niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział 37 - Milczenie ponad słowa...

Natasza

Wbrew pozorom na ulicy czas nie dłużył się, a dni następowały po sobie nieubłaganie szybko. Nim zdążyłam porządnie otworzyć oczy, już zachodziło słońce, a gdy przykładałam policzek do poduszki, ponownie wschodziło. Czasem brakowało mi czasu, by rozejrzeć się wokoło. Krajobraz zmieniał się z tygodnia na tydzień i zaufani ludzie się zmieniali. Jedni odchodzili, drudzy przychodzili. Nic nie było stałe. Tylko tak samo upływający czas.
Mijały tygodnie, od rozstania z Justinem dokładnie trzy~, i nie czułam, żeby ubyło mi nie wiem jak wiele. Normalna sprawa. Ludzie się rozstają i z czasem o sobie zapominają, nawet jeśli łączyło ich niezaprzeczalnie silne uczucie. Takie jest życie, czasem zdecyduje się wymienić nam towarzystwo, byśmy mogli się przekonać, czy ta pierwsza miłość była tą prawdziwą. A ponad to stawia na drodze ludzi, nowych ludzi, którzy obdarzając nas miłością, stawiają przed wyborem. 
Od czasu rozstania zamieszkałam z Niallem. Miałam opory, bo jednak Niall był tylko kolegą, a wyobrażał sobie znacznie więcej. Ale szybko przekonałam się, że nie ma co stać w miejscu. Justin też był z początku tylko kolegą. Równie dobrze mogłam wpaść wtedy na Nialla i to w nim się zakochać. Dlatego później już bez oporów spędzałam z nim każdy dzień i pozwalałam, by zbliżał się tak, jak tego potrzebował - psychicznie i fizycznie. Nie raz zdarzyło nam się przegadać całe noce, nie raz również przytulał mnie przez długie, niekończące się godziny. A mi było wtedy tak ciepło, jakbym leżała we własnym łóżku pod puchową kołdrą. Niall wiedział, jak się mną zaopiekować.
-Humorek dopisuje, księżniczko? - spytał Nialla, gdy przeciągnąłem się na materacu.
-A czy dopisywał przez ostatnie kilka miesięcy? - spytałam retorycznie. Nie dopisywał z wyjątkiem tych pięknych chwil z Justinem. Ale o tym Niall nie musiał wiedzieć. Idę na przód, nie stoję w miejscu.
-A mogę spróbować cię jakoś rozweselić? - Trącił nosem moją szyję i skubnął płatek ucha. Zachichotałam i zaraz szybko odepchnęłam go. Opadł na plecy na materac.
-Co ty kombinujesz? - Przyjrzałam się blondynowi uważnie, a moje zmarszczone brwi bawiły i mnie, i jego.
-Powinnaś się częściej uśmiechać, maleńka - skomentował. Założył pasmo moich włosów za ucho, później odrzucił na tył głowy swoje, które wchodziły do oczu. - Masz piękny uśmiech.
-Tyle, ile nasłuchałam się przy tobie komplementów, nie dostałam w całym swoim życiu, Niall. Z natury jesteś taki słodki, czy próbujesz się podlizać?
-Próbuję się podlizać.
I już zaatakował mnie z uśmiechem. I już po sekundzie leżałam na materacu, a moje nadgarstki przypierały do podłoża dłonie Nialla. Zawisł nade mną, puścił oczko i pocałował. Pocałował delikatnie i z nutą zawahania, bo do tej pory zrobił to tylko dwa razy - za pierwszym odepchnęłam go jednoznacznie, za drugim miałam wątpliwości. Teraz, za trzecim, brak było zawahania, a moje wargi szybko wkomponowały się w czuły pocałunek. Pogładziłam Nialla po policzku. Ten, w przeciwieństwie do Justina, uśmiechnął się przez muśnięcia. W ogóle był bardziej radosny. Nie znałam drugiej tak smutnej osoby jak Justin. Przy nim nie sposób było się szczerze uśmiechać.
-Napisałbym dla ciebie piosenkę, gdybym miał długopis i kartkę, gdybym umiał ładnie pisać i ponad to gdybym umiał śpiewać - wymruczał.
-Czyli na zasadzie "zerwałbym ci gwiazdkę z nieba, gdyby spadła na ziemię i gdyby chciało mi się ruszyć dupsko, by ją podnieść" - parsknęłam śmiechem. - Obędzie się bez piosenki, ale możesz mnie przytulić.
I tak trzymał mnie w ramionach przez następne minuty, tak sądzę. Do czasu, aż na korytarzu za cienką, drewnianą dyktą nie wzniósł się szmer i podekscytowane szepty. Pogładził mnie po głowie po raz ostatni i pocałował w czoło. Kogoś takiego potrzebowałam. Justin traktował mnie jak swoją małą księżniczkę tylko na początku, później zmienił się nie do poznania. A może to ja się zmieniłam i zaczęłam inaczej go postrzegać. W każdym razie nie było sensu dłużej tego ciągnąć. Podjęłam słuszną decyzję. Tak mi się przynajmniej zdawało.
-Idziesz dzisiaj do Alexa? - spytał. Nie starał się ukryć lekkiego zniesmaczenia.
-Nie - odparłam krótko. To drażliwy temat. - Wyjechał służbowo na kilka dni. Muszę iść na dworzec razem z tobą. Szczęśliwy?
-Nie - sapnął. - Ale gdybyś poszła do niego też nie byłbym szczęśliwy.
-Czyli innymi słowy, hipokryta.
-Czemu tak myślisz? - Uniósł brwi, zdziwiony.
-Puszczasz się za kasę i przeszkadza ci, że ja to robię?
-Nie zrozumiałaś mnie. - Stanowczo pokręcił głową, objął moje zmarznięte dłonie. - Puszczam się za dragi i zrobiłbym wiele, żebyś ty nie musiała.
-Jedno i to samo. Po prostu ładniej to nazwałeś.
-Nie to samo, Natasza - westchnął. Uzyskanie w rozmowie ze mną jakiegokolwiek kompromisu graniczyło z cudem. Byłam w równym stopniu zagubiona, co wyszczekana i pewna siebie.
-Dobra, skończmy ten temat. Tak czy siak, zaliczę dzisiaj bogatego dziada z wąsem i brzuchem i nic z tym nie zrobisz. Taka praca.
-Puszczanie się to nie praca.
-A niby co? - parsknęłam. - Przyjemność?
-Raczej smutny i bolesny obowiązek - warknął. - Ale rzeczywiście skończmy temat, zanim zdążylibyśmy się pokłócić.
-Z tym się zgodzę - przytaknęłam. - Kłótni przy Justinie miałam aż w nadmiarze.
Zarzucona na ramiona bluza, a na głowie kaptur, by rozczochrane włosy nie odstraszyły przechodniów. Bliższego kontaktu ze szczotką nie miały od tygodni. Że też Niall mógł jeszcze na mnie patrzeć. Wyszłam z pustostanu na korytarz tak samo odrapany jak rudera przy 18th Street. Z tą drobną różnicą, że tu było kilka stopni więcej. I nie było Justina.
Potrząsnęłam głową. Niech nie myśli, że mi na nim zależy. Oszukiwałam się notorycznie od paru tygodni, mogę ciągnąć to dalej, aż nie uschnę z tęsknoty.
Niall dołączył do mnie i razem wyszliśmy przed kamienicę zamieszkaną w głównej mierze przez narkomanów i alkoholików, którzy przez pijaństwo wylądowali na bruku. Zarówno starsi, także młodsi. I jeden dzieciak - ja.
Słońce przyświecało i od razu robiło się cieplej nie tylko na sercu. Późnojesienne słońce potrafiło zdziałać cuda jak to letnie. Nawet zdjęłabym kaptur, ale przypomniałam sobie o prawdziwej pajęczynie splątanych włosów i odpuściłam. Niall złapał mnie za rękę, niespodziewanie, z lekką niepewnością, ale nie spojrzał mi w oczy, by zyskać pozwolenie. Schował w swojej kieszeni i uznał, że zdobył nade mną chwilową przewagę. Nie będę się kłócić - jego kieszenie są cieplejsze niż moje. A nawet pełne słońce nie zmieniało końcówki jesieni w upalne lato.
W centrum wypadek i cała armia policjantów. Przeważnie dopisywały im humory i na takich jak my nie zwracali uwagi. Ale bywały też dni, gdy osa gryzła ich w nos i wtedy doszukiwali się dziury w idealnych całościach. Zatrzymywali nastoletnich narkomanów (umówmy się, byliśmy rozpoznawani już z daleka) i zawozili na komisariat, gdzie dochodziło do pobrania krwi i telefonu do rodziców. Później odwyk, rzadziej więzienie i zmarnowane życie wbrew woli dążyło do ustatkowania. Żeby jeszcze chcieć pomocy, którą naprawdę łatwo jest otrzymać. 
Droga pozbawiona niebezpieczeństw - policjanci w humorze.
Dworzec Michigan Central Station wyłonił się znad koron drzew. Nigdy nie zwracałam większej uwagi, jaki ogromny kawał budynku rozpościerał się w powietrzu. Teren również zajmował zatrważająco duży. Ale co się dziwić. Kiedy siedziałam na ławce przy jednej ścianie, widziałam wyłącznie zarys postaci po drugiej, a przejście po przekątnej zabierało siły jak po górskiej wędrówce w palącym słońcu. Przeszliśmy przez dziedziniec i zbiegliśmy wąskimi, betonowymi schodami wprost w tylne wyjście. Niewielu o nim wiedziało. Justin należał do tych nielicznych, to on zapoznał z nim mnie i Nialla. Czasem zdawało mi się, jakby odkrył na tym dworcu każdy zakamarek i dostał się za drzwi, które podobnież od lat pozostawały zamknięte i zapieczętowane.
-Co słychać u naszych zakochanych gołąbeczków? - Mogłabym nie rozpoznać głosu i nie widzieć rozmówcy. Sam nieudolny dobór słów zdradzał Zayna. 
-Nie wiem, o kim mówisz - rzuciłam krótko i konkretnie. - Nie widzę tu żadnych zakochanych gołębi. Poza tym gołębie kojarzą mi się tylko z obsranym parapetem, więc jeśli chcesz być śmiesznie romantyczny, wysil się na coś porządniejszego.
Minęło już kilka miesięcy, odkąd pierwszy raz weszłam na dworzec i przyznam szczerze, nigdy nie przywykłam do Zayna, a on do mnie. Ludzi trzeba akceptować i szanować, ale polubić niektórych się po prostu nie da. Oboje z Zaynem zdążyliśmy się o tym przekonać.
-Ugryzło cię coś, czy zawsze jesteś tak wstrętnie drażliwa? - Celowo rozstawił nogi, by zająć większą część ławki, ale na mnie nie ma bata. Wcisnęłam się pomiędzy Zayna a Harry'ego, obaj siedzieli na ławce.
-A ty jesteś złośliwy z natury, czy nikt cię dawno nie przeleciał? - odpyskowałam. Zayn działał mi na nerwy bardziej niż Justin, któremu zdażało się mieć pretensje o wszystko. Ale nawiązując do Justina, zawsze był inny, zawsze na uboczu. Różnił się, czuł więcej i przede wszystkim nie miał w sobie nawet zalążka charakteru Zayna. Gdyby miał, mogłabym co najwyżej pokochać go nienawiścią, nie miłością.
-Mógłbym spytać o to samo - odegrał się.
-A ja mógłbym kopnąć was oboje w te chude tyłki - zainterweniował Liam. - Dzień bez waszej kłótni byłby dniem straconym, co?
-Nie będzie takiego - odparliśmy równocześnie. - Chyba że jedno z nas szybciej zejdzie.
Wtedy Niall zatrzymał spojrzenie na czyś w oddali, wydawał się skupiony i przygnębiony, ale nie na tyle, by zareagować jakkolwiek. Tylko stał i patrzył, a gdy tak patrzył, powieka mu nie drgnęła. Więc i ja pchnęłam Zayna, zasłaniał mi bowiem pole widzenia, i wychyliłam się ku wyjściu. Powłócząc nogami, Justin snuł się przez środek. Szedł ciężko, jakby z trudem, ale wciąż wytrwale, bo minął jedną ławkę, minął drugą i bez wątpienia zmierzał ku nam. No dobrze, ku naszej ławce, nie nam. On ludzi ma w dupie.
Dopiero gdy dzieliło nas kilkanaście kroków, spostrzegłam, że nie wyglądał jak co dzień. Poruszał się ospale i jakby z trudem. Utykał na prawą nogę, trzymał się za bark i co chwila ocierał krew z nosa i wargi. Nade wszystko oko miał podbite i napuchnięte i zamiast czystej barwy skóry, naszło lekko fioletem. Nie wyglądał dobrze. Zmartwiłam się wewnątrz, z zewnątrz byłam równie obojętna. Skrzywdził mnie, więc nie musi wiedzieć, że boli mnie jego krzywda. A bolała chyba bardziej niż własna.
-Co ci się stało? - spytałam obojętnie, gdy doszedł do filaru i oparł się o niego. Ale zaraz szybko odskoczył, jakby przypomniał sobie coś, co napełniło go niesmakiem do głupiego, niczemu niewinnego filaru.
-Nie udawaj, że cię to obchodzi, okay? - rzucił nieprzyjemnie. 
Wzdrygnęłam się. Chciałam być tylko miła. Niektórzy nie potrafią tego docenić.
-Nie musisz od razu na mnie warczeć, tylko się odezwałam.
A prawda była taka, że najzwyczajniej w świecie zrobiło mi się przykro. Nawet ja mam uczucia, które Justin zawodowo rozszarpuje.
-Nie potrzebuję twojej sztucznej troski - mruknął, osunął się na ziemię i ponownie przetarł zakrwawioną twarz ubrudzonym krwią rękawem. W efekcie końcowym na niewiele się to zdało. Tylko dodatkowo ją rozmazał.
-Czegoś tu, kurwa, nie rozumiem - warknęłam. Teraz przegiął. - Ty jesteś na mnie wściekły? A nie powinno być przypadkiem na odwrót? Przypomnę ci, że to to ty...
-Że to ja pieprzyłem się z twoją siostrą. Kurwa, wiem, bo przypomniałaś mi o tym już przynajmniej sto razy. 
Wykonałam szybki rachunek w myślach i tak, to brzmiało prawdopodobnie. Mogłam przypomnieć Justinowi o zdradzie już koło setki razów. 
-Więc nie rozumiem, o co się wściekasz. Chciałam tylko spytać, kto cię tak urządził.
-A ja odparłem, żebyś nie udawała, że cię to interesuje. Przecież oboje dobrze wiemy, że masz w dupie moje samopoczucie.
Zacisnęłam zęby. On jak nikt potrafił wyprowadzić mnie z równowagi.
-Wiesz co? Masz rację. Mam w dupie to, co się z tobą dzieje.
Rzecz jasna, nie miałam. Co więcej, chciałam ukucnąć obok niego i otrzeć tę krew własnym rękawem. 
Jeszcze raz pchnęłam Zayna, który teraz akurat nie zawinił, i wstałam. Klienta znajdę równie dobrze na zewnątrz, a posiniaczona twarz Justina niezdrowo podnosiła mi ciśnienie. Wspięłam się po schodach, tym razem przy głównym wejściu. Minęłam dwie znajome twarze i nikomu nie odpowiedziałam na krótkie przywitanie. Wiedziałam też, że nikt nie będzie miał do mnie pretensji. Nastrój narkomana zmienia się częściej niż kobietom w ciąży. 
-Natasza, zaczekaj. - Oddałabym cząstkę życia, by usłyszeć głos Justina. Niestety, to Niall wspiął się po schodach zaraz po mnie i przyspieszył, by dogonić i złapać mnie za nadgarstek.
-Przepraszam cię, Niall, ale nie mam nastroju. Ktoś mi go przed chwilą rozpieprzył.
-Słyszałem - mruknął smętnie. - Justin chyba sobie nie radzi.
-Nie radzi z czym?
-Z życiem - westchnął. Przez głos blondyna przebiła się maleńka i słabiutka troska o dawnego przyjaciela, ale jednak była.
-I może to moja wina?
Nie odpowiedział. Bo po części miałam w tym swój udział. Wina sprowokowana winą Justina. Gdyby nie ja, nie popełniłby błędu. Gdyby nie on, ja sama również bym do niego nie dopuściła. To niedorzeczne. Potrafiliśmy pokochać się, będąc ogniem i wodą, które nie mają szansy na współistnienie.
-To milczenie chyba znów uratowało nas przed kłótnią - zaśmiałam się sucho, pocierając ramię. Zdążyło zmarznąć.
-Może powinniśmy milczeć częściej? - Zbliżył się. Stał już na tyle blisko, że aby czuć się komfortowo, musiałam wykonać kroczek w tył. Plecy spotkały się ze ścianą, a ciało zadrżało. W powietrzu wisiał kolejny pocałunek. Taki z własnej, nieprzymuszonej woli.
-Może i powinniśmy - zgodziłam się. 
Następna chwila należała do nas. Przyciągnęłam go za kark i pocałowałam delikatnie, ciepło i po raz pierwszy poczułam coś więcej w dole żołądka. Ale szybko uświadomiłam sobie, że to nie przysłowiowe motylki, tylko głód. Gładził mnie po głowie i całował. Oddawałam muśnięcia, bo w tej chwili nie miałam żadnych innych perspektyw. Jakaś odmiana w tym szarym, nerwowym dniu.
Naraz na podziemnych schodach pojawił się Justin. Chciał przejść szybko i niepostrzeżenie, ale gdy spostrzegł nasz pocałunek, zatrzymał się na ostatnim stopniu. Pustka w jego oczach była chyba jeszcze większa niż w moich, a to niezwykle rzadko spotykane zjawisko. Do tej pory sądziłam, że jestem najbardziej bezuczuciową ćpunką na dworcu. Justin w jednej sekundzie pobił mój rekord.
-Nie przeszkadzajcie sobie - warknął. Chciał przekląć, ale powstrzymał się.
Wyskakując z wnęki w ścianie, potrącił ramię Nialla. No dobrze, jednak miał uczucia i wszystkie przerodziły się teraz w złość. Odszedł, nie odwracając się przez ramię. Biłam się z myślami, czy to dobrze, że zobaczył mnie z Niallem, czy może niekoniecznie. I szybko doszłam do wniosku, że chociaż nie powinnam, poczułam się jak zdrajczyni. I było mi z tym nad wyraz dobrze. Może poczuł to co ja. Może zrozumiał, bo do tej pory jakby niewiele do niego docierało.
-Chodźmy stąd, Natasza. - Niall pociągnął mnie za rękę. - Przyjdziemy wieczorem.
I wróciliśmy do pustostanu na obrzeżach. Nic po nas na dworcu, a na działkę zdążymy jeszcze zarobić. Może to przez nerwy, może przez bliższe stosunki z Niallem, wcale nie czułam większego narkotykowego głodu. Trochę było mi niedobrze (przywykłam), trochę kręciło się w głowie (do tego też przywykłam). Ale fizycznie było ze mną całkiem w porządku. Psychika pozostawała w znacznie gorszym stanie. Jak po silnym huraganie, trzęsieniu ziemi i wybuchu wulkanu. I wszystko w przeciągu kilku tygodni. Gdyby serce nie zionęło tak wielką pustką, te następujące po sobie katastrofy pozostawiłyby znacznie większe zniszczenia. A że i tak nie miały czego niszczyć...
Dotarliśmy na właściwą ulicę, skręciliśmy w otwarte drzwi kamienicy. Niezaprzeczalnie było wewnątrz cieplej. Zrzuciłam z głowy kaptur, gdy Niall kopnął drewnianą dyktę w trzecim z kolei pomieszczeniu po prawej. Widziałam, jak nerwowo przetarł twarz i zastanowiło mnie, o czym pomyślał.  Niall też był całkiem tajemniczy. Oczywiście nie mógł się równać z Justinem, ale nie czytałam z niego jak z otwartej księgi. Dlatego tak zdziwiło mnie, gdy dał upust emocjom i popchnął mnie na ścianę, zanim zdążyłam usiąść na materacu, na którym bezczynnie spędziłabym kolejne godziny.
-Niall, co...
Ale nie dał mi do kończyć. Pokręcił spokojnie głową. Uznałam to za jasny przekaz - milczenie ponad słowa.
Dotknął mnie ciepłą dłonią, a i tak przebiegł mnie wstrząsający dreszcz. Obchodził się ze mną jak z jajkiem, któremu w każdej chwili może pęknąć skorupka. Nie byłam tak krucha, ale nie miałam nic przeciwko jego delikatności. Było mi przyjemnie, jego pocałunki również nie pozostawiały wiele do życzenia. Raz przygryzłam nawet jego wargę, by poczuć słodycz parę sekund dłużej. Choć ściana za plecami była chłodna, on mnie rozgrzewał. Musnął moją szyję, płatek ucha i szczękę. We wszystkim zachowywał jednak minimalny dystans, bo nie powiedziałam jeszcze stanowczego tak. Dopiero zamierzałam powiedzieć.
-Chcę się z tobą kochać, Natasza - szepnął ciężko, jakby był zmęczony. Ale nie był, tylko trudno było mu mówić, gdy nie pozwolił sobie na przerwanie pocałunków za moim uchem.
-Nie zauważyłam, wiesz? - zachichotałam, obejmując jego twarz. Był spragniony, może mnie, może mojego ciała (w co wątpię), a może zwyczajnej bliskości. Zdradzały to jego błękitne oczy.
-Zawsze odpowiadasz z ironią, co? - zażartował jak ja przed momentem. 
Uniósł moją bluzę, ale zanim zupełnie ją zdjął, upewnił się, że nie mam nic przeciwko. Nie miałam.
-Zdarza się - wzruszyłam ramionami - ostatnio nawet często.
-Średnio dwa razy w jednym zdaniu - wtrącił i otrzymał za to kuksańca w lewy bok.
-Bądź już cicho, Niall. Kompromitujesz się, mówiąc tę szczerą i czystą prawdę. Owszem, zamieniłam smutek na sarkazm i ironię i dobrze mi z tym.
Odepchnęłam się od ściany podeszwą prawego buta. Niall chwycił moje biodra i obrócił plecami do materaca, więc po kilku krokach w tył mogłam opaść na niego (i syknąć pod nosem, bo przy takich upadkach najbardziej cierpiała jedna z wystających łopatek). Podciągnął bluzkę, pozbył się jej tak sprawnie, że nim zdążyłam po mrugnięciu otworzyć oczy, ona zwisała już ze stołka w rogu. Po tylu transakcjach sprzedaży własnego ciała, skrępowania już nie czułam. Przed kim? Przed Niallem, któremu ufałam i który w ciągu paru tygodni stał się mi w znacznej części tak bliski jak Justin? To byłoby niedorzeczne. Nie wstydziłam się tych wystających kości i resztek biustu, jakie mi pozostały. I tak wszystko miałam gdzieś. I to, co się ze mną stanie, i to, co się stanie z innymi. 
-Jeśli nie masz gumek, lepiej przestań - przypomniałam w porę. Jednej zasady mogłam przestrzegać, kiedy wszystkie inne lekceważyłam.
-Coś mi jeszcze zostało. - Konkretnie pod rogiem materaca, bo tam sięgnął ręką. Jedna ostatnia w opakowaniu. - Może nie zapomniałem, jak się ją zakłada.
Rozbił wargi na moich. Przyciągnęłam go za kark, by położył się ostrożnie pomiędzy moimi rozchylonymi nogami. Jeszcze chwilę wymienialiśmy się śliną (tak, mój romantyzm też ostatnio zaginął), a potem Niall zdjął bluzę razem z koszulką przy jednym ruchu i dotknął chłodnym podbrzuszem mojego brzucha, który rozgrzał się pod naciskiem jego ciała. Całował dobrze. Po prostu dobrze. Nie mogłam mówić o żadnych fajerwerkach czy motylach w brzuchu, o płomieniu na ustach, o zawrotach głowy. Było dobrze. I tylko dobrze. Nic poza tym. Żadnego większego napięcia.
-Zawsze byłaś taką kruchą drobinką? - spytał, a jego oddech odbił się od mojego mostka. Schodził coraz niżej, zahaczając wargami o wierzch piersi (albo o ich brak).
-Nie jestem krucha - zaprzeczyłam.
-Wcale - zironizował. - Tylko gdyby mocniej zawiał wiatr, złamałby cię w pół.
-A tak na poważnie, zawsze byłam szczupła, ale ostatnie miesiące nie pozwoliły mi na zbędne kilogramy. I odpowiadając na to, o co naprawdę chciałeś zapytać, kiedyś cycki miałam większe. Nie duże, ale większe.
-Przestań. - Przewrócił oczyma. - Nie o to mi chodziło.
Wróciliśmy do pocałunku. Słowa były zbędne. Ustaliliśmy już wszystko, co powinno zostać ustalone. Seks, gumki i milczenie. Mi pasuje, Niallowi najwyraźniej też, bo nie próbował już o nic pytać. Tylko całował i całował, raz wargi, zaraz po tym czubek nosa, policzki i szczękę. Bawił się mną, dokładnie poznawał, bo do tej pory byłam dla niego obca. Poznawał ciało i smak ust. Poznawał dłońmi i wargami, a gdzie nie pasowało ani jedno, ani drugie, zahaczał smukłe palce. Tak jak na przykład za gumkę w dresach. Odchylił ją i wzrokiem poprosił, bym podniosła pośladki. Zsunął je do kostek, a później sama ściągnęłam stopami i kopnęłam pod stołek. Równie szybko sam pozostał w bokserkach. Nie patrzyłam mu w oczy, bo w moim spojrzeniu nie było szczerości. Nie wiem, czy było w nich cokolwiek poza pustką. Przecież od dawna nie dostały powodu, by zalśnić iskrami.
Rozebrał mnie do końca sprawniej, niż radził sobie z koszulką i dresami. I siebie również obdarł z ubrań. Nie patrzył na mnie, gdy odważyłam się zerknąć. Wzrok miał równie pusty. Ależ się dobraliśmy. Jeszcze moment dla prezerwatywy, a później osunął się powoli i złączył nasze palce u jednej dłoni. I dopiero, gdy umiejscowił się pomiędzy moimi nogami i od dokładnego poczucia go w sobie dzieliło mnie raptem kilka sekund, zrozumiałam, że cała ta szopka jest mi równie obojętna co każdy stosunek na dworcu. Z tym tylko wyjątkiem, że Niall był o niebo przystojniejszy.
Wszedł we mnie normalnie, ani szybko i gwałtownie, ani wolno i delikatnie. Bólu nie poczułam, jakiejś większej przyjemności też nie. Jak w przypadku pocałunku, było dobrze. Po prostu dobrze i nic poza tym. Pewnie dawno tego nie robił, ale o niczym nie zapomniał. Poruszał się równomiernie i nawet zaczęło mi się to podobać po tych kilkunastu pierwszych pchnięciach. Ale chyba największą korzyść czerpałam dzięki jego bliskości. Mogłam, bądź co bądź, przytulić się do niego i trwać w takim rzadziej spotykanym uścisku przez długie minuty. Głowa pozbawiona myśli i ciało odbierające delikatną przyjemność. Patrząc na ogół sytuacji, podjęłam słuszną decyzję.
Ocierał się o moje ciało i pomimo nie za wysokiej temperatury, było ciepło. Momentami nawet bardzo ciepło, bo nie mogłam zaprzeczyć, że im bardziej zbliżaliśmy się do punktu kulminacyjnego, tym bardziej roztrzęsiona byłam. Odwołuję to, co mówiłam na początku. Niall znał się na rzeczy, tylko to ja od pierwszych chwil byłam nastawiona negatywnie. A kiedy zaczęłam dopuszczać pozytywy, przyjemność rosła. Nie broniłam się przed nią dłużej. 
Zmierzwiłam jego włosy. Były gęste i całkiem miękkie. Coraz bliżej, coraz lepiej i coraz to nowe doznania. Aż doszłam i przytuliłam policzek do jego szyi. Nie jęknęłam głośno, zawsze wydawało mi się to sztuczne. Moje ciało jedynie cicho dało mu do zrozumienia, że było mi dobrze, i że odwalił kawał dobrej roboty. Podziękować mogłam mu buziakiem w płatek ucha. Niall zadrżał w przyjemności. Uśmiechnął się. Poczułam grymas jego ust rozciągający się na mojej szyi. Seks to dużo, ale szczery uścisk jeszcze więcej, a skoro potrafił przytulać mnie z oddaniem, seks nie był czymś wykraczającym poza normę.
-Kocham cię, Nataszka - szepnął ciężko. Spojrzał mi w oczy, ale szybko przyciągnęłam go do kolejnego uścisku.
-Ja ciebie też - odparłam cicho. Odpowiedziałam słowami, które chciał usłyszeć.
Ale to nie była prawda.








~*~



O Boże, ten rozdział to takie pieprzenie o wszystkim i o niczym, że jak doszło do momentu, w którym musiałam go przeczytać, aż mi się słabo zrobiło. Ogólnie już kończymy tę całą dramę. I bądź co bądź, będziemy też pomału kończyć opowiadanie, bo już chyba wszyscy nie mamy na nie siły :')

Polecam!

15 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział jak zawsze <33 Moim zdaniem Natasha źle zrobiła odpowiadając Niallowi na to "Kocham Cię", on będzie bardzo cierpiał potem :/ :)

    OdpowiedzUsuń
  2. po co to mowila?! teraz bd zraniony :( ona musi z ajustinem sie ogarnac!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czemu ona mu powiedziała "Ja ciebie też" skoro i tak nic nie czuje , jest pustą lalą zapatrzona w siebie , nie mysli o uczuciach innych, co powiedziała mu to bo co on chciał to ułyszeć..... No musze się z Toba zgodzić jakoś ostatnio to opowiadanie mnie męczy , sama nie wiem czemu , ale ciężko mi ise je czyta

    OdpowiedzUsuń
  4. Smutny ten rozdzial, szkoda mi nialla bo naprawde sie zakochal a ona nic poza przyjaznia do niego nie czuje..po prostu dobrze jej z nim ale to niea zwiazku z miloscia... Mam nadzieje ze wroci do justina i beda razem ,,szczesliwi " jesli tak mozna nazwać bezdomnych narkomanow puszczajacych sie za dragi a jedynym ich malutkim szczesciem i cieplem w zyciu moze byc wlasnie milosc, o ktora musza sie razem starać bo inaczej wygasnie i beda sie zachowywac gorzej niz stare malzenstwo ktore ma siebie w glebokim powazaniu i jest ze soba z przyzwyczajenie...oby poszlo dobrze! Do nasteonego!:**** cudowny rozdzial ale bardzo smutny, natomiast swoetbie napisany!:**

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja pierdole ale mnie Natasza wkurwia XD Dziwne ale no! Działa mi na nerwy! Stała się taka zimna i taka jakaś inna... A Justin? Jedna wielka niewiadoma! Chce koniec dramy! JUZ

    Buzi

    OdpowiedzUsuń
  6. nikt nie ma na nie siły? nie rob mi tego, kocham twoje opowiadania i mogłabym je czytac godzinami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja tak samo:( to nie powinien byc koniec, powinni zyc godnie nie na ulicy i kochac sie:(

      Usuń
  7. Pierwszy raz płaczę przed końcem. Boję się ostatniego rozdziału na tym blogu. Naprawdę cholernie boję się zakończenia tej opowieści.

    OdpowiedzUsuń
  8. szkoda ze robi mu nadzieje skoro go nie kocha, tylko gra mu na uczuciach, czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  9. blagam nie koncz, te opowiadanie to najlepsze co moze byc😒

    OdpowiedzUsuń
  10. Dlaczego chcesz konczyc? Jest świetne, rozdzial tez jest ciekawy i nie sadze zeby ktos mial tego dosyc ja na pewno nie.
    To twoje opowiadania i decyzja ale blagam nie koncz. Dla mnie jest to najlepsze i ciaga mnie to i jest czyms niesanowitym i zadna przeczytana przezemnie ksiazka nie moze sie rownac z twoimi opowiadaniami.������������

    OdpowiedzUsuń
  11. To opowiadanie wzbudza we mnie tak wielkie uczucia, czytając to tak bardzo się wczuwam że czuję się tak jakby to działo się w prawdziwym życiu a nie w fanfiction. Jest mi cholernie przykro patrząc na Justina i Natashę którzy przecież tak bardzo potrzebują swojej wzajemnej miłości a jedynie się ranią i dogłębniej wyniszczają...Błagam cię pogódź ich, niech podczas kolejnej kłótni rzucą się na siebie ze łzami w oczach uświadamiając sobie ze tak samo jak się nienawidzą tak samo mocno się kochają, niech przestaną oszukiwać samych siebie. Czekam na następny z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń
  12. Wkurza mnie Natasza. Kocha Justina, a okłamuje Nialla, że to jednak go kocha. Nie pochwalam jej zachowania haha Ale mam nadzieję, że niedługo wszystko się wyjaśni i "ustatkuje", a wszystko będzie na swoim miejscu. Chociaż w tym opowiadaniu to jednak niemożliwe
    http://wait-for-you-1dff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń