Justin
Nastał wieczór, a wiatr w koronach drzew wzrósł na sile. Otuliłem Nataszę ramieniem, aby chociaż w części okryć jej zziębnięte ciałko. Późna pora ciągnęła za sobą również nocny chłód. Była późna jesień, a temperatura z każdym dniem spadała. Bałem się kolejnej zimy. Bałem się, że tej jednej mogę nie przeżyć, że mogę nie przetrwać. Naturalnie, bardziej martwiłem się o Nataszę. Ja przywykłem do ciężkich warunków, ona nie.
-Robi się naprawdę chłodno - mruknąłem, pocierając jej ramię dłonią. - Dzisiaj śpisz w mojej bluzie. Nie pozwolę ci marznąć.
-Wystarczy, że mnie przytulisz i od razu będzie mi ciepło - mruknęła cichutko, wtulając policzek w moją klatkę piersiową.
Pragnąłem dać jej wszystko, na co zasłużyła, mimo że nie mogłem nawet zapewnić jej podstawowych oczekiwań. Byłem rozczarowany samym sobą. Kochałem ją, a nie mogłem jej rozpieszczać. Jednakże dzięki temu wiedziałem, że jej miłość jest prawdziwa. Kochała mnie, a nie to, co miałem. Ja przecież nic nie miałem. Nic, prócz starego materaca na podłodze w baraku, kilku bluz, koszulek i dwóch par dresów.
-Jesteś taka słodziutka - zachichotałem, pocierając kciukami jej policzki. Była taka piękna, zwłaszcza gdy uroczo marszczyła nosek i czółko, na którym tworzyła się mała zmarszczka.
-Kochasz mnie? - uśmiechnęła się delikatnie i łagodnie, muskając moją brodę.
-A wątpisz w to? - spojrzałem w jej delikatnie zaspane, zmęczone oczka, całując czubek małego noska.
-Nie - zachichotała, kręcąc głową.
Była małą, słodką dziewczynką i to właśnie to jej wcielenie pokochałem. Była niewinna, delikatna. Potrzebowałem kogoś takiego jak ona.
Zbliżaliśmy się do dworca Michigan Central Station. Zabrałem ze sobą Nataszkę tylko dlatego, że zapadł zmrok i na opuszczonym dworcu pozostali tylko moi znajomi. W ciągu dnia chciałem trzymać ją z dala od tego miejsca. Od miejsca, które zmienia ludzi i zamienia szczęście w smutek. Natasza miała opory, kiedy powiedziałem jej, gdzie idziemy. Bała się, że zacznie płakać. Czuła mój ból, gdy wychodziłem na zarobek. Czuła mój ból, gdy z niego wracałem. Jeszcze nikt nie był mi tak bliski.
-Justin, ile miałeś lat gdy przyszedłeś tu po raz pierwszy? - spytała cicho, z drżeniem w głosie.
Ja również poczułem w dole brzucha ucisk. Samo opowiadanie o tym nie było dla mnie proste.
-Kiedy byłem w twoim wieku - mruknąłem, mocniej obejmując dziewczynę ramieniem. Wiedziałem, że gwałtownie zepnie mięśnie. - Miałem piętnaście lat i nie brałem jeszcze narkotyków. Wtedy przychodziłem tu rzadko, kiedy rodzice przepili cały zasiłek z opieki społecznej i musieliśmy chodzić z Jazzy głodni. Jeszcze tak naprawdę nie docierało do mnie, że robię z siebie dziwkę.
-Proszę cię, nie mów tak - szepnęła, przykładając dłoń do mojego policzka. Jeden jej dotyk potrafił mnie rozluźnić. Jeden dotyk.
-Mam kłamać? Przecież jestem dziwką. Męską dziwką. Daję dupy każdemu, kto mi za to zapłaci. Jak mam nazwać to inaczej?
-Robisz to ze względu na uzależnienie, ze względu na nas. Kochanie, nie myśl o tym w ten sposób.
-Lubię, gdy mówisz do mnie kochanie - zachichotałem, zmieniając temat. Moja przeszłość i w zasadzie teraźniejszość wywoływały na twarzy Nataszy smutek, a za cały jej smutek obwiniałem samego siebie.
-Jesteś moim kochaniem, Justin - zaczęła wyprawiać cuda swoimi wargami na moich. Jeszcze nikt nie całował mnie tak jak ona. Jeszcze nigdy nie czułem podczas pocałunku tak ogromnej przyjemności. Nataszkę całowałem z miłością.
Trzymając się za ręce, weszliśmy pod dach dworca Michigan Central Station. Znajomi - Niall, Zayn, Harry, Liam i Louis - oblegali jedyną w budynku, starą ławkę ze złuszczającą się farbą. Nataszka mocniej zacisnęła dłoń na mojej dłoni. Czuła niepewność w otoczeniu dorosłych facetów. Najstarszy miał bowiem dwadzieścia cztery lata. Był niemal dziesięć lat starszy od mojej małej, przestraszonej dziewczynki.
-Taka piękna - wymamrotał Zayn, oparty o swoje kolana i z prawdziwym zauroczeniem wpatrujący się w szatynkę.
-I taka zajęta - odparła z delikatnym uśmiechem.
Zachichotałem pod nosem, obejmując piętnastolatkę od tyłu ramionami. Do tej pory nie interesowałem się tak młodymi dziewczynami. Nataszka zmieniła wszystko, zmieniła moje podejście do świata.
-Zayn dostał pierwszego w swoim życiu kosza. Masz klasę, dziewczynko, masz klasę - Harry klasnął w dłonie kilkukrotnie.
Spoglądali na szatynkę jak na dziewczynę, która ma cycki, ma tyłek i jest godna zainteresowania. Patrzyli na nią po prostu jak faceci. Jedynie wzrok Nialla różnił się od pozostałych. On patrzył z zazdrością. Nie tyle zazdrościł mi samej Nataszy, co miłości, którą poczułem nagle i niespodziewanie. On również pragnął zakochać się ze wzajemnością. Również pragnął być dla kogoś tak ważny, jak Nataszka była dla mnie i jak ja byłem dla Nataszy.
-Wino pijesz, młoda? - Liam uniósł butelkę z kolorowego szkła, w połowie pełną, a Natasza skinęła głową i wzięła od chłopaka alkohol. Kiedy przechyliła butelkę, a w dół jej gardła spłynęło kilka łyków, widziałem w niej młodszą siostrę, którą powinienem był się opiekować. Dopiero kiedy podała butelkę mi, na nowo ujrzałem w niej swoją dziewczynę. Musiałem pogodzić się z myślą, że chociaż chciałem, nie mogłem być odpowiedzialny za jej życie.
Nie upiłem z butelki jedynie kilku łyków. Po przechyleniu wina, poczekałem, aż w całości spłynie przez przełyk. Nie upijałem się, ale kiedy miałem okazję i znajdowałem alkohol, często chodziłem wstawiony, podpity. Przy Nataszy chciałem tego uniknąć, jednak dzisiaj postanowiłem zrobić wyjątek od reguły. Natasza mimo to będzie mnie kochać. Chciała, abym na moment zapomniał o gnębiących mnie myślach. Alkohol mi w tym pomagał. Ratował mnie w odstępach między działkami narkotyku. Był znacznie tańszy.
-Kocham cię - wybełkotałem. Wcale nie twierdziłem, że miałem mocną głowę. Wręcz przeciwnie, szumiało w niej już po niewielkiej ilości alkoholu.
-Co za wyznania - Zayn parsknął cicho, bez złośliwości czy zazdrości. Parsknął szczerze.
-Czego chcesz? Mówię tylko prawdę - spojrzałem na Nataszkę łagodnie i przyłożyłem usta do jej czółka. Było ciepłe. Miałem jedynie nadzieję, że nie przesadnie ciepłe.
-Uważaj, bo stracisz dla niej głowę - wtrącił Louis i puścił w stronę Nataszy oczko. Usiadł wygodniej na ławce i rozstawił nogi w lekkim rozkroku.
-Już straciłem - wzruszyłem ramionami i mocniej objąłem ukochaną. Mówiłem prawdę. Straciłem dla niej głowę.
Natasza uniosła głowę i spojrzała na mnie maślanymi oczkami. Delikatnie dotknąłem jej policzka i musnąłem na wpół przymknięte powieki. Dziewczyna spuściła wzrok na betonowe podłoże, kiedy wiatr rozwiał jej długie włosy. Jeden kosmyk przyjemnie musnął moją szyję. Kiedy oparłem czoło o czoło szatynki, wiatr ponownie dmuchnął prosto w burzę jej prostych włosów, tworząc kurtynę po obu stronach naszych twarzy. Wykorzystując moment, w którym pomiędzy nami a chłopakami powstała pewnego rodzaju bariera, przyssałem się do słodkich ust mojego aniołka i ostrożnie zlizałem jedną słoną łzę z jej wargi. Nie wiedziałem, dlaczego przez cały czas płacze. Jej oczka były szczęśliwe. Szczęśliwe, lecz wciąż wilgotne od łez.
-Idźcie się lizać gdzie indziej - prychnął Zayn, rzucając w moje ramię metalowym kapslem spod ławki.
-Niedojrzały gówniarz - odszczekała się Natasha i z dumnym uśmiechem pocałowała mnie namiętnie po raz kolejny, a potem jeszcze raz, i jeszcze.
-Dorosła się odezwała - ich kłótnia nawet w najmniejszym stopniu nie była nacechowana negatywnie. Oboje uśmiechali się i obrzucali łagodnymi wyzwiskami bez urazy.
-Mnie przynajmniej nie obrzydzają słodkie pocałunki, takie jak te - położyła dłoń na moim karku i przyciągnęła mnie do kolejnego muśnięcia. Kochałem tę dziewczynę. Kochałem. - Czekaj, a może po prostu zazdrościsz? - uniosła śmiesznie brew i poruszyła nią znacząco. Przyglądałem się ich wymianie zdań ze szczerym uśmiechem.
-Czego mam zazdrościć? Tego obrzydliwego lizania? Proszę cię - prychnął i lekceważąco machnął prawą dłonią, w której trzymał zarysowaną butelkę wina. - Co innego, gdybyś dała mu się tutaj przelecieć. Wtedy mógłbym zazdrościć - oblizał wargi krańcem język i uśmiechnął się zadziornie.
-Nie twoja liga, nie twój poziom.
-O tym się dopiero przekonamy, maleńka.
-Sugerujesz coś? - uniosła wysoko prawą brew i skrzyżowała ręce na piersi.
-Dopiero zacznę - podszedł do Nataszy na tyle blisko, że jego dłonie dosięgnęły jej talii.
Wtedy poczułem zazdrość.
-Dobra, chłopie, nie rozkręcaj się. Nataszka jest moja i to się nie zmieni - stanąłem pomiędzy nimi. Nie podobało mi się, że Zayn miałby dotknąć moją dziewczynę. Moją i tylko moją.
-Dobry chłopiec - zaćwierkała i stanęła na palcach, aby zawiesić ramiona na mojej szyi i wtulić się w klatkę piersiową. - I taki kochany.
Nagle Niall zerwał się z ławki i chwiejnym krokiem ruszył w stronę najbardziej oddalonego filaru. Nie wyglądał dobrze. Jego nogi uginały się z każdym krokiem. Snuł się jak cień, jakby zupełnie uszło z niego życie. Był moim przyjacielem i martwiłem się o niego, jak na przyjaciela przystało, ale wiedziałem, że nie dolega mu nic poważnego. Przez cały dzień milczał, a to mogło oznaczać tylko jedno - nie wziął dzisiaj działki.
Natasza wyrwała się z moich ramion i chciała dogonić chłopaka, pomóc mu, lecz Louis w porę złapał ją za nadgarstek. Odwróciła głowę z uniesionymi brwiami i spojrzała na każdego z nas osobno.
-Zostaw go, poszedł rzygać, zaraz wróci.
Na twarzy Nataszy błysnął smutek. Zrozumiała, że przez coś podobnego przechodził każdy z nas. Ona również. To nie minie. Będzie się jedynie nasilało.
-I żaden z was nigdy nie chciał z tym skończyć? - zaczęła niespodziewanie.
-Dzieciaku, o czym ty w ogóle mówisz? Sama siedzisz w tym bagnie po uszy, a masz zamiar pouczać nas? - mruknął jeden z chłopaków. Nie zwróciłem uwagi, który. Byłem zajęty wpatrywaniem się w zmarszczone czółko Nataszy.
-Nie chcę nikogo pouczać. Ja jedynie pytam, czy żaden z was nie chciał nigdy spróbować z tym skończyć - powtórzyła dosadniej i spojrzała sceptycznie na Harry'ego, który przerwał jej przed momentem.
-Ja chciałem - odezwałem się nagle, uzyskując łagodne spojrzenie szatynki. Patrzyła na mnie zupełnie inaczej niż na któregokolwiek z chłopaków. Z miłością. - Ale to nie jest takie proste, mała. Gdyby było, nie musiałbym brać i, co za tym idzie, puszczać się za kilka dolarów.
-Ale nam razem się uda, zobaczysz - przytuliła policzek do materiału mojej bluzy i owinęła ramiona wokół mojego pasa. Kochałem ją, ale niektóre wśród jej pomysłów były bynajmniej nie z tego świata.
-Ale...
-Kochasz mnie? - przerwała mi, kładąc palec na moich ustach.
Skinąłem głową z lekkim strachem w oczach.
-Więc nam się uda.
Natasza
Wracając do starej rudery przy 18th Street, zaopatrzyliśmy się w kilka butelek najtańszego wina za pozostałe kilka dolarów. Justin zgodził się spróbować. Chciał spróbować. Zamierzaliśmy zrobić nasz własny odwyk. Chociaż od początku wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo, wierzyliśmy, że nam razem się uda. Ja będę trzymała jego dłoń, a on moją. Pomoże nam wzajemne wsparcie. Alkohol natomiast w pewnym stopniu zagłuszy potrzebę zażywania narkotyków. Najważniejsze będzie dla nas pierwsze kilkanaście godzin. Będziemy słabi, wściekli i jednocześnie przerażeni, ale wiedziałam, że nasze poświęcenie nie pójdzie na marne. Będzie warto.
-Boję się, Nataszka - szepnął, całując mnie w głowę. Trzymał w obu dłoniach szklane butelki i zaciskał szczękę. Naprawdę opanował go lęk, a razem z jego strachem i ja zaczynałam drżeć.
-Będzie dobrze, Justin. Najważniejsze, że jesteśmy razem.
Dzisiejszej nocy samochody przejeżdżały wyjątkowo rzadko. Błysk reflektorów przebiegał jedynie co kilka minut, mimo że kroczyliśmy jedną z bardziej ruchliwych ulic. Niektórzy przechodnie spoglądali na nas zniesmaczeni, a my odpłacaliśmy się im ostrym spojrzeniem. Raz nawet Justin warknął na postawnego faceta, który patrzył na nas z odrazą, a zaraz po tym oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Byłam przy nim w stu procentach sobą.
-Wiesz, że będzie ciężko, prawda? Cholernie ciężko. Będziesz rzygać pod siebie i pocić się, jakbyś miała czterdzieści stopni gorączki. Zaraz po tym zaczniesz drżeć i wściekać się na mnie bez powodu. Możesz mnie bić, pozwalam ci. Nie chcę, żebyś przez te godziny zupełnie się wykończyła. Jeśli jednak inne wyjście byłoby dla ciebie lepsze, po prostu się do mnie przytul i nie puszczaj mnie przez wiele następnych godzin.
Przerażał mnie bardziej z każdym kolejnym słowem. Już teraz dostawałam dreszczy i nieprzyjemnych skurczów. W końcu, zaczynał się głód. Tym razem nie zniknie po zażyciu działki. Nie będzie kolejnej działki. Wczorajsza była moją ostatnią. Justina również.
-Nie strasz mnie więcej, proszę. Nie może być aż tak źle. Przytulę się do ciebie, oboje pójdziemy spać i może prześpimy ten najgorszy moment.
-Nataszka, nie łudź się. Cuda nie zdarzają się w prawdziwym życiu, wierz mi.
-Mam jeszcze nadzieję, nie niszcz i nie odbieraj mi jej.
Wiatr zawiał mocniej. Wzdrygnął moim ciałem, które natychmiast wpadło na Justina. Chłopak zaśmiał się cicho, pocierając moje ramię. Byłam mała, zagubiona, a on był tym większym, starszym, który sprawował nade mną opiekę.
Dotarliśmy do rudery koło północy. Księżyc świecił jasno na czystym niebie, a we mnie narastał strach, którego za wszelką cenę nie chciałam ukazać przed Justinem. On jednak wiedział doskonale, jak bardzo się boję. Był obok, aby mnie wspierać. Byłam przy nim z tego samego wględu.
-Nataszka, na pewno? - szepnął, odstawiając butelki na beton.
-Chyba nie chcesz się teraz wycofać - spojrzałam na niego gwałtownie. Owszem, widziałam na twarzy Justina wahanie, lecz nie poddał się. Na razie.
-Nie chcę. Nie chcę, bo wiem, że tobie na tym zależy - musnął moje czoło i westchnął głośno. Miałam nieodparte wrażenie, że godził się na początkowe oczyszczenie jedynie ze względu na mnie, ale nie zamierzałam kolejny raz poruszać tego tematu.
Usiadłam na materacu w samym rogu wilgotnego pomieszczenia, otulając się starym kocem. Justin przysiadł blisko mnie w lekkim rozkroku i otworzył obie butelki z winem. Przy nim nauczyłam się również pić.
-To co, maleńka? Do dna?
-Do dna.
Przechyliłam szkło i pociągnęłam z szyjki kilka sporych łyków. Wino nie było mocne, jednak szybko szumiało po nim w głowie. Naturalnie, nie wypiłam za jednym zamachem całego litra. Po takiej dawce nie podniosłabym się później z betonu. Powoli popijałam tani alkohol, a kiedy w mojej butelce zostało jeszcze pół litra, Justina była już pusta. Pił więc z mojej butelki, co chwila całując moje czoło bądź czubek głowy. Był pijany, a ja mimo to czułam się przy nim bezpiecznie. Otworzyliśmy trzecią butelkę koło godziny drugiej, gdy wiatr ucichł, a pojedyncze szyszki spadały z sosen na wyschnięte liście. Chociaż alkohol często wywoływał spazmy śmiechu, na naszych ustach nie pojawiał się nawet nikły uśmiech. Nie mieliśmy sił. Głód cholernie dawał się we znaki. Albo leżeliśmy na wznak wpatrzeni w sufit, albo siedzieliśmy wtuleni pod ścianą. Na razie byłam poddenerwowana, lecz wiedziałam, że najgorsze dopiero nadejdzie. Gdy tak siedzieliśmy, Justin tulił moje ciało do piersi i szeptał do ucha najpiękniejsze wyznania miłosne, oczywiście bełkocząc, mimo że wiedziałam, że nie jest mu łatwo. Siedział w tym gównie dłużej niż ja.
-Co jeśli zacznę rzygać na ciebie? - wyszeptałam.
Ramiona Justina tłumiły dreszcze, a mimo to trzęsło się całe moje ciało.
-Nie przejmuj się, wybaczę ci, zanim w ogóle zaczniesz.
-Naprawdę nie gniewałbyś się, gdybym zarzygała ci bluzę? - uniosłam się lekko na łokciach i spojrzałam na niego spod rzęs.
-Daj spokój, nawet by mnie to nie ruszyło. Wiele razy przechodziłem przez to samo i wiem, jak człowiekowi jest wtedy ciężko.
Powiedzcie mi, jak go nie kochać?
Pociągnęłam spory łyk z niemal pustej, szklanej butelki i odstawiłam ją na ziemię z dość głośnym hukiem. Było coraz gorzej, a minęła dopiero siódma nad ranem. Słońce powoli wychylało się zza horyzontu i tak jak zawsze ogrzewało moje zziębnięte ciało, tak teraz nie dosięgnął mnie nawet jeden promień. Było mi na przemian gorąco i zimno. Dodatkowo głowa zaczęła nieznośnie pulsować. Z czasem ból przemieścił się na każdą część ciała, nawet na najmniejszą kostkę. Bolało mnie wszystko, a dotyk Justina już nie koił. Poczułam nagłe mdłości, lecz moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Byłam zbyt słaba, aby zwyczajnie wstać i podejść do pierwszego drzewa, o które mogłabym się oprzeć. Miałam w sobie jeszcze na tyle zaparcia, aby na kolanach podczołgać się do jednej z dziur w ścianie, wychylić przez nią ciało i ponownie zwymiotować. Justin przybliżył się do mnie, i pochwycił w dłonie długie włosy. Musnął chłodną dłonią mój kark, natychmiast przynosząc ukojenie.
-Może nie powinnaś więcej pić - odezwał się cichym, drżącym głosem. Jego głód zżerał jeszcze silniej niż mnie.
-Przeciwnie - odparłam, pochłaniając kolejne kilka łyków.
Spojrzałam na niego, kiedy mdłości chwilowo minęły. Wyglądał strasznie. Oczy miał podkrążone i napuchnięte, a dłoń kurczowo zaciskał na butelce. Miałam wrażenie, że jednym uściskiem jest w stanie ją przełamać. Zdałam sobie również sprawę, że skoro on wyglądał tak strasznie, ze mną nie mogło być lepiej.
-Nie patrz na mnie, bo się odkochasz - rzuciłam z cichym, słabym parsknięciem.
-Daj spokój, jesteś piękna i nic tego nie zmieni - pocałował mnie czule w zmarszczone czoło i znów przyciągnął do siebie.
Położyłam się pomiędzy jego nogami i zaczęłam bawić się jego palcami. Nie mieliśmy nawet siły, aby doczołgać się z powrotem do materaca. I chociaż chłód betonu uderzał o ciało, było nam wszystko jedno.
-Kurwa, teraz ja będę rzygał - Justin jęknął cicho i przysunął się do jednej z dziur w ścianie.
-Gdybyś miał długie włosy, mogłabym ci je przytrzymać - mruknęłam, gdy z grymasem zaczął opróżniać całą zawartość żołądka. - A tak mogę zrobić jedynie to - dodałam i nachyliłam się nad jego karkiem, aby musnąć go kilkukrotnie.
-Dlaczego ja się na to wszystko godzę? - wymamrotał wyczerpany, ocierając usta rękawem i upijając kilka łyków. Kilka ostatnich łyków. Gdy skończył, wyrzucił butelkę przez okno i rozbił ją na pierwszym drzewie.
-Bo mnie kochasz - odparłam przez łzy.
Kiedy Justin położył się na posadzce, usiadłam na nim okrakiem, objęłam ramionami szyję i wtuliłam się w jego ciało jak mała córeczka w tatusia. Nie sądziłam, że pierwsze oczyszczanie będzie tak cholernie trudne. Płakałam prze ból każdego mięśnia i płakałam również w bezsilności. Nie wytrzymałabym nawet minuty, gdyby nie Justin. I odwrotnie, on nie wytrzymałby chwili beze mnie.
Prawdziwy horror rozpoczął się dopiero pod wieczór kolejnego dnia. Nie leżeliśmy już z Justinem wtuleni, nie rozmawialiśmy, nie mieliśmy siły nawet by odwrócić się na drugi bok. Ja jednak trzymałam się znacznie lepiej niż Justin. Potrafiłam się poruszyć, potrafiłam wydusić z siebie kilka dźwięków. Justin natomiast leżał skulony pod ścianą, cały spocony. Drżał, jakby było mu przeraźliwie zimno, lecz gdy dotykałam wierzchem dłoni jego czoło, było rozpalone. Tak strasznie się o niego bałam. Wymiotował znacznie częściej i nie miał już ani kropli alkoholu. Litrami wlewał w siebie czystą wodę i płakał. Płakał cicho, z zaciśniętymi powiekami. Przeraźliwie cierpiał, nie miał już sił, aby dalej walczyć. Wyglądał tak, jakby umierał w największych męczarniach.
-Natasza, nie wytrzymam dłużej - wychrypiał, trzęsąc się coraz mocniej. Przytulałam go, choć samej było mi cholernie ciężko. - Muszę coś wziąć. Po prostu muszę. Nie przeżyję. Zdechnę tu, przysięgam.
-Ja też muszę, Justin - wymamrotałam, kładąc się tak blisko niego, na ile pozwalały mi odrętwiałe kończyny. Justin natomiast ostatkiem sił objął mnie ramieniem w talii i mocno przyciągnął do swojego ciała.
-Ten cały odwyk to jedno wielkie gówno. Nie wytrzymamy, Natasza. Zamęczymy się, zdechniemy jak psy, zanim w ogóle będziemy czyści. To nie ma sensu.
Cierpiał tak cholernie mocno. Cierpiał przeze mnie. Chciałam mu ulżyć. Całowałam jego czoło i przeczesywałam włosy, lecz mimo to on czuł się coraz gorzej. A i mnie powoli opuszczały resztki sił. Musiałam przerwać naszą walkę. Chciałam ją przerwać. Tak jak Justin, po prostu potrzebowałam cholernego grama heroiny, by dalej żyć.
-Muszę coś wziąć - wyjęczał po raz kolejny, dosłownie zalewając się łzami. A ja płakałam razem z nim. - Muszę.
-Dobrze, Justin. Załatwię coś. Obiecuję.
Ostatkami sił odepchnęłam się od betonu i na miękkich nogach wyszłam z rudery. Nie wiedziałam, dokąd idę. Brnęłam jedynie przed siebie, brnęłam dla Justina. W końcu to ja musiałam poświęcić się dla niego, nie odwrotnie. I bez względu na to, jak bardzo starałam się odłożyć przebłyski świadomości na tył umysłu, nie mogłam zagłuszyć sumienia. Szłam na zarobek. Szłam, aby oddać się obcemu facetowi, który zapłaci za moje ciało i jednocześnie uwolni Justina od tak przeraźliwego cierpienia.
~*~
Och, powiem Wam szczerze, że przy sprawdzaniu drugiej części rozdziału, która swoją drogą bardzo mi się podoba, omal nie poleciała mi łezka :(
ask.fm/Paulaaa962
Polecam!
http://whatever-people-say-bieber.blogspot.com/
ask.fm/Paulaaa962
Polecam!
http://whatever-people-say-bieber.blogspot.com/
Boże.. To tak cholernie smutne :( Ale kocham to opowiadanie najbardziej na świecie! Jest takie... Naturalne jak i życiowe. Tak, życiowe. Wydawać by się mogło, że to prosta fabuła, aczkolwiek wcale taka nie jest. To oryginalny pomysł. Życzę weny kochana! I czekam na następny rozdział <3 /Lulu
OdpowiedzUsuńniee......://// niech ona najpierw przeżyje swój 1 raz z Justinem:/// i błagam niech ona się nie oddaje...
OdpowiedzUsuńJustin Bieber pochodzi z ułożonej, zamożnej i pobożnej rodziny. Nic by nie wskazywało na to, że wybierze takie życie jakie wybrał. Wyrachowany, agresywny, nieobliczalny, żyjący w kryminalnym świecie młody mężczyzna marzy tylko o tym aby wstąpić w szeregi mafii. Przeszkadza mu tylko, że nie jest czystej krwi Włochem. Wie, że musi być naprawdę dobry, aby wkupić się w łaski dona, co ciągnie za sobą serię morderstw, kradzieży i zamieszek z jego strony. Gdy tylko mu się udaje dostaje swoje pierwsze zadanie, po którym od razu trafia za kratki. Justin liczył na morderstwa, zastraszanie, handel narkotykami i żywym towarem długimi latami, a nie liczenie cegieł więziennej ściany. Jednak nawet nie odsiaduje miesiąca, gdy odwiedza go dosyć nietypowa osoba.
OdpowiedzUsuńDoradca prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Chłopak dostaje propozycję. Dosyć nietypową. W zamian za wolność ma porzucić czarne interesy, wrócić do szkoły i pilnować Skylynn Hall- córkę prezydenta. Z pozoru poukładaną nastolatkę, która marzy tylko o pokoju na świecie i podtrzymaniu gatunku puszczyka plamistego. Mimo, że z uprzedzeniem, Justin zgadza się i szybko tego żałuje, gdy dochodzi do starcia pomiędzy nim, a dziewczyną. Już po kilku zamienionych zdaniach ma ochotę rozszarpać ją gołymi rękami i nic nie idzie w dobrym kierunku. Mimo, że sam nie jest świętoszkiem aroganckie zachowanie Skylynn doprowadza go do białej gorączki.
Zapraszam i przepraszam za spam xx
http://all-of-the-lights-baby.blogspot.com/
Nie nie nie nie nie...nie rób mi tego! Dlaczego ona chce to zrobić? Dlaczego chce oddać się obcemu facetowi! Przecież ona jest jeszcze dziewicą! Mam rację? Czy coś mi się pomyliło? To Justin miał być jej pierwszym, a nie jakiś obcy okropny facet. Przecież ona go kocha, nie może mu tego zrobić! Tak bardzo bym chciała, żeby wyszli z tego uzależnienia - zrobili pierwszy krok, zapragnęli się od tego uwolnić, mogli to kontynuować, a teraz boję się, że ich miłość nie przetrwa. Oboje zasługują na szczęście i tak bardzo bym chciała, żeby im się udało...błagam Cię, nie łam mi serca i spraw, żeby ktoś ją powstrzymał przed daniem dupy obcemu...może po drodze spotka Nialla, może on ją powstrzyma. Tak bardzo bym chciała, żeby ona nie musiała tego robić.
OdpowiedzUsuńSzybko dodaj kolejny rozdział, bo nie wytrzymam dłużej w tej niepewności.
Jejku dawaj szybko nowy bo ja tu umieram!!! :(
OdpowiedzUsuńSzkoda mi jej strasznie :(
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział. Może się coś zmieni :/
/Wiki
Cudowny
OdpowiedzUsuńJa pierdole! Tez sie prawie poryczalam. Cudo
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie rozdziały i... O Matko.
OdpowiedzUsuńMuszę się porządnie zastanowić co napisać.
To jest takie... no nie wiem. Chyba po raz pierwszy w życiu brakuje mi słów i nie wiem jak coś opisać.
To wszystko jest takie prawdziwe, życiowe i smutne. Nie raz kręciła mi się łza w oku i jeszcze ten rozdział z odwykiem. Tak strasznie było mi szkoda Justina, Nataszki też, ale jak czytałam to co czuł Justin to sama miałam ochotę pobiec na dworzec.
Mam nadzieję, że Nat nie zrobi tego o czym myślę, chcę żeby jej pierwszy raz był z Justinem.
Masz wielki talent, naprawdę, można pozazdrościć.
Chyba przeczytam resztę twoich opowiadań, bo czuję, że się nie zawiodę ;)
http://all-of-the-lights-baby.blogspot.com/
Ps Rodzina Nataszy to złamasy
No ile razy mam płakać, gdy czytam kolejne rozdziały tutaj? Przecież... Nat nie może oddać się żadnemu frajerowi, to Justin miał się z nią kochać. Błagam nie rób mi tego! :(
OdpowiedzUsuńjaki zal czy natasha nie moze z domu zajebac kasy i cos zrobic :(
OdpowiedzUsuńRewelacyjny kochaniee ! ;* tylko blagam niech ona właśnie sie nie oddaje komuś innemu i niech wytrwaja ten odwyk blagaaam ! Czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuń