*Natasha*
Po raz pierwszy budziłam się w świeżej pościeli w objęciach mężczyzny. Mojego mężczyzny, za którego oddałabym życie. Nie ma lepszego uczucia niż to, które towarzyszyło mi w momencie uniesienia powiek. Jednym ramieniem obejmował moją talię, natomiast drugim wtulił moją głowę w swoją klatkę piersiową. Czułam jego palce wśród moich włosów oraz równe bicie jego serca, podczas kiedy mój policzek wtulony był w jego ramię. Przez nabytą przy szatynie wrażliwość byłam bliska płaczu, przysięgam. Tak niewiele potrzebowały moje łzy, aby strumieniami spływać po policzkach.
-Cześć, kotuś - usłyszałam przy uchu szept, który niemal natychmiast wywołał uśmiech na moich ustach. Jego ciepły oddech uderzył o skórę za moim uchem, rozprowadzając wzdłuż kręgosłupa dreszcze. Uwielbiałam to uczucie, uwielbiałam.
-Dzień dobry - mlasnęłam słodko, odwracając się twarzą do szatyna.
Leżał na boku, z policzkiem wtulonym w poduszkę. Jego oczy były zamglone, zaspane i zupełnie nieprzytomne. Dzięki temu wyglądał jeszcze bardziej słodko i uroczo. Chciałam pocałować go natychmiast, w tej chwili, dlatego przybliżyłam swoją twarz do jego i naparłam na wargi chłopaka, muskając je z pasją, zaangażowaniem, namiętnością i... miłością.
-Dzięki tobie budzę się z uśmiechem na ustach, malutka - wymruczał w moje wargi, przenosząc swoje usta na moje czoło. Był mężczyzną mojego życia, a jednocześnie opiekunem, który nie pozwoliłby mnie skrzywdzić. Za bardzo mu na mnie zależało, czułam to.
Był moją wodą, moim powietrzem, moim pożywieniem. Był moim wszystkim.
-Jeszcze nigdy nie spało mi się tak dobrze, wiesz? - wymamrotałam, siadając w rozkroku na jego udach. - I jeszcze nigdy nie było mi tak ciepło, gdy spałam.
-A chcesz, żeby było ci jeszcze cieplej? - wymruczał w moje wargi i gwałtownie obrócił moje ciało. Teraz to on leżał na moim kruchym ciele i spoglądał głęboko w moje oczy. Jego spojrzenie potrafiło mnie przytłoczyć, lecz jednocześnie wywoływało dreszcze. Błogie dreszcze.
-Co masz na myśli? - wyszeptałam. Zaczynało robić mi się naprawdę gorąco i wiedziałam, że temperatura mojego ciała nie opadnie, dopóki Justin nie oddali się ode mnie na przynajmniej dwa metry. Nie chciałam tego.
-Mógłbym odwdzięczyć ci się za twoją wczorajszą pomoc - wymruczał tuż przy moim uchu. - Jeśli wiesz, co mam na myśli.
Mimowolnie spięłam mięśnie, jednak nie bałam się Justina, nie bałam się jego słów, nie bałam się gorącego oddechu, który uderzał o moją rozpaloną szyję. Chyba dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że pragnę nie tylko jego miłości, jego uwagi i opieki, ale także jego w sposób fizyczny, jego ciała, jego dłoni na swojej skórze.
Nieśmiało skinęłam głową i pozwoliłam Justinowi, aby przywarł wargami do rozpalonej skóry na moim dekolcie. Jęknęłam cicho i niespodziewanie. Nie zdążyłam więc zagryźć warg i wstrzymać odgłosu. Nigdy nie czułam się w podobny sposób. Nigdy nie czułam się tak dobrze, ponieważ nikt nigdy nie poświęcił mi tyle uwagi ile teraz Justin. Boże, pragnęłam go, pożądałam i nie chciałam, aby przestawał.
-Boisz się mnie? - wyszeptał w mój dekolt, na moment unosząc wzrok.
-Nie - zachichotałam, ściskając w obu dłoniach poduszkę, na której dzisiejszej nocy spał Justin.
-A zdejmiesz dla mnie koszulkę? - wiedziałam, że odezwał się niepewnie. Nie chciał mnie spłoszyć. Nie miał pojęcia, że nikomu nie ufałam tak mocno jak jemu. Zrobiłabym dla niego wszystko, więc rozebranie się przed nim było praktycznie niczym.
Odepchnęłam chłopaka na moment, usiadłam i ściągnęłam przez głowę cienką koszulkę, w której zazwyczaj spałam. Rzuciłam ją na podłogę i ponownie opadłam na miękką pościel. Justin uśmiechnął się do mnie szeroko, zwilżył językiem wargi i ponownie nachylił się nad moją klatką piersiową. Tym razem jednak, kiedy moje piersi były nagie, nie omieszkał złożyć na nich kilku ciepłych, czułych pocałunków. Obchodził się ze mną tak delikatnie, jakby bał się, że jednym dotykiem może mnie skrzywdzić.
-Ale z ciebie chudzinka - zachichotał.
Ponownie jego oddech zderzył się z moją skórą. I ponownie jęknęłam. Po prostu nie potrafiłam tego powstrzymać. Nie chciałam.
-Justin, co ty chcesz zrobić? - wydyszałam, kiedy jego pocałunki zsunęły się na podbrzusze. Nigdy nie czułam tak przyjemnych skurczów w dolnej partii brzucha.
-Zaufaj mi, kotek - chyba nawet nie poczułam, kiedy na moje policzki wpłynął delikatny rumieniec. Justin zawstydzał mnie każdym słodkim słówkiem. Jeszcze nie przywykłam do czułości okazywanych mi przez Justina.
Postanowiłam nie odzywać się więcej i zaufać Justinowi. Wiedział, co robi. Chciał sprawić mi przyjemność, a i ja tego chciałam. Rozluźniłam mięśnie i czerpałam rozkosz z każdego pocałunku szatyna, które przeniósł na wewnętrzną stronę moich ud. Nie spięłam się, gdy zahaczył palce na gumce moich majtek ani wtedy, gdy zaczął zsuwać je wzdłuż nóg. Leżałam naga, niemal w ogóle nieskrępowana, szczęśliwa. Szczęśliwa, tak naprawdę.
Jęknęłam w poduszkę, którą przyłożyłam do ust, gdy Justin złożył pierwszy pocałunek na mojej najbardziej intymnej strefie. Już teraz nie żałowałam, że pozwoliłam mu na tyle. Przyjemność zaczęła narastać, kiedy Justin wsunął wewnątrz mnie swój język i wykonał nim niewielkie kółko. Następnie wysunął ze mnie język i kilkukrotnie przejechał nim po mojej łechtaczce. Musiałam dosłownie wcisnąć w twarz poduszkę i zacisnąć na niej zęby. Z moich ust zaczęły wydobywać się coraz mniej przyzwoite dźwięki i odgłosy. Justin nie miał cholernego pojęcia, w jaki sposób działa na moje niedoświadczone, nastoletnie ciało. Gdyby teraz przestał i nagle odsunął się ode mnie, byłabym w stanie zabić go gołymi rękoma.
-Nie przestawaj, proszę - wyjęczałam, wsuwając smukłe palce w jego włosy. Kurwa, kochałam cuda, które wyczyniał swoim językiem. Zanim zaczął, nie wierzyłam, że pocałunkami i muśnięciami składanymi w odpowiednim miejscu może doprowadzić mnie do takiego stanu. Do stanu, w którym nie potrafiłam kontrolować swojego głosu, swojego ciała i umysłu, który zaczął przywoływać coraz bardziej niegrzeczne fantazje.
Delikatnie drapałam skórę jego głowy, gdy on przyspieszył ruchy językiem. Justin wiedział, co zrobić, aby w przeciągu kilku sekund doprowadzić mnie na szczyt. Ostatni raz jęknęłam głośno i zmieszałam nieprzyzwoity dźwięk z przekleństwem. Tym razem nie miałam przytulonej do twarzy poduszki, dlatego mój głos rozniósł się po całym pokoju. Dałabym sobie rękę uciąć, że nie tylko Justin usłyszał moje jęki, niestety. Chciałam zachować je jedynie dla szatyna.
-O Boże, będziesz robił to częściej - wyszeptałam roztrzęsionym głosem.
-Ile tylko będziesz chciała, kochanie. Jestem do twojej dyspozycji, pamiętaj - ostatni raz musnął skórę na wewnętrznej części uda, po czym opadł na materac i okrył nas ciepłą kołdrą. Wisienką na torcie okazało się delikatne muśnięcie czubka mojego nosa przez wargi szatyna.
Zaczęłam płakać, rzewnie i głośno, objęta ramionami Justina. Nie uspokajał mnie, nie uciszał, tylko pozwalał wylać te najbardziej gorzkie łzy, które szybko zaczęły spływać po jego barku. Nie płakałam ze smutku, bólu czy strachu. Płakałam ze szczęścia. Płakałam, bo on, bo osoba którą... kochałam, była przy mnie i nie miała zamiaru pozwolić mi odejść. Jego potrzebowałam. Jego i tylko jego.
-Przepraszam - mruknęłam po kilku minutach, kiedy do niedawna mokre oczy wyschły zupełnie. - Na ogół nie mam w zwyczaju się tak rozklejać.
-Nie przepraszaj, Natashka. Sam często płaczę i to nie jest powodem do wstydu. To pomaga, bardzo pomaga, zwłaszcza jeśli masz osobę, w której ramię możesz się swobodnie wypłakać.
Odwzajemniłam jego ciepły, pełen troski uśmiech i mocniej wtuliłam się w jego ciało. Dawał mi poczucie bezpieczeństwa, poczucie troski i opieki, poczucie, że już nigdy nie będę sama. A ja tak bardzo chciałam wierzyć w jego nieme zapewnienia.
Nagle drzwi pokoju otworzyły się z impetem na oścież, a do środka weszła Vanessa. Odwróciłam głowę w jej kierunku i westchnęłam głośno. Przerwała możliwie najpiękniejszy moment w moim życiu, a ja nie mogłam nawet odrzucić na bok kołdry, wstać i wyrzucić jej z pokoju. Wciąż byłam bowiem naga, wciąż w ramionach Justina. Nie chciałam tego przerywać. Czułam, że przerwałabym coś pięknego, popełniłabym prawdziwą zbrodnię.
-No ładnie. Masz dopiero piętnaście lat, a już sprowadzasz sobie do domu facetów? Szybko zaczynasz - prychnęła, stukając paznokciami o framugę drzwi.
-Van, odpuść sobie i po prostu wyjdź - westchnęłam. Nie miałam siły na jakiekolwiek kłótnie.
-Spokojnie, nie zamierzam wam przeszkadzać. Chciałam ci tylko powiedzieć, że jeśli następnym razem też masz zamiar tak jęczeć, połóż sobie na twarz poduszkę. Niektórzy chcieliby jeszcze spać - warknęła, po czym wyszła z pokoju i trzasnęła drzwiami.
-Jeśli masz zamiar tak jęczeć, połóż sobie na twarz poduszkę. Niektórzy chcieliby spać - zironizowałam, powodując cichy chichot szatyna. - Nienawidzę jej - dodałam w jego klatkę piersiową i pozwoliłam, aby przytulił mnie do swojego ciała.
Leżeliśmy przez kolejną godzinę, nie zamieniając ze sobą choćby jednego słowa. Cisza pomiędzy nami była niesamowicie przyjemna i komfortowa. To jeszcze bardziej utwierdzało mnie w przekonaniu, że czułam do niego coś niezaprzeczalnie silnego. Dopiero po wielu minutach spędzonych w jego objęciach, wstałam i podeszłam do szafy, aby ubrać bieliznę, koszulkę z krótkim rękawem i szare dresy luźne w kroku.
Wtedy jednak rozniósł się echem dźwięk szpilek uderzanych o kamienne schody. Tylko mama chodziła po domu na wysokich obcasach. Nie mogłam pozwolić, aby ujrzała Justina w moim łóżku. Wpadłaby w szał.
-Justin, do szafy! - pisnęłam ze śmiechem, otwierając drzwi szerzej i zamykając je, kiedy zniknął wśród wielu nienoszonych ubrań.
Drzwi pokoju otworzyły się niemal w tym samym momencie, w którym postać szatyna zniknęła. Mama weszła do sypialni, a ja mogłam jedynie modlić się, że jakimś cudem nie usłyszała z dołu moich jęków i głośnych przekleństw. Miałabym, delikatnie mówiąc, ogromne, dożywotnie problemy.
-Cześć, mamo - posłałam jej wymuszony uśmiech. Nie było w nim nawet grama szczerości.
-Chciałam ci tylko powiedzieć, że wychodzimy z ojcem i będziemy dopiero wieczorem. Vanessa również niedługo wychodzi. Ty także powinnaś coś ze sobą zrobić, zamiast całe dnie spędzać w domu, na łóżku.
-Cokolwiek - warknęłam, odrzucając włosy.
-Chociaż raz ubrałabyś się przyzwoicie, a nie tylko w tych dresach. Nie widzisz, jak wygląda Vanesssa? Nie możesz wziąć z niej przykładu? To naprawdę tak dużo?
-Noszę to, co lubię i co jest wygodne. Nie zamierzam na siłę wciskać się w sukienki i chodzić na szpilkach, żeby połamać sobie nogi. Odpuść już sobie. Takim pieprzeniem niczego nie zmienisz.
Mama nie odpowiedziała. Posłała mi ostatnie groźne spojrzenie, odwróciła się na pięcie i wyszła, donośnie trzaskając drzwiami. Dopiero wtedy mogłam otworzyć szafę i wypuścić z niej Justina. Cholera, już za nim tęskniłam i byłam tym faktem szczerze zaniepokojona. Jak można w tak stosunkowo krótkim czasie do tego stopnia przywiązać się do drugiego człowieka?
-Chciałbym cię w niej kiedyś zobaczyć - wymruczał, wychodząc z szafy z czerwoną, dopasowaną sukienką w ręce.
Zaśmiałam się cicho i przewróciłam oczami. Czyżby Justin zawarł pakt z moją matką dotyczący sukienek?
-Może kiedyś zobaczysz - odparłam, choć doskonale wiedziałam, że rzuciłam słowa na wiatr. Nie zamierzałam nosić ubrań niewygodnych, eleganckich i zdecydowanie sztywnych. - Poczekaj tu chwilę - dodałam i wyszłam z pokoju.
Po cichu otworzyłam drzwi od sypialni Davida. Dzięki Bogu mężczyzny nie było w pokoju. Brał prysznic. Krople wody dość głośno uderzały o ścianę. Podbiegłam do szafy, otworzyłam ją i wyciągnęłam z wnętrza ubrania z najniższej półki. To na niej David zazwyczaj trzymał dresy i luźne koszulki, a dzięki temu, że mój brat i szatyn byli podobnego wzrostu, ubrania David będą pasować na Justina.
Chwyciłam w dłonie dwie pary dresów i trzy luźne koszulki z krótkim rękawem. Wyszłam z sypialni i na palcach wróciłam do swojego pokoju. O dziwo, nigdzie nie mogłam znaleźć Justina. Dopiero hałas w szafie i jego nagie plecy wystające zza drzwi ukierunkowały moje poszukiwania w zupełnie inną stronę.
-Czego tam tak szukasz, misiu? - zaćwierkałam, obejmując chłopaka ramionami w pasie. Musnęłam jego chłodne plecy i przytuliłam do nich policzek.
-Niczego nie szukam. Przeglądam jedynie twoje ubranka i zastanawiam się, w czym moja piękna dziewczynka wyglądałaby najładniej - odparł, stając na przeciwko mnie. Położył dłonie na moich biodrach i przybliżył mnie na odległość połowy małego kroku.
-Twoja dziewczynka? - uniosłam brwi, a moje serce mimowolnie zatrzepotało. Cholera, chciałam być jego. Chciałam, aby nazywał mnie tylko i wyłącznie swoją.
-Tak - mruknął, wtulając twarz w zagłębienie mojej szyi. - Chciałbym nazywać cię w jakiś oryginalny sposób. W sposób, który zawsze kojarzyłby ci się ze mną - na moment zmarszczył brwi, a po chwili rozluźnił je z uśmiechem. - Będziesz moją myszką. Taką ze słodkim pyszczkiem.
Parsknęłam cichym śmiechem i pokręciłam głową. Jeszcze wczoraj nie kochałam go tak jak dzisiaj. Moja miłość rosła z każdym jego słowem, z każdym spojrzeniem na jego łagodny uśmiech. Chciałam spędzić cały dzień na muskaniu jego malinowych warg, na wtulaniu się w jego ciepłe ciało.
-Masz ogromną wyobraźnię, Justin, ogromną - poklepałam go po ramieniu po raz ostatni i wręczyłam ubrania David.
Chłopak podziękował cicho za dresy i koszulkę. Widziałam w jego oczach lekką niepewność. Trudno było mu przyjąć czyjąkolwiek pomoc, zwłaszcza kiedy płynęła ode mnie.
-Natasha, musimy porozmawiać - ubrał się w ciszy, jednak kiedy usiadł na łóżku i złapał moje dłonie, poczułam nieprzyjemny skurcz w dole brzucha. Było pięknie. Nie chciałam, aby cokolwiek uległo zmianie. - Zasługujesz na kogoś lepszego. Kogoś, kto zapewni ci lepszą przyszłość z perspektywami, nadziejami. Ale chcę cię przy sobie, cały czas. Nie umiem bez ciebie żyć. Dzisiaj wracam na 18th Street, a ty nie powinnaś iść ze mną, to nie jest miejsce dla ciebie. Z drugiej strony pragnę przez cały czas trzymać cię w ramionach i... i nie wiem, co mam teraz zrobić.
-Justin, chcę być z tobą, chcę być blisko ciebie. Gdziekolwiek nie pójdziesz, musisz wiedzieć, że będziesz niósł ze sobą bagaż w mojej postaci - musnęłam z czułością jego policzek. -Nie odczepię się od ciebie, wracam razem z tobą.
Wiedziałam, że Justin chciał coś powiedzieć, chciał mnie ostrzec, że życie na ulicy nie jest dla mnie, ale nie potrafił, ponieważ... ponieważ coś do mnie czuł.
Zwyczajnie objęłam szyję Justina ramionami i wtuliłam go w swoją klatkę piersiową. Szatyn przytulił twarz do mojego biust i owinął ręce wokół mojej talii. Nikt nigdy nie przytulał mnie w sposób, w jaki robił to on. Nikt nie dotykał mnie tak jak on. Nikt nie poświęcał mi tyle uwagi.
-A teraz chodź, oboje zasłużyliśmy na porządne śniadanie - chwyciłam delikatnie jego dłonie i pociągnęłam je, aby wstał z łóżka. Czułam się przy nim tak cholernie swobodnie.
Zeszliśmy schodami na parter, do kuchni. Jednocześnie usłyszeliśmy dźwięk zamykanych drzwi wyjściowych. Vanessa wyszła z domu, więc prócz nas w willi został jedynie David. Czekała mnie poważna rozmowa, lecz nie miałam pewności, czy mój brat wyjdzie z niej cało. Miałam ochotę wydrapać mu oczy, dosłownie. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo zranił mnie swoimi manipulacjami. Na kilkanaście dni złamał mi serce.
-Co pan sobie życzy? - zaćwierkałam radośnie, opierając się o blat i zbliżając twarz do twarzy Justina, siedzącego na przeciwko.
-Jeśli dasz mi kawałek suchej bułki, będę dożywotnio wdzięczny - posłał mi blady uśmiech, a moje serce momentalnie zacisnęło się boleśnie.
-Justin - przeciągnęłam, podchodząc do chłopaka od tyłu. Znów oparłam się na jego plecach i utworzyłam na nich ścieżkę mokrych pocałunków. Chciałam, aby wiedział, że zawsze będę przy nim.
-Uśmiech, myszko. Proszę o uśmiech - poklepał mnie delikatnie po udzie i tym samym uspokoił. Cholera, nienawidziłam, gdy był smutny. Wtedy również moje serce zaczynało płakać.
-Więc jak? Naleśniki mogą być? - spytałam słodko i zaczęłam wyjmować z szafki potrzebne składniki.
Justin tylko skinął głową i wysłał mi w powietrzu buziaka. Udałam, że go złapałam, z cichym chichotem na ustach. Zmieszałam wszystkie składniki i w przeciągu kilkunastu minut usmażyłam odpowiednią porcję naleśników. Nie podejrzewałam jednak, że Justin ledwie zmieści w siebie jednego naleśnika. I znów poczułam smutek na sercu. I znów chciało mi się płakać, jednak nie odezwałam się. Zamiast tego wsunęłam ostatni kawałek naleśnika do ust.
Justin był tak inny, inny od wszystkich innych. Chociaż byliśmy blisko, Justin nie potrafił w pełni otworzyć się przede mną. Często nie wiedziałam, o czym myśli, co czuje. Nie chciał mnie martwić i dlatego dusił wszelkie emocje wewnątrz. Było mi go zwyczajnie żal.
Wtedy oboje usłyszeliśmy na schodach kroki. Mimowolnie zacisnęłam pięści i szczękę. Nadszedł czas na poważną rozmowę z bratem i chociaż nie zamieniłam z nim jeszcze ani słowa, moje ciśnienie podskoczyło już teraz. Chciałam, aby zrozumiał, że cholernie mnie skrzywdził. I podświadomie chciałam, aby cierpiał z myślą, że mógł zniszczyć życie zarówno mi jak i Justinowi.
-Ty chory, pieprzony skurwysynu - warknęłam ostro, wstając od stołu
Justin próbował zatrzymać mnie, objąć dłonią nadgarstek, a nawet złapać w talii, lecz zdołałam się skutecznie wyrwać. Nigdy nie byłam tak wściekła.
-Natasha, co... - nie pozwoliłam mu dokończyć. Moja dłoń w przeciągu kilku sekund spotkała się z policzkiem mężczyzny. Mimo silnego uderzenia nie udało mi się rozładować nagromadzonego wewnątrz napięcia.
-Jak mogłeś mi to zrobić? Jak mogłeś zachować się w taki sposób? Przecież doskonale wiedziałeś, ile znaczy dla mnie Justin. Płakałam w twoje ramię, mówiąc, jak bardzo za nim tęsknię. W ogóle cię to nie wzruszyło? Musisz być tak cholernym, zapatrzonym w siebie dupkiem? - w głębi duszy czułam, że David chciał dla mnie dobrze i działał jedynie w trosce o moje bezpieczeństwo, jednak pewna część mnie nie pozwalała mi przejść obok niego obojętnie. Nie przejmował się mną przez piętnaście długich lat. Teraz jest już za późno, aby zacząć.
-Natasha, przepraszam. Chciałem po prostu, abyś była bezpieczna. Martwiłem się o ciebie, do cholery! - wyrzucił w powietrze obie dłonie i spojrzał na mnie ze skruchą. - Postaraj się mnie zrozumieć. Jesteś moją małą siostrzyczką.
-Masz jeszcze drugą siostrzyczkę - zironizowałam. - Zajmij się nią, zamiast wpieprzać się w sprawy, które ciebie nie dotyczą.
***
-Justin, gdzie ty idziesz? - spytałam przez śmiech, kiedy chłopak pociągnął mnie w kierunku drabinki, prowadzącej na dach najwyższego wieżowca w Detroit.
-Zaufaj mi i się nie bój - odparł, trzymając moje biodra jedną dłonią, gdy wdrapywałam się po metalowych prętach.
-Nie boję się, przecież jestem z tobą - wyszeptałam pod nosem i szczerze wątpiłam, że szatyn usłyszał moje słowa. W zasadzie miały pozostać jedynie w moim sercu.
Widok z dachu zapierał dech w piersi. Kiedy Justin obrócił mnie dokoła osi, przyłożyłam dłoń do ust. Od lat uważałam Detroit za dużą, niebezpieczną dziurę, natomiast teraz ujrzałam prawdziwe piękno tego miasta i zakochałam się na nowo. Wyglądało wyjątkowo pięknie, zwłaszcza o zachodzie słońca, z czerwoną smugą przebiegającą przez niebo.
-Pięknie tu, prawda? - szepnął do mojego ucha i splątał razem nasze palce. Kiedy trzymał moją dłoń w objęciu swojej, czułam się niezwykle ważna i doceniona.
-Prawda - przytaknęłam, wspierając głowę na jego ramieniu. Stałam w najwyżej położonym punkcie w mieście i czułam się jak w niebie nie tylko psychicznie, lecz również fizycznie. Odkąd pamiętam, pragnęłam zakochać się szczerze i prawdziwie. W końcu nadszedł moment odpowiedni dla mnie.
Oboje staliśmy na samej krawędzi kilkudziesięcio piętrowego budynku, spoglądając w dół. Mocniej ściskałam dłoń szatyna w swojej. Z jednej strony czułam się bezpieczniej, a z drugiej mogłam uchronić tym chłopaka od korku w przód. Miałam dziwne przeczucie, że gdyby mnie tutaj nie było, Justin zrobiłby ten ostatni krok i zakończył wszystko, o co walczył od lat.
-Zastanawiałaś się może, co by było, gdybym zrobił teraz krok w przód i uciekł od tego cholernego życia? - spytał nagle, tępo patrząc w dół.
-Straciłabym najważniejszą osobę w swoim życiu - odparłam stanowczo, aby jednoznacznie dać mu do zrozumienia, że bez niego jestem nikim, że moje życie bez niego jest niczym.
-Ale pomyśl, Natashka. Czy nie byłoby pięknie to wszystko zakończyć, skoczyć i już nigdy nie martwić się kolejnym dniem? Moglibyśmy być zawsze razem, zawsze szczęśliwi. Potrzebujesz czegoś więcej, myszko?
Zaczął mnie naprawdę przerażać, nie żartuję. Wyglądał i brzmiał tak, jakby był gotów skończyć ze sobą, skończyć z życiem, skończyć ze wszystkim, co rozpoczął na ziemi. Nie mogłam go stracić. Nie teraz, gdy tak mocno go pokochałam.
-Justin, boję się o ciebie. Nie mów tak. Chcę żyć razem z tobą, tutaj. Nie pozwolę ci odejść - szepnęłam mu do ucha i objęłam go ramionami w pasie, przytulając się do pleców młodego mężczyzny.
-Zostanę z tobą, wiesz o tym. Ale obiecaj mi, że kiedyś skoczymy razem. Kiedyś, kiedy nie będziemy mieć już siły, aby żyć dłużej. Obiecasz mi, że skoczysz razem ze mną? - spojrzał mi w oczy wzrokiem tak smutnym i tak dogłębnie poruszającym, że serce w mojej piersi zaczęło bić w dziwnym rytmie.
-Obiecuję, Justin. Kiedyś, kiedy zabraknie nam sił. Ale teraz musimy walczyć, aby z każdym dniem było coraz lepiej - obdarzyłam go ciepłym uśmiechem, zacisnęłam małe piąstki na jego koszulce i odciągnęłam go od krawędzi wieżowca. Jednocześnie wpiłam się z namiętnością w jego wargi. Wszystko po to, aby nie ujrzał dwóch maleńkich łez, spływających w dół moich policzków.
-Natasha, ja... - zawahał się, przygryzając nerwowo wnętrze policzka. Wiedziałam, że chciał powiedzieć mi coś ważnego. Po prostu to czułam.
-Śmiało, Justin - zachęciłam go z chichotem i pogłaskałam jego policzek.
Wtulił twarz w moją dłoń i cicho westchnął.
-Chciałbym ci coś powiedzieć - wymamrotał na jednym tchu.
-Wyduś to z siebie - stanęłam na palcach i oparłam swoje czoło o jego. Byłam tak blisko usłyszenia najpiękniejszych słów w swoim życiu.
-Doskonale wiesz, co chcę powiedzieć, prawda? Nie drocz się ze mną, to nie jest takie proste - zachichotał, obdarzając silnym uściskiem moje biodra.
-Więc może pomogę ci, jeśli powiem, że ja ciebie też? - wyszeptałam w jego wargi i już sekundę później poczułam, jak napiera na nie swoimi. Wsunął język do moich ust i potarł podniebienie, powodując falę dreszczy przebiegającą przez kręgosłup. Całował tak wspaniale. Moje serce przyspieszało, a kolana uginały się. Moje ciało przytrzymywały jedynie dłonie Justina.
-Kocham cię, Natashka. Kocham cię cholernie, niezaprzeczalnie mocno - wtulił twarz w moją szyję, a do moich oczu natychmiast napłynęły łzy.
To najpiękniejsza chwila w moim życiu, przysięgam.
-Też cię kocham, Justin, i chcę być z tobą, mimo wszystko - zapłakałam cicho, pozwalając Justinowi unieść moje ciało na wysokość swoich bioder. Pozwalałam mu na wszystko, co zmniejszyłoby między nami odległość. Pragnęłam być blisko Justina. Tak blisko, jak tylko mogłam.
Byłam szczęśliwa, spełniona i doceniona. Nie sądziłam, że cały spokój, którego zaznałam w ramionach Justina, miał w najbliższym czasie przerodzić się w walkę o przetrwanie, łzy bólu, cierpienie i ciągły strach o nowe jutro.
~*~
Powiem Wam szczerze, że sprawdzałam ten rozdział z ogromnym uśmiechem na ustach. Wydał mi się taki... miły :)
W mojej głowie zrodził się ogrom nowych pomysłów dotyczących tego opowiadania, więc mogę Wam zdradzić, że będzie się działo :)
Proszę, skomentujcie rozdział. Wasze ciepłe słowa sprawiają, że mam ochotę siedzieć i pisać od rana do nocy <3
Nie no.Miazga.Faktycznie-rozdziala wyszedl ci mily, bardzo slodki.Ale to dobrze, fajnie jest sie oderwac od rzeczywistosci, przeczytal rozdzial calkiem inny od poprzrdnich.Bez bolu, lez czy cierpienia.
OdpowiedzUsuńSwietnie piszesz.Jestem z toba od 'black tears' i mimo ze nie komentowalam regularnie to zawsze rozdzial czytalam.Swoja droga czy zamierzasz kiedys zaczac od nowa ten blog, z tym statkiem, Justinem i Sel co sie musieli pobrac ale Bieber nie chcial?Niestety zapomnialam jak on sie nazywal.
Weny, udanych wakacji i jak najszybciej do nastepnego mam nadzieje ;))
Swietny rozdzial jak zawsze! Tylko blagam żeby to opowiadanie nie skonczylo sie bez happy endu bo z tym skokiem we dwoch mam dziwne przeczucia, mam nadzieje ze dadzą sobie rade i nie bedzie takiej potrzeby:)
OdpowiedzUsuńBoże *,* najsłodsza scena jaką kiedykolwiek czytałam! Uwielbiam to opowiadanie, zresztą jak każde twoje :* nie mogę się doczekać następnego kochanie! ✌
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział. Naprawdę. Czekam na następny :D
OdpowiedzUsuńAle serio! Ten rozdział jest naprawdę.. Miły! Kurczę dobry jest! Czekam na następny!
OdpowiedzUsuńMasz racje, on jest miły!
OdpowiedzUsuńhttp://wait-for-you-1dff.blogspot.com/
Cudooo. Kocham Justina i Natashe. Ciesze się, że Natasha wygarnęła wszystko Davidowi. On po prostu nie miał prawa ich tak w bezczelny sposób oddzielać, ale wszystko idzie w dobrym kierunku. Koniec tego rozdziału był bajeczny. Mam nadzieje, że będą żyli długo i szczęśliwie i że jednak nie skoczą z tego wieżowca, lecz jednocześnie mam nadzieje, że to zrobią, bo to na prawdę będzie wzruszające i pewnego rodzaju wyczyn z ich strony. Rozdział genialny, z niecierpliwością czekam na next i weny życzę. KC :***
OdpowiedzUsuńMiły? Pff... A co to ma znaczyć: "Nie sądziłam, że cały spokój, którego zaznałam w ramionach Justina, miał w najbliższym czasie przerodzić się w walkę o przetrwanie, łzy bólu, cierpienie i ciągły strach o nowe jutro..." :( Ranisz
OdpowiedzUsuńZ każdym rozdziałem, coraz to bardziej podoba mi sie to opowiadanie ☺ Czekam na kolejny <3
OdpowiedzUsuńno i super ! <3 uwielbiam czytać to opowiadanie :p
OdpowiedzUsuńNic dodać nic ująć
OdpowiedzUsuńczytałam wszystkie twoje opowiadania i sa one po prostu, niezaprzeczalnie piękne. Piekne słowa, piękni bohaterowie, piękne historie, piękne uczucia, piękne pomysły. Za każdym razem kiedy zaczynam czytać twoje opowiadanie wiem, ze nigdy sie nie zawiodę bo wszystko co piszesz jest zawsze oryginalne i wciągające. Muszę przyznać, ze jest to moje ulubione twoje dzieło, ponieważ zawiera tyle emocji, a postacie sa takie złożone i intrygujące. Jednym słowem ideał. Dziękuje ci z całego serca ze dzielisz sie z nami tymi pięknymi słowami 💜
OdpowiedzUsuńRewelacyjny jak kazdy ! Masz dziewczynoo talent xD czekam na kolejny ^ ^
OdpowiedzUsuńostatnie zdanie mnie zdenerwowalo i to mocno !!! boje sie co ty wymyslisz chodz wiem ze skonczysz dobrze <3
OdpowiedzUsuńNiesamowity <3
OdpowiedzUsuńCzekam na next :*
/Wiki
Cudownie! Jezu boje sie co to bedzie...dlaczego po prostu nie zamieszkaja u niej xd
OdpowiedzUsuńBardzo cenię to, że nie robisz zbyt wielu błędów, bo to doprowadza mnie do szału :') Piszesz niesamowicie ciekawie, a myślałam, że to ja jestem dobra...
OdpowiedzUsuń-----
Zapraszam do mnie, coś innego niż ff, ale w moim mniemaniu, niemniej ciekawe :)
http://lifeasstone.blogspot.com/
<333 super :*
OdpowiedzUsuńKochammmm!!! <333 czekam z niecierpliwością na next :**
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdziął!! Dziękuję <3 Czekam na nn <333
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział :** <33
OdpowiedzUsuńO mój boże zawsze jak tu wchodzę to płaczę. Albo ze smutku albo ze szczęścia.
OdpowiedzUsuń<33 świetny
OdpowiedzUsuńDodasz dziś rozdział ???? Proooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooszę :)) �(^v^)
OdpowiedzUsuńRozdział jest cudowny, cieszę się, że masz nowe pomysły, pozostaje nam tylko czekać, aż przelejesz je na przysłowiowy papier :3
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :) życzę dużo weny :3
OdpowiedzUsuńBoooooooooże!!! Genialne do kwadratu.
OdpowiedzUsuń