niedziela, 20 grudnia 2015

Rozdział 40 - Jesteś bliżej nieba, niż ja kiedykolwiek będę


Justin

-Mam wejść z tobą czy stać na czatach? - spytałem, gdy Natasza jak małe lwiątko, albo inny groźny kot (choć jeszcze niewyrośnięty) przeskoczyła przez ogrodzenie.
-Chodź ze mną - mruknęła, otrzepując  kolana z ziemi. Podczas upadku zaryła jednym w zabłoconą trawę. - Musimy się włamać, powinieneś mieć w tym wprawę.
-Doskonale wiesz, że brzydzę się kradzieżą.
-Ale okradamy moich starych. Z tym ani ja, ani ty nie powinieneś mieć problemu. 
-I nie mam. - Przeskoczyłem po niej, może nie tak zwinnie, ale kolana miałem czyste. - Gdybym miał, nie byłoby mnie tutaj, proste. Jesteś pewna, że nie ma ich w domu? 
-Na podjeździe nie ma samochodu. Nie muszę ci chyba tłumaczyć, że dla nich bez samochodu to jak bez ręki czy nogi.
-I na pewno w domu nie ma nikogo?
-Davidem bym się nie przejmowała. A jeśli spotkam Vanessę... - wciągnęła ze świstem powietrze. Spuściłem wzrok. Ale hej, ona też mnie zdradzała. -  Powiem tak, może nie wyrwę jej wszystkich włosów, ale bez wątpienia je przerzedzę. I pozbędzie się jedynek, a może i dwójek. W każdym razie nie jestem pokojowo nastawiona. 
Wyobraziłem sobie kościste piąstki Nataszy umorusane krwią Vanessy. Nie powiem, widok podniecający, gdy dwie kobiety (bez znaczenia jak młode) biją się o ciebie. W zasadzie jedna by się tylko broniła, a druga wpadłaby w stan silnego wzburzenia, ale tę kwestię pozwolę sobie pominąć. Liczy się sam fakt.
Pień drzewa wspinał się po ścianie budynku i opierał o mur w pobliżu zamkniętego okna na piętrze. Zamkniętego. A mieliśmy nadzieję, że jednak ktoś je uchyli. Ale na co my liczyliśmy? Jest koniec grudnia, a parapet zawalony śniegiem. 
-I co teraz? - spytałem odruchowo.
-Chyba nie rozumiem pytania. Nie przypominam sobie, żebyśmy zmienili plany. Wchodzimy, bierzemy co się da, wychodzimy. Nic skomplikowanego, żadnego alarmu, wystarczy wybić szybę, a później wszystko pójdzie już gładko.
Postawiłem stopę na najniższym konarze, ale cofnąłem ją pospiesznie.
-Nie było mowy o żadnym rozbijaniu okien.
-Chciałeś mieć wszystko podane na tacy? Nawet przy kradzieży trzeba się wysilić, chłopie.
I wspięła się na pierwszą gałąź, nie dając mi dojść do słowa. Gdy się kocha, czasem należy zapiąć na ustach kłódkę i wyrzucić klucz w cholerę. Ja czegoś wymagam i oczekuję, ona ma prawo do tego samego.
Wyraźnie nabrała w tym wprawy. Wspinała się jak zwinna kotka, już nie jak lwiątko. Z większą gracją i wdziękiem. Miałem przebłyski, gdy uderzało we mnie jej piękno. Przez większość czasu widziałem w niej młodszą siostrę. Zadziorną, ale też wrażliwą jak płatek róży, który zniszczy wiatr, deszcz i cała masa zjawisk.
-Nie szkoda ci tak ładnego okna?
Odwróciła głowę i prychnęła na moją uwagę. Zawinęła pięść w bluzę. Rozejrzała się po okolicy po raz ostatni i wciąż trzymając się gałęzi, uderzyła w sam środek szyby. Raz, ale porządnie, błyskawicznie. Nagły huk, później odłamki szkła spadły na trawę muśniętą śniegiem i w ostateczności w ramie okna zostały tylko okruchy przy krawędziach.
Najwyraźniej okna nie było jej szkoda.
W pokoju jakby nikt nie pojawiał się od miesięcy. Wszystko tak, jak zapamiętałem ostatnim razem. Nawet łóżko pościelone niedbale (innymi słowami, przykrywane przez Nataszę). Unosił się ten uwielbiany przeze mnie, anielski zapach. Dlatego nie rozpocząłem kradzieży od pieniędzy i biżuterii, ale od małej poduszki w rogu łóżka. Każdy ma jakieś materialne priorytety.
-Rozdzielmy się, tak pójdzie szybciej. 
Dziś wolałbym wytapiać czas.
-Ja pójdę na parter, tam trzymają pieniądze. A ty idź do sypialni rodziców. W komodzie na przeciwko łóżka, w pierwszej szufladzie, jest biżuteria matki. A w mojej szafie sportowa torba. Bierz wszystko, ile się da.
Więc brałem wszystko, włącznie z maskotką skrytą pod rogiem pościeli. Na dnie szafy torba z paskiem na ramię, a sypialnia rodziców, ostatnie drzwi na wprost, zamknięta. Przymrużyłem powieki, sięgając po klamkę. Dopadła mnie dziwna obawa, że pchnę drzwi i przeszkodzę im w płodzeniu czwartego dziecka. Może i by się przydało, skoro najmłodsze tak zaniedbali.
Szuflada pękała w szwach. Wypełniało ją złoto i srebro, drogie, bardzo drogie. Zacząłem wszystkie kolczyki, zegarki i łańcuchy przeliczać na banknoty w lombardzie, albo u pierwszego z brzegu pasera. Wysunąłem szufladę z zawiasów i wysypałem jej zawartość do torby. Wypadł nawet klaser ze starymi, wartościowymi monetami. Ogromna pomoc dla Nataszy na lepszy start.
Naraz coś dotknęło mojej łydki. Podskoczyłem jak oparzony, bo nie spodziewałem się żadnego tarcia czy ruchu, a co dopiero miauczenia. Kiedy serce, które na moment stanęło, wznowiło bicie, spojrzałem pod nogi na małego sierściucha, który oplótł ogonem moją kostkę.
-Aleś mnie, kolego, przestraszył. - Wziąłem go na ręce, grzbiet popieściłem. Nie tak wnikliwie jak Nataszkę, rzecz jasna. Zamruczał w odwecie. Zostawił sierść na moim torsie. -Natasza, jak się wabi ten kot!? - krzyknąłem, by usłyszała mnie na parterze i miałem nadzieję, że nasz plan nie zawiódł, a dom rzeczywiście był pusty.
-Zazwyczaj zwracałam się do niego słowami spieprzaj zapchlony sierściuchu, więc możesz sam coś wymyślić.
Może był sierściuchem, ale nie chce mi się wierzyć, że zapchlonym. Spodobał mi się do tego stopnia, że już do końca trzymałem go na rękach. A torba przepełniona biżuterią stała się zaskakująco ciężka. Dobry znak.
Zszedłem schodami na parter, do salonu. Natasza przeszukiwała ostatnie szuflady w starej, zabytkowej komodzie. Z kieszeni wychylały się zwinięte pęki banknotów. Kradniemy tyle, a jej rodzice nawet nie zbiednieją. To się nazywa sprawiedliwość.
-Nie zakochaj się - rzuciła Natasza.
Głaskanie jej kota weszło mi w nawyk.
-Pyszczek ma uroczy, ale znam kogoś z piękniejszą mordką.
-Ale ja nie mam wąsów. 
-Ciekawe jakby to było, gdyby dziewczyna z wąsami obciągała. - Zamknąłem na moment oczy. Próbowałem wyobrazić sobie ludzkie usta i kocie wąsy pomiędzy nogami. To nie na moją wyobraźnię. - Głupie uczucie.
-Dziewczyna z wąsami, to dopiero byłoby głupie. Podczas całowania włosy wchodziłyby ci do nosa. 
-Mogę zabrać tego kota? Przywiązałem się do niego przez ostatnie pięć minut.
-Jeśli będziesz miał go czym karmić, proszę bardzo. Nikt za nim płakać nie będzie.
Ale rzecz jasna po chwili odłożyłem kota na kanapę, a on zadrapał skórzaną tapicerkę. Mądry zwierz. Pogłaskałem jego główkę ostatni raz. Łasił się jak moja Nataszka, gdy jest jej dobrze. 
