czwartek, 9 lipca 2015

Rozdział 17 - Livelihood...

Natasha

Nie wiedziałam, co dzieje się ze mną, co dzieje się z moim ciałem. Drżałam delikatnie, chociaż nie czułam strachu. Trzęsły się moje dłonie i nogi, mimo że nie było mi zimno. Justin trzymał mocno moje ciało. Miałam wrażenie, że on doskonale wiedział, co mi dolega, tylko bał się powiedzieć o tym na głos. Jego oczy dogłębnie wypełniał smutek, a uśmiech, który posyłał mi za każdym razem, gdy na niego spojrzałam, był jedynie wymuszonym, nieodzwierciedlającym jego uczuć grymasem.
-Justin, co się dzieje? - wymamrotałam cicho. Mój głos drżał razem z resztą ciała. Próbowałam, starałam się, lecz nie potrafiłam tego powstrzymać.
Dopiero teraz poczułam, że ramiona Justina również lekko się trzęsą, a na czole, mimo że temperatura powietrza utrzymywała się w granicach kilkunastu stopni, widniało kilka pojedynczych kropelek potu.
-Jesteś na głodzie - stwierdził wprost, bez zbędnego owijania w bawełnę. - Z resztą, ja też jestem - dodał i ukrył twarz w zagłębieniu mojej szyi, wzdychając głośno, lecz krótko. Zaraz ponownie zmuszony był zaczerpnąć powietrza, jakby objętość jego płuc zmniejszała się z godziny na godzinę.
Nagle poczułam ogromne mdłości. Pojawiły się z minuty na minutę. Zerwałam się na równe nogi i wybiegłam z baraku. Zdążyłam dotrzeć do pierwszego drzewa, oparłam się o nie jedną dłonią, pochyliłam i zwróciłam całą treść żołądka. Jeszcze nigdy nie czułam czegoś podobnego. Owszem, nie wymiotowałam po raz pierwszy, lecz jeszcze nigdy wymioty nie nadeszły tak gwałtownie i niespodziewanie. Dodatkowo zaczęłam się pocić i jeszcze bardziej drżeć. Cholera, bałam się.
Po upływie kilku sekund poczułam na karku chłodną, dużą dłoń, która zebrała każdy kosmyk moich włosów i przytrzymała je z tyłu głowy. Mało tego, Justin zaczął delikatnie głaskać moje plecy i kark. Dawał mi ogromne wsparcie. Wystarczyło, że był przy mnie, a od razu czułam się lepiej, lżej.
Kolejna fala wymiotów wstrząsnęła moim ciałem. Wymiotowałam, choć nie miałam czym, gdyż mój żołądek był niemal pusty. Nie wiedziałam, co dzieje się z moim ciałem. Zaczęło powolutku docierać do mnie, co uzależnienie potrafi zrobić z człowiekiem w tak krótkim czasie. Byłam na siebie wściekła, że w porę nie posłuchałam ostrzegających słów Justina. Ignorując go, popełniłam największy w życiu błąd. 
-Przepraszam - wymamrotałam cicho, kiedy poczułam, że nie mam już więcej sił, aby wymiotować. 
-Daj spokój, za co ty mnie przepraszasz? Sam przechodzę przez to samo - wręczył mi butelkę wody, z której upiłam kilka łyków i wypłukałam usta. Aby zmienić nieprzyjemny posmak, zerwałam z drzewa jabłko, przetarłam lekko w materiale bluzy i odgryzłam duży kęs.
-Nie powinieneś na to patrzeć - wymamrotałam, gdy silnie wtulił mnie w swoje ciało i pogłaskał po włosach. 
Był tak cholernie naturalny. W każdym calu różnił się od moich dawnych znajomych. Trzymał moje włosy i chłodził kark, gdy wymiotowałam. Mógł przecież zignorować moje złe samopoczucie, a on mimo wszystko nie odstępował mnie na krok. Kochał mnie. Po prostu mnie kochał.
-Przestań, Nataszka. Przecież cię kocham. Wiesz, że przy mnie nie musisz się niczego wstydzić. Jestem tutaj dla ciebie, nie zapominaj o tym.
-Nie masz pojęcia, jak bardzo cię kocham - wymamrotałam pod nosem, kiedy wróciliśmy pod dach rudery i opadliśmy na materac. Czułam, że zwrócę treść żołądka jeszcze nie raz. Moje ciało dopiero zaczęło oswajać się z uzależnieniem i narkotykowym głodem.
Spięłam lekko mięśnie i wbiłam wzrok w betonową podłogę. Pieniądze, które zabrałam z domu, skończyły się w przeciągu kilku dni, po zakupie paru działek heroiny dla mnie i dla Justina. Teraz nie mieliśmy przy duszy nawet dolara na suchą bułkę, nie mówiąc już o kilkudziesięciu, które Tyson wymagał od nas za gram narkotyku. Wiedziałam, w jaki sposób Justin do tej pory zarabiał na działkę dla siebie i szczerze powiedziawszy nie chciałam nawet o tym myśleć. Gdy widziałam oczyma wyobraźni starych pedałów, kładących obrzydliwie duże dłonie na ciele mojego chłopaka, którym od kilku dni był Justin, czułam mdłości. Nie potrafiłam tego zaakceptować. Nie potrafiłam zaakceptować bólu, jaki sam na siebie nakładał.
-Muszę... Muszę iść - wymamrotał cicho, jakby bał się własnych słów. On jednak bał się bólu i smutku, jaki szedł w parze razem z najgorszym obowiązkiem.
-Nigdzie nie pójdziesz - szepnęłam, ciągnąc go za rękę z powrotem w stronę betonu. Nie wyobrażałam sobie, aby teraz tak po prostu zostawił mnie i poszedł na dworzec Michigan Central Station. Sama myśl o tym bolała. Cholernie bolała.
-Muszę iść zarobić na działkę dla ciebie i dla siebie - ukucnął przede mną i otarł delikatnie łzę z mojego policzka. Nie zorientowałam się nawet, że pozwoliłam jej wypłynąć spod powieki.
-Mną się nie przejmuj, Justin, proszę - szepnęłam po raz kolejny i objęłam jego twarz dłońmi. Łudziłam się, źe w ten sposób zatrzymam go przy sobie. Nic bardziej mylnego.
-Gdybym naprawdę zignorował ciebie i zarobił jedynie na działkę dla siebie, znalazłbym cię całą pociętą i już nigdy więcej nie mógłbym się do ciebie przytulić - złożył ostatni pocałunek na moim czole i ze łzami w oczach wyszedł z baraku. 
Widziałam w nim ogromny ból. Nie chciał tego robić, nienawidził samego siebie, a przeze mnie będzie zmuszony spędzić na dworcu więcej czasu. Przeze mnie. Tylko i wyłącznie przeze mnie. Patrzyłam, jak odchodzi ze spuszczoną głową. Patrzyłam, jak idzie oddać się starszym mężczyznom i nie mogłam nic zrobić, ponieważ podświadomie potrzebowałam działki narkotyku całą sobą i tylko dzięki Justinowi i jego poświęceniu mogłam ją dostać. 
Kochałam jego, a siebie nienawidziłam. Kochałam jego miłość do mnie, a jednocześnie jej nienawidziłam. Poświęcał się dla mnie zbyt mocno. Nie zasłużyłam na to. Nie zasłużyłam na niego.


Justin

Przeszedłem między dwoma największymi filarami na dworcu, marszcząc brwi. W godzinach popołudniowych kręciło się tu najwięcej ćpunów i młodych ćpunek. Oni również przychodzili na zarobek. Oddawali swoje ciała, aby zdobyć kilkadziesiąt pierdolonych dolarów na działkę. To naprawdę chore, co narkotyki potrafią zrobić z człowiekiem. Najlepszym tego przykładem była Natasha. Uzależniła się w przeciągu kilku tygodni, a teraz trzęsła się i drżała na całym ciele, gdy nie wzięła niczego od wczoraj. O jej uzależnienie obwiniałem samego siebie.
-Ile to już czasu, stary? - Zayn przywitał mnie delikatnym uśmiechem. Choć chciałem go odwzajemnić, nie potrafiłem. Moje serce krwawiło, a kąciki ust opadały ku ziemi, zamiast unosić się ku niebu.
-Wierz mi, nie wracałbym tu, gdybym nie musiał - mruknąłem bez życia, opadając na betonowe podłoże przy jednym z filarów.
-A jak z Nataszą?
Chociaż nie miałem ochoty na żadne rozmowy, nie potrafiłem zignorować pytania Nialla, pytania o moją dziewczynę, którą szczerze i prawdziwie pokochałem.
-Jesteśmy razem - odparłem cicho, wspominając jej uśmiech i łagodne spojrzenie. Kochałem ją do szaleństwa, a jej łagodne rysy twarzy widziałem nawet w snach. Marzyłem o tak ogromnej miłości. Modliłem się tylko, aby nie niosła ze sobą ogromnego bólu. - I razem tkwimy w tym bagnie.
-Natasza jest uzależniona? - niechętnie skinąłem głową. Wziąłbym na siebie całe jej cierpienie, aby tylko uwolnić moją małą Nataszkę od narkotykowego głodu. Tak bardzo się o nią bałem.
-To znaczy, że teraz ty będziesz zarabiał na waszą dwójkę? Nie lepiej, żebyś przysłał tu ją? Z taką buźką poszłoby jej znacznie szybciej niż tobie. Wiesz, na jakie dziewczyny lecą faceci stąd. Natasha jest idealna. Spodobałaby się każdemu, bez wyjątku.
-Zamknij mordę - warknąłem ostro, kiedy Zayn zapędził się w swoich słowach. - Nie pozwolę, aby ktokolwiek zrobił z Nataszy dziwkę. Jest na to za młodziutka i z całą pewnością zbyt dobra. Nie zasłużyła na takie traktowanie.
-Przecież doskonale wiesz, że prędzej czy później zacznie przychodzić tu z tobą. To jedynie kwestia czasu - Zayn nie miał cholernego pojęcia, jak bardzo boli mnie każde jego słowo. Wiedziałem, że wkrótce nadejdzie dzień, w którym Natasza będzie musiała oddać się jednemu z bogatych facetów, lecz samą myśl o tym odpychałem na dalszy plan. Nigdy nie pogodzę się z faktem, że Natasza nie będzie tylko i wyłącznie moja.
-Prędzej czy później - powtórzyłem, głęboko nabierając w płuca powietrza. - Mam cholerną nadzieję, że jak najpóźniej. Nie chcę, żeby przepłakiwała całe noce. Nie chcę, aby wciąż chodziła smutna. Ja ją kocham. Wiecie, jak się czuję, mając świadomość, że jeden z tych starych skurwieli będzie ją posuwał?
Chciałem płakać i tylko obecność znajomych powstrzymała moje łzy przed ucieczką. Nie pokazywałem uczuć w ich obecności. Wstydziłem się. Jedynie przy Nataszy mogłem być prawdziwym sobą. Nikogo nie udawałem, nie zakładałem maski. To jedynie umacniało naszą miłość, która opierała się na wzajemnym zaufaniu i trosce.
-Stary, chyba ktoś na ciebie czeka - jeden z chłopaków skinął znacząco w kierunku wyjścia, przy którym przechadzał się facet z zakręconym ku niebu wąsem i brzuchem opinającym się pod materiałem koszuli.
Poczułem mdłości. Musiałem do niego iść, musiałem mu się oddać, musiałem robić z siebie dziwkę, żeby żyć. Narkotyki były moim życiem. Bez nich nie istniałem. Bez nich umierałem. A teraz dopuściłem do tego, aby i dla Nataszy stały się najważniejsze. Naprawdę całą winą obarczałem siebie. Nienawidziłem samego siebie.
Z westchnieniem wstałem z betonu i ruszyłem powoli w kierunku mężczyzny. Już teraz czułem jego smród i szorstkie dłonie połączone z moją skórą. Najgorszym było jednak, że brunet, którego włosy zaczęły powoli siwieć, nie był ostatnim klientem dzisiejszego popołudnia. Będę zmuszony obsłużyć kolejnych, jeśli uda mi się ich znaleźć, a później prosić Tysona, aby sprzedał mi dwie działki taniej. Nie dam rady uzbierać stu okrągłych dolarów. Nie byłem na tyle silny. Zacząłbym płakać w ohydnych łapach obcego faceta. Robiłem to tylko dla Nataszy. Tylko ona przyświecała sens mojego życia.
-Witaj, Justin - wychrypiał, kładąc dłoń na moim ramieniu. Była ciężka i duża. Obrzydzała mnie jak wszystko co z nim związane.
-Dzień dobry - odparłem ledwo słyszalnie. Nie chciałem z nim rozmawiać, ale musiałem być względem niego miły i uprzejmy. Nie mogę stracić stałego klienta. Nie teraz, gdy jestem odpowiedzialny za Nataszę. Jest moim małym słoneczkiem, moim małym aniołkiem. Muszę o nią dbać. Muszę się o nią troszczyć. Obrałem to sobie za cel w życiu.
Usiadłem na siedzeniu pasażera w jego samochodzie i przypiąłem się pasem. Robiłem wszystko, aby tylko nie patrzeć na jego pomarszczoną twarz. Wywoływał u mnie dreszcze i mdłości. Musiałem godzić się na to wszystko. To jedyna perspektywa w moim życiu.
-Wydajesz się dzisiaj inny, Justin - położył dłoń na moim kolanie, a ja, mimo że pragnąłem odsunąć się jak najdalej, nie mogłem. - Może się zakochałeś?
-Tak - mruknąłem cicho. Chciałem na niego warknąć, może nawet krzyknąć, lecz wtedy przekreśliłbym swoje szanse na zarobienie kilku dolarów.
-Powiedz, masz dziewczynę?
-Tak, mam - odpowiedziałem posłusznie, w duchu bojąc się, że niepotrzebnie wspominałem o moim skarbie. Jedynym i największym, który miałem.
-Jak ma na imię? Pewnie jest młodziutka - w obrzydliwy sposób przejechał językiem po dolnej wardze. Miał mnie, a mimo to pragnął i jej.
-Natasza. I tak, jest młodziutka. Ma tylko piętnaście lat - miałem cichą nadzieję, że wiek Nataszy zniechęci mężczyznę. Myliłem się.
-Przyprowadź ją kiedyś ze sobą. Jeśli mi się spodoba, dam ci za nią więcej.
Miałem ochotę rzucić się na tego pierdolonego, starego zboczeńca z pięściami, lecz mogłem jedynie zacisnąć zęby. Oczyma wyobraźni ujrzałem małe ciałko Nataszy pod tym człowiekiem. Przysięgam, jak długo żyję, nigdy nie ujrzałem czegoś równie... strasznego.
-Nataszka nie jest dziwką - warknąłem, lecz szybko odkaszlnąłem i zmieniłem ton głosu. Musiałem panować nad emocjami.
-Gdybyś jednak zmienił zdanie, jestem chętny.
Twoje niedoczekanie, pierdolony staruchu. Zrobię wszystko, aby ochronić Nataszę przed tym, do czego życie zmusza mnie.


Natasha

Poczułam, jak dotknął mojego biodra dłonią, gdy oboje wchodziliśmy pod strumień ciepłej wody pod prysznicem. Nikt przed nim nie dotykał mnie w podobny, przyjemny dla mojego ciała sposób, dlatego za każdym razem drżałam delikatnie, chcąc więcej. Uczyłam się przy nim nie tylko, jak żyć, ale również jak być dla niego odpowiednią dziewczyną, której nie wymieniłby po kilku dniach. Widziałam w nim miłość swojego życia i nie potrafiłabym oddać go innej. Żadna nie zasłużyła. Ja również. Justin był dla nas wszystkich zbyt dobry. Był aniołem, który uciekł z nieba i zagubił drogę powrotną do domu. Świat, w którym oboje żyliśmy, wyniszczał go powolutku, sprawiając ogromnie wiele bólu.
Justin wtulił mnie w swoją klatkę piersiową, którą musnęłam kilkukrotnie z czułością. Nawet nie wiem kiedy spod moich powiek wypłynęło kilka łez. W ciągu paru tygodni ten dwudziestojednoletni szatyn stał się dla mnie całym światem i zmienił życie bez siebie w niemożliwe do przetrwania. Tak bardzo chciałam, aby pokochał mnie w równym stopniu co ja jego. Chciałam go uszczęśliwiać. Chciałam, aby wtulony we mnie nie musiał płakać i martwić się czymkolwiek. Chciałam żyć dla niego.
-Justin, uśmiechnij się, proszę - szepnęłam, opuszkami palców unosząc kąciki jego ust.
-Uśmiechnę się, jeśli moja myszka też się do mnie uśmiechnie - szepnął i pocałował mnie w czubek głowy.
Posłałam mu szczery uśmiech, aby tylko zobaczyć choćby delikatny grymas na jego twarzy. Wiedziałam, że zrobił to tylko dla mnie, a w rzeczywistości daleko mu było do uśmiechu.
Poszedł na dworzec przede wszystkim z uwagi na mnie. Zarabiał ze względu na mnie. Przyjmował na siebie cały ten ból i smutek przeze mnie. Czułam się tak, jakbym wykorzystała go w najgorszy możliwy sposób. Chciałam ulżyć mu w cierpieniu, a nie go dokładać.
Stanęłam na palcach i delikatnie, z czułością musnęłam wargi Justina, które pod wpływem moich przyjemnie zadrżały. Wsunęłam język do jego ust i odszukałam jego. Tak przyjemnie drażnił moją skórę, napawając mnie jednocześnie nową nadzieją. Jego dłonie przejechały wzdłuż mojej talii, przez biodra, a kiedy musnęły pośladki, wróciły z powrotem na wcięcie w pasie. Justin każdy ruch wykonywał niezwykle delikatnie. Nie chciał mnie wystraszyć, czułam to. Miał na uwadze mój młody wiek i niedoświadczone ciało, które na każdą pieszczotę reagowało znacznie silniej.
Nagle zapragnęłam pokazać Justinowi, jak bardzo go kocham. Musiał wiedzieć, że jest moim słońcem, najjaśniej świecącym na niebie. Podświadomie myślałam również o dworcu, na który niedługo będę musiała zacząć chodzić i ja. Nie chciałam tam iść z myślą, że jeszcze nigdy w pełni nie oddałam się Justinowi. Chciałam być jego w tym pierwszym momencie, do niego należałam. Musiał o tym wiedzieć.
-Justin - szepnęłam niepewnie. Sama nie wiedziałam, czy całą sobą pragnę zrobić to już dzisiaj. - Chcę się z tobą kochać.
Justin spojrzał na mnie z lekkim zaskoczeniem w głębinie czystych, brązowych tęczówek. Nie powiem, że się nie denerwowałam, ponieważ stres zżerał mnie od środka. Przygryzłam nawet dolną wargę i spuściłam wzrok. Kochałam Justina, kochałam go całym sercem, lecz nie byłam przekonana, czy aby na pewno teraz chcę stracić dziewictwo. 
-Nataszka, nie chcesz tego robić - uniósł dwoma palcami moją brodę i musnął nosem czubek mojego nosa. - Widzę to w twoich oczkach. Nie jesteś gotowa, a ja nie chcę, abyś robiła to tylko ze względu na mnie. Przyjdzie odpowiedni moment i wtedy naprawdę będziesz tego chciała, będziesz pewna. Teraz nie jesteś, nie oszukuj samej siebie.
Justin objął mnie ramionami w talii i przytulił policzek do zagłębienia mojej szyi. Kilkoma słowami zdołał mnie uspokoić. Pokazał mi, że pośpiech w tej jednej kwestii jest zupełnie niepotrzebny i wręcz głupi. Kochałam go, ale znałam jeszcze zbyt krótko. Jak powiedział Justin, nadejdzie moment, w którym naprawdę będę tego chciała, będę pożądała go każdą częścią ciała i każdą częścią umysłu. Jeszcze do tego nie dojrzałam.
Odwzajemniłam silny uścisk, pozwalając jednej łzie spłynąć po policzku i zmieszać się z wodą pod prysznicem. Po raz pierwszy podziękowałam Bogu za tak wspaniałego człowieka jak Justin. Mógł mnie wykorzystać. Przecież sama na to nalegałam. On jednak spojrzał głęboko w moje niepewne oczy i dostrzegł w nich cień zawahania. Troszczył się o mnie jak brat, a kochał mnie jak najwspanialszy mężczyzna, którego spotyka się w życiu tylko raz.
Otarłam ciało Justina z kropel wody ręcznikiem przewieszonym przez barierkę z zasłoną. Ja również chciałam troszczyć się o niego. Skoro nie mogłam pokazać mu miłości fizycznie, zamierzałam przelać ją na opiekuńcze gesty i słowa.
Oboje ubraliśmy się w ciszy i również w ciszy wyszliśmy z ośrodka dla bezdomnych. Słońce przyjemnie ogrzało nasze ciała i zaczęło suszyć moje mokre włosy, których kosmyki Justin w regularnych odstępach przepuszczał przez palce. Chociaż mieszkałam na ulicy, chodziłam głodna i zaniedbana, czułam się szczęśliwa, ponieważ miałam u boku swój własny ideał, którego do tej pory widziałam jedynie w snach.
-Wiesz, czego się boję? - zaczął niespodziewanie, chowając obie dłonie w kieszenie dresów. Skoro on się bał, ja zaczęłam bać się razem z nim.
-Czego? - spytałam niepewnie. Nie wiedziałam, czy aby na pewno chciałam poznać odpowiedź. Strach wiązał się ze smutkiem, a smutek z cierpieniem. Kolejnym cierpieniem.
-Tego, że ty również zaczniesz chodzić na dworzec, zaczniesz puszczać się za dragi. Chciałbym cię od tego uchronić, ale nie wiem, czy będę w stanie. Widzę ból w twoich oczkach, kiedy wychodzę na zarobek i wiem jednocześnie, że jeśli ty zaczęłabyś robić to samo, cierpiałbym znacznie mocniej. Jesteś taka malutka, młodziutka, delikatna. Nie zasłużyłaś na to, Nataszka. Nie zasłużyłaś.
-Zrobię wszystko, abyś ty nie musiał tak cierpieć. Gdybym tylko mogła, zabrałabym od ciebie cały ten cholerny smutek.
-Jeśli chcesz mi pomóc, po prostu trzymaj się z dala od dworca, błagam cię o to, Natasza - spojrzał w głąb moich oczu i na moment sparaliżował mnie tak niebywale głębokim spojrzeniem.
-Nie możesz się tak dla mnie poświęcać. Nie możesz - znów zaczęłam płakać. W ciągu ostatnich dni wylałam więcej łez niż w całym swoim życiu.
-Miłość wiąże się z poświęceniem, wiesz? A ja kocham cię najmocniej na świecie i zrobię wszystko, aby twoje małe serduszko nie musiało się bać.


~*~


Mogę Wam zdradzić, że druga część kolejnego rozdziału wyszła dość... smutna.
Czekam na Wasze opinie :)
ask.fm/Paulaaa962

Polecam!
http://nocontrol-pl.blogspot.com/
http://dark-sky-1dff.blogspot.com/

15 komentarzy:

  1. Popłakałam się na końcu..
    Jejku, rozdział cudowny :3
    Nie mogę się doczekać następnego :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ono jest cudowne, uwielbiam czytać o tej dwójce ! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak słodko ;)
    Wogule ciesze się ze się pogodzili :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Popłakałam się...piękny rozdział ...brak słów

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże genialny! Aż miałam ochotę płalać pod koniec. Dosłownie mam łzy w oczach. Kocham Twoje opowiadania Jeju! Czekam na następny rozdział <3. Życzę weny! :) /Lulu

    OdpowiedzUsuń
  6. Bedzie smutna? O jezu to nie bede czytała tego najlepiej bo PORYCZE sie jak niemowlę znając mnie, a ten rozdział jest idealny!

    OdpowiedzUsuń
  7. boze jak smutno :( nie moze natashka wziac kasy od rodzicow i wynjac mieszkanie i isc do pracy, wtedy by bylo dobrze ????

    OdpowiedzUsuń
  8. Jaki Justin jest kochany <333
    Czekam na następny rozdział :*
    /Wiki

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak ja kocham ten ff boże święty *-*
    Rozdział cudowny jak zawsze nic dodac nic ująć
    Kurde a oni by się mogli ogarnąć!!! Przecież są inne sposoby na zarobek ;-;

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudowny !
    Czekam ma następny rozdział! ☺☺

    OdpowiedzUsuń
  11. O boże nie mogę patrzeć na takiego Justina, płaczę.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dalej, dalej. Proszę :D
    Zapraszam również do siebie -> http://evenwhenthenightchanges.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Wspaniały!
    Czekam na następny. Weny <3
    http://dark-sky-1dff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Mam nadzieje ze wszystko bedzie ok😭 kocham:((

    OdpowiedzUsuń
  15. Boże jak to wyszla smutna? Az sie boje. Super rozdział.

    OdpowiedzUsuń