim.
        -Justin, co ty mówisz? - upadła na kolana pomiędzy jego nogami i przyłożyła dłonie do ciepłych policzków chłopaka. - Nie jestem uzależniona, spokojnie, nie bój się o mnie - z delikatnym uśmiechem musnęła jego zaciśnięte powieki i czoło.
        -Nie jesteś uzależniona fizycznie, ale ale stoisz na najprostszej drodze do uzależnienia psychicznego, Natasha. Kurwa, nie pozwolę ci brać. Nie pozwolę, żebyś upadła na samo dno, tak samo jak ja. Uwierz mi, nie chcesz być tu, gdzie jestem ja, Natasha. Otwórz oczy i spójrz na siebie. Jesteś młodziutka, piękna, masz całe życie przed sobą, a tracisz je tutaj, ze mną, bez perspektyw, bez choćby jednej właściwej drogi na przyszłość. Malutka, uwolnij się stąd, póki możesz. Już teraz widzę, że nie będę w stanie ochronić cię przed narkotykami. Minie parę tygodni, może miesiąc, kiedy nie tylko ja będę szukał na dworcu klientów. Zaczniesz puszczać się za dragi i płakać nocami. Uwierz, nie chcesz tego. Wierz mi, nie chcesz.
        Przy ostatnich zdaniach obejmował jej twarz dłońmi i ocierał kciukami mokre od łez policzki. Natasha nie wiedziała, dlaczego wyzwoliła w sobie emocje w postaci gorzkich łez, płaczu. Czerpała doświadczenie z każdego słowa Justina. Był od niej mądrzejszy, znacznie dojrzalszy i żył na ulicy już od lat. Mimo wszystko czuła, że w tej jednej kwestii, dotyczącej domniemanego uzależnienia, przesadza i niepotrzebnie dmucha na zimne. Natasha zachowała zdrowy rozsądek i trzeźwy umysł. Tak przynajmniej sądziła.
        -Nie bój się o mnie, proszę - pragnęła położyć wargi na jego ciepłych, pełnych, delikatnie rozchylonych wargach i musnąć je z czułością, jednocześnie zapewniając szatyna, że nie upadnie. Będzie szła przez życie z wysoko uniesioną głową. Nie podda się, nawet gdy zabraknie jej sił.
        Justin był już bliski płaczu, a Natasha nie chciała patrzeć na jego łzy. Nie byłaby wtedy w stanie podnieść się z wilgotnej posadzki. Obdarzyła go ostatnim ciepłym, pełnym troski spojrzeniem. Nie przytuliła go. Nie chciała robić mu złudnych nadziei, że usiądzie obok, że zostanie, że nie oddali się choćby na moment. Nie zamierzała zostawiać Justina samego, zbyt mocno przywiązała się do jego obecności. Teraz jednak wyszła z baraku. Nie na zawsze. Na moment. Na krótką chwilę. Musiała w ciszy przemyśleć każde ze słów Justina i zrozumieć je w sposób, w jaki pragnął dotrzeć do niej szatyn.
        Był słoneczny, lekko wietrzny, jesienny dzień i po raz pierwszy od długich tygodni błękitnego nieba nie zdobiły ciemne, deszczowe chmury. Natasha stawiała powoli krok za krokiem. Nie spieszyła się. Nie miała powodu. Odkąd zamieszkała z Justinem na 18th Street przestał liczyć się dla niej czas i życie w ciągłym biegu. W jej małym świecie nastała równowaga.
        Nie wierzyła Justinowi, kiedy mówił, że jest na najprostszej drodze do psychicznego uzależnienia. Sądziła, że nie zdoła uzależnić się po raptem dwóch gramach. W rzeczywistości silne przywiązanie do heroiny poczuła już po pierwszym zażyciu. Wmawiała sobie, że to przez niepokój o Justina i o własne uczucia do niego czuje potrzebę, aby kolejny raz poczuć płynące w żyłach rozluźnienie. Oszukiwała samą siebie.
        Zatrzymała się dopiero przed pierwszym napotkanym lombardem . Zerknęła przelotnie na drogi zegarek na nadgarstku i znów na szyld, zawieszony ponad przeszklonymi drzwiami. Postawiła krok w przód, lecz zaraz pospiesznie cofnęła stopę. Wahała się przez kilka minut, dopóki przypadkowy przechodzień ramieniem  nie wepchnął jej do wnętrza lombardu.
        -Witam panienkę. W czym mogę pomóc w ten piękny, jesienny dzień? - sprzedawca natychmiast zaraził Natashę optymizmem. Odwzajemniła nieśmiały uśmiech i oparła dłonie na przeszklonym blacie. 
        -Chciałabym, aby wycenił pan ten zegarek - sprawnie zdjęła z nadgarstka biżuterię i położyła ją na otwartej dłoni mężczyzny.
        Starszy pan zaczął powoli obracać zegarek między palcami. Sprawdzał stopień zniszczenia i ewentualne uszczerbki mechaniczne. Już po pierwszym spojrzeniu dostrzegł bardzo zadbany stan techniczny. Mężczyźnie zaświeciły się oczy. Polował na podobną zdobycz od wielu tygodni. Planował podobny drobiazg zafundować żonie na imieniny. Nie stać go było na nowy zegarek, prosto od jubilera, lecz biżuteria Natashy nie różniła się od nieużywanej praktycznie niczym. 
        -Mogę dać ci za niego równe sto dolarów. Zostawiasz zegarek i bierzesz pieniądze, czy szukasz innego kupca? 
Na twarzy Natashy błysnął nikły uśmiech. Za równe sto dolarów będzie mogła obdarzyć gramem heroiny nie tylko siebie, ale również przygnębionego Justina. Znów zobaczy jego uśmiech, znów będzie mogła spokojnie oprzeć głowę na jego ramieniu i zapaść w błogi sen, przerywany jedynie podmuchami chłodnego wiatru. Mimo to ramię Justina, pod którym czuła się bezpiecznie, dostarczało jej ciału ciepła.
        Natasha wsunęła studolarowy banknot głęboko do kieszeni dresów. Pragnęła wejść w posiadanie dwóch gramów heroiny, lecz nie wiedziała, gdzie pójść, dokąd się udać, aby zamknąć w dłoniach dwie małe, szczelnie zapakowane paczuszki. Bała się wkroczyć w głąb najwęższych, najciemniejszych ulic Detroit. Odstraszał ją chłód, bijący od murów i brak obecności Justina, który jednym uśmiechem podnosił ją na duchu i dodawał otuchy. Po dwudziestu minutach bez niego czuła, że najzwyczajniej w świecie tęskni.
        Snuła się pośród uliczek i znów leniwie stawiała każdy krok. Nie znała narkotykowego półświatka, nie znała nikogo, kto sprzedałby jej, piętnastoletniej dziewczynce, dwie działki heroiny. Jedynym dilerem, któremu przez kilka minut spoglądała w oczy, był Tyson, chłopak siostry Justina. Wzbudzał w niej lęk, niepewność i zwykłą odrazę. Jednakże to właśnie jego dostrzegła z papierosem między palcami, opierającego się o mur w jednej z ciemnych uliczek, do której nie docierały nawet promienie wyjątkowo mocnego, jesiennego słońca.
        -Natashka - wymruczał z chrypą w głosie, zakręcając wokół palców kosmyki jej miękkich włosów. - Co cię do mnie sprowadza, słoneczko?
Szatynka nie chciała z nim rozmawiać. Bała się, że mężczyzna zrani ją choćby kilkoma nieodpowiednimi słowami. Stała jednak wyprostowana, z uniesioną głową. Jedynie grając twardą i odważną mogła wywołać u czarnoskórego złudzenie dorosłej.
        -Sprzedasz mi dwa gramy heroiny? - chociaż bardzo chciała, nie była w stanie powstrzymać drżenia głosu. Czuła, że robi coś złego. Czuła, że robi coś wbrew Justinowi. 
        -Wiedziałem, aniołku, że nie wytrzymasz długo bez narkotyków - z obrzydliwym uśmiechem na ustach pogładził dziewczynę po policzku, a ona była zbyt przestraszona, aby strącić jego dłoń. - Mam dla ciebie propozycję, malutka. Może pójdziemy w jakiś cichy, spokojny kąt i w inny sposób dobijemy targu? Rozbierzesz się przede mną, zrobisz mi dobrze, a ja grzecznie dam ci to, po co przyszłaś.
        -Nie jestem dziwką - warknęła, wpatrując się tępo w adidasy Tysona. 
Teraz zrozumiała, co miał na myśli Justin. Od samego dna dzieliło ją tak niewiele. Wystarczyło, aby uległa namowom czarnoskórego, a znalazłaby się w położeniu, w jakim od lat przebywał Justin. Obiecała mu jednak, że się nie podda, że pomimo wielu przeciwności nigdy nie ustąpi swoim zasadom.
        -Na razie, koteczku. Na razie. Zanim się obejrzysz, przyjdziesz do mnie ze spuszczoną głową i zaczniesz płacić za dragi w naturze, własnym ciałkiem - przejechał dłonią wzdłuż jej żeber, do biodra i oblizał wargi językiem. 
Pożądał jej, chociaż miał na zabój zakochaną w sobie dziewczynę. Nigdy nie traktował jej poważnie. Na rękę była mu naiwna nastolatka w łóżku, którą mógł wykorzystywać do woli. Wiedział, że nie potrafiłaby mu odmówić, a nawet jeśli zaczęłaby się stawiać, przekonałby ją przemocą do zmiany nastawienia.
        -Po prostu sprzedaj mi te dwie pieprzone działki i przestań robić ze mnie kurwę - nie przebierała w słowach. Nie teraz, gdy stała oko w oko z najbardziej niebezpiecznym człowiekiem, jakiego spotkała w życiu.
Tyson prychnął cicho pod nosem i sięgnął do kieszeni, z której wydobył dwie szczelne paczuszki. Zamienił je na banknot studolarowy od Natashy. Jeszcze raz przyjrzał jej się dokładnie. Była najmłodszą osobą, jaka kiedykolwiek kupiła u niego narkotyki, a mimo to nie miał wyrzutów sumienia, że niszczy jej życie. Nie brakowało mu pieniędzy, dlatego liczył, że z czasem piętnastolatka zacznie zarabiać u niego własnym niedoświadczonym ciałem. Nie odmówiłby, gdyby wysunęła podobną propozycję.
        Natasha chciała odejść od czarnoskórego jak najprędzej. Obrzydzał ją widok jego twarzy i złośliwy uśmieszek na ustach. Irytował ją samym wyrazem twarzy, pewnym siebie, nieznoszącym sprzeciwu. Była pewna, że gdyby użyła względem mężczyzny ostrzejszych słów, nie wahałby się ją spoliczkować. 
Postawiła jeden krok w przód, lecz wtedy jej ciało poczuło gwałtowne szarpnięcie, a plecy uderzyły o jeden z zimnych, nierównych murów. Poczuła nagły strach, przebiegający wzdłuż jej kończyn i tułowia. Z jednej strony ograniczała ją ściana jednej z opuszczonych kamienic, natomiast z drugiej czuła stykające się z jej ciało Tysona. Słyszała jego cichy oddech, wstrzymując swój. Czuła przenikające spojrzenie, mimo że przez cały czas miała zamknięte oczy.
        -Do zobaczenia, słoneczko - dotknął jej gładkiego policzka, puścił oczko i odszedł, głęboko zaciągając się papierosem, a po chwili wypuszczając z ust chmurę tytoniowego dymu.
        Natasha jeszcze przez kilka chwil uspokajała oddech, który po odejściu Tysona znacznie przyspieszył. Niepotrzebnie oddalała się gdziekolwiek sama, bez Justina. Brak obecności szatyna powodował u niej niepokój, może nawet lęk. Nie była gotowa, aby sama błąkać się po opuszczonych ulicach Detroit, jednego z najbardziej niebezpiecznych miejsc świata. Teraz brnęła więc wprost na 18th Street, wprost w jego ramiona, wprost do silnego uścisku. Broniła się przed uczuciem, dopóki nie zrozumiała, że dalsza walka nie ma najmniejszego sensu. Każde pięć minut, spędzone bez niego, uświadamiały dziewczynie, że tylko przy szatynie czuła się szczęśliwa. 
        Uśmiechnęła się mimowolnie, wspominając ich pierwszą rozmowę. Z początku Justin nastawiony był do niej sceptycznie, lecz już po kilku wymienionych słowach przekonał się do łagodnego charakteru Natashy. Nie ujrzał w niej rozkapryszonej księżniczki, tylko młodą dziewczynę, która myśli o życiu racjonalnie. Ona natomiast po pierwszym spojrzeniu oceniła Justina jako człowieka dojrzałego i doświadczonego, pomimo jedynie dwudziestu jeden lat. Każdego dnia w szkole uczyła się matematyki, angielskiego, fizyki i chemii. W rodzinnym domu przyswajała wychowanie, dobre i kulturalne. Przy Justinie nabywała natomiast wiedzę życiową. Zwyczajnie uczyła się żyć.
        Nagle zmrużyła oczy i przysłoniła je dłonią, aby zatrzymać rażące promienie słońca. Jej usta rozchyliły się, a serce dopadła nagła panika. Ujrzała w oddali dobrze jej znany, charakterystyczny samochód rodziców. Pragnęła uciec, schować się za pierwszym rogiem, skręcić w napotkaną uliczkę, lecz zanim oderwała choćby jedną stopę od chodnika, auto zaparkowało centymetry przed jej przybrudzonymi butami. Przełknęła głośno ślinę i ze strachem uniosła wzrok. Spodziewała się ujrzeć matkę, ojca bądź obojga rodziców. Nie sądziła jednak, że na ich twarzach będzie malowała się tak przeraźliwa wściekłość.
        -Natasha - warknął ojciec, a jedna z jego pięści zacisnęła się tak silnie, jakby zaraz miał wymierzyć nią uderzenie w policzek córki.
Niemal każdy rodzic po odnalezieniu dziecka uroniłby łzę, wykazał obawy, lęk o jego zdrowie, posłał nieśmiały, wzruszony uśmiech. Państwo Reed stali jednak sztywno, z kamiennymi wyrazami twarzy. Natasha przestała się łudzić, że po przypadkowym spotkaniu lód w ich sercach uległ roztopieniu. Byli tak samo zimni, pozbawieni uczuć, egoistyczni.
        -W tej chwili wracasz z nami do domu. Czeka nas długa rozmowa - ojciec zacisnął dłoń na ramieniu szatynki, ignorując syk bólu. Niemal wepchnął dziewczynę na tylne siedzenie i zablokował drzwi, aby pomimo usilnych starań nie mogła opuścić samochodu.
        -Wypuśćcie mnie, do cholery! Skoro od was uciekłam, musiałam mieć jakiś powód, prawda!? - pod jej powiekami zebrały się łzy. Nie bólu i smutku, ale czystej, nieposkromionej wściekłości.
        -Zamknij się, gówniaro! Już dość mieliśmy przez ciebie problemów!
Rodzice często zwracali się do Natashy w sposób ostry, momentami agresywny, lecz jeszcze nigdy nie użyli względem niej tak dobitnych słów jak teraz. Natasha wiedziała, że żadna dalsza kłótnia nie pomoże jej po raz kolejny uwolnić się spod kontroli rodziców. Nie teraz. Musiała poczekać na najbardziej właściwy i stosowny moment, aby wrócić do Justina, aby wrócić na 18th Street.
        Podczas drogi oparła głowę o szybę. Nie bała się rozmowy, którą zapowiedzieli rodzie, ponieważ nie zamierzała do jakiejkolwiek dopuścić. Kiedy tylko przekroczy próg domu, pobiegnie schodami na piętro i zatrzaśnie za sobą drzwi pokoju. Nie chciała wysłuchiwać kolejnych wysnutych morałów rodziców, przeplatanych z wyzwiskami. Jedyne, czego pragnęła, o czym skrycie marzyła, to ramiona Justina, obejmujące ją w ciepłym, pełnym troski i bezpieczeństwa uścisku. Naprawdę nigdy, przy nikim, nawet w najśmielszych snach, nie czuła się tak dobrze jak przy dwudziestojednoletnim, w równym stopniu zagubionym szatynie. Łączyli się w bólu, w smutku, ale także w przepełniających ich emocjach. Byli zgrani ciałem i duszą, dążącą do identycznych wartości - wolności i nieograniczonej swobody w życiu.
        Ojciec Natashy zaparkował pod trzypiętrową willą z basenem i ogrodem, w którym każdy krzak przycięty był nienagannie. Piętnastolatka nienawidziła przepychu, jaki dom reprezentował nawet z daleka. Wewnątrz wcale nie wyglądał gorzej. Wieczny porządek, drogie meble i kryształowe wazony dawały poczucie obrzydliwego bogactwa, jakim Natasha zwyczajnie się brzydziła. Podczas trzech tygodni w towarzystwie Justina zdążyła utwierdzić się w przekonaniu, że pieniądze nie są potrzebne człowiekowi do życia. Odbierają radość i szczęście, wrzucając w splątany wir pracy i pogoni za czasem, którego wiecznie brakuje. Pokochała tę drugą, ubogą stronę świata, przywykła do nowo rozpoczętego rozdziału w nastoletnim życiu. Nie chciała powracać do tego zamkniętego. Nie chciała powracać do morza pieniędzy i skąpstwa, ukazywanego w każdym, najdrobniejszym geście. Rodzice, pomimo wielu zer na koncie, jeszcze nigdy nie wsparli żadnej organizacji charytatywnej. Wydawali pieniądze na bankiety ze znajomymi, stoliki w najdroższych restauracjach i kolejne pierdoły, podnoszące wartość domu.
        Natasha weszła do wnętrza domu z bojową miną. Miała siłę kłócić się, a nawet wyzwać któregoś z rodziców za ponowne odebranie jej wolności. Niemal natychmiast zwróciła na siebie uwagę rodzeństwa, siedzącego przed płaskim telewizorem, najnowszym modelem ze sklepu elektronicznego. Szatynka była niemal pewna, że jej obecność nie wywoła na nich żadnego wrażenia, jednak Vanessa chwyciła pilot telewizora i wyciszyła nim dźwięk. Oboje z Davidem utkwili spojrzenie w małej twarzy młodszej siostry, przyozdobionej smugą kurzu na policzku.
        -Co ty sobie do cholery wyobrażasz!? Masz dopiero piętnaście lat, nie jesteś dorosła, Natasha! - piętnastolatka przewróciła krótko oczami na dźwięk wzburzonego głosu matki, mieszającego złość z roztrzęsieniem.
Chciała odejść schodami na piętro, do skromnie urządzonego pokoju, wystrojem pasującego do jej charakteru, jednakże silna dłoń ojca, która już przed kilkunastoma minutami zacisnęła się boleśnie na ramieniu dziewczyny, teraz poprawiła tworzący się siniak, znów wbijając w skórę palce.
        -Nie odwracaj się plecami, kiedy matka do ciebie mówi. Wstydzimy się za ciebie, gówniaro. Jeśli nie chcesz współpracować, tworząc dobre imię naszej rodziny, przynajmniej nie przeszkadzaj, siedź cicho w swoim pokoju i nie odstawiaj wokół siebie szopki. 
        -Zastanówcie się poważnie - Natasha oparła dłoń o poręcz schodów i zmierzyła wzrokiem każdego z domowników. - Przecież dla was nie ma różnicy, czy ja tu jestem, czy mnie nie ma. Uciekłam z domu i było mi z tym zwyczajnie dobrze. To wy odstawiacie szopkę. Nie kochacie mnie, nie szanujecie mojego zdania. Nie jestem wam do niczego potrzebna. Jedynie zabieram jeden z chyba stu pokojów w tym domu. Nie odczujecie różnicy, jeśli mnie tu nie będzie. Przestańcie zawracać sobie głowę takim małym ścierwem jak ja.
Twarz ojca Natashy nie złagodniała. Wręcz przeciwnie, spięła się, gdy zaczął dostrzegać coraz więcej szczegółów jej lekko zaniedbanego wyglądu i zdecydowanie bardziej wyszczekanego języka, którego nauczyła się podczas życia na ulicy. Był bliski uderzenia jej w twarz, a nie poddał się emocjom jedynie w obawie, że jedna z wścibskich sąsiadek bez wytchnienia wpatruje się w ich okna. Nie mógł zniszczyć własnego autorytetu jednym nieodpowiednim gestem.
        -Do cholery, jak ty wyglądasz!? Jak typowa ćpunka jakich wielu. Choćby z tego powodu nie pozwolimy ci mieszkać na ulicy, razem z całym marginesem społecznym - Natashy przebiegło przez myśl, że może jednak w sercach jej rodziców kryje się odrobina troski o nią, lecz już następne słowa pogrzebały jej ostatnie nadzieje. - A gdyby rozpoznał cię jeden z naszych szanowanych znajomych? Toż to wstyd mieć taką córę, chodzącą w brudnych, zniszczonych ubraniach!
        -Wiecie co? - na moment zacisnęła zęby, aby stłumić cisnące się na usta, obraźliwe słowa w stosunku do rodziców. Szybko jednak stwierdziła, że nie ma nic do stracenia. - Pierdolcie się wszyscy.
Puściła się biegiem po schodach, obawiając się pięści ojca, który wyprowadzony z równowagi mógłby sięgnąć do przemocy względem córki. Trzasnęła drzwiami swojego pokoju i rzuciła się na łóżko. Była rozdarta. Jeszcze nigdy dotychczas tak silnie nie pragnęła wydostać się z więziennych murów własnego domu. Czuła, że dusi się tutaj, w zapachu drogich mebli i mieszających się ze sobą perfum z górnej półki w perfumerii. Potrzebowała jedynie ciepła, bijącego od ciała Justina - jedynego, który potrafił ją wysłuchać, wesprzeć i który rzeczywiście przejmował się jej losem.
        Wtem drzwi pokoju otworzyły się z cichym, łagodnym skrzypnięciem, łóżko ugięło się pod ciężarem czyjegoś ciała, a na plecach Natashy spoczęła duża, męska, choć spokojna dłoń. Dziewczyna oderwała twarz od poduszki i spojrzała nieprzytomnymi oczyma na brata, posyłającego jej delikatny uśmiech. Nie wiedziała, czego chce i czy przyszedł do niej z własnej, nieprzymuszonej winy, jednak odwzajemniła ciepły gest i usiadła prosto na łóżku. W końcu, raz jej pomógł. Mogła spróbować prosić go o przysługę po raz kolejny.
        -Bardzo się cieszę, że znów widzę cię w domu, ale powiedz mi, czy coś się stało pomiędzy tobą a Justinem?
        -Nie udawaj, że cię to interesuje, David - westchnęła cicho, jednak bez złośliwości w głosie. - Nie, między nami nic się nie zepsuło, ale nie jesteśmy razem. Stanowimy po prostu zgranych przyjaciół, nic więcej - sama nie wierzyła w swoje słowa. Zbyt wiele myśli poświęciła Justinowi, aby mogła nazwać go wyłącznie przyjacielem. - Mam do ciebie drugą i już naprawdę ostatnią prośbę. Pojedź na 18th Street, pójdź ulicą do samego końca i wejdź przez zniszczoną bramę do opuszczonej rudery. Tam znajdziesz Justina. Powiedz mu, co się stało i że rodzice zaciągnęli mnie tutaj siłą. Ucieknę z domu przy pierwszej okazji i wrócę do niego - mówiąc, patrzyła bratu w błękitne oczy. Ani na moment nie spuściła wzroku. - I powiedz mu jeszcze, że... że tęsknię.
        David powoli wstał z łóżka siostry i skierował się w stronę drzwi. Chciał jej pomóc, ale nie wiedział, czy robi dobrze, przystając na jej prośbę. Miała raptem piętnaście lat i nie była gotowa na samodzielne życie. Jednocześnie chciał spełnić jedno z jej marzeń. Chciał, aby była szczęśliwa, ponieważ sam nigdy taki nie był, pod ciągłą kontrolą rodziców. Natasha nie wiedziała, że David czuł podobnie jak ona. Również od wielu lat pragnął sprzeciwić się rodzicom, lecz zawsze brakowało mu odwagi. To Natasha pokazała, co naprawdę myśli. To ona wykazała się dojrzałością.
        Wyszedł z pokoju siostry i po cichu zamknął za sobą drzwi, lecz zanim zdążył odejść do własnej sypialni, zatrzymała go dłoń ojca. Jego spojrzenie kolejny raz nie znosiło sprzeciwu. Chociaż David miał już dwadzieścia pięć lat, nadal nie wydostał się spod ścisłej kontroli rodziców. Był zbyt mało pewny siebie i nie brnął przez życie z zaciętością na jaką było stać jedynie Natashę.
        -Słyszałem waszą rozmowę. Nie obchodzi mnie, gdzie Natasha spędziła ostatnie tygodnie i kim jest kilkukrotnie wspomniany Justin. Jak prosiła cię siostra, pojedziesz do niego, ale przekażesz zupełnie co innego. Sprawisz, że ani ten chłopak nie będzie chciał jej z powrotem, ani Natashy nie przejdzie przez myśl, by do niego wracać, zrozumiałeś mnie?
Wzrok ojca nie różnił się od tego sprzed lat. Był tak samo zimny i nieugięty. I chociaż David chciał sprzeciwić się jego woli i pomóc siostrze, nie potrafił. Skinął więc głową i odszedł, aby zniszczyć życie Natashy i jednocześnie pogrzebać nadzieje Justina.


~*~


Witam Was, kochani, po przerwie kilkudniowej. Dość długo nie dodawałam rozdziału, ale w tym tygodniu nie miałam prawie w ogóle czasu na pisanie. Dodatkowo cztery blogi to nie na moją kieszeń, haha, nie przemyślałam tego, będę musiała się bardziej spiąć ;D
Jak widzicie, rozpoczynamy taką malutką dramę, którą wymyśliłam... w zasadzie dzisiaj, podczas pisania rozdziału. Stąd ten delikatny obrót spraw. A wracając również do postaci Tysona - nie został wprowadzony bez powodu. Oj nie... ^^
ask.fm/Paulaaa962

Ps. W poniedziałek kładą mnie do szpitala, może jeszcze nie umrę, ale trzymajcie kciuki haha ;D
Ps2. Dziękuję Wam za wszystko, naprawdę <3