wtorek, 26 maja 2015

Rozdział 9 - What's wrong with me?

        Natasha zasunęła za sobą zasłonę pod prysznicem i zaczęła zdejmować z ciała kolejno bluzę, później koszulkę i dresy. Odwiesiła ubrania na niewielki haczyk przy jednej z wykafelkowanych ścian i pozbyła się również bielizny. Jej ciało otulił nieprzyjemny chłód, wpadający do przestronnego pomieszczenia przez uchylone okna. Objęła się ramionami i potarła dłońmi zziębniętą skórę. Miała ogromną nadzieję, że kiedy odkręci wodę i skieruje jej strumień na swoje ciało, dozna przyjemnego rozluźnienia mięśni i ciepła, oblewającego jej skórę. Niestety, gdy tylko odkręciła kurek, ze słuchawki prysznica wypłynęła chłodna woda i pomimo kilku sekund oczekiwań jej temperatura nie wzrosła nawet o jeden stopień.
        Wykorzystując wskazówki Justina, przyszła do ośrodka dla bezdomnych, aby opłukać ciało wodą i przemyć je szarym, bezzapachowym mydłem z najniższej półki w sklepie. Co prawda wchodziła do budynku niepewnie i z wątpliwościami, bojąc się, że zza każdego z rogów wyłoni się osoba, która przegoni ją, niczym psa z cudzego podwórka. Wiedziała jednak, że nie wytrzymałaby dłużej dłużej sama w baraku przy 18th Street. Brakowało jej Justina. Brakowało jej człowieka, do którego mogłaby się odezwać, któremu mogłaby powierzyć swoje sekrety i który wysłuchałby ją bez grymasu na twarzy. Marzyła, aby jak najszybciej opuścił więzienne mury. Bez niego traciła rozum. Bez niego było jej jeszcze gorzej, niż pośród ścian starego domu.
        Po namydleniu całego ciała i umyciu mydłem włosów, spłukała skórę chłodną wodą, od której poczuła się jeszcze bardziej zziębnięta. Czym prędzej zakręciła więc wodę i wytarła się powierzchownie przybrudzonym, używanym ręcznikiem, przewieszonym przez barierkę na przodzie prysznica. Odchyliła delikatnie zasłonę i sięgnęła dłonią po sportową torbę, którą zostawiła poza prysznicem, aby wyjąć ze środka czyste dresy, koszulkę i bluzę z kapturem. Uciekając z domu, zabrała ze sobą zapasowy komplet ubrań, który dzisiejszego dnia wydał się Natashy bardzo pomocny. Dzięki niemu starą koszulkę mogła szybko przeprać w dłoniach, a później rozwiesić na jednej z gałęzi niedaleko starej rudery na osiemnastej ulicy, aby pod wpływem słonecznych promieni zdołała wyschnąć.
        Przebrana i odświeżona odsłoniła zasłonę, przewiesiła przez ramię torbę ze schowanymi we wnętrzu ubraniami i pospiesznie wyszła z ośrodka dla bezdomnych, aby nie została zauważona przez żadnego z pracowników. Zaciągnęła się zapachem świeżego powietrza i wypuściła je ze świstem, wystawiając twarz i mokre włosy na ciepłe promienie porannego, jesiennego słońca. Prawdę powiedziawszy nie wiedziała, dokąd iść i co robić przez dalszą część dnia, podczas której tęsknota za praktycznie obcym człowiekiem będzie starała się odebrać jej zmysły. Chciała zająć się czymś, co pozwoliłoby jej przestać myśleć o Justinie i o jego bladym uśmiechu, który miała okazję ujrzeć tylko kilka razy. Wiedziała jednak doskonale, że to ona była przyczyną, dla której kąciki jego ust unosiły się ku niebu.
        Natasha snuła się pośród ruchliwych ulic, jak i tych opuszczonych, zapomnianych, cichych i spokojnych. Jej nastrój zmieniał się co parę krótkich chwil. Gdy wychodziła w zatłoczoną część miasta, na jej ustach pojawiał się delikatny uśmiech, a serce budziło się do życia. Obserwowała zabieganych, spieszących po szczęście ludzi. Teraz nie zazdrościła im już niczego. Uwolniła się od życia w ciągłym biegu dzięki własnej, dla niektórych lekkomyślnej, lecz dla niej dojrzałej decyzji. Kiedy natomiast zagłębiała się pośród opuszczone kamienice, gdzie jedynym przebijającym się dźwiękiem był świst jesiennego wiatru, gubiła uśmiech, a jej serce, mimo że biło mocniej, wypełniało się tęsknotą. Kiedy bowiem nie było obok niej ludzi, których mogłaby obserwować i którym współczułaby ciągłych stresów, zatapiała się w bolesne myśli o Justinie. Oddałaby więcej, niż sama miała, aby wtulić się w jego delikatnie umięśnione ciało i otrzeć policzek o lekki zarost na jego brodzie.
        -Nie chodź wiecznie z głową w chmurach, Natasha - dziewczyna zamrugała nieprzytomnie oczami, rozglądając się dookoła. 
        Tuż przed nią zatrzymał się sportowy samochód jej brata, z opuszczoną szybą od strony pasażera. Serce Natashy zabiło znacznie szybciej. Nie z powodu brata, a informacji, które może jej przekazać. Nie czekając dłużej, usiadła na fotelu pasażera i zatrzasnęła drzwi, które wydały głośny huk, roznoszący się po najbliżej okolicy. Siedziała z dłońmi na kolanach, nerwowo nabierając i wypuszczając powietrze. Bała się tego, co mogła usłyszeć, lecz równocześnie pragnęła wiedzieć, kiedy usłyszy niski, zachrypnięty głos Justina i kiedy zobaczy jego skupioną twarz.
        -Rozmawiałeś z Justinem? - spytała niepewnie, nie patrząc na brata. Nie umiała, dopóki z jego ust nie wypłynęły pokrzepiające, pełne nadziei słowa.
        -Właśnie od niego wracam - Natasha zaczerpnęła głęboko powietrza i spięła każdy mięsień. Znów się bała. Strach odchodził tylko przy nim. Przy szatynie z grzywką w paru kosmykach opadającą na czoło, którą regularnie zaczesywał na tył głowy. Przy brązowookim, którego spojrzenie hipnotyzowało każdą część ciała Natashy. Przy niesamowitym dwudziestojednolatku, który jednym pokrzepiającym zdaniem i czułym pogładzeniem ramienia potrafił zmienić wszystko, co do tej pory było złe.
        -David, nie trzymaj mnie dłużej w niepewności - jęknęła, gdy pomiędzy ostatnimi słowami Davida, a jej zdesperowanymi minęło zbyt wiele czasu.
        -A więc rozmawiałem z nim dzisiaj, po zapoznaniu się z zarzutami. Powiem szczerze, że ten cały Justin lekko mnie zdziwił. Był bardzo spokojny, opanowany. Na pierwszy rzut oka widać, że nie jest żadnym kryminalistą i nie pasuje do więziennych krat. To nie miejsce dla niego.
       -Nie musisz mi o tym mówić. Wiem doskonale, że Justin nie skrzywdziłby nawet muchy, a co dopiero człowieka. Powiedz mi lepiej, kiedy on stamtąd wyjdzie. Tęsknię za nim cholernie - podczas ostatniego zdania znacznie ściszyła głos. Nie zamierzała zwierzać się bratu z własnych problemów. Nie chciała nikogo obarczać.
        -Posegregują wszystkie dowody, poukładają papiery i wypuszczą go. Nie wiem dokładnie, ile to może potrwać, ale jestem pewien, że za tydzień będzie już na wolności.
        -Tydzień!? - z ust Natashy wydostał się stłumiony dłonią krzyk. Miała ogromną nadzieję, że się przesłyszała, dopóki nie spojrzała na brata, bez emocji wzruszającego ramionami.
        -Ciesz się, że nie zamknęli go na dłużej za choćby same narkotyki. Wtedy następnym razem zobaczyłabyś go za kilka lat - David nie odczuwał bólu siostry. Nigdy nie był z nią blisko, dlatego teraz również tliło się w nim jedynie powierzchowne współczucie. - A jeśli już o narkotykach mowa - zrobił przerwę, w której zagłębił prawą dłoń w kieszeni spodni. Zamknął w palcach szczelnie zapakowany gram heroiny, a kiedy wydostał go spod materiału, położył na otwartej dłoni. - Wziąłem to od niego, zanim zrobiliby przeszukanie i postawili mu twarde zarzuty, popierane dowodami. Od razu mówię, że nie mam zamiaru nosić tego przy sobie. Jestem zbyt wysoko cenionym adwokatem, aby mieszać się w narkotyki. Powiedz mi, Natasha, ty nie bierzesz, prawda? Jeśli nie, mogę ci to ze spokojem oddać.
        -Oczywiście, że nie biorę - odparła szybko. Zbyt szybko, aby jej głos zabrzmiał wiarygodnie. Davidowi było jednak obojętnym, co stanie się z gramem heroiny i, posuwając się dalej, własna siostra, zdana jedynie na siebie, również nie wzbudzała w nim litości i większego zainteresowania.
        David z westchnieniem wsunął w dłoń dziewczyny działkę narkotyku. Ta natomiast ukryła gram w kieszeni dresów. Chwyciła za klamkę, szarpiąc nią dość mocno. Miała wysiąść z samochodu i znów poczuć we włosach powiew wiatru, lecz w ostatnim momencie na jej ramieniu zacisnęła się dłoń brata. Nie chciała z nim dłużej rozmawiać i zacieśniać więzów pomiędzy rodzeństwem, jednak odwróciła głowę i na nowo opadła na fotel.
        -Natasha, wróć do domu - powiedział wprost, dość ostro i stanowczo. Nie wpłynął jednak na Natashę w żaden sposób.
        -Wiesz, że nie zamierzam, David. Mam dość tego wszystkiego i rozpoczęłam nowe życie. Jestem ci cholernie wdzięczna za pomoc, ale dzisiaj prawdopodobnie widzisz mnie po raz ostatni.  Pozdrów ode mnie rodziców i Vanessę i powiedz im, że będę znacznie szczęśliwsza, niż oni, niż wy - wychodząc z samochodu, chwyciła jeszcze w dłoń jabłko, leżące pomiędzy fotelami i, zatapiając w nim końcówki zębów, uśmiechnęła się do brata po raz ostatni.
        Natasha wbiegła w jedną z sąsiednich uliczek, wąskich na tyle, aby David nie mógł podążyć za nią. Słyszała, jak nawołuje jej imię, jednak nie reagowała. Nie chciała powracać do choćby szczegółów z dawnego życia, a siedząc dłużej w drogim wnętrzu samochodu, powracała do świata materialistów i zer, przelewanych z konta na konto. Zatrzymała się dopiero w momencie, w którym z ust Davida uleciało imię szatyna. Imię, które jej myśli wypowiadały bez przerwy.
        -Justin kazał przekazać ci list! 
        Stopy Natashy zatopiły się w płycie chodnika, a serce przyspieszyło, jakby chciało wyrwać się z piersi. Zaczęła drżeć na całym ciele, w duchu modląc się, aby David, którego ciężkie kroki zbliżały się do szatynki, nie ujrzał nagłej zmiany jej zachowania. Natasha najchętniej wyrwałaby bratu list, kierowany wyłącznie do niej, zaszyła się w cichym kącie i odtwarzała napisane przez Justina zdania wielokrotnie, przeżywając wszystkie emocje razem z nim.
        -Zależy mu na tobie - David mruknął cicho w chwili przekazania siostrze białej kartki, zgiętej dwukrotnie. Odszedł, zostawiając ją samą z myślami i z nadmiarem uczuć.
        Chociaż Natasha nie chciała wracać do baraku na 18th Street, z emocjonalnym listem w dłoni zaczęła biec z powrotem do rudery. Nie zatrzymywała się na światłach, nie zatrzymywała się przed pędzącymi samochodami. Liczyła się dla niej każda minuta, podczas której mogłaby siedzieć skulona na starym materacu ze wzrokiem wbitym w linijki tekstu. Jej dłonie drżały już teraz. Bała się emocji, jakie wyzwalał w niej Justin. Bała się, ponieważ były jej zupełnie obce.
        Biała kartka, zaciśnięta w dłoni, kusiła ją przez całą drogę. Krzyczała, aby Natasha otworzyła każde z jej skrzydeł i już teraz zatopiła się w czułych, płynących prosto z serca słowach Justina. Kolejna myśl o nim wywołała przebiegający wzdłuż jej kręgosłupa dreszcz. Kolejna myśl, która poprawiła jej humor i rozświetliła resztę ponurego, spędzonego w samotności dnia. Natasha, chociaż przez całe życie nazywała siebie samotnikiem, teraz przekonała się, że przez te wszystkie lata nie znalazła odpowiedniej osoby, przy której chciałaby spędzić każdą minutę swojego czasu. To Justin okazał się w jej życiu przełomem w każdym możliwym tego słowa znaczeniu.
        Kiedy Natasha opadła na materac w baraku, jej oddech pozostawał znacznie przyspieszony i nierównomierny po długim, wyczerpującym biegu. nawet jabłko, które zabrała z samochodu Davida, w międzyczasie upchnęła w luźnej kieszeni bluzy. Żołądek przestał dopominać się jedzenia. Dziewczynę nakarmiła sama myśl o pięknym liście, napisanym do niej, specjalnie do niej. Jeszcze nikt nigdy nie napisał do szatynki listu. Justin był pierwszy pod wieloma względami. Pierwszy zdjął z jej oczu różowe okulary, przez które do tej pory postrzegała świat. Pierwszy pokazał jej prawdziwe życie, w którym uśmiech jest na wagę złota. Pierwszy przytulał ją w tak męski i dojrzały sposób. I w końcu, pierwszy napisał do niej szczery list. 
        Oddech Natashy zaczął powoli powracać do naturalnego, unormowanego tempa. Zdecydowała więc, że otworzy zgiętą kartkę i bez przeszkód zagłębi się w treść listu. Sądziła, że pod wpływem słów chłopaka, na którym tak cholernie jej zależało, rozczuli się, wzruszy, może nawet uroni łzę. Nie sądziła jednak, że przelane na papier uczucia tak silnie spotęgują tęsknotę.


        Chciałbym zacząć ten list tak, jak należy, jednak nie potrafiłem znaleźć odpowiednich słów, jakimi mógłbym się do Ciebie zwrócić. Próbowałem zacząć wiele razy, o czym świadczą skreślenia w górnej części kartki, jednak żaden ze zwrotów nie wydał mi się dostatecznie odpowiedni. W głębi duszy chciałbym nazwać Cię aniołkiem, który zgubił skrzydła, jednak myślę, że mam w sobie jeszcze za mało odwagi. Pomyśl więc, że początkowy zwrot, nagłówek listu, płynie prosto z mojego serca i dociera do Twojego.


        Już po pierwszym dobitnym akapicie płakała. Na razie cicho, przechwytując pojedyncze krople w rękaw bluzy. Bała się jednak czytać dalej. Bała się, że zaszklone oczy zaczną zniekształcać słowa, a z kolei następne akapity pogrążą Natashę jednocześnie w smutku i szczęściu, zmieszanym ze sobą, niczym wieloowocowy sok w szklance.


Jeszcze nigdy w życiu nie pisałem listu, zwłaszcza do dziewczyny, na której naprawdę mi zależy. Nie wiem więc, od czego powinienem zacząć. Nie wiem nawet, co chciałbym napisać, ale czuję, że wewnątrz mnie nagromadziło się zbyt wiele silnych emocji, abym mógł zwyczajnie zamknąć oczy i zasnąć. Brakuje mi Ciebie, tutaj, tak blisko mnie. Brakuje mi Twojego uśmiechu, niewinnego spojrzenia i ciepłego głosu, który otula moje serce. Brakuje mi Twojej obecności, cichego śmiechu, uścisków Twoich chudych ramion i delikatnych pocałunków, które składasz na moim policzku. Mija pierwsza noc, a ja już tęsknię, kiedy Ciebie nie ma obok.


        Reakcji Natashy na kolejne zdania nie można było nazwać płaczem. Dziewczyna ryczała. Wpadła w histerię, z której wyciągnąć mogłyby ją jedynie ramiona Justina, owinięte wokół jej talii. Łzy spływały po jej policzkach z taką intensywnością, że już po chwili cała jej szyja pokryta była słoną wilgocią. Natasha natomiast w dalszym ciągu nie potrafiła się uspokoić. Wybuchała kolejnym napadem płaczu na samą myśl, że przeczytała dopiero dwa z czterech akapitów listu.


Jeszcze przed tygodniem nie chciałbym opuścić krat więzienia i wrócić na 18th Street, jednak teraz mam motywację, aby wydostać się zza starych murów. Moją motywacją jesteś Ty. Przypominasz promyki słońca, które przebijają się przez burzowe chmury nawet w deszczowy dzień. Pisząc ten list, wiem, że nie starczy mi odwagi, aby kiedykolwiek dać Ci go i czekać na Twoją reakcję, jednakże pisząc i myśląc o Tobie, czuję się tak, jakbyś była obok, siedziała na tym samym łóżku i stykała swoje ramię z moim. Chyba zaczynam bać się tego, jak silnie na mnie działasz.


        -Ja też boję się tego, jak na mnie działasz, Justin - wychlipała, krztusząc się własnymi łzami. Nie miała pojęcia, dlaczego reaguje na kilka banalnych zdań w tak dosadny sposób. Poczuła się, jak zbłąkany szczeniak, jak nigdy przedtem potrzebujący uścisku. Uścisku Justina. Nikogo innego. Żadne inne ramiona nie przyniosłyby dziewczynie upragnionego ukojenia.


Leżę na starym łóżku i myślę o Tobie. Myślę, co robisz, jak się czujesz, czy płaczesz i czy jesteś bezpieczna. Myślę o tym, jak bardzo chciałbym wtulić się w Twoje małe, kruche ciało. Myślę o tym, jak bardzo mi na tobie zależy i, mimo że nie posiadam nic, jak wiele bym oddał, aby znaleźć się przy Tobie. Co się ze mną dzieje? Nie wiem i liczę jedynie na to, że pewnego dnia to Ty odpowiesz na moje pytanie.
Justin


        Pod wpływem chwili Natasha chwyciła w dłonie jedną z ciepłych, grubych bluz szatyna i wtuliła w nią twarz. Wyobraziła sobie, że pod materiałem kryje się tors chłopaka, na którym opiera policzek. Widziała go przy sobie dokładnie i wyraźnie, dopóki nie otworzyła oczu i nie przekonała się, że nadal jest sama, a po Justinie zostały jedynie jego ubrania, na których Natasha ułożyła delikatnie przepełnioną myślami głowę. Naprawdę zaczynała się bać. Znała Justina tak krótko, nie kochała go, wiedziała o nim tak niewiele, a teraz płakała tak rzewnie, jakby po wieloletniej miłości nagle odszedł, zostawiając ją zupełnie samą w chwilach, w których potrzebowała go najbardziej. 
        Co było z nią nie tak? Co było nie tak z Justinem, który pod wpływem uczuć napisał list tak emocjonalny, jakby pisał go do pierwszej i jedynej miłości?
        Natasha nie była w stanie wytrzymać wyżerającej jej od wewnątrz tęsknoty. Pod wpływem impulsu sięgnęła do kieszeni dresów po gram heroiny i zaczęła obracać go w palcach. Kusił. Kusił z każdą chwilą coraz bardziej, jak wąż w raju, namawiający Ewę do pierwszego grzechu. Utworzyła w głowie listę za i przeciw. W popierających jej decyzję znalazło się znacznie więcej argumentów. Przestałaby płakać i na moment uwolniłaby się od bólu oraz niepokoju ducha. Odprężyłaby się, rozluźniła, wyluzowała przed tygodniowym czekaniem na Justina. Przeciw stawiała tylko jeden kontrargument. Złamałaby Justinowi serce. Jego natomiast nie było obok. Czego nie ujrzy, to go nie zaboli.
        Wspominając kolejne czynności, wykonane przez Jazzy, kiedy pierwszy raz podała jej narkotyk, sięgnęła po dziurawą reklamówkę, schowaną pod jednym z rogów materaca i drżącymi dłońmi wysypała jej zawartość na zimny, wilgotny beton. Bała się, że coś pójdzie nie tak, a przez brak doświadczenia i umiejętności zrobi krzywdę samej sobie. Już nigdy nie ujrzałaby uśmiechu Justina i nie poczuła jego ciepłych warg na czole. Tęskniła za nim na wszystkie możliwe sposoby.
        Zmieszała narkotyk z wodą i podgrzała niejednorodną mieszaninę zapalniczką. Starała się robić wszystko precyzyjnie, jednak stres odbierał jej nienaganną koordynację. Udało jej się jednak wlać całość do starej strzykawki. Bez większych oporów podwinęła rękaw do połowy ramienia i zacisnęła pięść, aby jej cienkie żyły na moment stały się bardziej widoczne. Nieświadomie popadała w najgorsze z możliwych uzależnień, wyniszczające od wewnątrz jej organizm, a od zewnątrz kruche ciało.
        Na bladej skórze bez licznych blizn po wkłuciach bez problemu odnalazła kanał, w który powolnym ruchem dłoni władowała cały zmieszany z wodą gram heroiny. Jak za pierwszym razem, jej głowa opadła na ścianę, a spierzchnięte wargi rozchyliły się delikatnie w uczuciu błogości, obejmującej całe jej ciało, od palców stóp, po ostatni włos na głowie, a także duszę, która wraz z przepływem narkotyku przez żyły została owiana błogim spokojem. Odpływała, nieświadoma tego, że jednocześnie opadała na dno.
        Przez długie minuty leżała na materacu ze wzrokiem wbitym w sufit. Nie poruszała się, nie zagłębiała w żadną z uporczywych myśli, nie odzywała się. O jej przynależności do świata świadczył jedynie cichy, spokojny oddech, ulatujący z ust co parę chwil. Otoczył ją nieziemski spokój, spokój i jeszcze raz spokój.
        -Natasha, na miłość boską, co ty ćpałaś!? - szatynka niechętnie przyłożyła do uszu obie dłonie, kiedy pośród murów baraku rozniósł się echem donośny, piskliwy krzyk Jazzy. Natasha jedynie wzruszyła ramionami. Nie obdarzyła siostry Justina ani jednym spojrzeniem. Czuła się niezwyciężona. - Co ty z sobą robisz, Natasha? Chcesz wylądować tam, gdzie Justin? Chcesz każdego dnia walczyć jedynie o jedną gówno wartą działkę? - piętnastolatka z westchnieniem ukucnęła obok dziewczyny i przejechała dłonią po jej czole, ospale odgarniając kosmyki włosów.
        -Patrz, co mi napisał - Natasha wychrypiała cicho, wsuwając w dłoń Jazzy zgnieciony list o wartości większej, niż wszystko, co kiedykolwiek otrzymała w życiu.
        Siostra Justina wnikliwie przeczytała każdą z linijek tekstu, a na koniec uśmiechnęła się pod nosem. Nie sądziła, że Justina stać na tak niebywale piękne wyznania. Był w jej oczach narkomanem, którego kochała. Tylko narkomanem, a nie romantykiem, który ukazuje prawdziwą twarz w najmniej oczekiwanym momencie. Była w szoku. Pozytywnym szoku. Po raz pierwszy zaczęła zazdrościć Natashy czegoś poza materialnym dostatkiem. Zazdrościła jej, że trafiła na mężczyznę, jakim jest Justin. Powierzając uczucia Justinowi, nie popełni błędu, jaki popełniła Jazzy, wariując z miłości do Tysona.
        -On oszalał na twoim punkcie, Natasha. Nie zmarnuj tego i nie złam mu serca - szepnęła, kładąc głowę na wpół przytomnej dziewczyny na swoich kolanach. Dla jej brata rozpoczął się w życiu nowy etap. Nowy rozdział ze szczęściem, zawartym w motywie przewodnim.


        ***


        Po kilku długich, nużących dniach i nieprzespanych, spędzonych na rozmyśleniach nocach, Justin wyszedł poza mury więzienia. Pożegnał go donośny trzask ciężkiej, metalowej bramy. Nabrał w płuca powietrza, a po chwili wypuścił je z ust z głośnym świstem. Spędził w areszcie niemal tydzień. Tydzień bez Natashy, bez jej uśmiechu, bez niewinnego spojrzenia błękitnych jak ocean tęczówek, bez ciepła jej ciała, bez obecności. Tęsknił tak, jak jeszcze nigdy za nikim. Bał się, że w tak krótkim czasie zdążył uzależnić się od drugiego człowieka. Bał się, że funkcjonowanie bez niej będzie dla niego jeszcze trudniejsze, niż życie na ulicy dotychczas. Jeśli Natasha miałaby go teraz zostawić, wolałby nigdy jej nie spotkać.
        Jego szczęściem w więzieniu okazał się jeden z mężczyzn, osadzonych razem z nim w jednej celi. Skazany za pobicie ze skutkiem śmiertelnym, nie został przy wejściu przeszukany. Nie posiadał w okolicach żył żadnych śladów, świadczących o uzależnieniu. Policjantom nie przeszłoby przez myśl, aby szukać w jego pobliżu narkotyków. Ten jednak posiadał przy sobie kilka gramów dość czystej, dającej porządnego kopa heroiny. Justin nie śmiał prosić mężczyzny o odstąpienie mu działki. Kiedy mordercy nie było wewnątrz pokoju, Justin na głodzie dopuszczał się kradzieży, mając jednocześnie nadzieję, że współlokator nigdy nie odkryje jego oszustw. Był jednak w zbyt wysokim stadium uzależnienia, obejmującym również uzależnienie fizyczne, aby nie zażyć ani grama przez okrągły tydzień. Zmarłby z wycieńczenia i wewnętrznej walki z samym sobą.
        Tego wieczora Justin również nie był na głodzie. Wciągnął pół grama prawą dziurką nosa parę minut przed opuszczeniem krat więzienia. Dzięki temu był spokojny, opanowany i bez zdenerwowania kroczył wzdłuż ulicy , włócząc nogę za nogą. Drogę przyświecały mu jedynie uliczne latarnie, niektóre rzucające bladą poświatę na chodnik, a inne z ledwie widocznym światłem, wydobywającym się zza stłuczonych żarówek. Sam nie wiedział, że przyspieszał, a im mniej kroków pozostało mu do osiemnastej ulicy w Detroit, tym większy rozpościerał się na jego ustach uśmiech. Spieszył do niej. Tylko do niej, mimo że nie wiedział, czy zastanie Natashę, skuloną na cienkim materacu w rogu jednego z pomieszczeń w baraku. Miał jedynie nadzieję, nic więcej, a jednocześnie tylko ta jedna myśl utrzymywała jego stopy przy chodniku i prowadziła na przód.
        Ponownie nabrał w płuca powietrza, kiedy dotarł do bramy przed starą ruderą na 18th Street. Bał się ujrzeć pusty materac i brak przyjemnego ciepła, bijącego już z oddali. Jednak równie mocno pragnął dostrzec na nim kruchą piętnastolatkę, wyczekującą jego powrotu. Kroki Justina odbijały się jedynie na szeleszczących liściach, jednak krople deszczu, który swoją drogą padał jedynie z drobnymi przerwami od kilku dni, zagłuszały uderzenia stóp. Brnął dalej w strachu i ogarniającej go niepewności.
        Natasha w tym czasie leżała na plecach na cienkim materacu, nucąc pod nosem jedną z piosenek z podstawówki. Bawiła się kosmykami włosów, zawijając je wokół palców i na nowo uwalniając. Próbowała zasnąć, jednak ciężkie powieki przez długie godziny nie chciały opaść na oczy. Wpatrywała się więc w ciemne niebo, co parę minut rozświetlane błyskawicą z pobliskiej, rozpoczynającej się burzy. Czekała od tygodnia i wciąż nie traciła nadziei, mimo że już kilka długich dni nie otrzymała żadnej informacji. Nie wiedziała, czy Justin żyje, jak się czuje i do jakiego stopnia wpływa na niego pobyt w więzieniu. Bardziej troszczyła się o Justina, niż  samą siebie i domagający się jedzenia żołądek.
        -Pamiętasz mnie jeszcze? - Natasha w pierwszej chwili miała wrażenie, że niski, zachrypnięty głos szatyna rozbrzmiał jedynie w jej myślach, tymczasem Justin w rzeczywistości stał po środku największego pomieszczenia w baraku. Dopiero szuranie podartych butów Justina przekonało szatynkę, że tym razem to nie wyobraźnia płata jej figla.
        Gwałtownie przekręciła głowę, a jej oczy pokryły się łzami, gdy parę metrów przed sobą ujrzała postać chłopaka w szarej bluzie i czarnych dresach, z rękoma schowanymi w kieszeniach i kapturem, zarzuconym niedbale na głowę. Powoli wstała, nie zdając sobie nawet sprawy, jak bardzo miękły jej nogi. Chciała zrobić powolny krok w przód, jednak jej spięte ciało uniemożliwiało jej jakikolwiek ruch. Przez długie chwile patrzyła Justinowi w oczy, czując jednocześnie, jak szatyn odwzajemnia jej spojrzenie z równie silnymi emocjami.
        Natasha nie wytrzymała długo rodzącego się pomiędzy nimi napięcia. W momencie, w którym wybuchnęła głośnym płaczem, puściła się biegiem w stronę chłopaka i po niespełna dwóch sekundach zmniejszyła odległość pomiędzy ich ciałami do zera. Justin wiedział, że pochwyci ją w ramiona, dlatego był przygotowany na chwilę, w której Natasha delikatnie odbiła się od ziemi i owinęła nogi wokół jego pasa. Dłonie Justina z pełną sprawnością przywarły do górnej partii jej ud i podtrzymały jej leciutkie ciało tak blisko postaci chłopaka, jak tylko były w stanie.
        -Tak cholernie za tobą tęskniłam - Natasha wypuściła ciepły, długo wstrzymywany oddech wprost do ucha Justina. Wystarczył jej cichy szept, aby przez ciało chłopaka przebiegły utęsknione dreszcze, a uśmiech na ustach powiększył się. Zaczynał rozumieć, że potrzebuje jej tylko po to, aby być szczęśliwym, a w swoim życiu nie poszukiwał niczego innego.
        -Może to banalne, ale ja tęskniłem bardziej, wierz mi - czując jej chude ramionka owinięte wokół szyi i twarz wtuloną w jej zagłębienie, było mu tak cholernie dobrze, jakby już nigdy nie miał zaznać smutku. Pomimo deszczu, on widział słońce, a pojedyncze błyskawice stawały się jasnymi promieniami. 
        -Ja bardziej - zaćwierkała radośnie, opierając dłonie na jego ramionach. Czekała na moment, w którym będzie mogła ponownie spojrzeć w jego bursztynowe tęczówki, a teraz, kiedy nie musiała spuszczać zawstydzonego wzroku i z pełną intensywnością badała każdą jego pojedynczą rzęsę, powoli rozluźniał się każdy mięsień w jej ciele. Potrzebowała go, aby móc głęboko odetchnąć i na nowo zaczerpnąć pełnego świeżości oddechu.
        -Co prawda nie lubię się kłócić, ale wierz mi, Natashka, nie spałem siedem długich nocy, bo ciebie nie było obok - wyszeptał ledwo słyszalnie. Łatwiej było mu przelać myśli i uczucia na papier, niż teraz w postaci słów obdarzać nimi rozpromienioną szatynkę. - Tęskniłem, aniołku.
        Natasha oderwała dłonie od barków Justina i przyłożyła je delikatnie do policzków. Z początku gładziła je jedynie opuszkami palców, lecz po chwili nachyliła się i musnęła najpierw czoło, a później obie przymknięte powieki Justina, pozwalając kilku samotnym łzom spłynąć w dół rumieńców na policzkach. Dla nich obojga towarzyszące emocje były zupełnie obce, nieznane, lecz jednocześnie nieziemsko przyjemne, odprężające, dające poczucie wszechogarniającego szczęścia i radości. Oboje pragnęli powiedzieć cokolwiek, zwyczajnie odezwać się, aby przerwać ciszę, lecz milczenie wydało im się równie piękne, co najszczersze słowa.
        Natasha zaczęła przeczesywać smukłymi palcami lekko wilgotne włosy chłopaka, wciąż nie odrywając od niego wzroku. Z resztą, Justin również nie potrafił zawiesić go na innym obiekcie w pomieszczeniu. Nic nie było objęte tak wielkim pięknem, jak morskie tęczówki Natashy. Poczuł nagle, jak niewidoczna siła popycha go w stronę dziewczyny. Z początku bronił się przed narastającymi emocjami, lecz kiedy ujrzał pełne rozluźnienie u małej Natashy, również odprężył się i zdołał nawet zaśmiać cicho.
        Jakkolwiek broniliby się przed pragnącą złączyć ich siłą, jednego byli pewni. Ich spierzchnięte wargi jeszcze nigdy nie były tak blisko siebie.


~*~


Troszeczkę się rozchorowałam i z tej okazji znów udało mi się dodać rozdział szybciej, w dodatku wydaje mi się, że wyszedł naprawdę dobrze <3

21 komentarzy:

  1. super piszesz:) idelanie wręcz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. o jejujejujejujeju aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!! Piękny, cudowny, wspaniały! Niesamowity! Awww! Ale... Natasha, idiotko, po kiego pana ciula ćpasz?! Uzależnisz się, a wtedy będzie baaardzo źle, czy zdajesz sobie z tego sprawe?
    Ale i tak rozdział najlepszy!!!
    czekam na następny, weny<3
    three-months.blogspot.com
    shy-boy-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham :3 Genialnie! Czekam na nn i weny życzę.
    Jeśli będziesz miała czas to proszę abyś zajrzała na moje Fan Fiction o JB.

    http://know-true-love.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  4. Może w końcu się pocaluja... Czekam na więcej 😝

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest genialne kurwa. Kocham to ff OM !!!!
    CZEKAM NA KOLEJNY :))))

    OdpowiedzUsuń
  6. Najlepsze ff jakiekolwiek czytałam. Zakochałam się w tym! Każdy rozdział jak do tej pory jest dla mnie czymś pięknym. Czytam i przeżywam to wszystko z bohaterami. <3 Jesteś moim numer 1!
    Wracaj do zdrowia! ;3
    Czekam na następny. xoxo

    OdpowiedzUsuń
  7. Boje się ze Natasha się uzależni od narkotyków :///
    A tak w ogóle, oni są slodcy *-*

    Buziaki :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jezu kocham cie za to ff! Kocham to ff! Kocham ich! Boze to jest tak spaniale

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział wyszedł naprawdę dobrze? Weź mnie dziewczyno nie rozśmieszaj, bo to naprawdę jest strasznie żałosne i nie na miejscu :) Ten rozdział jest z.a.j.e.b.i.s.t.y! Nie no nie mogę uwierzyć, dlaczego Natasha znów wzięła? Nadal daje sobie w żyłę? Ile razy to sie zdarzyło? Mam nadzieję, że tylko te dwa... Uwielbiam ostatnią scenę tego rozdziału. Jejciu, jakie to kochane, urocze, romantyczne, cudowne... Aż płakać mi się zachciało. Bardzo chciałabym przeżyć podobną historię, tzn nie aż tak tragiczną itd., ale podobną. Zakochałam sie w tym bloku i, szczerze mówiąc, nie żałuję. Jest godzina druga w nocy a ja nadrabiałam dwa rozdziały. Uwielbiam Cię dziewczyno! Pisz dalej, pisz szybciutko, bo czekam tu na kolejną notkę. Każdy rozdział jest wspaniały, idealny i jedyny w swoim rodzaju. Przeżywam je całą sobą.

    Życzę weny <3 I miłego tygodnia!
    Kc

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeeju Kocham Cię dziewczynoo xD czekamna kolejny ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  11. Boże nie potrafię w to uwierzyć, że Natasha samowolnie wzięła świństwo zwane narkotykami. Cieszę się że wszystko w porządku z Justinem. Główni bohaterowie naprawdę tworzą niesamowitą parę. Kocham ich. Oni są tacy słodcy. Jednak bezmyślne zachowanie Davida wyprowadziło mnie z równowagi, jak on mógł dać swojej siostrze narkotyki. Może to trochę dziwacznie zabrzmieć, ale cieszę się, że Natasha uciekła z domu i znalazła oparcie w Justinie. Każdy twój rozdział na KAŻDYM twoim opowiadaniu jest niesamowity i bardzo, ale to bardzo podoba mi się twój styl pisania i każda historia, którą piszesz. Wiem że mogę się powtarzać, ale to prawda. Czekam z niecierpliwością na następny i życzę weny :***

    OdpowiedzUsuń
  12. naprawdę wielkie propsy za to, że dajesz radę pisać, jak jesteś chora :o ja w takiej sytuacji marzę jedynie o gorącej herbacie z miodem i cytryną (ewentualnie z "prądem" dla zdrowotności ^^), mięciutkiej podusi i ciepłej kołderce <33333 także wielki szacun :* a co do rozdziału to jest świetny, jak kilka poprzednich, bardzo uczuciowy i słodki :3 nie komentowałam, za co przepraszam, ale dopiero dzisiaj zebrałam się do przeczytania, bo sama się rozłożyłam i dopiero zaczynam wracać do żywych :3

    OdpowiedzUsuń
  13. Hsjsbdjishbxbzjsb - i każdy wie o co chodzi 😇
    C u d o 💪
    I ej w takim momencie przerywać ? No nie ładnie 🌸💞

    OdpowiedzUsuń
  14. podoba mi się - bardzo !!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Jezu twoje fff jest takie swietne. <3
    zapraszam do mnie http://zakazanamiloscjb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. Ty nawet nie wiesz jak bardzo kocham ich dwójkę razem!
    Nie wierzę, że Natasha samodzielnie wzięła te narkotyki, ale jestem pod wrażeniem tego jak zareagowała na to Jazzy.
    Nie chcę żeby ona się od tego uzależniła ;c
    Ten list od Justina był tak kurewsko słodki, że podczas czytania tego nawet nie zorientowałam się kiedy łzy zaczęły moczyć moje policzki. Taki chłopak jak on to skarb.
    Mi by się nie chciało pisać podczas choroby, bo wtedy nie mam siły zupełnie na nic. Więc podziwiam Cię :) Ten rozdział jest cholernie dobry. Cieszę się, że brat Natashy mu pomógł, wcale nie był taki zły.
    Czekam na następny!
    Weny, misiu <3
    school-loser-and-love-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń