Justin
Obudziłem się o świcie, z pierwszymi promieniami słonecznymi, padającymi na twarz. Ziewnąłem cicho i przetarłem zaciśniętą pięścią powieki. Oddychałem dość głośno. Byłem wyczerpany. Nigdy nie byłem na tak silnym głodzie jak podczas początkowego stadium odwyku. Nie miałem pojęcia, że wraz z upływającymi godzinami ból wszystkich mięśni zacznie narastać razem z dreszczami. Cudem nie rzygałem pod siebie i znajdowałem ostatki sił, aby doczołgać się do dziury we frontowej ścianie. Uczucie z rana, bez głodu i bólu, było dla mnie niczym zmartwychwstanie po okrągłej dobie nieustannego bólu.
Nagle poczułem w ramionach ruch. Zerknąłem na dziewczynkę słodko śpiącą w moich ramionach i omal nie wypuściłem spod powieki łzy. Miała piętnaście lat, a musiała puścić się za dragi, żebym ja poczuł się lepiej. Nasze życie nie miało tak wyglądać. To ja miałem dbać o nią, opiekować się, troszczyć. Ilekroć wyobrażałem sobie jej kruche ciałko, które miałem okazję całować i pieścić, pod umięśnionym ciałem niemal dziesięć lat starszego Tysona, chciałem płakać, jednocześnie uderzając pięściami w ścianę. Jak mógł jej to zrobić? Jak mógł ją wykorzystać? Jak mógł posuwać ją i zwyczajnie gwałcić, widząc w jej oczach przerażenie zmieszane z bólem?
Moja mała Nataszka została zgwałcona przeze mnie. Tylko i wyłącznie przeze mnie.
Oparłem się plecami o ścianę, przyciągnąłem wciąż śpiącą szatynkę na kolana i mocno objąłem. Łzy spływały po mojej twarzy, mocząc włoski piętnastolatki. Łkałem żałośnie, chociaż to Nataszka powinna płakać w moje ramię. Została potwornie skrzywdzona przez potwora, nie mężczyznę. Prawdziwy mężczyzna nigdy nie dotknąłby dziewczyny, gdyby nie miał pewności, że jest na to gotowa i naprawdę tego chce.
-Justin, spokojnie, nie płacz - usłyszałem przy uchu szept i niemal natychmiast zacisnąłem ramiona mocniej na ciele Nataszy. Było mi tak cholernie wstyd, że ze względu na mnie musiała się puścić. Czułem się tak, jakbym to ja namówił ją do tego.
-Jak mam nie płakać!? - mimowolnie podniosłem na nią głos, a Natasza drgnęła niespokojnie i oddaliła się od mnie ze strachem w oczach.
Do cholery, powinienem ją wspierać, a nie krzyczeć na nią.
-Justin, uspokój się. Boję się ciebie - wyszeptała z delikatnie uchylonymi wargami, które drżały z każdym jej słowem. - Boję się o ciebie.
-Nie musisz się o mnie bać - warknąłem przez zaciśnięte zęby. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Nagle poczułem przypływ wściekłości, mimo że oczy nadal napełniały się łzami. - Lepiej martw się o własny tyłek, bo ja już nie potrafię.
-Co ty pieprzysz? - dziewczyna zmarszczyła brwi i przyglądała mi się nieufnie. Spojrzeniem lustrowała mnie od stóp po czubek głowy. - Justin, uspokój się, bo zachowujesz się jak opętany. Najpierw płaczesz, a po chwili krzyczysz na mnie i warczysz. Mi również nie jest łatwo, ale to nie powód, abym mogła wyżywać się na tobie. Teraz, właśnie teraz, potrzebuję cię najbardziej. Pocieszaj mnie, przytulaj, po prostu bądź blisko i nie zachowuj się tak, jakbym była ci obojętna, bo wiem, że tak nie jest.
-Wiesz, co widzę za każdym razem, gdy choćby na chwilę zamykam oczy? - zniżyłem ton głosu, lecz szczękę zaciskałem nadal. - Tego pierdolonego czarnucha, który posuwa mojego aniołka z cholernym uśmiechem na ustach. Powiedz mi, dlaczego akurat on? Dlaczego to z nim poszłaś się pieprzyć? Dlaczego dałaś dupy człowiekowi, którego tak cholernie nienawidzę?
-U Tysona dostałam dwa gramy za to, że raz wsadził we mnie swojego pierdolonego kutasa. Naprawdę wolałbyś, żebym poszła na dworzec i w przeciągu paru godzin kurwiła się z kilkoma? Ja nie wybieram ci pedałów, u których zarabiasz na działki, więc ty również nie miej do mnie pretensji, kiedy doskonale wiesz, że puściłam się dla ciebie. Gdybym do niego nie poszła, zdechłbyś jak pies.
-Nie mielibyśmy pieprzonego problemu, gdybyś nagle nie wymyśliła sobie idiotycznego odwyku, który już z początku był przegrany i skazany na porażkę. Po jaką cholerę w ogóle mnie do tego namawiałaś?
-Wyobraź sobie, kretynie, że cię kocham i nie chcę do końca życia martwić się o kolejną działkę. Chcę przestać brać i miałam nadzieję, że ty skończysz razem ze mną.
-Trzeba było w ogóle nie zaczynać, idiotko. Mało razy cię ostrzegałem? Mało razy prosiłem, abyś trzymała się od narkotyków z daleka? - kłótnia z nią coraz bardziej podnosiła mi ciśnienie, ale żadne z nas nie potrafiło przestać, dopóki nie poleją się prawdziwe łzy.
-Jeśli zapomniałeś, to twoja siostra pierwszy raz podała mi to gówno, więc nie zrzucaj całej winy na mnie. A teraz naprawdę chcę z tym skończyć. Szkoda, że ty wolisz się zaćpać i w wieku dwudziestu jeden lat skończyć kilka metrów pod ziemią.
-Skoro jest ci tak źle, wracaj do swojej pięknej, idealnej rodzinki. Jesteś taka sama jak oni - warczałem na Nataszę, ale i ona nie była mi dłużna.
-Możesz mówić o mnie wszystko, ale nigdy nie porównuj mnie do bandy tych snobów. Powiedz wprost, o co ci, do cholery, chodzi, bo zachowujesz się jak gówniarz, który nie potrafi wyrazić własnego zdania.
-Chcesz znać moje zdanie? - splunąłem wściekle. Nie panowałem nad gestami, a w szczególności nad słowami, których już niebawem będę cholernie żałował. - Przez ciebie muszę szukać kolejnych starych pedałów, żeby zarobić nie tylko na działkę dla siebie, ale też dla ciebie.
-O nic cię, kurwa, nie prosiłam! - wrzasnęła, a ja nie przypuszczałem, że w tak drobnym ciele krył się tak potężny głos. Jej klatka piersiowa unosiła się szybko i w nierównym tempie, a moje stopy jakby wrosły w wilgotny beton. - Chcesz być egoistą? Proszę bardzo, bądź nim. Potrafię poradzić sobie sama i nie potrzebuję twojej pieprzonej pomocy - dopiero jej gorzkie łzy przywołały zdrowy rozsądek. Natychmiast poczułem wyrzuty sumienia. - Kocham cię całym cholernym sercem, ale teraz chce mi się rzygać, kiedy tylko na ciebie patrzę. Nie musisz nic dla mnie robić, nie musisz poświęcać się jak pieprzony Romeo. Po prostu zajmij się własną dupą i przestań udawać, że się o mnie troszczysz.
-W takim razie martw się o siebie, pieprzona idiotko! - krzyknąłem, z impetem ciskając szklaną butelką po tanim winie w ścianę nad głową Nataszy. Butelka rozbiła się na tysiące drobnych części, a złość nadal nie uleciała z mojego ciała. Miałem ochotę rzucić tym pieprzonym szkłem w Nataszę.
-Tak zrobię! Myślisz, że nie poradzę sobie sama!?
-Ależ poradzisz sobie doskonale - parsknąłem pozbawionym humoru śmiechem. - Przecież każdy zapłaci za twój chudy tyłek!
Natasza zacisnęła szczękę. Wyglądała tak, jakby w każdej chwili miała rzucić się na mnie z pięściami. I być może rzuciłaby się na mnie, gdyby nie była wycieńczona i obolała.
-Jesteś pieprzonym hipokrytą, Justin. Nienawidzę cię, słyszysz? Nienawidzę! - wydarła się na mnie po raz ostatni, a później odwróciła się na pięcie i zaczęła pospiesznie przemierzać drogę od rudery do płotu.
-Jasne, leć! - krzyczałem, chociaż wiedziałem, że już nie słyszy moich słów. - Leć i zostaw mnie tu samego, do cholery. Przecież sam się o to prosiłem - dodałem z warknięciem i, kryjąc twarz w dłoniach, zsunąłem się po chłodnym murze.
Spierdoliłem po raz kolejny.
Natasza
Pieprzony, egoistyczny dupek, który sądzi, że jego słowa nie sprawiają mi bólu. Liczyłam na to, że choćby dzisiaj będzie przytulał mnie do piersi i głaskał po włosach. Najwyraźniej znacznie się przeliczyłam. On wolał wywołać kłótnię i dokładać mi bólu. Cholera, momentami miałam ochotę wydrapać mu oczy, gdy przemawiał przez niego zwykły hipokryta. Wolałam więc wybiec z baraku, żeby przypadkiem nie zrobić mu krzywdy.
Nie zamierzałam dłużej być dla niego problemem. Zacznę zarabiać sama i nic nie będę winna Justinowi. Choćbym miała puszczać się jak ostatnia zaćpana dziwka, przestanę być dla Justina ciężarem. Może rzeczywiście miał prawo mieć do mnie pretensje, może rzeczywiście wykorzystałam jego dobre serce, by samej nie musieć zarabiać. Im bardziej oddalałam się od starej rudery, tym większe dopadały mnie wyrzuty sumienia. Przecież nie myślałam poważnie o żadnym z wykrzyczanych słów. Były jedynie nagłym, chwilowym impulsem. Teraz żałowałam.
Kopnęła butem niewielki kamień, który przez długość całej ulicy uporczywie plątał się pod nogami. To idiotyczne, że w jednej chwili miałam ochotę porządnie zamachnąć się i uderzyć Justina w twarz, a w następnej bez słowa wpadłabym w jego ramiona. To heroina, a w zasadzie walka o nią wprowadzała nas w podobny stan. Skakaliśmy sobie do gardeł, a zaraz po tym wypłakiwaliśmy ostatnie łzy w rękaw. Miałam tego dość. Pragnęła chociaż jednego spokojnego dnia, który mogłabym spędzić razem z Justinem jak prawdziwa para, przytulając się, całując, kochając i zwyczajnie spacerując za rękę po parku. Nie chciałam, byśmy do końca życia budząc się rano, mieli świadomość, że czeka nas zarobek i walka o kolejny gram narkotyku.
-Nataszka - nagle usłyszałam cichy, męski pomruk, który wpadł przez prawe ucho.
Przystanęłam gwałtownie i odwróciłam głowę w stronę źródła dźwięku. Tyson z papierosem między wargami, z którym swoją drogą nie rozstawał się nawet na krok, uśmiechnął się do mnie bezczelnie i skinął głową, bym podeszła bliżej. Wyjęłam dłonie z kieszeni dresów i lekko potarłam ramię. Nie byłam przekonana, czy chciałam zbliżyć się do niego, ale w zasadzie miałam wszystko i wszystkich w dupie. Zrobiłam więc te dwa kroki w przód i oparłam się o mur, stykając ramię z ramieniem Tysona. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i poczęstował mnie szlugiem. Wzięłam go bez wahania. Może papierosowy dym zdoła mnie uspokoić.
-I jak się czujesz, Nataszka? - spytał ochryple, wydychając w moją twarz smugę dymu.
Z trudem powstrzymałam duszący kaszel. Spojrzałam spod byka na Tysona i sama zaciągnęłam się tytoniem. Denerwowało mnie, gdy zdrabniał moje imię z pieprzonym uśmiechem na ustach. Jedynie Justin mógł zwracać się do mnie zdrobniale.
-Jestem cała obolała, ale prócz tego nie mam na co narzekać - odparłam niechętnie. Rozmowa z nim nie była spełnieniem moich marzeń, zwłaszcza że miałam cholerną potrzebę spędzenia kilku godzin jedynie we własnym towarzystwie.
-Jak na pierwszy raz i tak dzielnie się trzymasz - zachichotał, a gdy wypalił do końca jednego papierosa i przygniótł go podeszwą, natychmiast sięgnął po kolejnego. -Chociaż minki nie masz zbyt szczęśliwej. Twój chłoptaś się wkurzył, gdy wróciłaś wczoraj z dwoma działkami? Zrobił ci aferę za to, że się puściłaś?
-Raczej stwierdził, że skoro tak bardzo chcę, od dzisiaj sama będę zarabiać na dragi dla siebie - parsknęłam krótko. Nie wiedziałam, dlaczego otwierałam się przed Tysonem. Chyba zwyczajnie potrzebowałam szczerej rozmowy.
-To nawet lepiej. Spójrz, możesz się usamodzielnić i nie będziesz już polegać na Justinie i na jego ciasnym tyłku, z którym lubią zabawiać się stare pedały na dworcu - jego to wszystko bawiło, a mi znów przypominało, że Justin wiele razy oddał się tylko ze względu na mnie. Gdyby był sam, robiłby to krócej, rzadziej, z mniejszym bólem.
-I zapewnię ci nieprzerwaną rozrywkę, co? - spojrzałam na niego z obrzydzeniem, a czarnoskóry jedynie wykrzywił usta w uśmiechu. W zasadzie nie był najgorszy. Obrzydzał mnie i pałałam do niego nienawiścią za sam fakt, że sprzedawał ludziom heroinę, lecz zawsze mógłby okazać się brutalem bez cienia uczuć.
-Nie będę narzekał. Dziwka w domu, dziwka poza domem. Żyć, nie umierać - westchnął głęboko i parsknął głośnym śmiechem, wypuszczając jednocześnie z ust chmurę gęstego dymu. Dopiero teraz zorientowałam się, że zioło pomiędzy jego wargami z pewnością nie było papierosem.
-Przeżyję to, że nazywasz dziwką mnie, ale dlaczego mówisz w ten sposób o swojej dziewczynie? Przecież ona jest w tobie na zabój zakochana. Nie dostrzegasz tego?
-Myślisz, że Jazzy znaczy dla nie coś więcej niż głupia małolata w łóżku? Dziewczynko, w jakim ty świecie żyjesz? Jazzy doskonale wie, że jest dla mnie tylko zabawką, dlatego stara się jak może, żebym się nią nie znudził.
-Sądziłam, że to ja przez piętnaście lat żyłam w świecie skurwieli, a tymczasem wy jesteście jeszcze gorsi - stwierdziłam z odrazą, ponieważ wiedziałam, że Tysona nie wzruszą moje słowa. Funkcjonował jak maszyna pozbawiona emocji.
-Wracając do sedna, skoro od teraz zarabiasz na dragi sama, pewnie przydałoby ci się małe źródło zarobku, co? - spytał, a ja mimo wszystko musiałam skinąć głowę. Miał rację, szukałam klienta, bo bez niego znów będę na głodzie. - Jazzy od rana dostarczyła mi rozrywek, ale dwóch moich kumpli zabawiłoby się z taką ślicznotką jak ty. Zrobisz im dobrze, a ode mnie dostaniesz działkę.
Co mogłam zrobić? Musiałam się zgodzić. Nie miałam żadnej innej perspektywy na zdobycie pieniędzy, a na Justina nie miałam co liczyć. Bądźmy szczerzy - nie chciałam go dłużej wykorzystywać. Obiecałam, że poradzę sobie sama i miałam zamiar dotrzymać słowa.
-Mam inne wyjście? - spytałam retorycznie, przewracając oczyma.
Tyson objął mnie ostrożnie w talii i zsunął dłoń na moje biodro. Modliłam się tylko, by jego obrzydliwa dłoń nie dotknęła mojego pośladka. Wprowadził mnie przez ledwo trzymające się w zawiasach drzwi do wnętrza starej kamienicy. Każda wyglądała tak samo. Na wilgotnej podłodze walały się porozrzucane butelki z resztką taniego wina, a na ścianie nie było miejsca bez graffiti bądź innych amatorskich obrazków wykonanych choćby tępym scyzorykiem. Z każdym krokiem rosła we mnie obawa. Może jednak nie powinnam ufać Tysonowi do tego stopnia? To, że raz nie zapędził się za daleko nie oznacza, że nie zrobi tego za drugim razem. Poza tym, to nie z nim miałam się przespać, a z dwójką jego znajomych. Nie znałam ich, nie wiedziałam, jak wyglądają. Mogłam się jedynie modlić, aby nie oddał mnie w ręce starych zboczeńców, jakich bez większego trudu znalazłabym na dworcu.
-Panowie, znalazłem wam laleczkę do zabawy - serce boleśnie zacisnęło się w piersi, gdy po przekroczeniu progu dwupokojowego mieszkania ujrzałam na kanapie dwóch mężczyzn po trzydziestce. Jeden z nich był czarnoskóry jak Tyson, natomiast drugi miał w sobie coś z południowej urody. Nie wyglądali jednak na ludzi, do których można podejść i uśmiechnąć się z sympatią. Sam wyraz ich twarzy wzbudzał u mnie lęk. Nie potrafiłam wyobrazić sobie, że lada moment będę leżeć najpierw pod jednym, a później pod drugim zupełnie nago, ze świeżą porcją łez w oczach.
-Jaka młodziutka - mężczyzna o południowej urodzie zbliżył się do mnie i przyłożył wierzch dłoni do policzka. Jego głębokie spojrzenie przerażało, dlatego pospiesznie spuściłam wzrok na brudną podłogę. Nie różniła się niczym od tej na klatce schodowej. Jedynie zamiast betonem, została pokryta deskami. - I taka śliczna - dodał, a jego głos wywołał falę nieprzyjemnych dreszczy. Był niski, męski i zdecydowanie byt zachrypnięty. - Będziemy mieć z nią dużo zabawy.
Zagryzłam między zębami wnętrze policzka i w końcu odważyłam się spojrzeć mężczyźnie w oczy. Były duże, niemal czarne, a przy łuku brwiowym dostrzegłam niewielką bliznę. Jego ramiona pokryte były licznymi tatuażami. Również spod opinającej się na mięśniach koszulki wypływały przerażające rysunki. Znacznie przerastał mnie wzrostem i wagą. Wyglądałam przy nim jak mała, zagubiona dziewczynka i wiedziałam już, że sprawi mi ból choćby przez własną nieuwagę.
-W takim razie zostawię was samych - mruknął na odchodne Tyson, zanim zniknął za drzwiami i dokładnie zamknął je za sobą. Chyba bał się, że byłabym w stanie uciec. Nie zdawał sobie sprawy, jak obojętny stał mi się cały świat. Będę cierpieć niezależnie od tego, w czyich ramionach zarobię na działkę.
Otoczyli mnie z obu stron i odgrodzili jedyną drogę ucieczki. Przełknęłam głośno ślinę i wytarłam lekko spocone dłonie w materiał dresów. Czego miałam się po nich spodziewać? Wezmą pod uwagę mój młody wiek, czy zignorują go i wykażą się brutalnością?
Czarnoskóry pchnął mnie na starą sofę, a sam odpiął pasek w spodniach jednym szarpnięciem. Nie miałam co liczyć na choćby przejaw delikatności. Oboje nastawieni byli na to, by wykorzystań mnie do dna. I znów, czy mogłam im się dziwić? Oni zdobywali korzyści i ja zdobywałam korzyści w postaci narkotyków. Czysty, prosty układ. Seks za pieniądze, pieniądze za seks. Nie miałam prawa narzekać.
-Masz chociaż skończone piętnaście lat, dziecinko? - czarnoskóry nachylił się i ściągnął przez głowę moją bluzę. Nie protestowałam, nie stawiałam się, nie widziałam w tym najmniejszego sensu.
-Tak - mruknęłam cicho, opadając bezwładnie plecami na sofę.
Z każdym kolejnym ściągniętym ubraniem czułam coraz większą brutalność. Nie kazali mi przynajmniej patrzeć w ich oczy. Mogłam swobodnie odwrócić głowę w bok i pozwolić łzom spłynąć prosto na materac. Tyson w porównaniu do nich był naprawdę delikatny.
Justin
Wracałem na 18th Street niepewnie, powoli, stawiając niewielki krok za krokiem. Bałem się wrócić. Bałem się, że w rogu pomieszczenia, na starym materacu, nie zastanę Nataszy, dla której dalej ciągnąłem to nic niewarte życie. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby zdecydowała się ode mnie odejść. Nie chciałem nawet o tym myśleć. Wiem, że spierdoliłem. Wiem, że wypowiedziałem o wiele słów za dużo. Ale Natasza również nie była święta i w złości wykrzykiwała słowa, jakie normalnie nie przeszłyby przez jej usta. Oboje zasłużyliśmy na długą, szczerą rozmowę, tym razem bez kłótni i sporów.
Wziąłem głęboki oddech, gdy przeszedłem przez bramę. Już z odległości kilkunastu metrów usłyszałem ciche łkanie. Z jednej strony moje serce pękło na pół, lecz z drugiej odżyło. Miałem pewność, że Natasza, mimo że płakała, była ze mną i nie zdecydowała się odejść. Przyspieszyłem, by jak najszybciej znaleźć się obok dziewczyny i objąć ją ramionami. Bez znaczenia było, że rozstaliśmy się w kłótni. Potrzebowała mnie, a ja byłem tutaj dla niej. Potrzebowała mojego uścisku i chociaż wcześniej ją zawiodłem, teraz pragnąłem wszystko naprawić. Miałem nadzieję, że nie było jeszcze za późno.
Poczułem się tak, jakby ktoś wyrwał z mojej klatki piersiowej serce i boleśnie zgniótł je w dłoni. Natasza trzymała między palcami szkło i rozcinała skórę na nadgarstku. Wzdłuż jej przedramienia spływały smugi krwi i łączyły się ze łzami. Nie wytrzymała presji, jaką wywierało na nią życie na ulicy, dlatego rozładowała napięcie poprzez własny ból fizyczny. Zanim podszedłem do siedzącej przy ścianie dziewczyny, sądziłem, że to nasz kłótnia doprowadziła ją do pierwszego samookaleczenia, lecz z kolejnym krokiem w jej stronę dostrzegłem szczelnie zawinięty gram heroiny. Puściła się. Wzięła moje słowa do serca i naprawdę poradziła sobie sama. Zapłaciła za to jednak zbyt wysoką cenę.
Uklęknąłem na cienkim materacu i wziąłem w dłonie jedną ze swoich przybrudzonych koszulek. Mocno szarpnąłem materiałem i oderwałem dość długi, cienki pasek. Natychmiast obwiązałem przedramię Nataszy ponad ranami i mocno zacisnąłem materiał, by zatamować krwawienie. Byłem pewien, że Nataszy nie stanie się żadna poważniejsza krzywda, a kilka cięć na nadgarstku przyniesie jej ukojenie. Mimo to moje serce szczypało boleśnie. Miałem świadomość, że zrobiła sobie krzywdę przeze mnie i że zadała sobie ból przeze mnie. Również jej łzy płynęły z mojej wyłącznej winy. Mogłem nie krzyczeć na nią i na spokojnie porozmawiać, a zamiast tego wybrałem wrzaski i kłótnie. Po raz kolejny przyznaję, że spierdoliłem.
-Przepraszam - wychlipała, a jej głos drżał. Chciałem ją przytulić, lecz zachowywała dystans i nie pozwalała mi się zbliżyć. - Chciałam być po prostu niezależna. Nie powinnam cię wykorzystywać, wiedząc, jak wiele bólu ci to sprawia. Miałeś pełne prawo mieć do mnie pretensje. Justin, kocham cię i nie chcę cię stracić. Nie chcę też, żebyśmy się kłócili. Wtedy boję się, że mnie zostawisz, że odejdziesz, a ja zostanę sama. Wiem, że nie jestem idealna, ale staram się, żebyś kochał mnie z każdym dniem coraz bardziej. Wiem, że cię zdradziłam, ale zrobiłam to dla nas, wiesz o tym - po kilku kolejnych zdaniach już nie tylko płakała. Siedziała pod ścianą cała zaryczana, pociągała nosem i wyglądała jak małe dziecko po urządzonej przed rodzicami histerii.
Nie pozwoliłem jej dłużej mówić. Wplątałem palce w jej włosy i za biodro przyciągnąłem na swoje kolana. Nie zrobiłem niczego delikatnie, tylko szarpnąłem jej małym ciałkiem. Z cichym piskiem opadła na moje uda i zawiesiła ramiona na szyi. Potrzebowała uścisku w równym stopniu co ja. Nie myślałem nawet, że mogłem zacisnąć na jej drobnej talii ramiona odrobinę zbyt mocno, lecz z każdym potarciem jej pleców upewniałem się, że powoli przestawała płakać i uspokajała się. Byliśmy sobie potrzebni, niezbędni wręcz do życia.
Zwieńczyliśmy całą złość i smutek w namiętnym pocałunku. Po raz pierwszy całowaliśmy się z tak olbrzymią gorliwością. Dotychczas nasze pocałunki przypominały raczej niewinne muśnięcia z odrobiną pikanterii. Teraz to Natasza przygryzała moją wargę i pieściła podniebienie koniuszkiem języka. Sprawiała mi niewyobrażalną przyjemność, chociaż kiedy chwyciłem w dłonie jej małe pośladki, wzdrygnęła się. Najprawdopodobniej wspominała dotyk mężczyzn, którzy posuwali ją w zamian za heroinę.
-Bolało cię? - spytałem cicho, gdy przeniosła usta na moją szyję. Nie musiałem mówić, do czego nawiązuję. Natasza doskonale wiedziała.
-Cholernie - mruknęła krótko i natychmiast wróciła do muskania rozpalonej skóry. - Było ich dwóch i byli po trzydziestce - dodała szybko, dając mi jednoznacznie do zrozumienia, że nie chce wracać do tego tematu po raz kolejny. Bolały ją same wspomnienia.
Rozumiałem doskonale, przez co przechodziła. Sam cierpiałem każdego dnia, oddając się w ręce klientów. Różnił nas jedynie wiek i poziom wytrzymałości. Ja zdążyłem przyzwyczaić się do braku szacunku do samego siebie, ale Nataszka była jeszcze mała. Nie rozumiała, jak wiele zła może przynieść świat, który dla innych stanowi piękną bajkę ze szczęśliwym zakończeniem. Dla nas był piekłem.
Natasza ponownie przywarła do moich ust. Wsunęła palce między kosmyki włosów i zaczęła przyjemnie drażnić skórę głowy. Instynktownie chwyciłem jej biodra i przysunąłem bliżej krocza. Pragnąłem jej dotyku, pieszczot i pocałunków, lecz w szczególności potrzebowałem bliskości jej ciała. Jej ciała w sensie fizycznym. Oddychałem coraz głośniej i szybciej, a w dole brzucha poczułem ucisk, gdy dwie drobne rączki Nataszy wpłynęły pod materiał bluzy. Nie zdawała sobie sprawy, jak jej delikatność wpływa na moje ciało i rosnące pożądanie. Powieki opadły same, a serce kołatało niebezpiecznie szybko. Zanim ponownie otworzyłem oczy, szara bluza spoczywała metr dalej, a moje dłonie, objęte rękoma dziewczyny, dotykały jej piersi przez koszulkę. Całowałem ją namiętnie, z pasją i agresją. Tak bardzo chciałem, by była moja. Nie uprawiałem seksu od miesięcy, a Nataszę kochałem i pożądałem.
-Skarbie, stop - mruknąłem w końcu, przerywając najpiękniejszą drogę do raju.
Chwyciłem biodra Nataszki i delikatnie zsunąłem z ud. Z lekkim grymasem na ustach usiadła na materacu i wbiła wzrok w podłogę, a palcami zaczęła zawijać materiał mojej bluzy. Jej oczy płonęły rozczarowaniem, a przyspieszony oddech regulowały głębokie wdechy i wydechy. Wyciągnąłem dłoń, by założyć za ucho niesforny kosmyk jej włosów, lecz dziewczyna z cichym pomrukiem odsunęła główkę od dłoni. Zmarszczyłem brwi, łącząc je w jedną linię na czole. Próbowałem pogłaskać jej policzek, lecz ponownie uniknęła kontaktu z moją dłonią. Po kilku nieudanych próbach poddałem się i z głośnym westchnieniem uniosłem w powietrze obie ręce.
-Co się dzieje? - spytałem, widząc wyraźnie, że bez zachęty przez gardło Nataszy nie przejdzie nawet szept.
-Przeszkadza ci to, że jestem dziwką, prawda? - wymamrotała, unosząc nieśmiało wzrok. - Mogłeś kochać się ze mną, kiedy byłam jeszcze czysta.
Wplątałem palce we włosy i pociągnąłem za ich końcówki z frustracją. Czyli jednak chodziło o odrzucenie. Może Natasza rzeczywiście potrzebowała mojej bliskości? Może chciała, bym pokazał jej, że jest piękną dziewczyną i zasługuje na szacunek?
-A tobie przeszkadza, że jestem męską dziwką, która za parę dolarów puszcza się ze starymi pedałami na dworcu? - odparłem pytaniem na pytanie. Nie widziałem innego wyjścia.
-Justin, przestań - mruknęła szybko z zakłopotaniem i wsparł policzek na mojej klatce piersiowej, obejmując mnie w pasie.
-Więc ty też przestań i nie wygaduj więcej takich bzdur. Kocham cię, dzieciaku. Pamiętaj o tym - musnąłem jej zmarszczone czółko i opadłem plecami na materac.
Oboje zasłużyliśmy na długi wypoczynek po nieudanym odwyku, pierwszej kłótni i wielu wylanych łzach.
~*~
Ten rozdział zdecydowanie nie jest moim faworytem. Wręcz przeciwnie, nie podoba mi się.
Edit: czytałam go z tydzień temu, więc teraz już nie pamiętam, że mi się nie podobał XD
ask.fm/Paulaaa962
Polecam
http://dark-sky-1dff.blogspot.com/
http://opowiadanie98.blogspot.com/
Edit: czytałam go z tydzień temu, więc teraz już nie pamiętam, że mi się nie podobał XD
ask.fm/Paulaaa962
Polecam
http://dark-sky-1dff.blogspot.com/
http://opowiadanie98.blogspot.com/
Pierwszaaa!!!
OdpowiedzUsuńO matko! Po prostu śwetny rozdział.
Weny <3
Aj tam co ty opowiadasz mi podoba sie każdy rozdział który wyszedł spod twojej ręki
OdpowiedzUsuńboze jakie to smutne :( rycze caly czas :( jezeli zle sie skonczy to sie nie pozbieram :( dodaj szybko
OdpowiedzUsuńCudowny :) <3
OdpowiedzUsuńCudowny <33 Kocham Cię <3 nn <3
OdpowiedzUsuńMoje serce znów pękło na tysiąc kawałków. Oni nie zasłużyli na taki los. Ta kłótnia - to dowód na to, że im obojgu jest równie ciężko. Justin chciał ją chronić - przed narkotykami, przed uzależnieniem, które doprowadzi ją na samo dno. Nie mogę przestać płakać. Cały czas nie mogę się pogodzić z tym, że to nie Justin był tym pierwszym. Natasha nie zasłużyła na taki los. I właśnie dlatego nienawidzę narkotyków - bo prędzej czy później doprowadzają człowieka na samo dno. Takie historie prawie nigdy nie kończą się szczęśliwie i myślę, że to opowiadanie również nie zakończy się dobrze. No chyba że wysłuchasz moich próśb i błagań i sprawisz, że oni jeszcze odnajdą szczęście.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział i zupełnie nie wiem dlaczego Ci się nie podobał. Po jego przeczytaniu mam tylko trochę złamane serduszko ale to nic, przyzwyczaiłam się.
Boski
OdpowiedzUsuńŚwietny, ale smutny :cc
OdpowiedzUsuńwiem, ze napewno źle sie to skończy, ale chciałabym, żeby odnaleźli jednak to szczęście. Narkotyki to gowno, prędzej czy pozniej i tak pociągną człowieka na samo dno. Biedna Natasza ona na to nie zasługuje :( czemu oni musieli sie pokłócić? Chociaż dobrze, że się pogodzili xD
Buziaki :*
każdy twój rozdział jest dla mnie faworytem, uwielbiam to opowiadanie i czekam na nexta :)
OdpowiedzUsuńJustin wkurzał mnie przez cały rozdział. Dosłownie. Natasza dobrze mu wtedy pocisnęła, ja bym jeszcze pewnie coś dorzuciła, ale on trochę przesadził. Ja na samą 'idiotkę' przywaliłabym mu z sierpa albo zlała ciepłym moczem i zwyczajnie odeszła. Znając mnie, pewnie bym się jeszcze tydzień nie odzywała, no ale cóż...
OdpowiedzUsuńStrasznie przykro było mi czytać ich kłótnię i kolejne 'wyjście' Nat i jeszcze jak się samo okaleczała. Nigdy więcej mi tu z takimi rzeczami w jednym rozdziale, bo mi serduszko pęka.
I mimo, że był smutny, to na mój gust naprawę piękny. Pokazał jak naprawdę jest im ciężko, że mimo, że strasznie się kochają to takie życie ich wyniszcza.
A może kolejnym razem, specjalnie dla mnie jakiś wesoły rozdział? Hmm? :D
Nie, no, tak tylko sobie gadam.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział xxx
Mi sie bardzo podoba <3
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :*
/Wiki
Boooooooooże. Tak wspaniały rozdział :D czekamy na nn
OdpowiedzUsuńGenialny kochanaa ! ;* czekam na kolejny ^ ^
OdpowiedzUsuńrozdział ? Rozdział cudny , jak dobrze, że się pogodzili bo w jednym momencie byłam załamana
OdpowiedzUsuńPiszesz tak emocjonalnie. Przeczytałam prawie 15 rozdziałów bez przerwy i nie mogłam postrzymać łez, śmiechu czasem złości i nienawiści. Opowiadanie trzyma w napięciu i jest naprawdę cudowne. Kiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńCzytając tego bloga, nigdy nie wiem, czego mam się spodziewać. Czy będę za chwilkę płakała z radości, czy ze smutku. Każdy rozdział jest strasznie emocjonalny, zespajam się z głównymi bohaterami i nie wiem tak naprawdę, jak się zachować po przeczytaniu. Jesteś niesamowita, kochanie! Czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńOch boże jest genialny! Nie mam słów aby wyrazić jak bardzo mi się podoba. Czekam na następny rozdział kochana! *.* To ff to cudo! Mam do Ciebie wielki szacunek, bo wiem ile pracy musisz wkładać w każdy kolejny rozdział. I podziwiam Cię za styl pisania jak i za wyobraźnie. Czekam na następny rozdział! <3
OdpowiedzUsuńBoże dziewczyno masz wyobraźnie. Serio rozdział jest genialny i zapirra dech w piersiach. Nie wiem co ci sie w nim nie podoba. Jest świetny!
OdpowiedzUsuńSupeeeeeeer!!!!! Czekam na nn
OdpowiedzUsuńBoskki, dodasz dziś nn??!
OdpowiedzUsuńTa klotnia taka pelna emocji..wgl caly rozdzuql taki cudny!
OdpowiedzUsuńWersja na komórki!!!!!! NIE DA SIĘ CZYTAĆ!!! Błagam zrób coś z tym. Tło jest straszne (w wersji na komórkę.bl w komputerze jest wszystko okey) Z góry dzięki :) A co do rozdziału to zaje zaje zaje świetny!!! Tylko szkoda mi Nataszy... :(
OdpowiedzUsuń