Jesienny wiatr zawiał silnie wśród koron drzew, roznoszą pośród murów starych kamienic smutek. Smutek tak silny, że w ciągu krótkiej chwili potrafił sparaliżować drobne ciało Natashy, natomiast do Justina dotarł w postaci jej zaszklonych, lekko przymrużonych oczu, pustych, pozbawionych błysku. Jeszcze przed momentem trzymał ją w ramionach, czerpiąc radość z jej szczęścia. Teraz natomiast chylił głowę, wsiadając do policyjnego radiowozu, a jego myśli zaprzątała jedynie niewysoka piętnastolatka, nieprzyzwyczajona do zasad, panujących w miejskiej dżungli. Bał się zostawić ją samą choćby na moment, pragnąc uchronić ją przed popełnianymi błędami.
-Puśćcie go! - Natasha odzyskała pełną świadomość dopiero w chwili, w której drzwi policyjnego samochodu zatrzasnęły się za szatynem. - To nie jego wina. Ten człowiek nie żył już w momencie, w którym Justin próbował zbliżyć się do niego i mu pomóc - kładąc nacisk na ostatnie słowo, wzrosła w niej wściekłość. Jakim cholernym prawem za chęć pomocy zostaje się uznanym zimnym kryminalistą, pozbawionym skrupułów?
Chociaż Natasha podbiegła do policjanta i szarpnęła jego umięśnionym ramieniem, mężczyzna jedynie odepchnął od siebie drobną dziewczynę. Dopóki szatyn wpatrywał się w nią zza przyciemnionej szyby, starała się nie drżeć, nie płakać, grać opanowaną, lecz kiedy tylko pośród ścian kamienic odbił się ryk silnika stosunkowo nowego samochodu, osunęła się po jednym z czerwonych, nagrzanych przez południowe słońce murów, ukryła twarz w kolanach i dała upust emocjom poprzez łzy.
-Natasha, nie płacz - może i Jazzy była nastawiona sceptycznie do rówieśniczki, nowej znajomej brata, jednak jej płacz, rozpacz, jaką ukazywała w każdym spojrzeniu, wprowadziła Jazzy w niemałe zakłopotanie, a nawet poczucie winy. - Justin jest silny, poradzi sobie.
-Ale ja nie poradzę sobie bez niego, rozumiesz? - wycedziła przez łzy. - Możesz mi nie wierzyć, ale znając go raptem kilka dni, czuję się tak, jakbym była w nim zakochana. Justin jest najwspanialszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkałam. Jest przede wszystkim niesamowitym chłopakiem, który nie traktuje mnie przedmiotowo, rozumiesz? - Natasha nie do końca wiedziała, dlaczego ze wszystkich skrywanych uczuć zwierzyła się akurat Jazzy, siostrze Justina, która od pierwszych minut widziała w niej wroga i która sprowokowała pierwszą kłótnię pomiędzy nią, a szatynem.
-Nie powinnam cię oceniać, Natasha, przepraszam. Po prostu bałam się, że go zranisz. Justin wycierpiał już w swoim życiu wystarczająco. Nie chciałam, aby wylewał łzy również przez pierwszą lepszą laskę, która złamałaby mu serce. Zrozum, ja po prostu troszczę się o niego, Natasha - Jazzy czuła coraz silniej narastające w niej wyrzuty sumienia, dopóki rówieśniczka nie posłała jej ciepłego, pokrzepiającego uśmiechu i nie pogładziła po ramieniu.
-Doskonale cię rozumiem, nie musisz mi się tłumaczyć. Chcesz, tak samo, jak ja, aby Justin był szczęśliwy. Jazzy, pozwól mi wywoływać na jego ustach uśmiech, proszę - czuła się, jak pan młody, który prosi o rękę rodziców narzeczonej, przez co z jej ust uleciał cichy chichot.
Obie poczuły się znacznie lepiej, kiedy objęły się ramionami i wtuliły w swoje ciała. Wiedziały, że to uszczęśliwiłoby Justina. Wiedziały, że dzięki temu jego wiecznie smutne usta ułożyłyby się w delikatnym, podnoszącym na duchu uśmiechu. Dlatego przez długie chwile trwały w silnym uścisku, pragnąc przelać na siebie każdą emocję, której nie potrafiłyby wyrazić słowami.
-Gdybyście robiły coś poza przytulaniem, mógłbym się nawet podniecić - Natasha nie wiedziała, skąd dochodzi niski, męski głos i zapach papierosowego dymu, jednak Jazzy natychmiast rozpoznała zachrypniętą barwę Tysona i przeklęła cicho pod nosem. Już dawno przestała udawać, że postać mężczyzny nie wzbudza u niej lęku.
Natasha powoli odsunęła się od Jazzy i zadarła głowę ku niebu, aby, osłaniając przymrużone oczy dłonią, spojrzeć na posturę czarnoskórego mężczyzny, stojącego krok przed nią. Na głowie miał czapkę, odwróconą daszkiem w tył. Jego pełne wargi co chwila zaciągały się dymem, płynącym z papierosa, a napięte ramiona i barki wzbudziły w piętnastolatce respekt już po pierwszym spojrzeniu. Był muskularny i znacznie postawniejszy od obu dziewczyn o niemal identycznej, wątłej budowie ciała. Przede wszystkim jednak jego wzrok, na którym Natasha zatrzymała się na dłużej, wywołał dreszcze, wstrząsające jej ciałem od małych palców u stóp, po ostatni włos na głowie.
-Jazzy, może przedstawisz mi swoją nową koleżankę - podczas kiedy Tyson bezczelnie zaciągał się papierosem, zwinnie przekładając go pomiędzy palcami, Natasha głośno przełknęła ślinę. Justin ostrzegał ją, aby unikała każdego, kto zyska w jej oczach miano podejrzanego. Czarnoskóry samym głosem wzbudził w niej mieszane uczucia.
-To Natasha, nowa przyjaciółka Justina - głos Jazzy drgnął, gdy została przyciągnięta do ciała Tysona parą jego umięśnionych ramion. Była jego szmacianą lalką, którą potrafił sobie podporządkować. Spełniała jego zachcianki nie tylko na łóżku w sypialni, ale również poza nią. Straciła kontrolę nad swoim życiem, oddając je w ręce czarnoskóremu Tysonowi.
-Więc to jest Natasha - wymruczał ochryple, a na jego ustach pojawił się bezczelny, wulgarny uśmiech. Wyglądał jak rekin, polujący na najsłabszą ofiarę. - Uciąłem sobie dzisiaj z Justinem miłą pogawędkę na twój temat. Bieberowi chyba mocno na tobie zależy, bo bronił cię, jak rycerz - Tyson parsknął śmiechem, a w głębi serca Natashy, mimo ostatnich zdarzeń, rozlało się przyjemne ciepło. Czuła się lepiej, wiedząc, że znaczy dla Justina więcej, niż domniemana współlokatorka. - Skoro już o nim mowa, gdzie Bieber? Pusto tu bez niego. Chciałbym znów zobaczyć, jak pieni się ze złości, kiedy choćby zbliżam się do jednej z jego dziewczynek - roztrzepał włosy Jazzy, jednakże podczas jej nieuwagi obdarzył Natashę kolejnym wulgarnym i jednoznacznym spojrzeniem. Pod wpływem pary jego ciemnych tęczówek szatynka zmuszona była spuścić wzrok. Bała się.
-Justina zgarnęły psy. Kiedy ja i Natasha kłóciłyśmy się, on znalazł w krzakach trupa - Jazzy przelotnie machnęła ręką w kierunku policjanta, pozostałego na miejscu zbrodni i czekającego na techników sądowych. -Zarzucili mu morderstwo - zakończyła z głośnym, zirytowanym westchnieniem, opierając głowę o silne ramię mężczyzny.
-On miałby kogoś zabić? - prychnął Tyson, wypuszczając z ust dym, kilkanaście centymetrów ponad głową Jazzy. Dziewczyna co prawda zaczęła cicho kaszleć, lecz sam błysk w oczach czarnoskórego nie pozostawiał złudzeń, że nie dbał o nikogo, prócz samego siebie. Nawet dziewczyna, z którą mieszkał, której poświęcał tak wiele czasu i której miłość czuł nieprzerwanie, była jedynie marionetką w jego rękach. - Miło było cię poznać, Natasha - gdyby podobne słowa padły z ust Justina, na policzki Natashy wkradłby się rumieniec, natomiast głos Tysona, kierowany bezpośrednio w jej kierunku, wywołał kolejny zimny, nieprzyjemny dreszcz.
Zanim Tyson szarpnął lekko ramieniem Jazzy i pociągnął ją w przeciwnym kierunku, dziewczyna podbiegła do Natashy i zarzuciła ramiona na jej szyję. W rzeczywistości nie chciała obdarzyć jej silnym uściskiem, tylko wyszeptać kilka pokrzepiających słów do ucha, nie chcąc, aby usłyszał ją Tyson.
-Pamiętaj, on jest silny, da radę - dłonią pogładziła jej plecy. Nie sądziła, że osobę, którą jeszcze przed godziną darzyła niechęcią, obdarzy tak wielką sympatią.
-Pomogę mu. Wiem już nawet, jak - szepnęła z desperacją, znów zaczynając krztusić się łzami. - I dziękuję, Jazzy.
Patrząc na postać siostry Justina, oddalającą się wraz z Tysonem, widziała w jej ruchach strach, niepokój, obawę. Chociaż ona sama czuła względem czarnoskórego respekt, pragnęła uwolnić od niego szatynkę. Mimowolnie ujrzała obraz samej siebie, otoczonej ramieniem Justina, jak teraz Jazzy objęta była ramieniem Tysona. Nie zazdrościła rówieśniczce partnera, mężczyzny, który nie ma oporów, aby użyć względem niej siły. Zazdrościła jej natomiast smaku miłości, który zdążyła poznać, pomimo młodego wieku.
Natasha odwróciła się na pięcie i z głośnym westchnieniem oraz zaciśniętymi w pięści palcami ruszyła w stronę policjanta. Z każdym krokiem wzrastała w niej złość i poziom adrenaliny we krwi. Jednakże również z każdym krokiem coraz silniej odczuwała brak Justina, który w ciągu kilku dni stał się jej tlenem, jej wodą, wszystkim, czego potrzebowała, aby kolejnego dnia obudzić się z uśmiechem.
-Jakim prawem zamknęliście Justina? - warknęła, uderzając niewielką pięścią w dobrze zbudowaną klatkę piersiową mężczyzny.
-Zdajesz sobie sprawę, że jeśli uderzysz mnie jeszcze raz, mam prawo aresztować cię za napaść na policjanta? - uniósł wysoko prawą brew. Po spojrzeniu w jego chłodne oczy, Natasha nie potrafiła stwierdzić, czy policjant potraktował ją, jak głupiego, panoszącego się dzieciaka, czy jak osobę dorosłą, w pełni odpowiedzialną za swoje czyny.
-Zajmij się lepiej szukaniem dowodów niewinności mojego przyjaciela, którego przed momentem zamknęliście - warknęła z jeszcze większą wściekłością. Nie traktowała mężczyzny, jak funkcjonariusza policji, tylko jak niesprawiedliwego, pozbawionego uczuć człowieka, który czerpie radość z cudzych nieszczęść.
Natasha wiedziała, że dalsza rozmowa z oficerem nie wniesie do jej życia jasnego światła, a jedynie pokryje resztę dnia ciemnymi chmurami. Zarzuciła na głowę szary kaptur, a kaskady dość jasnych włosów przygładziła na obu ramionach, do których przylegały w nieładzie. Aby wyrzucić z siebie część emocji, zaczęła biec. Przyspieszała z każdą mijaną ulicą, chociaż jej organizm dawał jasne oznaki wyczerpania. Poprzez wysiłek mogła pozbyć się łez, a smutek i przygnębiającą rozpacz zamienić na determinację.
Czerpała energię z każdego podmuchu wiatru, który rozwiewał jej włosy i po kilku minutach zdjął kaptur z głowy dziewczyny. Natasha nie wiedziała, dokąd zmierza. Nie wiedziała również, w jakim celu zmusza się do każdego kolejnego kroku. Dopiero kiedy wyczerpanie kazało jej zatrzymać się w centrum miasta, przed jednym z nowszych budynków, zadarła głowę ku niebu, odczytując napis z wywieszonego nad wejściem szyldu.
Nogi nieświadomie poprowadziły szatynkę pod gmach kancelarii adwokackiej, prowadzonej przez rodziców, wspólnie z dwudziestopięcioletnim bratem Natashy. Ponownie zarzuciła na głowę kaptur. Nie chciała, aby jej drobną postać rozpoznał którykolwiek ze znajomych jej rodziców lub rodzeństwa. Dla niej życie w dostatku zakończyło się definitywnie, natomiast rozpoczął się rozdział na ulicy. Teraz jednak wiedziała, że bez pomocy znów zostanie sama, bez Justina, bez chłopaka, przy którym pragnęła budzić się i zasypiać, którego chciała pokochać i uszczęśliwiać.
Naraz na tyłach budynku ujrzała postać swojego dwudziestopięcioletniego brata, Davida. To w nim ujrzała ostatnią nadzieję. Z całej rodziny jej relacje z bratem utrzymywały się na najwyższym poziomie. Zwyczajnie nie wchodzili sobie w drogę, oszczędzając tym samym wiele nerwów, przelanych w kłótnie, dyskusje i sprzeczki. Natasha liczyła na to, że David, którego nigdy w życiu nie poprosiła choćby o nieistotne podwiezienie do szkoły, teraz okaże trochę serca, przypomni sobie, że prócz Vanessy ma jeszcze drugą siostrę i pomoże jej.
Kiedy David zatrzasnął drzwi od strony kierowcy i odpalił silnik sportowego samochodu, Natasha pospiesznie szarpnęła klamką w drzwiach pasażera i opadła na fotel. David drgnął w pierwszym momencie, jednak uspokoił się i przyłożył rękę do serca, gdy Natasha szarpnęła materiałem kaptura i ściągnęła go z głowy. Zanim odezwała się do brata, przeczesała jeszcze palcami włosy i odrzuciła je na tył głowy, aby podczas rozmowy nie wpadały jej w oczy.
-Matko boska, Natasha, co ty tutaj robisz? Możesz mi wyjaśnić, dlaczego kilka dni temu uciekłaś z domu i nie dajesz znaku życia? - był zdenerwowany, jednak jego głos zdradzał również zaniepokojenie. Wbrew pozorom, kiedy jego siostra nie wróciła pierwszej nocy i śladu po niej nie znalazł również w kolejnych dniach, zaczął się szczerze martwić.
-Nie zamierzam wrócić do domu bez względu na wszystko, David. Jestem tu tylko po to, aby prosić cię o pomoc. Nigdy w życiu o nic cię nie prosiłam, dlatego teraz błagam cię, pomóż mi, David. Jesteś moim bratem - spojrzała na niego delikatnym, niewinnym wzrokiem. Nigdy wcześniej nie wypróbowała podobnego spojrzenia na żadnym z członków rodziny, jednak zdążyła się przekonać, że słodycz, płynąca z jej oczu, zmiękczyła serce Justina. Miała nadzieję, że w podobny sposób zadziała na brata.
-O co chodzi? Wyglądasz na zdesperowaną.
-Bo tak się właśnie czuję. Policja zamknęła mojego przyjaciela za niewinność, zarzucając mu morderstwo. Byłam razem z nim, widziałam, jak podbiegł do leżącego mężczyzny, aby mu pomóc. Chciał go uratować, a został potraktowany, jak kryminalista bez skrupułów. David, błagam cię, uwolnij go z tego pieprzonego więzienia. Jego tam zniszczą, a i ja nie potrafię dłużej żyć bez niego. Minęło dopiero pół godziny, a czuję się tak, jakbym spędziła bez niego wieczność.
David przyglądał się Natashy z zainteresowaniem i chociaż widział na twarzy siostry oznaki zmęczenia, czuł, że jest szczęśliwa. Nie potrafił powiedzieć, skąd u niego tak silne przekonanie, skoro nigdy nie był z szatynką blisko, jednak teraz, obserwując gestykulację jej dłoni i intonację głosu, widział jej zaangażowanie i cel, do którego silnie dążyła.
-Czy ty się przypadkiem nie zakochałaś? - uniósł jedną brew, przez moment przypominając Natashy jej własnego ojca, jedynie mniej surowego.
-Nie wiem, ale to nie ma teraz najmniejszego znaczenia, David. Proszę cię, jak siostra brata, adwokata, abyś pomógł mi ten jeden, jedyny raz i uwolnił Justina z aresztu. Potrzebuję go, po prostu.
Natasha ze wstrzymanym oddechem oczekiwała reakcji Davida, kiedy ten marszczył brwi, mrużył oczy i przyglądał jej się tak uważnie, jak nigdy dotąd. Nie chciała, aby ujrzał na jej twarzy choćby cień zawahania, niepewności. Poprzez mimikę twarzy ukazywała drzemiącą w niej dzielną, młodą dziewczynę, która w imię przyjaźni, wolności i kiełkującej miłości dopuszcza się aktów desperacji.
-Jutro z rana pójdę do aresztu śledczego, porozmawiam z nim, zobaczę, jakie mają przeciwko niemu dowody i w razie konieczności wynegocjuję możliwie najszybszą datę ewentualnej rozprawy sądowej. Nic więcej nie mogę zrobić, póki nie przeczytam aktu oskarżenia, Natasha.
-Dziękuję, to mi wystarczy, będę spokojniejsza - posłała bratu blady uśmiech pełen wdzięczności. Nie zawiodła się na nim. Nie zawiodła się, mimo że nie miała pewności, czy może mu ufać. - I proszę cię jeszcze o jedno. Nie chcę, aby rodzice dowiedzieli się, że ze mną rozmawiałeś. Życie pod jednym dachem z nimi uważam za zakończone. Definitywnie zakończone.
***
Justin po raz trzeci przekreślił nagłówek rozpoczętego listu i przeklął pod nosem. Nie potrafił zdecydować się, jakim określeniem powinien zwrócić się w bezpośrednim liście do Natashy. Jedne wydały mu się zbyt oficjalne i poważne, natomiast inne zbyt lekkie i niestosowne. Nazywając ją kochaną obawiał się, czy nie zostanie w jej oczach wyśmiany. Zaczynając list słowami "Droga Natasho" zdenerwował się na samego siebie za zwrot na miarę epoki sprzed wojny. Dlatego na jeszcze przed momentem białej kartce papieru widniało już kilka grubych skreśleń.
-Nad czym się tak męczysz, kolego? Chętnie pomożemy - gdy w uszach Justina rozbrzmiał głos jednego ze starszych mężczyzn, zamkniętego razem z chłopakiem w jednej celi, instynktownie złożył kartkę na pół i wepchnął głęboko w kieszeń bluzy.
-Nie chowaj, tylko się pochwal, młody - drugi z mężczyzn, zajmujący górę piętrowego łóżka po przeciwległej stronie pokoju, również okazał zainteresowanie nagłym speszeniem szatyna.
-Piszę list do... koleżanki - wymamrotał, rozkręcając w dłoni czarny długopis, który pod wpływem chwili okazał się najbardziej interesującym przedmiotem w pomieszczeniu.
-Zapamiętaj to, dzieciaku. Skoro zabrałeś się za pisanie listu, wierz mi, ona nie jest dla ciebie jedynie koleżanką. Wiem, co mówię. W końcu, żyję na tym świecie dwa razy dłużej, niż ty. Nie jedno przeżyłem, nie jedno widziałem. Piszesz list, bo ją kochasz, a jeśli jeszcze tego nie czujesz, nie minie wiele czasu, kiedy wspomnisz moje słowa.
Dla Justina perspektywa miłości, jaką mógłby obdarzyć Natashę, stała się nagle najpiękniejszą wśród możliwych opcji. Nie chciał jednak robić sobie złudnych nadziei. Miłość, choć piękna, nie zawsze musi być odwzajemniona. Justin nie chciał ryzykować. Ryzyko kojarzyło mu się ze smutkiem, a smutek z bólem. Kolejnej dawki cierpienie nie byłby w stanie pochłonąć.
-To naprawdę jedynie koleżanka, może przyjaciółka - wydukał ze skrępowaniem, które nasiliło się pod wpływem cichego śmiechu pierwszego mężczyzny.
-Nie tłumacz się. My i tak wiemy swoje. Siedzisz w areszcie za niewinność i wciąż bujasz w obłokach, zamiast starać się stąd wydostać. To nie jest normalne. Tak samo, jak stan zakochania nie jest normalny. Byłeś kiedyś zakochany?
-Jeszcze nie miałem okazji - odparł, wpatrując się tępo w światło księżyca, wpadające przez więzienne kraty.
-Myślisz o niej? Cały czas, nieprzerwanie, bez wytchnienia - Justina coraz bardziej krępowały pytania mężczyzn. Chciał tylko w spokoju napisać do szatynki list. Nie potrzebował rad. Szybsze bicie własnego serca potrafił kontrolować sam.
-Myślę o niej i mam jednocześnie dość tego przesłuchania. Jeśli naprawdę chcecie mi pomóc, powiedzcie, jak mam zacząć, bo pierdolę się z początkiem od dobrych dwudziestu minut - westchnął, opadając na dość miękką poduszkę.
-To zależy, jaka jest, ile ma lat, różnie. Pisz prosto z serca.
-Ma piętnaście lat i jest bardzo delikatna - mężczyźni zaśmiali się cicho, nazywając Natashę subtelnie "młodziutkim dzieciakiem", jednak Justin przypomniał sobie, w jaki sposób postrzegał dziewczynę pierwszego dnia. Ujrzał w niej drobnego anioła, który zgubił skrzydła. Wiedział już, jak powinien rozpocząć list, prosto z serca, przepełniony emocjami, kierowany bezpośrednio do niej, do Natashy, do spokojnej i cichej dziewczyny, która namieszała Justinowi w głowie już w momencie, w którym zaciągnął się zapachem jej perfum.
Zaczął przelewać na papier swoje uczucia, zarówno kryte w sercu, jak i te, którymi obdarzał Natashę. Pisał o bólu, smutku i wrażliwości, jaką posiadał. Poświęcił akapit również na przyjaźń, troskę i poczucie bezpieczeństwa. Zawierał słowa, których nie potrafiłby wypowiedzieć na głos, lecz również te, do których wstydziłby się przyznać. Za każdym razem, gdy przykładał do kartki końcówkę długopisu wyobrażał sobie siedzącą przed nim Natashę, która słyszała każdy wyraz i silne emocje, które wzrastały w szatynie z każdym bardziej uczuciowym zdaniem. Chciał, aby parę akapitów, zapisanych na papierze, pokazało zarówno jego wrażliwą stronę, lecz także przepełnioną męskością i odwagą do przyznania się do swoich uczuć.
Kiedy umieścił na kartce swój podpis, kończąc tym samym emocjonalny list, odetchnął głośno, zupełnie jakby przebył wielokilometrowy bieg z licznymi przeszkodami na drodze. Otrzepał lekko kartkę, która mimo swojej wiotkości i małej wartości materialnej znaczyła dla niego naprawdę wiele. Przelał na nią bowiem myśli, pochłaniające go w każdej minucie. Przelał ból, smutek i zupełnie przeciwną radość. Wiedział jednak, że nigdy nie starczy mu odwagi, aby wręczyć list Natashy. Nigdy nie zdobędzie się, aby z uniesionym czołem przekazać dziewczynie to, co naprawdę chciał, aby dotarło do jej serduszka.
Odrobinę bał się przeczytać naniesione na papier słowa, jednak pragnął kolejny raz doznać każdej z emocji, towarzyszącej mu podczas pisania. Ułożył więc pod głową wygodniej poduszkę, a kartkę wystawił na smugę bladego, księżycowego światła. Przed skupieniem wzroku na drobnym tekście, westchnął jeszcze głęboko, a potem zagłębił się w nieco chaotycznych, lecz płynących prosto z serca zdaniach.
Chciałbym zacząć ten list tak, jak należy, jednak nie potrafiłem znaleźć odpowiednich słów, jakimi mógłbym się do Ciebie zwrócić. Próbowałem zacząć wiele razy, o czym świadczą skreślenia w górnej części kartki, jednak żaden ze zwrotów nie wydał mi się dostatecznie odpowiedni. W głębi duszy chciałbym nazwać Cię aniołkiem, który zgubił skrzydła, jednak myślę, że mam w sobie jeszcze za mało odwagi. Pomyśl więc, że początkowy zwrot, nagłówek listu, płynie prosto z mojego serca i dociera do Twojego.
Jeszcze nigdy w życiu nie pisałem listu, zwłaszcza do dziewczyny, na której naprawdę mi zależy. Nie wiem więc, od czego powinienem zacząć. Nie wiem nawet, co chciałbym napisać, ale czuję, że wewnątrz mnie nagromadziło się zbyt wiele silnych emocji, abym mógł zwyczajnie zamknąć oczy i zasnąć. Brakuje mi Ciebie, tutaj, tak blisko mnie. Brakuje mi Twojego uśmiechu, niewinnego spojrzenia i ciepłego głosu, który otula moje serce. Brakuje mi Twojej obecności, cichego śmiechu, uścisków Twoich chudych ramion i delikatnych pocałunków, które składasz na moim policzku. Mija pierwsza noc, a ja już tęsknię, kiedy Ciebie nie ma obok.
Jeszcze przed tygodniem nie chciałbym opuścić krat więzienia i wrócić na 18th Street, jednak teraz mam motywację, aby wydostać się zza starych murów. Moją motywacją jesteś Ty. Przypominasz promyki słońca, które przebijają się przez burzowe chmury nawet w deszczowy dzień. Pisząc ten list, wiem, że nie starczy mi odwagi, aby kiedykolwiek dać Ci go i czekać na Twoją reakcję, jednakże pisząc i myśląc o Tobie czuję się tak, jakbyś była obok, siedziała na tym samym łóżku i stykała swoje ramię z moim. Chyba zaczynam bać się tego, jak silnie na mnie działasz.
Leżę na starym łóżku i myślę o Tobie. Myślę, co robisz, jak się czujesz, czy płaczesz i czy jesteś bezpieczna. Myślę o tym, jak bardzo chciałbym wtulić się w Twoje małe, kruche ciało. Myślę o tym, jak bardzo mi na tobie zależy i, mimo że nie posiadam nic, jak wiele bym dał, aby znaleźć się przy Tobie. Co się ze mną dzieje? Nie wiem i liczę jedynie na to, że pewnego dnia to Ty odpowiesz na moje pytanie.
Justin
Chłopak złożył kartkę dwukrotnie i schował ją do kieszeni dresów. Czuł, że tylko tam niewielki świstek papieru pozostanie w pełni bezpieczny. List pochłonął go do tego stopnia, że nie ujrzał słońca, powoli wkraczającego ponad horyzont. Pogrążony był w myślach, ograniczających się do jednej, nastoletniej dziewczyny. Nie czuł nawet, że przez całą noc, od zmierzchu po blady świt, jego usta zdobił delikatny uśmiech. Dryfował w krainie, do której smutek nie miał prawa wstępu.
Justin odwrócił powoli głowę, kiedy echem pośród ścian korytarza rozniósł się odgłos powolnych, ciężkich kroków. Strażnik skinął głową na Justina i kazał mu wstać z lekko chwiejącego się łóżka. Justinem wstrząsnęły obawy, które przelewał w każdy niepewny ruch. Postawił obie stopy na ziemi i poprawił materiał bluzy, która podczas całonocnego leżenia podwinęła się ponad podbrzusze i ukazała szarą, lekko wygniecioną koszulkę. Do krat podszedł równie wolno i niepewnie, chociaż wiedział, że odwlekaniem terminu przesłuchania nie pomoże, a jedynie zaszkodzi samemu sobie.
-Masz gościa, Bieber. Jak widać, wieści rozchodzą się bardzo szybko - mruknął policjant, chwytając silną dłonią ramię Justina.
Chłopak zmarszczył brwi do tego stopnia, że utworzyły w dole jego czoła złączoną linię. Chociaż starał się znaleźć jedną jedyną osobę, która mogłaby złożyć mu wizytę w policyjnym areszcie, głowa szatyna w tym zakresie świeciła pustkami. Wiedział, że ani jego siostra, ani Natasha, jako osoby niepełnoletnie, nie mają prawa wstępu pomiędzy mury więzienia. Tym bardziej jego zdezorientowanie, lecz równocześnie ciekawość, wzrastały, aby osiągnąć punkt kulminacyjny w momencie przekręcenia klucza w jednym z zamków.
Justin nie ukrywał zdziwienia, kiedy ujrzał siedzącego po jednej stronie stołu mężczyznę, kilka lat starszego od niego. Z początku sądził, że strażnik pomylił się i poprosił niewłaściwą osobę na spotkanie z gościem. Widział bowiem mężczyznę pierwszy raz w życiu. Kiedy ten jednak wstał z krzesła i poprawił drogi, szyty na miarę garnitur, posyłając przy tym Justinowi lekki uśmiech, chłopak przekroczył próg pomieszczenia i zaczął niepewnie zbliżać się do bruneta, obserwując go bacznie i uważnie. Podchodził do niego z nieufnością, gdyż nie miał złudzeń, że mężczyzna nie jest z tego samego pokroju społecznego, co on.
Jeszcze przed momentem Justin sądził, że nie zna mężczyzny, natomiast kiedy zbliżył się do niego wystarczająco, aby spojrzeć w jego oczy, zrozumiał, że nie widzi podobnych tęczówek po raz pierwszy. Niemal identyczne lśniły w niewinnych oczkach Natashy, w które uwielbiał wpatrywać się godzinami. Tak samo, jak w jej zaróżowione usta, mały nosek i momentami delikatne rumieńce na gładkich policzkach.
-Jesteś bratem Natashy - odezwał się cicho, zbliżając się do mężczyzny z rękoma schowanymi w kieszeniach.
-Jak mnie poznałeś? - spytał zaintrygowany, gdy po uściśnięciu dłoni Justina usiedli razem na przeciwległych krzesłach przy niewielkim, metalowym i lekko zdewastowanym stoliku, przytwierdzonym do podłoża czterema grubymi śrubami.
-Po oczach - dwudziestojednolatek machnął ręką w kierunku twarzy Davida i chociaż czuł się przy nim już odrobinę swobodniej, w dalszym ciągu spoglądał na niego z nieufnością.
-Na tyle dobrze znasz oczy mojej siostry, żeby widzieć podobieństwo w moich? - David podchodził do Justina, jak do równego sobie. Uśmiechał się do niego i chciał pokazać, że nie traktuje go, jak gorszego. Robił to dla Natashy, która do tej pory jeszcze nigdy nie poprosiła go o choćby najmniejszą drobnostkę.
-Oczy Natashy są piękne, więc nauczyłem się ich na pamięć - odparł z powagą, nie odrywając od bruneta wzroku. Nieświadomie chciał pokazać Davidowi, że traktował jego siostrę w pełni poważnie i dorośle. - Natasha cię tu przysłała?
-Poprosiła mnie o pomoc. Martwi się o ciebie i chce, żebyś jak najszybciej stąd wyszedł. Jestem tutaj, żeby ci pomóc, żeby wyciągnąć cię z aresztu. Natasha opowiedziała mi powierzchownie o zarzutach względem ciebie. Są bezpodstawne i chaotyczne. Nie mają zgromadzonych przeciwko tobie żadnych dowodów, dlatego powinni cię w miarę szybko wypuścić.
-Jesteś z psiarni? - Justin oparł się na łokciach o blat stolika i przymrużył oczy. Starał się zrozumieć jak najwięcej z prawnego języka Davida, jednak do jego uszu słowa docierały w postaci zagmatwanego bełkotu.
-Jestem adwokatem i uwierz mi, wiem, co mówię. Dlatego pozostaje jeszcze druga, równie ważna sprawa. Natasha powiedziała mi, że jesteś uzależniony od narkotyków. Po samych badaniach, stwierdzających obecność heroiny w organizmie, nie wytoczą ci sprawy sądowej. Zwyczajnie mają ważniejsze sprawy na głowie. Jednakże, jeśli znaleźliby przy tobie choćby gram, możesz mieć poważne kłopoty. Dlatego jeśli nie przeszukali cię do tej pory, zrobią to w najbliższych minutach. Masz przy sobie narkotyki?
Justin powoli zagłębił dłoń w lewej kieszeni dresów i chwycił między palce szczelnie zapakowany gram heroiny. Nie chciał go wyjmować i nie chciał pokazywać, że biały proszek znajduje się tak blisko niego. Już teraz czuł bowiem lekkie oznaki głodu i potrzebę zażycia, jednak gdy wyobraził sobie smutek w oczach Natashy, który objąłby całą jej postać silnym uściskiem, nie potrafił zażyć heroiny. Wiedział, że tyle wystarczyłoby, aby wytoczyć przeciwko niemu silne zarzuty.
-Justin, daj mi to. Zrozum, że jeśli znajdą przy tobie narkotyki, zamkną cię. Pomyśl, co poczuje wtedy Natasha. Ona martwi się o ciebie i chce, żebyś był przy niej. Jeśli teraz weźmiesz, lub choćby zostawisz narkotyki przy sobie, nie wrócisz do niej, a widzę doskonale, że ci na niej zależy.
Tylko silna wola Justina kazała mu położyć pod dłonią Davida gram heroiny. Nie był jeszcze na prawdziwym głodzie, dlatego był w stanie oddać mężczyźnie narkotyki. Gdyby prawdziwie potrzebował ich w tej chwili, nie wahałby się, tylko, bez użycia strzykawki i zniszczonej, tępej już igły, wciągnął działkę nosem. Bolało go tylko, że godziny spędzone z klientami poszły na marne i razem z nimi na marne poszedł również jego ból.
-Pamiętaj, że robisz to dla niej. Jej naprawdę na tobie zależy, więc dobrze ci radzę, nie spieprz tego - spojrzał Justinowi głęboko w oczy, w których szatyn w dalszym ciągu widział jedynie tęczówki w odcieniu tęczówek Natashy. - Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z przepisami, powinni wypuścić cię najpóźniej za parę dni. Trzymaj się.
-Dziękuję - Justin mruknął cicho. Chociaż nie okazywał emocji, był wdzięczny zarówno Davidowi, jak i Natashy, która poprosiła brata o pomoc. Pragnął odwdzięczyć się dziewczynie tym samym. Pomocą i troską, płynącą prosto z serca.
-Może masz do mnie jakąś prośbę? Postaram się pomóc - gdy szatyn potrząsnął przecząco głową, David wstał ze starego stołka i, ściskając na sam koniec dłoń Justina, ruszył w stronę pancernych drzwi.
Justin jeszcze przez moment stał po środku pomieszczenia, trzymał dłonie w kieszeniach i patrzył, jak David uderza pięścią w metalowe drzwi, które niemal natychmiast zostały otworzone przez jednego ze strażników. Wyczuł jednak pod palcami papierową kartkę, złożoną na kilka części i jednocześnie odnalazł w sobie cień odwagi. Nie byłby w stanie dać Natashy listu bezpośrednio, patrząc w jej hipnotyzujące oczy, jednak przełamał się i postanowił przekazać kartkę jej bratu, wierząc, że nie odczyta treści listu, tylko bez większego zainteresowania przekaże go dziewczynie.
-Chociaż - zaczął cicho, zatrzymując Davida w pół kroku. - Jest coś, co mógłbyś dla mnie zrobić - wtedy wyciągnął z kieszeni list i wręczył go mężczyźnie. - Daj to Natashy, o nic więcej nie proszę.
~*~
Noo, jestem z rozdziału bardzo zadowolona, w dodatku udało mi się dodać go dość szybko. Cieszycie się? <3
ask.fm/Paulaaa962
Polecam!
świetny
OdpowiedzUsuńNiesamowity:)
OdpowiedzUsuńW końcu Jazzy i Natasha się pogodziły! Trochę szkoda mi Jazzy, Tyson traktuje ją przedmiotowo, a ona go najzwyczajniej kocha:( Przykro mi też z powodu Justina, ale wierzę, że wszystko będzie dobrze. Martwi mnie tylko, że David powiedział o kilku dniach i nie wiem, czy Justin wytrzyma tyle na głodzie.
OdpowiedzUsuńthree-months.blogspot.com
shy-boy-jb.blogspot.com
Tez bym chciała tak dobrze pisać jak ty ;-; rozdział wspaniały ! Kocham to ff *__*
OdpowiedzUsuńKocham to!!
OdpowiedzUsuńOmg kicham ten rozdział!!! Czekam na next i mam nadzieje ze pojawi sie szybko :)
OdpowiedzUsuńPiekny, swietny i cudowny <333
OdpowiedzUsuńDlaczego to musi byc takie niesprawiedliwe? Dlaczego Justina zamkneli chociaz nic nie zrobil? Przeciez powinni miec jakiekolwiek dowody, ze moc go zlapac, a tu nic, on chcial pomoc tylko przeciez ;c
Ale za to dobrze, ze Jazz i Natasha sie pogodzily, Bieber sie ucieszy jak sie o tym dowie :)
Natomiast jesli chodzi o sytuacje Jazzy i Tysona, to bardzo jej wspolczuje, on ja strasznie przedmiotowo traktuje, w ogole go nie interesuja jej uczucia, tylko ma byc jego zabawka w lozku ;c moglaby go rzucic, jak ona moze go kocha po tym jaki on jest w stosunku do niej? Mam nadzieje, ze to sie zmieni, i ze zrozumie, ze nie warto sie marnowac z takim kims :)
Do nastepnego i weny zycze ;* <33
believe-in-your-dreams-jb.blogspot.com
Oby Dawid szybko wyszedł z tej paki i wrócił do Natashy. Oni są tacy słodcy *-*
OdpowiedzUsuńO boże świetny rozdział💕💕💕
OdpowiedzUsuńPopłakałam sir❤️ Uwielbiam!!
OdpowiedzUsuńNiesamowite opowiadanie!! Pozdrawiam gorąco i życzę weny !! <3 <3
OdpowiedzUsuńJeju, noo! Czemu oni go zamknęli?! Oby Davidowi udało się to wszystko rozwiązać i Justin niech wróci już do Natashy. I trochę szkoda mi Jazzy, bo ona chyba naprawdę kocha Tysona, a on ma to gdzieś i traktuje ją jak przedmiot, nie lubię go -.- I błagam wypuść Ptysia szybko, bo jak będzie na głodzie to może być nie za ciekawie..
OdpowiedzUsuńTak poza tym to to opowiadanie jest takie.. no nie umiem opisać słowami zajebistości tego ff ;D Lepsze niż te wszystkie przereklamowane historie typu: Danger, Bronx czy lineb. To jest takie oryginalne i najzajebistsze ze wszystkich! Najlepsze jakie kiedykolwiek przeczytałam <3 Dużo, weny życzę, Ptysiu <33
i-hate-my-life-jbff.blogspot.com
never-lose-hope-jb.blogspot.com
no jestem w szoku, że tak szybko pojawił się rozdział :D
OdpowiedzUsuńjest suoer i ten list aaah , aż ja bym chciała taki dostać ;p
niech go szybko wypuszczają
OMGOMGOMG cudowny ^O^ czekam na następny ❤
OdpowiedzUsuńRewelacyjny ! ;* czekam na kolejny ^ ^
OdpowiedzUsuńO maamusiu...czekam az natasha przeczyta ten list *,* oby justin kiedys rzucil narkotyki .. CEkam nn:**
OdpowiedzUsuńCudowny, brak mi słów <3
OdpowiedzUsuńhttp://wait-for-you-1dff.blogspot.com/
Cudowny rozdzial, cudowny list. każdy rozdział pochłania mnie tak bardzo. To ff jest wspanale, czekam na ff
OdpowiedzUsuń*czekam na nn
UsuńTwój styl pisania jest nieziemski, a z każdym kolejnym rozdziałem zakochuję się coraz bardziej w tym opowiadaniu *.*
OdpowiedzUsuńJak to czytam to tak samo umieram ! Jest tak cholernie cudowne <3 Nie wiem jak to opisac <3 Najpiękniejsze jak każde twoje <3 Z niecierpliwością czekam na następny rodział. Naprawde nie moge się już doczekac ! bede stała czytelniczka :D
Jejuu niesamowite ♥
OdpowiedzUsuńJustin jest taki kochany <3
Czekam na next :*
/Wiki
Jeju to opowiadanie uzależnia mnie tak jak narkotyki Justina, a przede wszystkim Natasha, która uzależnia go swoja obecnością. Przeczytałam twoje wszystkie opowiadania i bez jakichkolwiek zachamowań mogę stwierdzić, że jesteś najlepszą autorką FF . Każde podoba mi się tak bardzo, że nie mogę nawet znaleźć odpowiedniego wyrazu by to okreslic . Po prostu bez słów, odbiera mowę i w ogóle. 18th jest równie świetna i z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały. Jestem nienasycona xd ? Czy jak hahha. To trochę szalone ale chyba prawdziwe. Gdy zakonczysz swoją karierę pisarki będę musiała odbyć odwyk bo inaczej tak jak poprzednie będę czytać kilka razy. Twoja wyobraźnia powala, oczywiście pozytywnie. Świetny cudowny i w ogole wspaniały rozdział. C:
OdpowiedzUsuńcudo <3 niech ten list przeczyta <3
OdpowiedzUsuńAww zajebisty <3
OdpowiedzUsuńŚmierć przychodzi nieoczekiwanie i czasami odbiera nam najważniejsze dla nas osoby. Nie liczy sie wiek, płeć ani to, co robią na codzień i czy są dobrymi ludźmi, czy może tym złymi.
OdpowiedzUsuńNie umierają jednak do końca, bowiem cząstke nich samych nosimy w swoich sercach zapewniając im tym samym nieśmiertelność. Żyją także w naszych wspomnieniach.
To prawda. O tym wszystkim mają okazję przekonać się: Gerard Pique - mężczyzna, który prawdopodobnie nigdy nie dorośnie i Julia Hernandez - niepozorna, młoda kobieta, która skrywa ciekawą tajemnicę i stara się zatuszować swoją przeszłość.
Jak owa dwójka poradzi sobie w opiece nad małą Lią, która w tak tragiczny sposób straciła rodziców? para-siempre-fcb.blogspot.com
Ona opuszcza Turyn, on rezygnuje z dlaszej gry w Chelsea. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta - oboje uciekają przed przeszłością. A gdzie? Do Madrytu. To własnie tam chcieliby zacząć od nowa. Oboje wiedzą, że mają zbyt wiele do stracenia jeśli znowu coś pójdzie nie tak. Czy zdecydują się na bycie razem? Czy miłość przezwycięży lęki i bolesne wspomnienia?
Humorystyczne opowiadanie o szalonych i pociesznych zawodnikach Realu jak i również nieco kłopotliwym trójkącie miłosnym w którego skład wchodzą: Iker, Anastasia i Michael.
te-quiero-para-siempre.blogspot.com
Powracam po długiej nieobecności. Jeśli masz ochotę, serdecznie zapraszam, niedługo nowe rozdziały. Namiary do siebie możesz zostawić w Spamie. Chętnie zajrzę. ;)
super kiedy nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńTwój styl pisania jest nieziemski, a rozdział jak zwykle świetny, nie mogę się już doczekać nowego.
OdpowiedzUsuńMam jeszcze pytanie, czy istnieje możliwość, abyś publikowała rozdziały również na wattpadzie? Z góry dziekuję za odpowiedź x
Przepraszam, ale wolałabym prowadzić bloga w jednym miejscu (na bloggerze) :)
UsuńW sumie dobrze bo na bloggerze sie lepiej czyta :D
Usuńkocham
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Libster Blog Award !!
OdpowiedzUsuńhttp://life-is-shit-alas.blogspot.com/2015/05/libster-blog-award.html
Wow.! Bosko.
OdpowiedzUsuń