poniedziałek, 18 maja 2015

Rozdział 7 - Carrying help...

        Justin miał tego dnia szczęście, jeśli można w ten sposób nazwać dość szybkie znalezienie  klienta i uzbieranie pięćdziesięciu dolarów na gram heroiny. Ze swoim czarnym humorem zawsze śmiał się, że zdobywa szczęście w nieszczęściu, a jako pesymista widział jedynie czarne strony, mimo że wybijały się spod nich białe, jasne strony z historii jego życia. Dopiero Natasha pokazała mu, że może odnaleźć szczęście w ulotnych chwilach. Jedynych, jakie mu pozostały.
        Szedł wzdłuż długiej ulicy, z kapturem na głowie, wśród strumieni jesiennego deszczu. Był już po spotkaniu z klientem i kurczowo ściskał w dłoni zarobione w dniu wczorajszym i dzisiejszym pieniądze. Czuł się upokorzony i wykorzystany, lecz dzięki myśli, że za kilkanaście minut ujrzy łagodną, uśmiechniętą twarz Natashy, nie płakał, a jedynie zaciskał szczękę i pięści w kieszeniach bluzy, ponieważ wiedział, że gdy w końcu wróci na 18th Street, będzie mógł liczyć na pokrzepiający uścisk.
        Zatrzymał się dopiero dwa kroki od postawnego mężczyzny, starszego od Justina o cztery lata. Był czarnoskóry, ubrany w czarne dresy i skórzaną kurtkę w tym samym kolorze. Wzbudzał strach i respekt już z daleka, jednakże Justin przestał obawiać się przy nim o własne bezpieczeństwo, które z każdym dniem znaczyło dla niego mniej. Bał się jednak o swoją małą siostrzyczkę, która przy czarnoskórym spędzała każdą chwilę. Była pod kontrolą Tysona i każde sprzeciwienie się mężczyźnie kosztowało ją siniaka na policzku bądź większą brutalności w łóżku. Justina bolała myśl, że przyglądając się wszystkiemu z boku, nie mógł jej pomóc i uwolnić ją od cierpienia, które swoją drogą nałożyła na siebie sama. 
        -Znów jesteś punktualny, Bieber - klepnął go mocno w prawe ramię, a Justin starał się zatuszować grymas, wpływający na jego usta. - Szkoda tylko, że twoja siostra nie jest tak posłuszna, ale bez obaw, ukształtuję jej charakterek szybciej, niż mógłbyś się spodziewać.
        Justin zacisnął pięści jeszcze mocniej i chciał warknąć na Tysona, jednak to on był tym słabszym i na przegranej pozycji. Mógł jedynie słuchać, jak mężczyzna obraża jego siostrę i zniewala ją z każdym dniem coraz bardziej. Nie rozumiał, jak Jazzy mogła go kochać. Według niego i jego wartości miłością obdarza się osobę do której ciągną nas silne emocje i rodzaj przywiązania, a nie seks i zaspokajanie jedynie własnych potrzeb.
        -Przyszedłem tylko po działkę. Nie chcę wysłuchiwać o waszych relacjach - mruknął, gdy poczuł, że nie byłby w stanie przetrawić ani jednego słowa więcej, wypływającego z jego ust.
        -Nie denerwuj się tak, Bieber. Chcę tylko porozmawiać - zaśmiał się gardłowo. - Słyszałem, że znalazłeś nową, młodziutką koleżankę, Justin. Może kiedy ona również zacznie brać, przedstawisz mi ją, bracie? Ty u mnie w naturze nie zarobisz na działkę, ale ona - posłał chłopakowi znaczące, przepełnione wulgarnością spojrzenie. 
        Justin poczuł ogarniającą go wściekłość. Ujrzał bowiem maleńką Natashę pod znacznie większym, umięśnionym ciałem Tysona. Widział jej łzy i ból na twarzy. Widział cierpienie, którego od pierwszej chwili chciał jej oszczędzić. Potrząsnął więc pospiesznie głową, aby wybić z głowy przerażające wizje. Sama myśl o uzależnionej lub choćby naćpanej Natashy przerażała go bardziej, niż brutalna rzeczywistość, z którą przychodziło mu mierzyć się każdego dnia.  Wziął na siebie ochronę szatynki i postawił ją za główny cel w życiu, którego zawsze mu brakowało.
        -Natasha nie zacznie brać. Dopilnuję tego - wychrypiał, podając Tysonowi banknot o wartości pięćdziesięciu dolarów, a w zamian otrzymując od niego gram heroiny, szczelnie zapakowany.
        -Natasha - powtórzył, zaciągając się głęboko dymem, płynącym z papierosa. - Piękne imię - wiedział, że bezczelnym głosem i zachowaniem, gdy oblizał wulgarnie wargi, jest w stanie wyprowadzić Justina z równowagi. Chociaż nic do niego nie miał i zarobił już wiele tysięcy dolarów na jego uzależnieniu, sprawiało mu przyjemność znęcanie się nad słabszymi, choćby w sposób psychiczny. - Pewnie cała jest piękna, mam rację? W dodatku taka młodziutka.
        -Tyson, proszę cię o jedno - Justin przerwał mężczyźnie, zanim wyobraźnia postawiłaby przed jego oczami bardziej okrutne obrazy, wbijające w jego serce ostre igły. - Niszczysz życie mojej siostry, więc chociaż Natashę zostaw w spokoju. Ona jest zupełnie inna. Nie zasłużyła na to wszystko.
        Trzymając dłoń kurczowo zaciśniętą na szczelnie zapakowanym gramie heroiny, który pozwoli mu uśmiechnąć się i cieszyć obecnością Natashy, zaczął oddalać się od Tysona, ignorując nawołujące go krzyki i śmiechy mężczyzny. Nie kłócił się z nim, gdyż z góry wiedział, że nie ma szans na wygraną przy jego niewyparzonym języku i braku moralności. Bał się, że wysłuchanie jego raniących słów ponownie sprowokowałoby go do łez.
        Zaczął przemierzać dobrze znane mu ulice Detroit. Wielokrotnie przechadzał się wśród zaciemnionych dróg w poszukiwaniu szczęścia i ukojenia duszy, jednak nigdy go nie odnalazł. Nigdy, dopóki nie ujrzał małej, kruchej postaci Natashy, stojącej w przerażeniu pod dachem baraku. Dlatego teraz nie rozglądał się, nie spoglądał ludziom w oczy, tylko brnął w strugach deszczu wprost na 18th Street, tęskniąc za szczupłymi ramionami, otaczającymi jego szyję i ciepłymi wargami przy policzku. Tęsknił za tym, co jemu obce i nieznane.
        Z każdą minutą deszcz wzmagał na sile, aż w końcu krople zaczęły spływać po każdym skrawku odsłoniętej skóry chłopaka. Jego ciałem wstrząsnęły nieprzyjemne, chłodne dreszcze, pozostawiając na ciele gęsią skórkę. Niestety, wiedział, że nie rozgrzeje się, dopóki nie wyschną jego ubrania. Mógł co prawda zamienić je innymi, znalezionymi w kontenerze, również przetartymi i brudnymi, jednak nie miał czym wytrzeć mokrego ciała, nieprzyjemnie złączonego z nasiąkniętymi wodą ubraniami. Wracał więc z myślą, że przez resztę nocy będzie drżał z zimna, marząc o słońcu, wschodzącym na niebo jutrzejszego ranka.
        Dzisiaj po raz pierwszy udawał, że nie widzi oschłych spojrzeń przechodniów. Nie unosił nawet głowy, aby nie psuć sobie humoru, który dzięki Natashy wnosił odrobinę radości do jego zimnego, opuszczonego serca. Kiedy przekroczył skrzyżowanie, łączące 18th Street z resztą Detroit, przyspieszył. Nie mógł jednak biec. Nie miał wystarczająco siły, aby zmusić swoje ciało do wysiłku. Podróż wzdłuż osiemnastej ulicy, wśród echa, odbijającego się od murów starych, opuszczonych kamienic, zajęła mu jedynie dwie minuty. Miał silną motywację, aby w końcu przejść przez pokrytą rdzą bramę i opaść na materac, obok drobnego ciała Natashy.
        Dźwięk kropel jesiennego deszczu, odbijających się od betonowego sufitu w baraku, zagłuszał całą resztę dźwięków, rozbrzmiewających w najbliższej okolicy. Natasha nie mogła więc usłyszeć ciężkich kroków Justina, zbliżającego się do największego pomieszczenia w starej ruderze. Nadal pozostawała na wpół przytomna, a najsilniejsze bodźce z otoczenia zaczęły docierać do dziewczyny dopiero przed paroma minutami, kiedy na nowo przejęła kontrolę nad własnym ciałem i umysłem. 
        -To ty, Justin? - wymamrotała, widząc zarys postaci kilka kroków przed sobą. Starała się wstać z ziemi, obiema dłońmi podpierając się ściany, jednakże mało odporne ciało szatynki nadal pozostawało w objęciach narkotykowego upojenia.
        -Natasha, co się dzieje? - chociaż Justin był wykończony kolejnym, ciężkim dniem, podbiegł do szatynki i ujął jej wątłe ciało w ramiona, zanim osunęłaby się po zimnej, betonowej ścianie i ponownie spotkała z podłożem w bolesnym upadku.
        -Kręci mi się w głowie - wydyszała, podtrzymując się jego ramion, które stanowiły barierę, odgradzającą Natashę od reszty przepełnionego okrucieństwem świata.
        Justin uwielbiał odcień jej tęczówek, dlatego teraz również jego wzrok zatrzymał się na błękitnych, morskich oczach. Momentalnie każdy mięsień w jego ciele spiął się boleśnie, a szatyn pomimo szczerych chęci nie potrafił ich rozluźnić, widząc nienaturalne źrenice Natashy. Przez moment łudził się jeszcze, że jego pozbawiony pokarmu żołądek i wycieńczone ciało płata mu figla, jednak im dłużej ciało szatynki osuwało się w jego ramionach, tym bardziej nieświadomie krzywdziła wrażliwe serce Justina.
        -Co brałaś? - warknął wściekle i mimowolnie zacisnął pięść na ramieniu Natashy. Rozluźnił dłoń dopiero wtedy, kiedy usłyszał z ust dziewczyny głośne syknięcie. Nie chciał jej krzywdzić, a jednocześnie nie potrafił się uspokoić, wiedząc, że drobna piętnastolatka, którą pragnął się opiekować, popełniła największy błąd swojego życia. - Natasha, spójrz mi w oczy i powiedz, co brałaś - jego głos brzmiał łagodniej, lecz jednocześnie zaczął się łamać. Justin objął twarz dziewczyny dużymi dłońmi i zaczął gładzić jej policzki, po których powoli spływało kilka łez.
        -Nic nie brałam - wymamrotała, jednak z tak niewielką pewnością siebie, że nawet ona sama nie potrafiła uwierzyć w swoje słowa.
        -Do cholery, nie okłamuj mnie, dzieciaku. Skąd wzięłaś dragi i przede wszystkim, co wzięłaś? - pod złością Justina kryła się ogromna troska, jaką otaczał szatynkę. Nie mógł zrozumieć, dlaczego nie dotrzymała jedynej złożonej mu obietnicy. Chciał płakać, gdy widział jej na wpół przymknięte i nieprzytomne oczy. Sam wyglądał po zażyciu podobnie i pomimo wielu mitów wiedział, że nieprzyzwyczajony organizm Natashy może uzależnić się raptem po jednej działce.
        -Jazzy powiedziała, że jeden raz nic nie zmieni, a jedynie pozwoli mi się rozluźnić - wybełkotała ledwo zrozumiale, obejmując kolana ramionami i opierając na nich ciężką głowę.
        -Natasha, żeby się rozluźnić pije się wódkę, a nie - zanim dokończył zdanie, przerwał gwałtownie i nabrał w płuca powietrza. Dotarło do niego bowiem, że pominął wypowiedziane przez piętnastolatkę, znane mu imię. - Jazzy dała ci narkotyki? 
        -Mówiłam jej, że nie chcę, a ona powiedziała, że po jednym razie nic mi się nie stanie. Zapewniała mnie, że narkotyki nie są złe, bo gdyby były, sam byś ich nie brał - nadal miała problemy ze skleceniem jednego krótkiego zdania, a jej głowa co parę sekund zmieniała położenie. Raz opierała się na kolanach Natashy, raz na ścianie za jej plecami, aż w końcu, gdy nieświadomie przytuliła policzek do ramienia Justina, nie poruszała już głową. 
        W ciele chłopaka zagotowała się krew. Rzadko kiedy cokolwiek wyprowadzało go z równowagi, natomiast teraz miał ochotę rozszarpać własną siostrę, jedyną osobę, którą kochał. Nikomu nie uwierzyłby w tak niedorzeczne słowa. Nikomu, prócz Natashy, której od pierwszych chwil bezwzględnie ufał. Miał ochotę wyładować część zalegających w nim emocji, dlatego z całej siły uderzył pięścią w betonową ścianę, a że nie była ona pierwszej młodości, razem z jego ciosem na ziemię upadło kilka odłamków betonu. Nie sądził jednak, że to tego stopnia przerazi zagubioną Natashę i wywoła kolejne, małe, gorące łezki, spływające po jej policzkach.
        -Justin, nie krzywdź siebie bardziej, niż robi to za ciebie życie - wychlipała, siadając na kolanach przed szatynem. Ujęła w niewielkie dłonie jego zaciśniętą, poranioną i zakrwawioną pięść, pogładziła opuszkami palców, a na koniec przyłożyła do bladych warg i zaczęła spokojnie muskać, nie odrywając przy tym wzroku od jego zmartwionych oczu. Z każdym pocałunkiem Natashy pięść Justin rozluźniała się, aż w końcu otworzył dłoń i pozwolił piętnastolatce gładzić każdy jej skrawek. 
        Dopiero po czasie poczuł, że jego poranione kostki niemiłosiernie pieką, jednak tego dnia dotyk Natashy łagodził ból. Przestał go odczuwać, gdy znów zatonął w morskiej barwie jej tęczówek. Powoli wyswobodził dłoń z jej dłoni i przyłożył do jej policzka, który zaczął gładzić, znów poświęcając jednej czynności całe swoje zaangażowanie i każdy rodzaj uczuć, od troski i zmartwienia, po bezgraniczne ukojenie i spokój.
        -Nie bądź na mnie zły, proszę - kiedy Natasha ujrzała, że Justin uchyla usta, aby zabrać głos, przerwała mu szybko. Bała się, że skarci ją. Bała się, że warknie oschle i przestanie jej ufać. Bała się również, że gwałtownie zabierze dłoń, przyjemnie gładzącą jej policzek, i odsunie się na odległość, jakiej dziewczyna nie potrafiłaby znieść. Dlatego pozbyła się blokujących ją oporów, wsparła się na barkach szatyna i usiadła okrakiem na jego udach, mimowolnie przysuwając ciało bardzo blisko jego torsu. 
        Nie była jeszcze w pełni przytomna, jednak z każdą chwilą powracała jej pełna świadomość i kiedy oboje zorientowali się, jak niewiele milimetrów dzieli ich postacie, w tym także spierzchnięte usta, Natasha odzyskała już pełną kontrolę nad ciałem i umysłem. Było jej jednak zbyt dobrze z  dłońmi chłopaka na biodrach i wzrokiem, utkwionym w tęczówkach. Była również przekonana, że kiedy obejmie jego szyję ramionami i zatopi twarz w jej ciepłym wgłębieniu, poczuje się jeszcze lepiej, wygodniej, bezpieczniej.
        -Natasha, co ty robisz? - spytał, nie kryjąc zdezorientowania, malującego się zarówno na twarzy, jak i w wypowiadanych słowach.
        -Jeszcze tego nie wiem, Justin, ale chciałabym, abyś mnie przytulił i nie gniewał się na mnie - pod wpływem jej delikatnego, skruszonego głosu, Justin uległ urokowi dziewczyny i mocno wtulił jej ciałko w swoje. 
        -Nie gniewam się na ciebie, tylko nie mogę uwierzyć, że mimo moich ostrzeżeń, mimo tego wszystkiego, co starałem się wpoić do twojej małej główki, ty zgodziłaś się i wzięłaś narkotyki. Nie chcę, żebyś uzależniła się i wylądowała na samym dnie, jak ja. 
        -Nie uzależnię się po jednym razie, Justin, obiecuję ci to. Mam silną wolę.
        -Też tak mówiłem, a potem wylądowałem pod mostem, trzęsąc się na głodzie - wspomniał najgorsze chwile swojego życia i mimowolnie odebrał przebiegający wzdłuż kręgosłupa dreszcz.
        -Justin, ja już mieszkam pod przysłowiowym mostem i naprawdę się nie uzależnię. Jestem silna, zobaczysz. Nie dam się cholernym narkotykom. Nie pozwolę, żeby mnie zmieniły, bo wiem, że potrzebujesz mnie taką, jaka jestem.
        Co prawda jeszcze przed paroma minutami Justin był wściekły i miał ochotę przemówić Natashy do rozsądku krzykiem. Teraz wiedział już, że na osobę tak delikatną, jak ona, nie potrafiłby podnieść głosu, wyzwać, potrząsnąć. Miała rację. Potrzebował jej bardziej, niż sądził. Bardziej, niż kiedykolwiek potrzebował kogokolwiek. Bardziej, niż chciał potrzebować. Bał się przywiązać do ludzi, wiedząc, jak krótkie i ulotne jest ich życie. Bał się ich tracić. Bał się, że kiedy pewnego dnia przetrze pięścią zaspane oczy, najbliższej mu osoby nie będzie obok. Wolał spędzić życie samotnie, niż przeżyć największe rozczarowanie.
        -Wiesz, że jesteś piękna? - szepnął, nie odrywając od niej wzroku. Nie potrafił. Nie potrafił przerwać kontaktu wzrokowego i przenieść go na szarą ścianę, kiedy na jego kolanach siedziała Natasha. 
        -Mówiłeś mi to wczoraj w nocy - odparła zawstydzona, automatycznie zakładając za ucho kosmyk jasnych włosów. Robiła to zawsze, gdy nie do końca wiedziała, jak zareagować i jakimi słowami odpowiedzieć na komplement.
        -Ale teraz jesteś jeszcze piękniejsza - Natasha tylko czekała, aż Justin pogładzi wierzchnią stroną dłoni jej policzek, a kiedy poczuła, jak jego szorstka skóra styka się z jej gładką, przymknęła powieki. Kilka razy próbowała na nowo otworzyć oczy, jednak było jej zbyt przyjemnie. Zupełnie jakby jego dotyk uchylił jej skrawek nieba.
        -Pewnie dlatego, że nie pamiętam, kiedy ostatnim razem czesałam włosy - powiedziała jeszcze z opuszczonymi powiekami, jednak kiedy z ust Justina uleciał cichy chichot, otworzyła oczy i mocno wtuliła się w chłopaka. - Cokolwiek byś nie powiedział, już teraz jesteś moim przyjacielem. Możesz próbować wyrzucić mnie stąd, a ja i tak za każdym razem wrócę. Chcę po prostu, żebyś wiedział, jak wiele dla mnie znaczysz po tych kilku dniach znajomości. Bardzo mi przykro, ale będziesz musiał wytrzymać ze mną kolejne dni, tygodnie, miesiące i lata. Mam to do siebie, że jeśli raz przywiążę się do jakiejś osoby, nie opuszczę jej tak łatwo i bez wysiłku.
        Justin już w połowie jej słów miał ochotę podziękować Bogu za drobną postać Natashy i ogromne serce, jakie skrywała w piersi. Nie miała cholernego pojęcia, do jakiego stopnia potrafiła mu pomóc. I chociaż nigdy nie był dobry w podziękowaniach, gdyż nigdy nie miał okazji do szczerego dziękowania drugiej osobie, teraz chciał pokazać jej gestami i uśmiechem, że ona znaczy dla szatyna równie wiele, a może nawet więcej.
        Wplątał palce w jej gęste włosy i mocno przytulił. Nie mógł powstrzymać się również przed paroma muśnięciami, złożonymi na delikatnej szyi. Z coraz większą gorliwością pobudzała do życia nie tylko jego chłodne, opuszczone i zapomniane serce, ale również drzemiącego w nim mężczyznę. Jeszcze kiedy wychodził o poranku z rudery przy 18th Street, odpychał od siebie myśl, że mogłoby go łączyć z Natashą coś więcej, niż tylko dzielony na podłodze materac i wymiana kilku podnoszących na duchu uścisków. Teraz natomiast nie miał już złudzeń, że blokada, oddzielająca go od ludzi zniknęła, a on zyskał szansę na życie, może nie w pełni szczęścia, ale przy boku niezwykle ważnej osoby.
        -Co to za romanse? - nagle od każdej ze ścian baraku odbił się echem głos Nialla, uroczego blondyna, będącego dotychczas jedynym wsparciem Justina.
        Szatyn odsunął twarz od burzy gęstych włosów Natashy i spojrzał na gromadzących się w pomieszczeniu kolegów, jednak nie opuścił ramion, którymi oplatał drobną talię piętnastolatki. Dopiero kiedy ta speszona zsunęła się z jego kolan, jego dłoń opadła na materac. Nie omieszkał sobie jednak pogładzić na sam koniec jej ramię i obdarzyć dziewczynę ciepłym uśmiechem.
        -Nie fantazjuj za mocno, młody - ze śmiechem podparł się ziemi i wstał, aby podać kumplowi rękę i przywitać się z nim męskim uściskiem.
        -Hej, to, że jesteś z marca, a ja z września nie upoważnia cię do tego, aby traktować mnie, jak dzieciaka - oburzył się, jednak na jego ustach wciąż utrzymywał się uśmiech. Nie wiedział, że Justin poczuł się lepiej, gdy nie ujrzał na twarzy blondyna smutku, a oznaki radości.
        -Zawsze pozostaniesz małym blondaskiem, Niall - tym razem Zayn roztrzepał jego włosy, a potem niepewnie przeniósł wzrok na Justina i przytuloną do jego ramienia Natashę. - Jestem Zayn - wyciągnął do dziewczyny otwartą dłoń, którą z lekkim strachem uścisnęła. - To Harry, Louis, Liam, a Nialla zdążyłaś już poznać. Sory za to, co mówiliśmy przy pierwszym spotkaniu, ale wiesz, nie jesteśmy przyzwyczajeni do widoku Justina z jakąś laską, a zwłaszcza z taką laską.
        -Nie gniewam się, tylko następnym razem nie oceniajcie ludzi po pozorach, bo możecie ogromnie się pomylić.
        Wbrew pozorom każdemu z kolegów Justina zrobiło się po prostu głupio. Teraz, gdy dłużej przyjrzeli się Natashy, ujrzeli w niej nie tylko buzię żywej lalki, ale również przeplatający się w tęczówkach smutek. Prawdę powiedziawszy wyrobili pierwszą opinię na temat szatynki pod wpływem Jazzy, która nie pozostawiła na niej suchej nitki.
        -Wybacz, zasugerowaliśmy się tym, co mówiła siostra Justina i - Zayn nie dokończył zdania, ponieważ w międzyczasie uwagę każdego zwróciło warknięcie szatyna i ramię, którym mocniej otoczył Natashę.
        -Nie wspominaj przy mnie o tej suce -wypuścił ze świstem zalegające w płucach powietrze, a na czole piętnastolatki zostawił ciepły pocałunek. Przed momentem aby wyładować złość uderzył pięścią w ścianę. Teraz natomiast wystarczyło mu muśnięcie gładkiej skóry szatynki, aby rozładować dręczące emocje. Zmieniał się w sposób, w jaki chciał się zmieniać.
        -Coś się stało? Zawsze broniłeś jej, jak ognia. Poza tym, nigdy nie słyszałem, żebyś wyzwał jakąkolwiek dziewczynę.
        -Ta idiotka dała Natashy dragi, kiedy mnie nie było. Jeśli po tym gównie coś by jej się stało, nie podarowałbym tego Jazzy do końca cholernego życia, przysięgam. Zachowała się, jak ostatnia, zimna suka - im dłużej mówił, tym bardziej wzrastała w nim potworna złość na siostrę, osobę, która jeszcze nigdy do tego stopnia nie wyprowadziła go z równowagi. - Muszę do niej iść, jak najszybciej.
        -Justin, to nie ma sensu - Natasha chwyciła dłońmi jego ramię, aby zatrzymać chłopaka, zanim zdążyłby postawić krok poza opuszczony barak. - Proszę cię, zostań tutaj. Justin, proszę - mimo że zaparła się nogami o beton, siła chłopaka przewyższyła jej. Pociągnął ją za sobą najpierw przez próg, a potem do pokrytej rdzą bramy.
        -Muszę z nią porozmawiać, Natasha. Nie zamierzam dłużej pozwalać jej na takie gierki. Zrozum, martwię się o ciebie, dzieciaku, a wszystko przez tę idiotkę, która podała ci pieprzone narkotyki. Jest moją siostrą, a zachowała się, jak pozbawiona skrupułów...
        -Nie kończ, Justin - Natasha momentalnie przysłoniła jego usta dłonią. Przekleństwa, padające z jego ust, powodowały spięcie jej mięśni. Wolała, gdy był łagodny i z uśmiechem gładził jej policzek. Zaciśnięta szczęka chłopaka i palce, zwinięte w pięści, powodowały u piętnastolatki dreszcze, przebiegające wzdłuż kręgosłupa i nieprzyjemnie wstrząsające jej ciałem.
        Tym razem słodki wzrok szatynki nie przekonał Justina, aby zatrzymać się, lub choćby zwolnić. Inaczej ujął natomiast dłoń dziewczyny. Do tej pory to Natasha zaciskała dłonie na jego nadgarstku, a teraz to on objął silnym uściskiem jej małą rączkę. Natasha szybko zrozumiała, że Justin, wbrew pozorom, należy do osób stanowczych. Poddała się więc jego woli i korzystała, że wciąż trzymał jej dłoń. Przez moment poczuła się, jak jego dziewczyna, jak jego własność, którą podświadomie chciała być. 
        -Justin, co masz zamiar zrobić? - spytała cicho, gdy Justin ukrył ich splecione dłonie w kieszeni swojej bluzy.
        -Spokojnie, Natasha. Chcę z Jazzy tylko porozmawiać, jednak ostro i poważnie - zerknął na dziewczynę przelotnie, lecz gdy ujrzał na jej twarzy przerażenie, zatrzymał się na środku mało ruchliwej ulicy. - Wyglądasz tak, jakbym z zimną krwią planował morderstwo - zachichotał, nieświadomie rozluźniając spięte ciało Natashy. Wyczuł to po uścisku jej dłoni. Jeszcze przed momentem jej palce kurczowo ściskały jego, natomiast teraz jedynie trzymały delikatnie.
        -Nie lubię, kiedy jesteś zły, bo nie wiem, czy jesteś zły na Jazzy, czy na mnie - wyszeptała ze skruchą. Gdyby tylko ktoś dał jej szansę, cofnęłaby czas i nie zażyła pierwszego w swoim życiu grama heroiny.
        -Jeśli mam być szczery, jestem zły na was obie, ale możesz być spokojna, nie mam do ciebie pretensji - odparł z pełną powagą w mimice twarzy i głosie. Nie chciał jej wystraszyć, tylko pokazać, że narkotyki nie są żartem, nie są też chwilowym upodobaniem. Natasha musiała zrozumieć, że jeśli raz wpadłaby w uzależnienie, na ulicy nie miałaby możliwości wydostań się z narkotykowej klatki.
        -A mógłbyś mnie przytulić? - z początku uśmiech na jej usta wkraczał nieśmiało, jednak pewności siebie dodała jej świadomość, że delikatne trzepotanie rzęsami silnie wpływa na Justina.
        -A jak sądzisz? - uniósł jedną brew, nie zdają sobie sprawy, że w mgnieniu oka Natasha przestała widzieć w nim uroczego chłopaka, a dostrzegła młodego, seksownego mężczyznę. Wystarczyła do tego jedynie zmiana wyrazu twarzy.
        Natasha najpierw stanęła na palcach, uśmiechnęła się, a na koniec subtelnie zarzuciła ramiona na szyję Justina. Jeszcze przez moment spoglądała w jego oczy, aż w końcu skrępowana schowała twarz w zagłębieniu jego szyi. Poczuła na klatce piersiowej wibracje, spowodowane cichym, gardłowym śmiechem szatyna. On czuł, że zawstydził piętnastolatkę, natomiast ona poczuła delikatne, choć palące rumieńce na policzkach.
        -Czyżby mała dziewczynka się zawstydziła? - zamruczał do jej ucha i nie przegapił dreszczu, jaki wywołał jego ciepły oddech, drażniący wrażliwą skórę szatynki.
        -Przestać, Justin, bo już teraz jestem czerwona, jak truskawka - sapnęła, wtulając się w niego, jak w pluszowego misia, z którym zwykła spać jeszcze do niedawna.
        -Pokaż się, Nataska - zdrobniając jej imię pogłębił tworzące się na pliczkach dziewczyny delikatne zaczerwienienia. - Chcę zobaczyć, jak słodko się rumienisz.
        Justin każdym możliwym sposobem starał się zerknąć na buzię dziewczyny, kiedy ona celowo nie odrywała jej od barku i zagłębienia szyi chłopaka. Aż w końcu, po wielu próbach, szatyn ostrożnie wsunął dłonie pod jej szczupłe uda i uniósł drobne ciało przyjaciółki. Chcąc, nie chcąc Natasha oddaliła od niego twarz i pozwoliła mu dokładnie obejrzeć urocze rumieńce, przeplatane z figlarnym uśmiechem i zalotnym trzepotaniem rzęsami.
        -Justin, trzymasz mnie za pupę - zaakcentowała ostatnie słowo, przygryzając dolną, malinową wargę. Oczekiwała ze strony Justina cichych przeprosin, jednak jego usta opuścił jedynie chichot. Wbrew pozorom Natashy spodobała się odrobinę inna twarz Justina, niż ta, którą ukazywał dotychczas.
        -Wybacz, ale nie przeszkadza mi to nawet w najmniejszym stopniu - z uśmiechem wzruszył ramionami, lecz nie mógł w pełni oddać się szczęściu, które po raz pierwszy zawędrowało do jego serca. Rozpraszały go bowiem pełne wargi Natashy, które regularnie zwilżała krańcem języka. 
        Chciał ją pocałować. Pragnął tego, odkąd pierwszy raz stanął pół kroku przed nią w opuszczonej ruderze. Nie sądził jednak, że ona jego pragnienia odwzajemniała.
        -Boże, jak słodko. Zaraz się porzygam - mogło być pięknie i magicznie, gdy twarze Natashy i Justina zbliżyły się odrobinę , a ich oddechy odbijały od siebie, jednak sielankę współgrających duszy dwójki przyjaciół przerwał ironiczny głos Jazzy.
        Chociaż Justin za wszelką cenę chciał z nią porozmawiać, teraz wolałby, aby nagle zniknęła. Pojawienie się siostry oznaczało bowiem, że będzie zmuszony delikatnie zsunąć ze swoich ramion ciało Natashy i postawić ją na ziemi. Nie potrafił zaprzeczyć, że noszenie na rękach drobnej postury piętnastolatki uświadomiło mu, że on również jest mężczyzną, że on również ma prawo do miłości, którą mógłby obdarzyć bliską jego sercu dziewczynę.
        -Zachowałaś się, jak suka, Jazzy, wiesz? - spojrzał na siostrę z wyrzutem i bólem. 
        -Próbuję ci tylko uświadomić, że ta lalunia jest dziesięć poziomów społecznych wyżej od ciebie i nigdy nie potraktuje cię poważnie, Justin.
        -Przepraszam, że wtrącę się do waszej rozmowy - Natasha wystąpiła o krok przed ciało szatyna, jakby chciała całą sobą ochronić jego postać przed atakami ze strony Jazzy. - Ale nie znasz mnie, nie wiesz o mnie nic. Tym bardziej nie wiesz, jak traktuję twojego brata. Nie potrafisz dostrzedz, że zaczął się uśmiechać? Naprawdę nie zależy ci na jego szczęściu? Jesteś straszną egoistką, a to niespotykane, biorąc pod uwagę, że twojemu bratu do anioła brakuje tylko skrzydeł.
        Justin z pewnością wzruszyłby się słowami Natashy, gdyby jego uwagi nie przyciągnęła postać, leżąca na trawie, kilkanaście metrów za Jazzy. Puszczając dłoń szatynki, podbiegł do mężczyzny i upadł przed nim na kolana. Rozpoznał go z pierwszym spojrzeniem na jego zakręcony ku niebu wąs i duży brzuch, opinający się pod materiałem śnieżnobiałej koszuli. Był jego stałym klientem, na którego widok Justinowi miękły ze strachu nogi. Teraz jednak, widząc krew, wypływającą drobnym strumieniem z kącika jego ust, zachował trzeźwość umysłu, nie wpadł w panikę, nie zaczął uciekać. Widząc człowieka w potrzebie, mimo że dotychczas brutalnego w stosunku do Justina, czuł potrzebę niesienia pomocy.
        Niestety świat już dawno pokazał mu, że jego dobre serce nie jest cenione. Że jego upór w dążeniu do właściwej drogi nie przenosi się na szczęście. Zanim zdążył zatamować krwotok mężczyzny, od murów starych kamienic odbiły się echem policyjne syreny, a dwóch oficerów w świeżo wyprasowanych mundurach chwyciło ramiona Justina. Mimo że szatyn szarpał się, chcąc jedynie udzielić pomocy potrzebującemu, nikt nie ujrzał jego rozpaczliwych prób zmiany świata na lepsze.
        -Zostajesz zatrzymany pod zarzutem morderstwa.


~*~


Cholerka, czegoś mi tu brakuje, jakiejś akcji, jej zwrotów, niespodziewanych wydarzeń. Muszę prędko coś wymyślić, chociaż nie przychodzi mi do głowy żaden porządny pomysł. Ale nie bójcie się, pogłowię się trochę i mam nadzieję, że w przyszłych rozdziałach zbiję Was z nóg ;D
Stąd również moje pytanie, gustujecie w rozdziałach spokojnych, może nawet słodkich, czy lubicie akcję, dramy, nieprzewidywalne zwroty? :)

Polecam!

20 komentarzy:

  1. idealny rozdział <3
    ps:Błagam cię Paula uwolnij go od więzienia bo inaczej umrę :O kocham te opowiadanie ale błagam uwolnij <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Na moje powinno być trochę tego i trochę tego ^^
    A rozdział cudowny nsndjshshhssh i o mój boże co teraz z Justinem? Teraz będę się zamartwiać :(

    OdpowiedzUsuń
  3. niech się w końcu pocałują <3 cudny jak zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O Jezu placzeee❤️ Uwielbiam cie!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże, Justin staje się coraz bardziej pewny siebie i, szczerze, podoba mi się to. Zresztą widzę, że Natashy również hahaha Nie chcę, by Justin wylądował w więzieniu. Nie chcę! Cholera, on musi być blisko z Natashą, błagam :'(

    OdpowiedzUsuń
  6. Co co co co cooo?! C O?! Jakiego morderstwa?! Że co proszę?! Jezu, jak Ty lubisz nam to robić!! Ale nie mają podstaw do tego, żeby go zatrzymać, przecież on chciał tylko mu pomóc! Mam nadzieję, że uda mu się z tego jakoś wyplątać. A ten moment Justin i Natashy. O raaaaany jakie to było słodkie! Chcę więcej!
    three-months.blogspot.com
    shy-boy-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział zajebisty, a rozdziały wolę z akcją i te takie trzymające w napięciu. No wiesz o co mi chodzi :'D
    Czekam na nn :)
    Buziaczki :**
    Olivka ;3

    OdpowiedzUsuń
  8. No i fajnie :D
    uwielbiam to opowiadanie !!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Jazzy to taka suka:/ a Justin z Natashą toooo:):):) są ogromnie słodcy. Rozdział świetny, do następnego ✌

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie no kurwa, Justin skarbie :((( czemu ciągle przytrafia mu się coś złego :(((
    - Gabi

    OdpowiedzUsuń
  11. Hah w każdym rozdziale czekam tylko aż się pocałują. Rozdział jak zwykle świetny a co do pytania to potrzeba i takich i takich momentów, ale teraz przydałaby się jakaś akcja, a potem może jakieś zbliżenie Natashy i Justina, jakiś pocałunek w końcu? ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Kocham slodkie momenty ale czasem troche akcji tez moze byc. Dasz sobie rade, tyljo nie wsadzaj za kratki justona!:**

    OdpowiedzUsuń
  13. O Boziu, jak Justin dba o Natashe. Zachował się dość męsko wytykając błąd swojej siostrze. Szkoda mi jednak go. Został oskarżony za coś czego nie zrobił, mam nadzieje, że wszystko się ułoży i wyjaśni, a Justin wróci do Natashy. Czekam na next i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  14. Gratulacje! Zostałaś nominowana do Liebster Award! Wszystko czego potrzebujesz znajdziesz u mnie na blogu :)
    http://justinandamy-ff.blogspot.com/p/libster.html

    OdpowiedzUsuń
  15. Bosko. Czekam na NN :)Weny życzę i pozdrawiam ! <3

    OdpowiedzUsuń
  16. Omg myslalam ze cos wiecej sie zadzieje kiedy zobaczyl ze natasha brala narkotyki ale i tak swietny rozdzial! Oczywiscie wole jak sa dramy niz ciagle same slodkosci, czekam na nexta z niecierpliwoscia!

    OdpowiedzUsuń
  17. Dobrze, że Justin powiedział swojej siostrze to co myślał, bo zasłużyła na to.
    Cieszę się, że przyjaciele Justina zaakceptowali Natashę, bo to też ułatwi trochę życie Justinowi.
    Mam nadzieję, że Tyson nie będzie chciał nic jej zrobić.
    I kurna ostatni moment.. Dlaczego najwspanialszych ludzi pokroju Justina, spotykają takie rzeczy?
    Mam nadzieję, że nie znajdą nic na niego.
    No, bo w sumie to raczej nie mają dowodów, ale wszystko jest możliwe.
    Nie mogę doczekać się następnego *o*

    school-loser-and-love-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  18. Niech Justin wyjdzie z tego calo ♥
    Rozdzial swietny <3 Czekam na next!
    /Wiki

    OdpowiedzUsuń
  19. Cudowny :* A jeszcze ta akcja na końcu, w takim momencie przerwać? xD Czekam na next i do następnego :)
    http://wait-for-you-1dff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń