WAŻNA NOTATKA POD ROZDZIAŁEM
Justin
Przez resztę nocy przewracałem się z boku na bok na materacu pod dachem rudery przy 18th Street. A to róg wbijał się w biodro, a to dłoń bezwładnie lądowała w kałuży deszczówki naniesionej przez mokre buty i skraplającą się wodę z sufitu. Nie zasnąłem nawet na parę minut i przez to bladym świtem, gdy na zachmurzonym niebie przebijały się pierwsze słoneczne promienie, byłem wykończony. Oczy mi się kleiły, lecz gdy próbowałem je zamknąć, sen nie nadchodził. Tylko coraz większe zmęczenie.
Nad ranem Vanessa leżąca obok mruknęła pod nosem coś niezrozumiałego. Wypuściła świszczący oddech i położyła się na boku. Jej policzek przytulił się do mojego torsu. Czułem ciepło jej ciała, czułem równomierny oddech. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała w regularnych odstępach. Bliskość Vanessy była przyjemna, ale, do cholery, niewłaściwa. Powinienem walczyć o Nataszę jak rycerz na białym koniu w srebrnej zbroi. Możecie nie wierzyć, ale naprawdę ją kochałem. Nie jak zakochany młody człowiek kocha swoją dziewczynę, ale jak narkoman kocha narkomankę. To zupełnie co innego.
Obudziła się po kolejnych minutach, gdy przeczesałem palcami jej włosy. Były miękkie i zdrowe, a ponad to kryło się w nich ciepło. Zamrugała nieprzytomnie, wyglądała znacznie bardziej niewinnie niż wczorajszej nocy, kiedy dochodziła z rozchylonymi ustami i zamglonym spojrzeniem. Oszukała mnie. Powiedziała, że nie jest dziewicą, a tymczasem to ja odebrałem jej cnotę. Widzę tylko jedno wyjaśnienie - Vanessa coś do mnie poczuła. A jeśli rzeczywiście rozpaliłem w niej uczucia, strzelę sobie w łeb z broni, której nigdy nie ujrzę na oczy. To po prostu spektakularnie brzmi. Znacznie lepiej niż podcięcie żył czy skok z dachu. Bo ja do Vanessy nie poczuję niczego silniejszego, a to wiąże się z małą raną pozostawioną na jej sercu. Listopad był miesiącem nowego talentu - krzywdzenie istot najbardziej kruchych.
Vanessa musnęła krótko moje usta. Poczułem się wyjątkowo, ale gdyby przedłużyła pocałunek, nie odwzajemniłbym go. Każdy jej dotyk przypominał mi Nataszę, bo to za nią tak naprawdę tęskniłem. Vanessa była pewnego rodzaju tabletką przeciwbólową - nie zwalczała przyczyn bólu, tylko uśmierzała go na parę dni. A potem znów zacznie boleć. I znów poleją się łzy. I znów kogoś zranię. I znów ja zostanę zraniony. Błędne koło bez drzwi wyjściowych.
-Co się dzieje? - spytała cicho, gdy nie pałałem entuzjazmem po jej krótkim pocałunku.
-Przepraszam, Van, ja nie mogę. - Usiadłem prosto na materacu i przeczesałem zmęczone leżeniem włosy. Każdy odstawał w inną stronę świata. Nie rozumiałem więc, dlaczego włosy Vanessy wyglądały jak po wyjściu od fryzjera.
-Jesteś taki przystojny. - Poprawiła moją grzywkę. Zdecydowanie znała się na tym lepiej niż ja. Działałem następująco: gdy poszczególne kosmyki zaczynały wchodzić do oczu lub drażnić, po prostu je ucinałem. I swoją drogą nie wyglądałem, jakbym wyszedł spod kosiarki. Może to fryzjerski talent, o którym nie miałem okazji przekonać się wcześniej?
-Van, proszę cię, przestań. - Wziąłem jej dłoń w swoją i pocałowałem. Nie chciałem jej odtrącać. Po prostu musiałem.
-Żałujesz tego, co się między nami wydarzyło? - spytała smutno, chyba szczerze, sam już nie wiem.
-Nie żałuję samego seksu. Żałuję, że zdradziłem Nataszę.
-Czego możesz żałować? - Powoli traciła cierpliwość. Ilekroć wzdychałem ciężko, ona zaciskała zęby, poirytowana. - Przecież gdybyś ją kochał, nie zrobiłbyś tego.
-Co ty możesz wiedzieć? - rzuciłem bez namysłu. Pozwoliłem, by cisza na moment zawisła w powietrzu. Podjąłem wątek po paru sekundach przerwy. - To, że ją zdradziłem, nie oznacza, że jej nie kocham. Mało facetów zdradza swoje kobiety, dziewczyny, kochając je do szaleństwa? Mało później żałuje i stara się zrobić wszystko, by je odzyskać?
-Więc dlaczego zdradzają? - Wyrzuciła dłonie w powietrze. Próbowałem zgłębić i otworzyć przed nią umysł, ale najwidoczniej nie rozumiała tego, co dla mnie było jasnym.
-Bo brakuje im ciepła, czułości? Nie tylko dziewczyny czują i chcą być kochane, uwierz mi. Po prostu faceci okazują to inaczej. Co byś zrobiła, gdyby twój chłopak zaczął cię odtrącać, tak nagle, bez żadnego konkretnego powodu? Co byś zrobiła, odpowiedz - ponagliłem.
-Pewnie poszłabym do niego, krzyczała, płakała i wymogła na nim odrobinę uczucia.
-Właśnie w tym rzecz. - Klasnąłem w dłonie, bo Vanessa zaprowadziła wątek rozmowy w miejsce, w którym powinien się znaleźć od początku. - A wyobrażasz sobie, żeby tak samo zachował się facet? Żeby przyszedł do ciebie, rozpłakał się, krzyczał i prosił o odrobinę czułości?
Vanessa otworzyła usta, ale zamknęła je równie szybko. Patrzyła mi w oczy przez parę sekund, aż w końcu dała za wygraną.
-No nie - stwierdziła cicho. - Nazwałabym go ciotą i nieudacznikiem.
-Właśnie - zaśmiałem się krótko. - A kiedy facetowi też brakuje uczuć? Kiedy potrzebuje rozmowy, ciepła drugiej osoby? Nie zaleje się łzami, bo zostanie wyśmiany. Nie przyzna się do słabości, dopóki nie zrozumie tego jego dziewczyna. Gdyby pomimo krzyków i łez twój chłopak nadal traktował cię jak powietrze, co byś zrobiła? Jak byś się zachowała?
Spojrzała na mnie nieufnie. Prawdopodobnie pierwszy raz rozmawiała z kimś tak na poważnie, bez ukrywania jakichkolwiek słabości. Wczułem się w tę kilkuminutową rolę psychologa.
-Byłoby mi przykro. - Wykonałem kilka kółek w powietrzu nadgarstkiem, by zachęcić ją do dalszego mówienia. I mi ulży, i jej również. - Pewnie byłabym załamana. Po co mi chłopak, który nie okazuje mi uczuć?
-I co byś zrobiła w ostateczności?
-No rzuciłabym go. Związek polega na okazywaniu uczuć. Znasz to powiedzenie? Zaopiekuj się swoją dziewczyną, zanim ktoś zrobi to za ciebie.
-Znam doskonale - potwierdziłem. - A jak sądzisz, mogłoby brzmieć odwrotnie? Zaopiekuj się swoim chłopakiem, zanim inna zrobi to za ciebie?
Vanessa westchnęła głośno. Zrozumiała zawiłe metafory nieuchronnie prowadzące do jednego - do sedna, do zdrady.
-Oczywiście, że mogłoby.
-Bo widzisz, Vanessa. Dziewczyny potrafią wszystko wykrzyczeć i kiedy to nie przyniesie skutku, zrywają. A facet nie powie ci tego wprost. Będzie czekał, aż sama zrozumiesz, że coś jest nie tak; jest zbyt dumny, żeby powiedzieć o wszystkim otwarcie. Dlatego szuka pocieszenia u innej i dopiero wtedy dociera do niego, że zrobiłby wszystko, by walczyć o tę miłość, pozwoliłby sobie nawet na łzy, jednak wtedy zazwyczaj jest już za późno.
-To znaczy, że...
-Przepraszam, Van - wszedłem jej w słowo.
-Wykorzystałeś mnie - zauważyła słusznie.
Złapałem jej rękaw, bo już podnosiła się z posadzki i prostowała smukłe nogi. To nic nie dało. Szarpnęła ręką. Byłem bezsilny.
-Naprawdę nie chciałem, żebyś tak to odebrała. Przez chwilę naprawdę poczułem się świetnie, ale to jej potrzebuję. Kiedy kochałem się z tobą, widziałem na twoim miejscu Nataszę. Cholera, ja niemal powiedziałem do ciebie Natasza. Po prostu mi jej brakuje. Zachowywała się tak, jakby mnie w ogóle nie zauważała, albo jakbym był dla niej najbardziej obojętnym człowiekiem, jakiego spotkała. A na początku było między nami naprawdę pięknie. Cały czas mam wrażenie, że ona zwyczajnie przestała mnie kochać. To była chwila słabości. Przepraszam, że cię w to wciągnąłem Vanessa, ale tak, żałuję.
Takie były fakty. Dochodząc przy Vanessie, w myślach dochodziłem obok Nataszy i nie ułatwiały mi pozbycia się niedorzecznych wizji niemal takie same oczy, które obie kryły za kurtyną rzęs. I faktem była również potrzeba czułości. Natasza nie pozwalała się nawet przytulić. Jakby dorwał ją wielotygodniowy okres. Cokolwiek powiedziałem, było źle. A kiedy milczałem, było jeszcze gorzej. Przez parę dni byłem niemal pewien, że jest w ciąży, przysięgam. Jednak nie była, a jej wrogie nastawienie wzrastało na sile. Stąd pytanie - to ja zrobiłem coś nie tak, czy prowokowało ją samo moje istnienie?
-Teraz to ja zaczynam żałować, że zgodziłam się na to wszystko - Vanessa wymamrotała pod nosem. Miała nadzieję, że tego nie usłyszę. Jej niedoczekanie.
-Nie zgodziła na co?
-Nie ważne, to nie ma znaczenia - sprostowała pospiesznie, a w jej głosie drżało zdenerwowanie. Takie, z jakim mamy do czynienia, gdy chcemy ukryć coś przed drugą osobą. Posłała mi też uśmiech. Uwierzyłem w niego i już po chwili, powtarzając pod nosem ciche "przepraszam", wyszedłem z baraku, później minąłem przerdzewiały płot i rozpocząłem wędrówkę po krętych chodnikach wśród chłodu porannego powietrza, smrodu samochodowych spalin i odoru gnijących liści.
-Zachciało ci się skoków w bok - mamrotałem pod nosem, mijając rząd opuszczonych samochodów obsypanych liśćmi tak, że przez żółć i czerwień niemal nie przebijała się warstwa lakieru. - Więc teraz masz za swoje, pierdolony kretynie.
Ale ta naprawdę cały ciężar zrzuciłem na Vanessę. Ona była - chętna, młoda, piękna i taka do niej podobna. Byłem człowiekiem, który czuje, który potrzebuje, który kocha. A Natasza, zachowując pełen szacunek do jej osoby, ostatnio zachowywała się jak suka. Może gdyby mnie kochała, pamiętałaby o mnie chociaż troszkę. To prawda, czułem się zapomniany i odtrącony. Nie wiem, kiedy ostatnim razem przytuliła mnie z własnej woli. Nie wiem, kiedy choćby musnęła mój policzek. Straciłem rachubę i przestałem liczyć wschody słońca.
Normalna kolej rzeczy ma się następująco: z biegiem czasu miłość pozwala ujrzeć coraz to nowe strony drugiej połówki. Z Nataszą było odwrotnie: przyszła otwarta i zaczęła zamykać się z każdym mijającym dniem, kiedy z kolei ja chciałem się przed nią otworzyć. W efekcie doprowadziliśmy do tego, że oboje byliśmy zamknięci tak silnie, jak zamyka się elektrownie atomowe grożące wybuchem. Wina leżała po obu stronach, ale kto rozpoczął obarczanie się nią? Nienawiść nie rodzi się z miłości, obojętność tym bardziej.
Szedłem na dworzec i nie wiem, na co liczyłem. Nie na zrozumienie czy wsparcie, ale też nie na zbesztanie za zdradę. Po kilkunastu minutach (a przynajmniej tak podejrzewałem) dotarłem pod gmach dworca. Przeszedłem przez tory, które rdza wyżerała chyba tak mocno jak płot przy 18th Street. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć, jak to jest, że pomimo częstych deszczów, pył z szutrowych dróg unosił się jak podczas długotrwałej suszy. Teraz również kilka moich kroków uniosło chmurę kurzu. Machając dłońmi przed twarzą (piaskowy dym był bowiem duszący), wszedłem do budynku. Pomiędzy ścianami z wulgarnymi graffiti prowadziły w podziemia schody betonowe i bardzo wilgotne. I znów, na zewnątrz, zaledwie parę metrów dalej, susza jakiej nie widział sam Bóg, a tu woda spływała po każdym stopniu. Zbiegłem po nich, o ile biegiem można nazwać szybkie, koślawo stawiane kroki. Dworzec żył własnym życiem, czyli obrazowo rzecz biorąc - umierał powoli, w agonii. Ławkę nieopodal oblegał Harry, Zayn i Niall, a na betonie po turecku siedziała Natasza odwrócona do mnie plecami. Cała czwórka trzymała w dłoniach po puszce piwa. Piwa, kurwa, kiedy mi rzadko kiedy starczało na suchą bułkę.
Zayn dostrzegł mnie już na ostatnim stopniu schodów. Machnął ręką na głową, więc ruszyłem w ich kierunku, a żołądek niebezpiecznie zaciskał mi się, gdy zbliżałem się do Nataszy. Przecież nadal ją kocham i to mocniej niż na początku. Ja tylko chciałem poczuć to samo, chciałem poczuć się ważny, chciałem poczuć to przyjemne ciepło. Nie osądzajcie mnie. Jestem tylko człowiekiem. Człowiekiem wyjątkowo wrażliwym i wyjątkowo niefortunnie ukrywającym uczucia.
-Chcesz? - spytał Zayn, unosząc na wysokość obojczyków puszkę piwa. - Twoja dziewczyna chyba napadła na monopolowy.
Więc znów rzecz tyczyła się niespodziewanego wpływu gotówki w kieszeń Nataszy. Może naprawdę zaczęła kraść? Tylko ja ją przed tym powstrzymywałem. Sama nie miała oporów.
Wahałem się, ale po krótkich przemyśleniach wziąłem od Zayna puszką i opadłem na beton nieopodal Nataszy. Spojrzała na mnie przelotnie, poczułem jej wzrok na policzku, ale sam nie odważyłem się na nią spojrzeć. Otworzyłem puszkę, która wydała specyficzny syk. Łudziłem się, że piwo doda mi odwagi przed rozmową. Dlatego też przechyliłem puszkę i wypiłem całe pół litra niemal duszkiem, aż przepełniony gorzkawym smakiem rzuciłem puszkę pod ścianę. Wgniotła się nieznacznie i poturlała w kąt. Teraz byłem lekko zamroczony. I teraz też uzmysłowiłem sobie, że kłamca ze mnie taki, jak z koziej dupy trąba (swoją drogą, nie wiem skąd to porównanie, ale niezaprzeczalnie pasowało do mojej sytuacji).
-Natasza, możemy porozmawiać? - spytałem. Targały mną wyrzuty sumienia. Skręcały żołądek, wątrobę i głos zamierający w gardle.
-Myślę, że możemy. - Podniosła pośladki z betonu, a gdy oddaliliśmy się na parę kroków, dodała - A nawet powinniśmy. - Wychyliła piwo do dna i rzuciła puszkę na nieużywane już tory.
Odeszliśmy na przeciwny kraniec dworca. Gdy była tak blisko, znów czułem, że mamy szansę naprawić wszystko. Ale wtedy spojrzałem na jeden z filarów pośrodku hali i ujrzałem nas, mnie i Vanessę, uprawiających seks. I miałem wrażenie, że gdy Natasza powędrowała za moim wzrokiem, ujrzała to samo. Dlatego też szybko spojrzałem na czubki zniszczonych butów i nie oderwałem go wzroku, dopóki nie usiedliśmy na ławce pod obskurną ścianą. Tu nie mógł nas usłyszeć nikt, prócz włochatych pająków biegających po posadzce i myszy, które przemykały raz na jakiś czas.
-W końcu poszedłeś po rozum do głowy? - spytała, zawijając pięści w rękawach bluzy. Było coraz chłodniej, a ją nie miało co grzać. Sama skóra i kości.
-Natasza, ja... - Nie wiedziałem nawet, jak zacząć. To chyba najtrudniejszy moment w moim życiu. - Muszę ci coś powiedzieć.
Natasza coś podejrzewałam, bo kiedy spojrzałem na nią spod byka, ona zastygła i nawet nie mrugnęła, a minęło przynajmniej pół minuty.
-Więc powiedz. Tylko nie pieprz o wszystkim dookoła. Wiesz, że tego nie znoszę.
Gdybym tak mógł mieć tę chwilę za sobą. To była moja kara. Pokuta do odpracowania. Zawiniłem i najciężej było mi się przyznać do błędu, do mojej osobistej porażki. Seks z Vanessą był chwilą cholernej słabości. Brakowało mi ciepła i uczucia, a Van chciała mi to dać i była najbliżej. Była przy mnie wtedy, kiedy brakowało Nataszy.
-Zdradziłem cię - wydusiłem stłumionym przez wyrzuty sumienia głosem.
Natasza przestała kołysać się na ławce, a jej usta ułożyły się w ironicznym uśmiechu. Tym, którego tak nienawidziłem.
-Znowu całowałeś się z tą szmatą? - parsknęła ironicznie. Zawsze kiedy mówiła w ten sposób, miałem ogromną ochotę zatkać jej usta kawałkiem rękawa.
-Natasza, ja z nią spałem - szepnąłem na tyle cicho, że nie miałem pewności, czy mnie usłyszała. - Uprawiałem seks z Vanessą. Zdradziłem cię.
Zdecydowanie poczułem się lżej. Wyrzuciłem z siebie sekret, który spędzał mi sen z powiek. Ale jednocześnie cisza zalegająca na dworcu na nowo spięła każdy mój mięsień. Nie było słychać nic. Ani głosów kolegów, ani wiatru z parteru, ani kropli spływających po ścianach i uderzających o posadzkę, ani przede wszystkim oddechu Nataszy. To mnie zaniepokoiło. Po upływie kilkunastu sekund w tak grobowej, ponurej ciszy, odważyłem się spojrzeń na Nataszę, lecz nie pewnie i odważnie. Znów spod byka, znów jakby to ona zawiniła.
-Powiedz coś - szepnąłem, spuszczając głowę. Jej oczy były zbyt puste, był mógł patrzeć w nie dłużej. Bolało, ale wiedziałem też, że na ten ból zasłużyłem. Nie był palący. Nikt nie przykładał mi ognia do skóry. Był wyniszczający. Huragan do serca wpuściłem sam i to ja ponosiłem winę za nasze niepowodzenia, choć jeszcze do wczoraj rozkładałem winę pomiędzy nas oboje.
Natasza z głośnym westchnieniem odepchnęła się dłońmi od pierwszej belki w ławce i wstała. Zobaczyłem, jak luźno dresy wiszą na jej ciele. Kiedyś wypełniała je odrobina ciała, teraz niemal nic. Czy sam również tak wyglądałem? Nie patrzyłem w lustro, nie miałem okazji, a może wcale nie byłem lepszy. W prawdzie czułem, że gumka w pasie stawała się coraz luźniejsza, ale usprawiedliwiałem ją częstotliwością noszenia. Każdy materiał rozciąga się z czasem, prawda? Tak jak ludzkie serca. Rozciągają się, by pomieścić więcej uczuć, a po wrzuceniu do pralki, zalaniu, zniszczeniu, wyplenieniu chemicznym proszkiem do prania, kurczą się i czekają na kogoś, kto rozciągnie je na nowo.
-Wiesz, Justin - zaczęła, przechadzając się najpierw kilka kroków ode mnie, później do mnie. Gdy wracała, stawiała stopy prosto i wystawiła w bok ramiona, jakby wyobrażała sobie, że idzie po cienkiej linie nad przepaścią i każdy moment rozkojarzenia może skończyć się upadkiem. - Mam do ciebie ogromnie wiele szacunku, że odważyłeś się powiedzieć mi prawdę prosto w oczy. Podziwiam cię, serio. Większość facetów na twoim miejscu zachowało by się jak ostatnie pizdy - mówiła spokojnie, lecz wtedy, gdy stanęła krok przede mną i w końcu na mnie spojrzała, w jej oczach płonął ogień żądny zemsty. - A to za pieprzenie mojej siostry, skurwielu. - Nim zdążyłem mrugnąć, zaciśnięta pięść Nataszy mignęła mi przed oczyma i uderzyła mnie w nos. Wzięła kolejny zamach, tym razem trafiając w szczękę. Cholera, jak bolało. Ale prócz bólu czułem również, że zasłużyłem. Nie broniłem się więc przed trzecim uderzeniem. Przekręciłem lekko głowę, bo nie uśmiechało mi się wyjść z dworca z powybijanymi zębami. Trafiła nieco powyżej kości policzkowej. Własna dziewczyna (albo i już nie dziewczyna) podbiła mi oko. Zarąbiście.
-Ty pieprzony, cholerny egoisto! - wrzasnęła mi prosto w twarz. Spuściłem głowę, bo poczucie winy było słabsze, gdy nie patrzyłem jej w oczy. Natasza jednak szybko szarpnęła moimi włosami i uniosła mi głowę. - Naprawdę łudziłam się, że jesteś inny, że nie jesteś takim chujem!
Pchnęła mnie mocno na ławkę. Drewniane belki na oparciu boleśnie wbiły się w kręgi nieco ponad łopatkami. Poniewierała mną jak workiem ziemniaków. Brakowało jeszcze tylko, żeby ściągnęła mnie na podłogę i skopała zawodowo. Chyba nawet bym się nie bronił. Na jakąś karę zasłużyłem, a że przyszło mi ją wziąć na szczękę, rozcięty łuk brwiowy i wargę, z których kapała krew oraz na nos, z którego lała się ciurkiem, to już wola Nataszy. Niestety Natasza nie zamierzała na tym poprzestać. Za bardzo wczuła się w rolę zawodowego boksera. Poprawiła uderzenie w nos i, do cholery, teraz naprawdę miałem ochotę zawyć z bólu. Raz w jedno miejsce był w porządku. Drugi raz w to samo to już przegięcie. A na sam koniec chyba celowała pięścią w krocze. Moje krocze. Już zaciskałem zęby, bo byłem zbyt słaby, żeby przechwycić jej pięć. Wtedy podbiegli do nas Zayn i Niall. Oboje złapali za ramiona rozwścieczoną, rzucającą się Nataszę i nawet oni, we dwójkę, mieli problem z ujarzmieniem jej. Walczyła zacięcie, szarpała się, wyrywała. W końcu spasowała. Omiotła mnie pełnym obrzydzenia spojrzeniem i warknęła przez łzy:
-Z nami koniec, skurwysynu.
Zrobiła pół obrotu na pięcie, narzuciła na głowę kaptur i ściągnęła go dwoma sznurkami po bokach. Puściła się biegiem do wyjścia, pewnie po to, by nikt nie ujrzał jej łez. Nienawidziła płakać przy kimś. Dla niej to oznaka słabości, dla mnie walki, bo płakałem zbyt często, bym mógł być nazywany przez to słabym. A Niall, który nawet nie obdarzył mnie spojrzeniem, pobiegł za nią. Przez zamglony wzrok i stróżkę krwi spływającą z brwi na powiekę ujrzałem, jak chwyta ją za ramię przy schodach po drugiej stronie dworca, a potem razem znikają za murem.
-Ty, żyjesz? - Zayn trącił moje ramię. Idealne wyczucie delikatności. Zasyczałem jak waż, któremu ktoś nadepnął na ogon.
-Jak widać - mruknąłem z niechęcią. Oddałbym wszystko co mam (czyli w zasadzie nic, bo straciłem nawet dziewczynę, którą sądziłem, że nie ma możliwości stracić) za jeden dzień tylko dla siebie. Nikt nie odzywałby się do mnie, nikt by nie przeszkadzał, święty spokój i cisza.
-Nie sądzisz, że mała zamiast się puszczać, mogłaby brać udział w płatnych ustawkach? - zaproponował, siadając na ławce po mojej lewej. Nie spytał, jak się czuję, choć moja twarz zalana była krwią, która powoli zaczęła zasychać.
-Wybacz, ale ta "mała" już nie jest moją małą - wydusiłem przez łzy, które jednak mieszały się razem z krwią i nie były widoczne.
Na uginających się kolanach wyszedłem z dworca tylnym wyjściem, za kurtyną gęsto postawionych filarów. Upadłem na kolana na wysuszoną trawę porastającą tyły ogromnego budynku. Kilka kamieni boleśnie wbiło mi się w kolana, a upadku nie zamortyzowały dresy. I nadszedł ten dzień, w którym straciłem wszystko, co trzymało mnie przy ziemi. Teraz nie pozostało już nic. Żadna cieniutka nitka łącząca moje serce z sercem Nataszy. Żadna mgiełka trzymająca mnie przy życiu.
~*~
Miałam tu napisać długą notkę, ale jej sobie i Wam oszczędzę. Napiszę tylko to, co najważniejsze.
W komentarzach poprzednim rozdziałem (których było wyjątkowo dużo i za to dziękuję) rozpętało się niemałe wzburzenie. Zacznę więc może w punktach:
1) W większości moich ff były zdrady, ale przeważnie to dziewczyna zdradzała i wtedy nie było problemu, a teraz Justin wykonał skok w bok i od razu drama. Spokojnie, to tylko jeden rozdział :)
2)Drugi punkt dotyczy charakteru Justina i Vanessy. Co do Justina, mam nadzieję, że opisał swoje emocje w tym rozdziale wystarczająco i zrozumieliście, co siedzi w Justinie i jakie były jego ostatnie stosunki z Nataszą. A co do Vanessy, ona jest tajemnicą, której jeszcze NIE ODKRYŁAM PRZED WAMI, co oznacza, że nie możecie oceniać jej jako anioła bądź jako diabła, bo o niej jeszcze nic nie wiecie. Poczekacie rozdział, dwa, a przekonacie się, czy to wzburzenie było potrzebne. Nawet zawarłam w jej rozmowie z Justinem (pod koniec) pewne zdanie, które daje do myślenia. Tak więc SPOKOJNIE, proszę o SPOKÓJ :)
Ps. I w ostateczności wyszła mi długa notka pod rozdziałem, a chciałam tego uniknąć :')
Cudowny <3 szkoda mi Nataszy...ale kurde tak mu przywalila...
OdpowiedzUsuńPodzielam końcowe zdanie Zayna. Natasza powinna brać udział w ustawkach. ;P
OdpowiedzUsuńRozdział boski, pełno w nim emocji.
Czytam bardzo mało ff, może dlatego, że sama sporo ich napisałam i straciłam serce do czytania? Nie wiem, jednak Twoje opowiadanie wywołuje we mnie takie emocje, iż sama tego nie rozumiem! Ściska mnie w brzuchu i czytam z zapartym tchem! Cholera... nie ogarniam samej siebie, serio :P
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału... czułam, że tak może się stać. Zdrada coś paskudnego, a Justin na dodatek zrobił to z jej własną siostrą. To cios poniżej pasa. Szkoda, że posunął się tak daleko, chociaż próbuję go zrozumieć. Brak wsparcia, uczucia, troski ze strony ukochanej osoby to coś strasznego.
Zwróciłam uwagę na rozmowę Justina z Van i ten fragment o którym wspomniałaś w notce. Cholera! Czy to matka wysłała ją, aby namieszała między Justinem a Nataszą? :O
Ściskam i pozdrawiam.
Ps. Po cichu liczę, że młodzi jednak będą razem :)
o kurwa rycze ! ale wieem ze bd dobrze bo rozmawialysmy :)
OdpowiedzUsuńŚwietny
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział . Czekam nn😂
OdpowiedzUsuńNo i cudnie ... Justin ma za swoje :D Niech się zdecyduje kogo woli, ale to fakt ja też podziwiam bo nie każdy ma odwagę się przyznać do błędu
OdpowiedzUsuńJuż wiem! Ha wiem, z kim weszła w układ Van :p
OdpowiedzUsuńTo Twoje ff, a kocham każde z Twoich tworów, więc nawet nie tłumacz się z tego co dlaczego i jak, po prostu pisz <3 Jesteś niesamowita i nawet nie próbuj wyjaśniać nam co i jak, niech się wszyscy bulwersują, ale rób wszystko tak, jak masz zamiar zrobić. Czekam jak zwykle na kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńCholera, czy mi się wydaje, czy to jakiś podstęp autorstwa rodziny Reed? Serio, to co powiedziała Vanessa, podczas tej rozmowy było conajmniej niepokojące.
OdpowiedzUsuńJestem dumna z Nataszki, chociaż nie ukrywam, że poleciało mi kilka łez, kiedy czytałam słowa, które powiedział Justin, w sensie wyjaśnienie tego całego powodu od skoku, zdrady.
Dla mnie to tam bez różnicy kto kogo zdradza, lol, to zawsze będzie moim ulubionym wątkiem w opowiadaniach.
Pączka to ja nigdy nie zapomnę i od teraz jest to moje ulubione porównanie ;')
Weny, miś
school-loser-and-love-jb.blogspot.com
Aż się wzruszyłam... :( matkoo! to już koniec ich, jeju :( a byli tacy wspaniali... :( echh czekam nn ;*
OdpowiedzUsuńNiby każdy jest człowiekiem i każdy popełnia błędy ale zdrada to granica w związku której sie nie przekracza mimo wszystko , dla mnie to coś niewybaczalnego ,a skoro ją tak mega kocha to zdrada nie powinna wchodzić w grę. Nie dziwie sie reakcji Nataszy ,całkiem uzasadniona ;) ale to tylko moje zdanie ,rozdział jak zwykle idealny :) czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuńJuż wcześniej miałam wrażenie że Vanessa przyszła do J bo jej rodzice kazali, a teraz gdy napisałaś właśnie to zdanie że to był błąd czy coś takiego, to tym bardziej to się nasiliło. Szczerze mówiąc wolałabym gdyby Van była ta wredna postacią, o wiele bardziej na taką mi pasuje niż na miłą ://
OdpowiedzUsuńJuż wcześniej miałam wrażenie że Vanessa przyszła do J bo jej rodzice kazali, a teraz gdy napisałaś właśnie to zdanie że to był błąd czy coś takiego, to tym bardziej to się nasiliło. Szczerze mówiąc wolałabym gdyby Van była ta wredna postacią, o wiele bardziej na taką mi pasuje niż na miłą ://
OdpowiedzUsuńcieszę sie, ze jednak opowiadanie nie poszło w takim kierunku w jakim myslalam, mysle, ze w poprzednim rozdziale problem nie tyczył sie zdrady justina tylko jego podejścia do tego i to tak wzburzyło większość osob ale dobrze, ze teraz rozwialas wszystkie watpliwości
OdpowiedzUsuńKocham <3
OdpowiedzUsuńMimo że na początku byłam za Vanessą to po tym rozdziale nienawidzę suki. Nataszka... nasza słodka kochana Nataszka, okazała się taką twardą dziewczyną. To jak skopała mu tyłek... cudowne. Żałuję jednak ze nie kopnela go w krocze to może nie miał by już czym ją zdradzać. A tak serio to rozdział świetny. Czekam na następny. Dużo weny życzę :* /Sancia xx
OdpowiedzUsuńJeju, oni muszą być razem:(
OdpowiedzUsuńhttp://wait-for-you-1dff.blogspot.com/