wtorek, 12 maja 2015

Rozdział 6 - First gram...

        W celi panowała głucha cisza, przerywana jedynie równomiernymi, spokojnymi oddechami Natashy i Justina. Co jakiś czas echem wśród murów niosły się również kroki strażnika. Za każdym razem, gdy zaglądał przez kraty celi, na jego usta wkraczał lekki uśmiech. Pierwszy raz widział, aby miłość pomiędzy dwójką młodych ludzi rozkwitała w policyjnym areszcie, pod przetartym kocem, zupełnie nieświadomie. Ale potrafił czerpać z nich siłę. Potrafił czerpać siłę z ich niepozornych uczuć.
        Natasha spała spokojnie w objęciu ramienia Justina i z jego twarzą, wtuloną we włosy. W środku nocy przebudziła się jednak, czując, że nie potrzebuje więcej snu. Westchnęła więc głęboko i mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem, gdy w dalszym ciągu jej wąską talię otaczała ręka Justina. Wcześniej nie miała odwagi przybliżyć się do niego, jednak teraz, gdy spał i nie był świadomy jej ruchów, mogła przytulić ciało do jego ciała i wsłuchiwać się w równomierne uderzanie serca o klatkę piersiową. Był dla niej zupełnym wyjątkiem, skrajnym, wrażliwym przypadkiem osoby, którą zawsze chciała przy sobie mieć. Dlatego teraz, nawet gdyby Justin odciągał ją od siebie siłą, nie pozwoliłaby mu odejść. Tak samo, jak on nie pozwoliłby odejść Natashy.
        Nie widziała dokładnie jego twarzy, jednak uniosła dłoń i opuszkami palców przejechała po jego bladym policzku. Spodziewała się wyczuć jedynie całkiem gładką skórę, jednak ku jej zdziwieniu policzek chłopaka pokrywało kilka słonych łez. Gwałtownie uniosła się na lewym łokciu i z prawdziwą troską spojrzała na oświetloną blaskiem księżyca, wpadającym przez kraty w oknie, smutną twarz chłopaka. Małe, słone kropelki lśniły na jego policzku, a kilka kolejnych wciąż wypływało spod zaciśniętych powiek. Jego ciało było spięte i mimo że twardo spał, nie wypoczywał, tylko walczył z kolejnym nocnym koszmarem, władającym każdą z pojedynczych myśli.
        -Justin - wyszeptała, starając się powstrzymać wargi przed drżeniem, w jakie wprawił je smutek, oblewający serce dziewczyny. - Justin, proszę, obudź się - nie potrafiła dłużej ze spokojem przyglądać się jego łzom i temu, jak walczył z samym sobą we śnie. Nie dość, że przeżywał piekło na jawie, również w sennych marzeniach nie było mu dane zaznać odrobiny spokoju. - Justin - z przejęciem nachyliła się nad szatynem i z pasją musnęła obie mokre powieki chłopaka, które chwilę później zamrugały szybko i odsłoniły jasnobrązową barwę zaspanych tęczówek.
        -Co się stało, Natasha? - ziewnął cicho, przejeżdżając dłonią w dół nagiego ramienia dziewczyny, przez które przebiegł przyjemny dreszcz. Powoli pozbywał się złudzeń, że silnie oddziaływał na niedoświadczone ciało Natashy.
        -Justin, płakałeś przez sen - wyszeptała nieśmiało. Podejrzewała, że chłopak wolałby to ukryć, jednak nie był w stanie podczas snu powstrzymać kujących łez. - O czym myślałeś? Powiedz, co ci się śniło? Martwię się o ciebie, Justin. Moje serce łamie się na pół, kiedy widzę w tobie taki smutek.
        Justin nie zdawał sobie sprawy, że na jego policzkach utrzymywały się na wpół wyschnięte łzy, jednak po słowach Natashy szybko otarł je wierzchem dłoni. Od momentu przebudzenia szatyna, dziewczyna nie mrugnęła ani razu, a on doskonale zdawał sobie z tego sprawę, dlatego spuszczał wzrok przy każdej możliwej okazji, łudząc się, że Natasha nie ujrzy jego słabości. W rzeczywistości oszukiwał samego siebie, ponieważ doskonale wiedział, jak ta drobna dziewczyna troszczy się o jego ciało, duszę i umysł, potrzebujący nocnego wypoczynku.
        -Proszę, dzieciaku, nie martw się o mnie. Z całą pewnością masz zbyt wiele własnych trosk i zmartwień. Nie warto dokładać sobie jeszcze ogrom moich. Po prostu śpij i postaraj się odpocząć - pogłaskał ją po miękkich włosach, opadających po obu stronach na twarz, a jeden kosmyk założył za ucho. Naprawdę nie chciał dokładać dziewczynie powodów do zmartwień, chociaż nie ukrywał, że troska Natashy była dla niego czystym pięknem, jakie mógł otrzymać od drugiej osoby. Był jej wdzięczny, że od samego początku oddaje mu tyle serca.
        -Doskonale wiesz, że będę się martwić i nie zmienisz tego nawet gdybyś chciał. Ale dobrze, nie zamierzam namawiać cię do zwierzeń i rozumiem, że nie chcesz mówić. Mam tylko nadzieję, że nie będziesz już płakał. Ten widok naprawdę łamie mi serce - wydukała, przekładając między palcami skrawek materiału ciemnej koszulki chłopaka. Tym razem nawet ona nie miała odwagi spojrzeć w jego puste, pozbawione wyrazu i zabarwione jedynie smutkiem, duże, ciemne oczy, okalane gęstymi rzęsami. Wiedziała, że pod jego wpływem kolejny raz naraziłaby się na rumieńce.
        -W takim razie, jeśli nie chcesz, abym był przygnębiony - wyprostował się na starym łóżku, a kiedy jego  usta, wypowiadające ciche słowa, zbliżyły się do skóry Natashy i pozostawiły na niej ciepły oddech, znów drgnęła w przyjemności. - Po prostu mnie przytul. Od wczoraj to mój lek na całe zło.
        Natasha nie potrzebowała kolejnej zachęty. Czując, że w ten sposób może podnieść Justina na duchu, nie czekała ani chwili dłużej i już po dwóch sekundach obejmowała szczupłymi ramionami szyję Justina. Jeśli tylko dzięki niej Justin miał poczuć się odrobinę lepiej, była gotowa oddać całą siebie, całe swoje serce i całe ciało, które silnie przytulał do piersi. Nie chciała dłużej widzieć łez i czekała na zwykły, mały, nikły uśmiech, przewijający się przez usta choćby w ułamku sekundy.
        -Nawet nie wiedziałem, że zdarza mi się płakać przez sen, przepraszam - wyszeptał w jej włosy i poruszył kilka kosmyków oddechem, ze świstem wypuszczonym z ust. 
        -Za co ty mnie przepraszasz? - w sposób dość gwałtowny przyłożyła dłonie do jego zapadniętych policzków i objęła twarz. - Za co, Justin?
        -Za to, że jestem takim nieudacznikiem - mruknął. Nie chciał użalać się nad sobą, jednak momentami nie wytrzymywał presji otoczenia i karcących spojrzeć. Przeważnie, gdy chciał powierzyć komuś myśli, rozmawiał wieczorami z samym sobą. Teraz jednak odbiciem jego duszy, odzwierciedleniem, stała się Natasha, której chciał zaufać. 
        -Nie jesteś nieudacznikiem. Każdy czasem płacze i nie jest to niczym złym, Justin. Wiesz, inni przelewają desperację i przygnębienie w agresję. Przy nich jesteś aniołem. Przestań jedynie wstydzić się łez. Nie są oznaką słabości, tylko odwagą. Pomimo przeciwności potrafisz z uniesioną głową iść dalej każdego dnia.
        Justin miał wrażenie, jakby rozmawiał z psychologiem po wieloletnim stażu, a nie z piętnastoletnim, bądź co bądź, dzieckiem. Nie do końca wiedział, w jaki sposób powinien na nią patrzeć i jak ją postrzegać. Czy jak kruchą dziewczynkę z pięknym uśmiechem i radosnymi oczami, czy jak człowieka dorosłego, szukającego własnej drogi w życiu, rozumiejącego problemy otaczającego go świata i ze szczerą chęcią niosącego pomoc. Jednego był pewien. Natasha była doskonałym materiałem na przyjaciółkę, która mogłaby go wesprzeć, jak i na kumpla, z którym długimi godzinami rozmawiałby o mało istotnych sprawach.
        -Justin, mogę cię o coś spytać? - ciszę, bardzo komfortową i przyjemną, kolejny raz przerwała Natasha. Miała do chłopaka ogrom pytań, tylko krępowała się zadawać je bez przerwy. Przed każdym bardziej osobistym pytaniem jej dłonie zaczynały się delikatnie pocić. Musiała więc wytrzeć je w materiał dresów.
        -O co tylko chcesz - spokojniejszy w duchu, oparł się o ścianę w pozycji na wpół leżącej. Miał ochotę zapalić, jednak potrzeba jedynie przeniknęła przez jego ciało i pospiesznie uleciała. Nie był uzależniony od nikotyny. Palił jedynie wtedy, gdy znalazł niewykończoną paczkę papierosów bądź większy niedopałek.
        -W jaki sposób zarabiasz na dragi?
        Atmosfera w celi nie była już przyjemna, a powietrze gwałtownie zgęstniało. Justin wbił wzrok w szare kraty i nie odrywał go, mimo że Natasha wielokrotnie przejechała dłonią wzdłuż jego ramienia. Przestał nawet mrugać, bojąc się, że spod jego powieki niekontrolowanie wypłynie łza. Kolejna, za którą wstydziłby się przed Natashą. Nawet jego dłonie, które do tej pory przeplatały przez pale kosmyki włosów Natashy, zatrzymały się w powietrzu i powoli opadły na uda. Żadna część w jego ciele nie dawała znaku życia. Jedynie powoli unosząca się i opadająca klatka piersiowa sprawiała, że Natasha mogła być o niego spokojna.
        -Nie chcesz wiedzieć, Natasha. Naprawdę nie chcesz tego wiedzieć - wydukał bez emocji, odrobinę zły na szatynkę, że poruszyła najbardziej niewygodny i dręczący go temat. Nie mogła jednak przewidzieć, jak bardzo boli go każda wzmianka o zarobionych przez niego pieniądzach. Nie mogła wiedzieć, jak źle Justin myśli o samym sobie po każdym spotkaniu z klientem.
        -Chcę wiedzieć, Justin. Chcę wiedzieć o tobie tak wiele, jak tylko się da i tyle też chciałabym powiedzieć tobie - nie kryjąc entuzjazmu posłała mu ciepły uśmiech. Nie spodziewała się za kilka chwil usłyszeć traumatycznej, przesiąkniętej bólem odpowiedzi.
        -Pierdolę się ze starymi pedałami na dworcu. Puszczam się z nimi, sprzedaję im swoje nic nie warte ciało za kilka dolarów. To chciałaś usłyszeć? - w końcu na nią spojrzał. Spojrzał wzrokiem tak pustym  i przepełnionym żalem, że w klatce piersiowej Natashy pękło serce, a żołądek zacisnął się boleśnie. Nie miała nawet odwagi obdarzyć go ciepłym uściskiem. Nie miała odwagi się odezwać i poruszyć. Cholernie żałowała, że przez własną niewiedzę poruszyła tak drażliwy, nieodpowiedni i bolesny dla szatyna temat.
        -Justin, przepraszam. Nie miałam pojęcia - zapłakała cicho, szybko jednak ocierając łzy skrawkiem koszulki. Jej łzy Justin mógł odebrać w tej chwili nieprzychylnie. To on miał prawo płakać, nie ona. - Nie chciałam cię w żaden sposób urazić. Przepraszam.
        Natasha poczuła, że nie powinna dłużej siedzieć tak blisko Justina, wpatrując się w jego oczy. Popełniła ogromny błąd i nie potrafiła go sobie wybaczyć, mimo że Justin przelotnie przesunął dłonią wzdłuż jej ramienia i posłał ciepły uśmiech. Podniosła się z łóżka dość szybko i zaczęła niespokojnie przechadzać się do krat i z powrotem w stronę okna, w którym odbijał się blask księżyca. Była roztrzęsiona dużo bardziej, niż Justin, przyglądający się każdemu jej ruchowi. Dłonie dziewczyny drżały, ale ze względu na to, że co chwila poprawiała nimi nerwowo włosy, nie było możliwości dostrzec nienaturalności, przelewanej w każdy ich gest. Zwyczajnie bała się, że Justin ponownie zamknie się w sobie i nie wydusi ani słowa więcej o sobie, swojej przeszłości i marzeniach na przyszłość.
        -Dzieciaczku, uspokój się. Cała się trzęsiesz, a ja wciąż mam nieodparte wrażenie, że to wszystko jest moją wyłączną winą.
        -Przestań, Justin. Nie powinnam poruszać takich tematów. Naprawdę nie miałam na myśli niczego złego.
        -Wiem to, Natasha. I chociaż zawsze unikałem tego tematu, może powinienem się otworzyć - Natasha szybo skinęła głową, aby dać mu do zrozumienia, że pragnie go wysłuchać, nawet jeśli jego słowa miałyby być bardzo bolesne. - Jestem dziwką i czuję się, jak dziwka, nie ma co ukrywać. To obrzydliwe, jak zaczynają mnie dotykać. Lepiej czułbym się, będąc dziewczyną i puszczając się za pieniądze. W mojej sytuacji jest mi po prostu niedobrze na samą myśl, że pozwalam na to wszystko facetom. Zrozum mnie, przy nich zaczynam czuć się, jak gej, w dodatku wykorzystywany gej, kiedy w rzeczywistości pociągają mnie kobiety. Robię to tylko i wyłącznie dla pieniędzy, ale czasem czuję się, jakbym popadł w obrzydliwą rutynę. Uwierz, gdybym miał jakąkolwiek inną perspektywę zarobienia pieniędzy, zrezygnowałbym z tego w jednej chwili. Ale nie mam i jedyne, co mi pozostaje, to codzienne chodzenie na dworzec i znajdowanie nowych klientów, którzy najchętniej wykorzystują sporo młodszych chłopców. W moim wieku coraz trudniej jest znaleźć pedała, który zapłaciłby mi za... seks. Dlatego tak bardzo chciałem, abyś wróciła do domu. Nie zrozum mnie źle, po prostu z własnego doświadczenia wiem, że minie miesiąc, góra dwa, kiedy ty również zaczniesz obciągać starym zboczeńcom za parę dolarów. Jakiekolwiek wartości uznawałabyś przez całe życie, nie uchronisz się od tego. Zrobisz z siebie dziwkę, będziesz puszczać się z każdym, kto zapłaci ci za to. I wiem też, że wokół ciebie zacznie kręcić się wielu facetów. Jesteś młodziutka, drobna i - bardzo szybko zaczerpnął krótkiego oddechu, jakby bał się, że robiąc dłuższą przerwę nie będzie w stanie dokończyć. - I śliczna.
        Rumieńce po raz kolejny zaatakowały policzki Natashy i chociaż starała się ukryć je pod pasmami włosów, Justin nie pozwolił, aby kosmyki przysłoniły całą anielską twarzyczkę. Zebrał gęste włosy w dłonie i przełożył na jedno z jej ramion. Pragnął mieć ciągły wgląd w jej słodkie oczy i mały nosek, który marszczyła uroczo z przypływem najróżniejszych emocji. Był naprawdę zauroczony i nawet nie bronił się przed uśmiechem.
        -Uważasz, że jestem śliczna? - spytała nieśmiało i z przyzwyczajenia chciała spuścić głowę, jednak tym razem zapobiegła temu dłoń Justina, która uniosła delikatnie brodę Natashy.
        -Określenie śliczna pasuje do małej dziewczynki, którą już nie jesteś - jego głos był niezwykle głęboki i przejmujący. - Do określenia młodej kobiety, jaką powoli się stajesz, pasuje słowo piękna. Jesteś piękna, Natasha.
        Szatynka jeszcze nigdy nie czuła tak ogromnej potrzeby, aby przyłożyć swoje usta do warg chłopaka, jak teraz, stojąc przed Justinem. Chciała położyć dłonie na jego barkach, wspiąć się na palce stóp i musnąć jego malinowe wargi, które regularnie co kilka chwil zwilżał krańcem języka. Był lekko zdenerwowany i nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo pociągający wydał się Natashy.
        -Wiesz, że jesteś pierwszym chłopakiem, od którego usłyszałam taki komplement?
        -Musieli być zupełnie ślepi, Natasha - nie chciał dać tego po sobie poznać, lecz on również obdarzał dziewczynę podobnym komplementem po raz pierwszy i czuł się z tym niezwykle dobrze, swobodnie oraz zdołał dowartościować samego siebie.
      -A może po prostu ty jesteś słodki i uroczy - wpatrywała się w niego, jak w najpiękniejszy obrazek o ogromnej wartości i nie mogła uwierzyć, że osoba do tego stopnia idealna nie ma anielskich skrzydeł, wyrastających z górnej partii pleców. Według Natashy powinien być aniołem. Dobrym aniołem, niosącym zbawienie.
        Justin uniósł powoli dłoń i jej wierzchem przejechał wzdłuż smugi księżycowego światła, padającego na jej blady policzek, muskając jej skórę. Nie myślał o kolejnej działce, której będzie potrzebował już następnego południa. Nie myślał o klientach, którym będzie musiał pozwolić na niemal wszystko, aby tylko zdobyć kilka zielonych, niezwykle wartościowych papierków. Nie myślał również o siostrze i znajomych, nieakceptujących drobnej szatynki. Teraz widział ją, jej uśmiech, jej oczy, jej delikatne rysy twarzy i nadzieję na szczęście, utkwione w jej małym, niedoświadczonym i nieznającym miłości serduszku.


***


        Oboje uczyli się przez całą noc. Ona uczyła się wstępu do nowego rozdziału w życiu, może nawet całej książki, osobnej historii. On natomiast uczył się odnajdować szczęście w każdym szczególe i uśmiechu. Oboje również nie zmrużyli już oka. Żadne z nich nie czuło się zmęczone, wiedząc, że zamiast w marzenia senne mogą zagłębić się w rozmowę z bratnią duszą. Poczuli się wyjątkowo wypoczęci i odprężeni. Oboje.
        -Moi rodzice nie są dobrymi ludźmi, jednak nigdy nie zapomnę wspaniałych naleśników mamy - Justin oblizał usta i wspomniał smak naleśnikowego ciasta, podsmażonego na patelni i posmarowanego najsłodszym dżemem ze spiżarni babci.
        -Przestań, Justin. Przez ciebie chcę teraz domowej szarlotki mojej cioci, którą robiła jedynie na święta. Posypywała ją zawsze grubą warstwą cukru pudru. Smakowała, jak prawdziwe niebo, wierz mi - zachichotała i mlasnęła cicho, wsparta na ramieniu chłopaka, które nieustannie gładziło jej włosy, wąską talię i dół pleców. 
        -Teraz znów ja zrobiłem się głodny i w dodatku wybredny.
        -Zobaczysz, Justin. Jeszcze kiedyś oboje usiądziemy w pałacu królowej angielskiej przy wielkim stole i zjemy razem z nią szarlotkę z bitą śmietaną i lodami waniliowymi. Masz moje słowo.
        -Natasha, błagam cię, siedź już cicho. W przeciwnym razie mój żołądek zwariuje - chłopak ze śmiechem przysłonił jej usta dłonią i pokręcił głową. Była cholernie słodka. Słodka i urocza.
        Całą więzienną sielankę przerwały ciężkie kroki strażnika, które najpierw rozbrzmiały w uszach Natashy, a po chwili dotarły również do Justina. Chłopak powoli zsunął rękę, którą obejmował ciałko Natashy, na kolano i spojrzał w stronę krat. Nie ujrzał młodego strażnika z poczuciem humoru i dość denerwującym usposobieniem, tylko mężczyznę po pięćdziesiątce, z niewielkim wąsem i brzuchem, opinającym materiał munduru.
        -Nazywasz się Natasha Reed? - wychrypiał gardłowo, wzbudzając u dziewczyny lęk. Uspokoił ją jednak Justin, który delikatnie ścisną jej dłoń w swojej.
        -O co chodzi? - wydukała niepewnie. Policjant nie miał prawa znać jej nazwiska, którego do tej pory nie podawała nikomu. Nawet Justin znał jedynie jej imię.
        -Twoi rodzice złożyli wczoraj zawiadomienie o zaginięciu córki. Mam obowiązek zadzwonić do nich i poinformować, że zostałaś umieszczona w policyjnym areszcie - nie pozwolił szatynce nawet dojść do słowa. Wszelkie próby zabrania głosu tłumił gestem dłoni.
        -Proszę tego nie robić. Nie zamierzam do nich wrócić, ucieknę po raz kolejny! - krzyknęła z desperacją za odchodzący strażnikiem, szarpiąc kratami celi. Jak jednak przypuszczała, ani drgnęły.
        Natasha zsunęła się po metalowych kratach na brudną, zimną podłogę. Chociaż nie było jej wygodnie, gdy każdy z prętów odciskał się na jej chudych plecach, przyciągnęła kolana do klatki piersiowej, oparła na nich brodę, a na końcu zamaszyście objęła ramionami.  Z jej ust wypłynął cichy jęk frustracji. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła, było ponowne spotkanie z rodzicami. Chciała od nich uciec, uwolnić się, zapomnieć o dawnym życiu i rozpocząć zupełnie nowe, z innymi problemami, być może dużo poważniejszymi, jednak własnymi, a nie nałożonymi przez rodziców.
        -Jak ja nie lubię, kiedy jesteś smutna - Justin dał Natashy parę minut na uspokojenie się i poukładanie myśli. Dobrze wiedział, jak każda pojedyncza potrafi zatruć życie.
        Kiedy podszedł do skulonej dziewczyny, ukucnął przed nią i wsparł się na jej kolanach. Zwrócił uwagę, że dużymi dłońmi zdołał zakryć całe jej kolana, małe i chude. Podobały mu się niewielkie rozmiary Natashy nie tylko w znaczeniu fizycznym. Był tym starszym, większym i mimo wszystko silniejszym. W razie zagrożenia to na jego barkach spocząłby obowiązek ochrony jej kruchego ciała. Ta jedna myśl, świadcząca o tym, że nie jest człowiekiem zupełnie bezużytecznym, podniosła jego samoocenę.
        -Nie wrócę do domu, choćby mieli zaciągnąć mnie do niego siłą, przysięgam - w jej głosie nie był słychać smutku, a jedynie złość. Mimo że na ulicy spędziła dopiero dwa dni, czuła, że pasuje tam bardziej, niż do bogatych murów i ścian domu. Pasowała do otoczenia, do ludzi i do ich mentalności oraz poglądów.
        -Spokojnie, Natasha, coś wymyślimy. Prawdę powiedziawszy, dla twojego dobra powinienem nadal przekonywać cię do powrotu, jednak przy tobie stałem się egoistą. Nie chcę, żebyś nagle zniknęła, jakbyś nigdy nie wstąpiła do mojego życia.
        Spokojne oczy Justina sprawiły, że Natasha chciała złożyć na jego policzku ciepły pocałunek i pogładzić go wierzchnią stroną dłoni. Cała noc, spędzona blisko chłopaka, w wielu znaczeniach tego słowa, pozbawiła Natashę skrępowania w jego towarzystwie. Również Justin czuł się swobodnie i nie myślał już dwa razy nad każdym wypowiedzianym zdaniem.
        Po zaciemnionym korytarzu ponownie rozniosły się echem ciężkie, powolne kroki. Natasha przełknęła ślinę głośno i nerwowo, lecz rozluźniła spięte mięśnie  pod wpływem dłoni Justina, gładzącej jej ramię. Z każdym głośniejszym krokiem Justin bał się coraz bardziej. Bał się, że naprawdę odbiorą mu promyczek nadziei z długimi włosami, wpadającymi w odcień jasnego brązu, i tęczówkami, przywodzącymi na myśl ocean, zarówno pod względem barwy, jak i wciągającej głębi. Wiedział, że w swoich własnych czterech ścianach Natasha byłaby bezpieczna. Niestety, nie potrafił już dbać jedynie o jej dobro. W końcu zaczął brać pod uwagę również własne, drobne potrzeby, jak ciepło jej ciała i zapach włosów.
        -Tylko się ode mnie nie oddalaj, Justin, proszę - nieświadomie zatrzepotała rzęsami. Jej słowa dotarły do serca Justina, natomiast zalotny gest pobudził jego wzrok.
        -Nie musisz się bać, Natasha. Pamiętaj tylko, aby słuchać każdego mojego słowa - dziewczyna bez zastanowienia zaczęła kołysać głową w przód i w tył, dopóki Justin nie położył ciepłych, dużych dłoni na jej policzkach. Chwilowy impuls kazał mu nachylić się nad jej bladym czółkiem i musnąć delikatną skórę z pasją. W momencie zetknięcia jego drżących warg z czołem szatynki oboje przymknęli oczy. Natasha w poczuciu bezpieczeństwa i troski, natomiast Justin w przypływie nieznanych mu dotąd, silnych uczuć.
        -Czas się żegnać, gołąbeczki - strażnik klasnął w dłonie przy samym uchu Natashy. Gdyby mógł, nie przeszkadzałby im w ulotnych, choć dość intymnych chwilach, jednak nie chciał ryzykować utraty wygodnej, nie najgorzej płatnej posady.
        Zanim Justin odstąpił od Natashy na parę niewielkich kroków, puścił do niej porozumiewawcze oczko. Jak obiecał, nie odsunął się dalej, niż na wyciągnięcie ręki. Gdyby strażnik nie utrzymywał na nich przenikliwego spojrzenia, najprawdopodobniej dosięgnąłby małej rączki szatynki i zamknął ją w swojej dłoni. Potrzebował jej bliskości bardziej, niż mógłby przypuszczać i pomimo utrzymującego się chłodu w sercu, chciał otworzyć je na uczucia bliskiej osoby.
        Strażnik otworzył metalowym kluczem kraty, roznosząc głośne skrzypnięcie po całym areszcie. Nie zważając na tęskne spojrzenie, jakim Natasha nieświadomie obdarzała Justina, chwycił jej ramię i dość mocno zacisnął na nim palce. Natasha syknęła pod nosem, czując ucisk na niedawno powstałym siniaku. Przeklęła w duchu policjanta, kolejny raz sprawiającego jej ból. Nie wierzyła, że posiadał wewnątrz tak niewiele delikatności. Jeśli jednak rzeczywiście został jej pozbawiony, współczuła jego żonie. 
        -Przecież widzisz, że to dziecko. Przestań ją wreszcie szarpać - Justin był zirytowany, lecz jedynie westchnął i posłał mężczyźnie błagalne spojrzenie. - Ją to, do cholery, boli. Jeśli chcesz się na kimś wyżyć, zacznij szarpać mnie, a ją zostaw w spokoju. 
        -Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że tę drobinkę wystarczyłoby trzymać dwoma palcami, jednak mimo wszystko to ona wykrzyczała na cały areszt, że ma zamiar uciec, nie ty. Sam więc rozumiesz - wzruszył przelotnie umięśnionymi ramionami i skinął w kierunku krat. Nie chciał kolejny raz zmuszać się do mocniejszego szarpnięcia Natashą. - Ciebie również zapraszam na zewnątrz.
        Wiedząc, że nie ma do czynienia z groźnymi przestępcami, tylko z dwójką zagubionych dzieciaków, drugą ręką chwycił ramię Justina. W zasadzie jedynie pokierował nim do wyjścia. Z doświadczenia wiedział, że może pozwolić sobie na drobne niedopatrzenia w przepisach. Wyprowadził ich na zaciemniony korytarz i zaczął powoli ciągnąć w stronę jednego z pokojów. Natasha i Justin bowiem utrudniali mu pracę i zapierali się lekko z każdym krokiem. Woleliby zostać w celi, rozmawiać przytuleni, uśmiechać się w odpowiednich momentach i nieświadomie zatracać w głębi spojrzeń.
        -Nie bój się, wszystko będzie dobrze, obiecuję - Justin przelotnie odgarnął kosmyk włosów Natashy i szepnął jej do ucha. Jego ciepły oddech odbił się od wrażliwego miejsca na ciele dziewczyny i sprawił jednocześnie, że zapragnęła jego ust jeszcze bliżej swojej skóry. - Kiedy dam ci znak, uciekniesz stąd jak najszybciej. Przysięgam, że będę zaraz za tobą i nie pozwolę ci oddalić się gdziekolwiek samotnie - Natasha nie była przekonana o szczerości jego słów, lecz mimo to skinęła głową. Nie odważyła się jednak spojrzeć mu w oczy. Bała się, że zobaczy w nich niepewność i brak przekonania. - Mała, zaufaj mi. Po prostu mi zaufaj - gdy objął jej twarz dłońmi, naprawdę chciał położyć wargi na jej wargach i musnąć je z miłością. Nigdy jednak nie zrobiłby tego bez zgody Natashy i bez pragnienia, błyszczącego w jej oczach. Pospiesznie spuścił więc wzrok, aby kraniec jej języka, subtelnie zwilżający dolną wargę, nie rozproszył każdej jego myśli. 
        -Jeśli twój plan się uda, stawiam ci piwo, Justin - aby rozluźnić napięcie pomiędzy ich ciałami, lekko uderzyła małą piąstką w środek jego ramienia i posłała łobuzerski uśmieszek. Chciała, aby Justin widział w niej nie tylko dziewczynkę, którą mógłby się zaopiekować, ale również kumpla, przy którym mógłby się szczerze śmiać.
        -Nie jesteś za młoda, żeby pić? - z wyższością uniósł jedną brew i odgarnął z czoła pojedyncze kosmyki jasnej grzywki.
        -Myślę, że mam już wystarczająco wiosen na karku - zachichotała i poklepała jego ramię, do którego prawdę powiedziawszy chciała przytulić policzek i obdarzyć ciepłym, krótkim pocałunkiem.
        Nagle korytarz zapełnił się młodymi ludźmi w wieku Justina. Nie byli łagodni. Wręcz przeciwnie, zachowywali się agresywnie. Natasha przysunęła się do Justina. Poczuła się zagrożona, a ciepło jego ciała mimowolnie dawało jej poczucie bezpieczeństwa, jakiego zawsze pragnęła. Siedząc w bogato urządzonych murach domu marzyła o mężczyźnie, który dałby jej swoje serce i zaangażowanie, zamiast drogich prezentów i banalnych słów. Justin dawał jej to, czego potrzebowała, już po dwóch dniach znajomości.
        Justin natomiast chwilowo zignorował małą dłoń Natashy, kurczowo zaciśniętą na skrawku jego ubrania. Ujrzał bowiem szansę, być może jedyną, aby odwrócić uwagę strażnika, wspierającego kolegów po fachu w odprowadzaniu młodych przestępców do osobnych celi. Bezgłośnie dał dziewczynie znak, aby ostatni raz szarpnęła ręką i wyrwała ją z silnego uścisku. I chociaż wiedział, że sprawi jej to ból, chciał jedynie uciec z komisariatu, razem z Natashą. Gdyby był sam, mógłby tu zostać. Z piętnastolatką jednak potrzebował więcej swobody i prywatności. Nie ukrywał, że chciał się do niej zbliżyć.
        -Nie zatrzymuj się, Natasha - wymamrotał na jednym tchu, gdy zdążyli dobiec do drzwi, a strażnik dopiero odkrył ich nieobecność. Zanim jednak rozpędził się na korytarzu, zdążyli wyjść przed budynek i bez ograniczeń puścić się biegiem wzdłuż jednej z najbardziej ruchliwych ulic. Groziło im niebezpieczeństwo, a oni mimo to potrafili cieszyć się każdym powiewem wiatru, wyczuwanym we włosach, i przypadkowymi muśnięciami skóry.
        Zaczęli zwalniać dopiero po przekroczeniu niewidocznej bariery, oddzielającej 18th Street od reszty miasta. Niemal natychmiast ucichły dźwięki samochodowych silników i swobodny gwar rozmów. Zastąpiła je wszechogarniająca, spokojna cisza, wypełniająca każdy zakamarek ciała i duszy. Oni wyjątkowo potrzebowali wyciszenia i przerwy na zaczerpnięcie głębokiego oddechu po długim, wyczerpującym biegu, który odebrał im resztkę energii i zostawił na czołach drobne kropelki potu.
        -Moja kondycja jest beznadziejna - Justin zachichotał, a zdarzało mu się to nad zwyczaj rzadko. Natasha potrafiła jednak odmienić każdą jego cząstkę.
        -Nie przejmuj się, nie jesteś jedyny. Sport nigdy nie był moją mocną stroną - poklepała jego ramię i opadła obok niego na przetarty materac. Czuła się w jego towarzystwie tak, jakby znała go od wielu lat i nie raz wspierała się na jego ramieniu w najgorszych chwilach. To jedynie umacniało ją w przekonaniu, że Justin stawał się przyjacielem, bliskim jej sercu. Był bliski również jej ciału, które skakało ze szczęścia za każdym razem, gdy Justin muskał je przez przypadek dłonią, lub gdy zostawiał przyjemnie palący pocałunek na jej czole. - To było czysto teatralne zagranie, Justin. Jesteś mistrzem.
        -Więc może należy mi się za to słodki buziak? - wymamrotał cicho i z początku przeklął samego siebie w myślach za bynajmniej nieodpowiednie pytanie, jednak przestał żałować, gdy Natasha położyła dłonie na jego barkach i, wspierając się na nich, przyłożyła wargi do jego ciepłego policzka. Nie chciała ich odrywać. Nie chciała, a mimo to oddaliła je po kilku dłuższych sekundach, w których zarówno powieki Justina, jak i Natashy pokrywały powierzchnię oczu.
        -Zasłużyłeś - szepnęła nieśmiało i zarumieniła się delikatnie. Justin nie przegapił ledwo widocznych rumieńców na jej policzkach i jedynie zaśmiał się pod nosem. Z każdą chwilą w jego oczach była jeszcze słodsza i bardziej urocza.
        -Przepraszam cię, Natasha. Chciałbym tu z tobą zostać, ale - wypuścił ze świstem powietrze i zaczerpnął nowej, świeżej porcji. - Obowiązki wzywają - już teraz czuł mdłości na samą myśl, że będzie musiał upokorzyć się po raz kolejny, aby znaleźć starego pedała, pożądającego jego ciała. Oprócz mdłości dostał również delikatnych drgawek. Już teraz widział duże, męskie dłonie, ozdobione złotym, obrzydliwie drogim zegarkiem, na każdej części jego ciała.
        Zanim odszedł i znów zmienił się w ponurego, zagubionego  i przygnębionego chłopaka z problemami, Natasha złapała jego nadgarstek i przyciągnęła do siebie w silnym uścisku. Justin potrzebował go dużo bardziej, niż pokrzepiających słów. Gdy wtulił twarz w zagłębienie jej szyi i napawał się przyjemnym zapachem, miał wrażenie, jakby większość kłopotów odeszła w zapomnienie. Wiedział jednocześnie, że za moment będzie musiał puścić jej ciało i wkroczyć we własną rzeczywistość.
        -Pamiętaj, że cały czas jestem z tobą. Nie bój się - Natasha pogładziła jego policzek kciukiem, a Justin nie starał się nawet udawać, że nie jest przerażony. Bał się każdego kolejnego razu i bał się również bólu, płynącego razem z zarobionymi dolarami.
        Przed odejściem posłał szatynce jeszcze ostatni uśmiech, który pokrzepiająco odwzajemniła. Odprowadziła go do płotu tęsknym spojrzeniem i szybko otarła rękawem samotną łzę, płynącą w dół policzka. Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo przeżywała cierpienie Justina i do jakiego stopnia udzielał się jej nastrój chłopaka. Teraz mogła jedynie siedzieć i czekać, aż wróci, aby mogła ponownie przytulić go, czerpiąc z uścisku korzyści i również korzyści oddając jemu.
        Natasha przez wiele dłużących się minut siedziała na materacu, ze wzrokiem wbitym w obskurną ścianę, z której regularnie co kilka chwil sypał się gruz. Były nawet momenty, w których chciała wyjść przed budynek w obawie, że sufit nie wytrzyma ciągłego nacisku powietrza i runie na jej drobne ciało. Skoro jednak Justin ufał temu miejscu, chciała zaufać również i przywiązać się do niego, jak do własnego domu, w którym mogłaby czuć się bezpiecznie i po prostu dobrze. W końcu, taką rolę powinien pełnić prawdziwy dom.  Być jednocześnie schronieniem i poduszką, w którą można by wypłakać gorzkie łzy.
        Nagle jej uszy wypełniły się dźwiękiem kroków, stawianych na suchych, jesiennych liściach. Natasha uniosła głowę i przestała bawić się paskiem drogiego zegarka, zawieszonego na lewym, chudym nadgarstku. Miała szczerą nadzieję, że już za moment ujrzy postać Justina i będzie mogła posłać mu ciepły, pokrzepiający uśmiech. Wtedy jednak zza jednej z popękanych ścian wiatr przywiał kilka kosmyków długich, brązowych włosów, o barwie zbliżonej do dojrzałych orzechów, lekko rozświetlone promieniami słońca. Przed Natashą wyłoniła się blada, dziewczęca twarz z dość zawziętym wyrazem. Usta szatynki tworzyły jedną wąską linię, a zmarszczone brwi zwężały ciemne oczy. Dłonie kryła w kieszeniach męskiej, za dużej bluzy z kapturem, natomiast smukłe nogi podkreślały dopasowane jeansy, podwinięte przy końcach nogawek.
        Natasha natychmiast rozpoznała w dziewczynie siostrę Justina. Byli do siebie uderzająco podobni. Łączył ich identyczny kolor włosów, oczu i malinowy odcień pełnych warg. W tęczówkach Jazzy widoczne były jednak szczęśliwsze iskierki, wypełniające je po same brzegi. Miała identyczną karnację i tak samo gładką skórę. Justina odróżniały jedynie znacznie ostrzejsze i bardziej wyraziste, typowo męskie rysy twarzy.
        Natasha nie kryła sporego zaskoczenia i uchyliła lekko spierzchnięte wargi. Nie wiedziała, czy powinna wstać, czy nadal siedzieć na starym materacu i tępym wzrokiem analizować każdą chwilową zmarszczkę na jej gładkim czole. Kiedy jednak szatynka zsunęła się obok niej po ścianie i posadziła pupę na tym samym krańcu materaca, Natasha zrozumiała, że nie ma powodu, aby zmienić miejsce. Spojrzała na ich złączone ramiona, a potem na paczkę papierosów, którą Jazzy trzymała w małej dłoni i wystawiała w jej kierunku. Od początku chciała, aby jej relacje z siostrą Justina przebiegały prawidłowo, dlatego przystała na propozycję Jazzy i poczęstowała się cienkim papierosem. Zanim wsunęła go pomiędzy pełne wargi, zaciągnęła się zapachem dymu ze świeżo zapalonego papierosa Jazzy.
        -Gdzie Justin? - spytała krótko, wpatrując się w punkt na odrapanym murze.
        -Na dworcu - odparła i mimowolnie poczuła w głębi serca ukłucie. Wiedziała, że Justin cholernie cierpiał, oddając się w ręce obcych mężczyzn, lecz nie potrafił ulżyć jego cierpieniu.
        -Powiedział ci, jak zarabia? Zawsze trzymał to w tajemnicy i niechętnie mówił o tym, co robi.
        -Widocznie mi zaufał - Natasha wzruszyła delikatnie ramionami, zaciągając się głęboko dymem papierosowym, który w mgnieniu oka podrażnił jej suche gardło.
        Jazzy nie odpowiadała przez dobre kilka minut, regularnie pochłaniając nikotynę. Dopiero kiedy wypaliła papierosa i zgasiła niedopałek na wilgotnej podłodze, spojrzała na Natashę, mrużąc oczy. Przyglądała się jej dokładnie, jakby chciała odnaleźć każdą niedoskonałość na jej idealnej cerze, lub przejrzeć każdą jej wadę. Chociaż jej głos był łagodny, a postawą ciała starała się wzbudzić zaufanie w nowej znajomej brata, nie miała czystych zamiarów. Nie zważając na szczęście Justina, nadal sądziła, że Natasha nie jest odpowiednią osobą, która mogłaby zajmować szatynowi czas. Nie ufała jej, widziała w niej jedynie laleczkę z bogatego domu i z materialnego dostatku. Zazdrość zaślepiała ją i nie pozwalała odkryć prawdziwej twarzy szatynki.
        -Nie chciałabyś spróbować tego, co bierze Justin? - spytała bez emocji, tajemniczo, lecz łagodnie. Wciąż grała przyjaźnie nastawioną. Wciąż, dopóki nie postawi na swoim i nie sprowokuje Natashy do powrotu do domu.
        -Justin powiedział, żebym nigdy tego nie brała, a ja wierzę mu, kiedy mówi, że to gówno niszczy życie - odparła niepewnie, przyglądając się Jazzy. Widziała w niej piękną, choć zaciętą dziewczynę, która samym spojrzeniem pragnęła przekazać rozmówcy, że potrafi postawić na swoim.
        -Gdyby naprawdę tak uważał, nie brałby, nie sądzisz? - chociaż Natasha nadal się zapierała, Jazzy sięgnęła dłonią po zawinięty kawałek aluminiowej folii z odmierzonym gramem heroiny w środku. - Nikt nie każe ci brać regularnie, ja proponuję ci jedynie, abyś spróbowała. Zaufaj mi, nic ci się nie stanie, a jedynie rozluźnisz się i przestaniesz do tego stopnia martwić o Justina.
        Widziała w oczach Natashy zawahanie i wiedziała już, że szatynka łamie się i w końcu skinie twierdząco głową. Zawsze chciała doznać rozluźnienia, jakie zapewniają narkotyki, lecz nigdy nie miała wystarczająco odwagi. Co prawda, dzisiaj w nocy poprosiła Justina, aby kiedyś, jeden jedyny raz, dał jej spróbować, lecz jedynie wywołała u niego złość i wolała jak najprędzej zakończyć niewygodny dla nich obojga temat.
        -Nie uzależnię się po jednym razie, prawda? - upewniła się, zanim Jazzy, która zdążyła w międzyczasie umieścić rozrobiony z wodą gram heroiny w strzykawce Justina, ukrywanej pod rogiem materaca, wykonała kolejny ruch.
        -Nawet nie żartuj. Jeden raz nic ci nie zrobi. Poczujesz się tak, jakbyś nagle dostała zajebistego orgazmu - wzruszyła ramionami, zupełnie niewzruszona swoimi słowami, natomiast u Natashy wywołała cichy chichot. Szatynce podobał się charakter Jazzy i jej łatwe podejście do życia. Siostra Justina jednak kłamała. Kłamała, jak z nut, dodatkowo uśmiechając się delikatnie i wzbudzając zaufanie.
        Zanim Natasha zdążyłaby się rozmyślić, Jazzy podciągnęła rękaw jej bluzy i poklepała skórę w okolicy łokcia. Nie mogła powiedzieć, że miała w tym wprawę, lecz na pewno nie wstrzykiwała drugiej osobie narkotyków po raz pierwszy. Sama jednak nigdy nie spróbowała i nie miała zamiaru, widząc, co heroina zrobiła z jej bratem. Nie miała jednak skrupułów, aby zniszczyć życie Natashy.
        Wstrzyknęła w żyłę całą zawartość, robiąc to niezwykle delikatnie i powoli. Z każdą chwilą widziała, jak oczy Natashy zachodzą mgłą, a każdy mięsień w jej ciele rozluźnia się w nad zwyczaj przyjemny sposób. Gdy opróżniła całą strzykawkę, schowała ją do poszarpanej reklamówki i wstała, podciągając spodnie. Przed odejściem, ostatni raz obdarzyła pogardliwym spojrzeniem na wpół przytomną piętnastolatkę i prychnęła pod nosem.
        -Ale ty jesteś naiwna, idiotko...


~*~


Nie macie pojęcia, ile się namęczyłam przy części tego rozdziału, ale na szczęście udało mi się go skończyć. Co sądzicie o Jazzy, siostrze Justina? :)

18 komentarzy:

  1. O MÓJ BOŻE IDEALNY ROZDZIAŁ!<3 WIESZ JAK JA TERAZ PRZEZYWAM GO BŁAGAM NIECH JEJ SIĘ NIC NIE STANIE...:(

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak cholernie kocham to, że Justin gdy z nią rozmawia prawie ciągle dodaje "Natasha".
    Nie wiem dlaczego, ale jest to jakby taki sposób wyrażenia szacunku do niej, to jest słodkie! Aww, a ten buziak w policzek był przeuroczy. <3
    Nie wierzę w to co zrobiła Jazzy.
    Po prostu nie wierzę!
    Nie rozumiem czemu tak bardzo nienawidzi osoby, która nic jej nie zrobiła.. Ba! Nawet sprawia, że jej brat jest szczęśliwy.
    Powinna się cieszyć, że w życiu Justina pojawiła się taka osoba.
    Jestem ciekawa jak on zareaguje na wiadomość, że ona coś wzięła, a raczej KTOŚ jej coś dał...
    Jejciu, ja chcę następny *o*
    school-loser-and-love-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Matko jaka suka z niej :oo ale w ff są potrzebne takie charakterki ^^ rozdział wspaniały jak zawsze ♥ to ff chyba się stało moim ulubionym hshshbs

    OdpowiedzUsuń
  4. JEZU JAK SIE BOJE O NIĄ:(( JUSTIN JEST TAKI SŁODKI:') I TERAZ NIE WIEM CO ZE SOBA ZROBIC BO TYLE PYTAN O NASTĘPNYM HAHAHA

    OdpowiedzUsuń
  5. Woow! Wspaniały rozdział, taki... ajvtvozgob *.* Ledwo skończyłam to czytać, a już bym chciała odrazu wiedzieć co będzie dalej <3

    Niech Justin ukatrupi Jazzy.., xdd
    Dlaczego ona to zrobiła? ;c
    Powinna się cieszyć, że w życiu jej starszego brata w końcu pojawiła się osoba, która daje mu szczęście, a ona chce jej zniszczyć życie. Tylko po co? Kurde no, chyba to nie wynika z zazdrości, bo wszystko wszystkim, ale żeby tak się zachowywać, tylko dlatego, że zazdrości komuś wiecęj kasy, to troche już nie fair :/

    A Justin jest jest taki słodki *.*
    Ciągle ją przytula, stara się pocieszać, pomagać jak tylko może i to wszystko jest takie awww <3 Musisz pisać mnóstwo takich scen Natasha&Justin ;*

    Czekam na kolejny cudowny rozdział tego cudownego bloga z ogramną niecierpliwością <3
    Weny <3
    believe-in-your-dreams-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. To opowiadanie jest wprost wspaniałe! To, jak Justin i Natasha zwracają się do siebie, jak się traktują, co myślą... Jezu. Szkoda, że ten strażnik jakoś nie mógł im pomóc, skoro widział, co się dzieje miedzy nimi. To prawdziwa, najwspanialsza historia miłosna, to wszystko wygląda tak realnie, brak mi słów po prostu.
    Nie potrafiłabym pozwolić odejść nikomu po to, by już za moment musiał się pieprzyć z jakimiś starymi fagasami.
    Co do Jazzy... Co za mała, głupia cholera! Dlaczego to zrobiła? W czym to jej pomogło? Powinna dostać wpierdol od razu. Jestem ciekawa co zrobi z tym Justin, jak zareaguje na to, że Natasha jest ledwo przytomna. Biedna... Nie sądziłam, że zgodzi się na coś tak głupiego. Ale skąd miała wiedzieć? No skąd mogła wiedzieć, że mimo, iż jest to siostra takiego anioła, to w jej małym ciele drzemie diabeł? Nie wiem co o tym myśleć, ale boję się, co będzie w kolejnym rozdziale.
    Czekam z niecierpliwością na następną notkę, ubóstwiam to, co tu tworzysz. Zakochałam się po prostu <3
    Kocham Cię bardzo!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestees genialnaa ! Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. OMG nie wierze w siostre justina, boze przeciez on zwariuje kiedy sie dowie ale mam nadzieje ze nic powaznego sie nie stanie jeny z MEGA niecierpliwoscia czekam na next sbxjsnxnsnxns rozdzial cudowny jak zawsze

    OdpowiedzUsuń
  9. Co za głupia szmata! Jak mogła to zrobić Natashy!? Wolałabym nie być w jej skórze, gdy Justin się dowie. A MAM NADZIEJĘ, ŻE SIĘ DOWIE - G

    OdpowiedzUsuń
  10. Bosko. Nue mogę uwierzyć że Jazzy to zrobiła.... Nie będę jej wyrywać bo to nic nie da. Urocze było jak Natasha dała buziaka Justin'owi ! :* Takie słodkie i wogóle. Mam nadzieję że Justin skończy z tym swoim obowiązkiem i wierzę w to że wróci szybko zanim Natasha zrobi coś głupiego :) Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  11. boze uwielbiam to opowiadanie!!!! czekam na nexta :D

    OdpowiedzUsuń
  12. O fuck, co za suka z Jazzy:o mam nadzieję, że Natasha się nie uzależni, bo... jeju:(
    Nie wiem, co napisać, tak bardzo podoba mi się ten rozdział. Szkoda mi Justina, bo to wspaniały chłopak, a tak wiele złego doświadczył:(
    Czekam na następny:*
    three-months.blogspot.com
    shy-boy-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. CUDO! :D Uwielbiam, jeju mam nadzieje ze nic sie nie stanie, +czekam na reakcje justina omg

    OdpowiedzUsuń
  14. rozdział super ! Ale siostra to szmata. Jak ja jej nie lubię. Idiotka pierdolona , no ale cóż zawsze musi być jakiś czarny charakter .

    OdpowiedzUsuń
  15. Cudowny rozdział. Czekam na next <333
    Zapraszam do siebie :)
    http://wait-for-you-1dff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. czdkam na nowy boze bspshauaha😭❤️

    OdpowiedzUsuń