Wyszliśmy tą samą drogą, pozostawiając po sobie brak pieniędzy i biżuterii, podartą tapicerkę na sofie w salonie i porozrzucane po sypialni dokumenty. Swoją drogą, znalazłem w teczce skrytej na dnie szuflady dowody na to, że ojciec Nataszy ma młodszą kochankę. Powiedziałem o tym Nataszy, a ona tylko parsknęła śmiechem i stwierdziła, że oboje są siebie warci. Coś w tym było.
-Idziemy to opchnąć teraz - potrząsnęła torbą - czy już w Kanadzie?
-W Kanadzie - odparłem spokojnie. - Chociaż sam nie wiem, co łatwiej byłoby nam ukryć podczas przekraczania granicy. 
Kłamałem jej prosto w oczy i czułem, że jestem bliki płaczu. Uśmiechała się, żywiła tak wielkie nadzieje. A ja utrzymywałem ją w stanie pozornego szczęścia. Dla jej bezpieczeństwa. I dla własnych celów. Dla własnych celów, które stanowiły podstawę jej nowego życia. 
Zima, a co za tym idzie, nie tylko śnieg, ale również szybkie zachody słońca. Na dworzec główny Detroit dotarliśmy po zmroku. Przedarcie się przez całe miasto w dzień świąteczny było nie lada wyzwaniem. Korków na ulicy jako takich nie było, ale za to na chodniki wysypały się stada rodzin. Tacy szczęśliwi. Natasza im dorównywała. Tylko ja musiałem udawać. To znaczy nie musiałem. Robiłem to dla jej dobra. Wszystko dla jej dobra. Tym się usprawiedliwiałem.
-Musimy kupić bilety - stwierdziła Natasza po przejściu przez terminal i powrotnym wspięciu się schodami. 
Na peronie stało parę osób.
-Ja to zrobię - wtrąciłem zaalarmowany.
Spojrzała na mnie podejrzliwie, ale sztuczny uśmiech rozwiał cień wątpliwości.
-A ty rozejrzyj się po peronach i znajdź pociąg - dodałem łagodnie.
Zszedłem w podziemia. To tam mieściły się kasy biletowe. W jedynym otwartym okienku, za którym starszy mężczyzna podkręcał siwego włosa, kupiłem bilet na najbliższy kurs do Toronto. Jeden. Tylko jeden. I z tym jednym wlokłem się z powrotem na peron przez najbliższe pięć minut. Aż Natasza zaczęła się niecierpliwić.
-Co tak długo? - spytała, spuszczając torbę na ławkę. - Myślałam, że stchórzyłeś.
-Natasza, musimy porozmawiać - powiedziałem, a głos mi zadrżał. 
-Twoje oczy nie wróżą niczego dobrego - westchnęła. - Usiądźmy.
Torba z tysiącami dolarów nie miała już znaczenia. Natasza usiadła, a ja celowo zachowałem dystans i pomiędzy nami zmieściłaby się jeszcze jedna osoba. Ale ona sprawnie przesiadła się blisko mnie i złapała moją dłoń. A bardziej schowała swoją malutką wewnątrz mojej większej.
-Co się dzieje? Co się dzieje właśnie teraz, kiedy mieliśmy zacząć wszystko od nowa?
-I zaczniemy - szepnąłem. - Ale trochę inaczej, niż planowaliśmy. Natasza, ja nie jadę.
Zacisnęła pięść, poczułem to wyraźnie. Musnąłem jej skórę ustami. Nie rozluźniła uścisku. Westchnąłem więc, bo nic innego mi nie pozostało. A ona wciąż milczała, wiedząc, że milczenie rani mnie najmocniej.
-Natasza, odezwij się, proszę.
-Co to znaczy, że nie jedziesz? - spytała, obserwując tępo dolną partię filaru.
-Nie mogę. Nie potrafię. Nataszka, tobie się udało, więc nie możesz tu zostać. Ja nadal nie jestem czysty. - Widziałem jej reakcję. W ostatniej chwili zacisnąłem pięść. Inaczej szarpnęłaby ręką i tyle bym ją widział. - Posłuchaj mnie, młoda. Rozmawiałem z matką. Załatwiła mi miejsce na odwyku. Zrozum, że jeśli tu zostaniesz, kiedy ja będę na leczeniu, wszystko zacznie się od nowa. Zaczniesz brać, puszczać się. Nie chcę tego. Natasza, ty jesteś już na ostatniej prostej, zaufaj mi. Pójdziesz przed siebie i wyjdziesz z tego gówna. Ja nie jestem tak silny. Nie poradziłem sobie z tym sam, dlatego potrzebuję pomocy. I w końcu mi również się uda. Wtedy będziemy już razem.
Kłamałem. Kłamałem jak z najprostszych nut.
-Justin, nigdzie bez ciebie nie jadę, nie ma nawet mowy. 
Spodziewałem się takiej reakcji. Czym przekonywać ją dalej? Pocałunkami czy oschłym tonem?
-Pojedziesz, dla mnie. Wyleczę się i do ciebie dołączę.
Kłamałem lepiej niż z nut. Kłamałem jak z obrazków w książkach dla przedszkolaków.
-Justin, nie dam rady sama - wybuchnęła płaczem. Jak pozornie nieaktywny wulkan lawą.
-Mała, dasz. - Chwyciłem jej policzki. - Dasz radę. Jesteś silniejsza niż ja. Silniejsza niż wszyscy, których znam.
-Boję się, nie rozumiesz!? - krzyknęła. Była rozchwiana emocjonalnie. By ją uspokoić, wystarczyło mocno przytulić.
-Myślisz, że ja się o ciebie nie boję? Myślisz, że mało nerwów kosztowało mnie podjęcie tej decyzji? - Całowałem ją bezustannie. To nie pomagało. Drżała coraz mocniej. A razem z nią i ja. - Kochanie, zrób to dla mnie, proszę. Nigdy o nic cię nie prosiłem, więc teraz proszę. Wyjedź stąd, zacznij beze mnie, a ja do ciebie dołączę. I wtedy będziemy już razem na zawsze, przysięgam.
-Przysięgasz - powtórzyła. - A potrafisz obiecać?
Wstałem z ławki i na chłodnej posadzce przyklęknąłem na jedno kolano.
-Tak jak cię kocham, tak obiecuję.
I po części obiecałem szczerze. 
Po części.
Bo będziemy szczęśliwi. A gdzie - to już nie ma znaczenia.
-Też cię kocham, Justin - zapłakała. - Nie wyobrażam sobie choćby jednego dnia bez ciebie. Ile to potrwa? Powiedz mi, ile?
-Nie wiem, skarbie. Ale wtedy będzie już wszystko dobrze. Tak dobrze, jak jeszcze nigdy.
Tym razem nie skłamałem. Prawdy było aż nadto.
Wpadła w moje ramiona. Wpadła w nie ostatni raz. Przytuliłem ją tak mocno, że przez moment obawiałem się, czy nie połamałem jej wszystkich żeber. Ale ona objęła moją szyję tak ciasno, że sam nie mogłem oddychać. Pożegnania to największe gówno stworzone przez człowieka. O ile łatwiej byłoby powiedzieć krótkie cześć i odejść.
Chwyciłem torbę i ruszyliśmy do drzwi w ostatnim wagonie. Natasza płakała, a ja trzymałem się ostatkiem sił. Krótko po tym przegrałem walkę z samym sobą, a po moich policzkach spłynęły łzy.
-Obiecaj, że ci się uda - szepnęła, stając na pierwszym metalowym schodku pociągu. Była centymetr, może dwa ode mnie wyższa.
-Uda się nam - odparłem. Każda odpowiedź była wymijająca. Nie chciałem jej dłużej okłamywać. Łatwiej było zataić część prawdy. - Skarbie, chcę, żebyś była bezpieczna. Więc proszę, nie myśl o mnie za dużo. Pojedziesz do Kanady, tam zaczniesz wszystko od nowa. Jeśli kogoś spotkasz, mną się nie przejmuj. Bądź szczęśliwa, kruszynko.
Pękłem jak bańka mydlana. Już nie płakałem. Po prostu ryczałem i dławiłem się własnymi łzami. Ona ocierała je opuszkami kciuków, ale na nic się to zdało. Nie nadążała. Twarz zalaną miałem dowodami miłości. Nic nie widziałem. Przez zaszklone oczy przebijał się tylko zarys sylwetki należącej do osoby, która zmieniła mnie raz na zawsze.
-Justin, nie płacz - wychlipała. - Nie rób tego, nie żegnaj się. Wszystko się ułoży, przecież obiecałeś. Ty nie łamiesz obietnic, Justin. Nie złamałeś jeszcze żadnej.
-Będziemy szczęśliwi - powtórzyłem nieprzytomnie. - Będziemy, Nataszka. W tym nowym, lepszym życiu. Wtedy nie będzie już łez i smutku. Przysięgam. I przysięgam, że nigdy nie przestanę cię kochać.
-Proszę cię, nie płacz. - Złapała moją głowę i wtuliła w swoją pierś. Pierwszy raz to ona była ciepła, a ja skostniały jak lód. - Nie płacz, bo im więcej ty płaczesz, tym mocniej ja zaczynam.
Ale jej nie posłuchałem. To nie było takie proste. Ryczałem bardziej, teraz już nawet głośno. Pocałowałem jej obojczyk przez bluzę i strzepnąłem z niego dwa płatki śniegu. Trzymała mnie w ramionach ostatni już raz i dopiero poczułem, że była moim największym szczęściem. Losem wygranym na loterii w najgorszym momencie. Była dziewczyną, przyjaciółką, siostrą i mamą, która pogłaskała po głowie, a wszystkie troski znikały. Teraz również ściągnęła z mojej głowy kaptur i ucałowała czubek. Pośród moich włosów przepłynęły jej łzy. Głos uwiązł mi w gardle. Jeszcze moment, a rozmyśliłbym się i wszedł za nią do pociągu.
-Wyleczysz się, dołączysz do mnie i stworzymy naszą małą rodzinkę, tak? - Oparła czoło o moje, a oddechem ogrzała zmarznięty czubek nosa. - Tak będzie, mam rację?
-Będziemy szczęśliwi - wymamrotałem ponownie. Nie w odpowiedzi na jej pytanie. W odpowiedzi na pytania własnego serca. - Będziemy szczęśliwi, aniołku.
-Justin, nie rób tego, nie żegnaj się. Ten czas minie szybciej niż oboje myślimy. Zanim się spostrzegę, wysiądziesz z pociągu na dworcu w Toronto, a ja zaprowadzę cię do naszego małego gniazdka. Kocham cię, Justin.
Kiwałem tylko głową. Kiwałem i ściskałem powieki. Nie chciałem na nią patrzeć. Miała w oczach zbyt wiele nadziei, której ja już w sobie nie miałem.
-Będziemy szczęśliwi. 
-Justin, nie płacz. Jeśli nie przestaniesz płakać, nigdzie nie pojadę.
Na to pozwolić nie mogłem. Odsunąłem się od niej i wytarłem twarz zbyt długimi rękawami. Pod powiekami łzy utworzyły cholerne jezioro, które spływało razem z krwią do serca. Wszystko, byleby nie wypłynęły. Wszystko, byleby ich nie zobaczyła.
-Mam dla ciebie list - szepnąłem. Wyjąłem z kieszeni zgniecioną kartkę, złożoną kilkukrotnie i szczelnie zamkniętą w pożółkłej kopercie. - Obiecałem ci dzisiaj tyle rzeczy. Teraz chcę, żebyś i ty mi coś obiecała. Przeczytaj go dopiero wtedy, gdy zaczniesz od nowa. Przeczytaj go, gdy tam, w Toronto, wszystko się ułoży, a ty bez skrupułów będziesz mogła nazwać się szczęśliwą. Natasza, obiecaj mi, że nie przeczytasz go wcześniej.
-Przysięgam - rozkleiła się. - Justin, będę za tobą tak cholernie tęsknić. Ale robię to dla ciebie, pamiętaj o tym.
Złożyłem kopertę w połowie i włożyłem do głębokiej kieszeni w jej bluzie, bezustannie patrząc jej w oczy. 
-Obiecaj mi - powtórzyłem.
-Obiecuję.
-Kocham cię, Natasza. - Chwyciłem jej policzki i zostawiłem na tych słodkich wargach ostatni, pożegnalny pocałunek. Ten najsilniejszy. I najbardziej bolesny, bo odtąd pozostał wiecznym wspomnieniem. - Jeszcze będziemy szczęśliwi. W tym lepszym życiu. 
Pociąg ruszył powoli z peronu numer siedem. Koła zatoczyły pierwszy obrót, lokomotywa wydała głośny świst. Zostałem na krawędzi, a jej postać oparta o drzwi oddalała się. Mogłem zacząć płakać na nowo. I jeszcze na koniec, nim wagon skrył się za zakrętem, przyłożyła dłoń do piersi, w miejscu, gdzie jej serce odżyło na nowo. Uczyniłem to samo. Dotknąłem serca i poczułem, jak bardzo boli. Jednocześnie piecze, kłuje, rzuca się w klatce piersiowej. I usycha. Powoli słabnie, pompuje coraz mniej krwi. Umiera.
Patrząc przed siebie nieprzytomnie, przemierzyłem każdy peron z osobna. Przechodziłem pod zadaszeniem i także pod otwartym, rozgwieżdżonym niebem, skąd sypał się drobny puch i osiadał na czubku mojej głowy. Tam, gdzie przed pięcioma minutami Natasza złożyła pocałunek przepełniony najszczerszą troską. Troską, jakiej nie doświadczyłem od nikogo innego.
Na końcu stacji, gdy odjechało już większość pociągów, ludzi na dworcu zabrakło, a latarnia po krótkim wahaniu zgasła, zszedłem na tory i ruszyłem przed siebie. Noc była chłodna, a ja mrozu nie czułem. Byłem zbyt pusty, by było mi zimno. Stawiałem krok za krokiem i każdy bolał, bo po każdym wzrastała świadomość. Moim celem stała się własna śmierć.
Rzecz jasna, nie było żadnego odwyku. Nie było też nowej szansy. Miałem ich w swoim życiu zbyt wiele, by otrzymać jeszcze jedną. Wiedziałem, że Nataszy uda się pod jednym warunkiem. Obok niej nie może być mnie. To ja byłem ciężarem u jej barku. To ja byłem elementem, który spowalniał ją w drodze na przód. Sama da radę. Ze mną nie. A dla jej dobra poświęciłbym wszystko. Nawet tak bezwartościowe gówno, jakie ludzie nazywają życiem. Poświęcić życie, to jak poświęcić przepłakane dni pełne deszczu i zachodzącego słońca. Poświęcenie życia to poświęcenie w rzeczywistości niczego. Natasza wyświadczyła mi przysługę. Dla jej dobra pozbędę się własnego istnienia - elementu, który nieustannie, dzień w dzień przypominał mi, że jestem tylko okruchem na tle nieograniczonej pustki.
Oślepiły mnie światła wytaczającego się zza zakrętu pociągu. Nie widział mnie. Ja również go nie widziałem. Ale czułem. Czułem zbawienie. Zamknąłem oczy po raz ostatni. Ujrzałem wszystko. Każdą chwilę smutki i każdą piękną, tylko z nią. Ujrzałem na nowo jej wystraszone oczy pierwszego dnia. Nie ufała mi, a ja jej. Nauczyliśmy się tego. Uczyliśmy się wzajemnie każdego dnia. Uczyliśmy się smaku przyjaźni, miłości, seksu, oddania i cierpienia. Teraz wiedziałem, że cały ten smutek nie poszedł na marne. Było warto walczyć, gdy na końcu czeka nagroda. Dla niej - nowe życie. Dla mnie - zbawienna śmierć.
Poczułem na wargach jej pierwszy pocałunek, ujrzałem nasz pierwszy taniec. Przy niej wszystko było pierwsze i nowe, a z jakiś względów jakby odwieczne i dobrze znane. Tyle wymienionych uścisków. Tyle zażytych razem działek. Tyle wypitych litrów taniego wina. Tyle wspólnych ran na nadgarstku. Tyle plam krwi. Tyle łez będących bezpośrednią przyczyną jej łez. I tyle miłości, bez której stanąłbym tutaj przed miesiącami. 
Pociąg wynurzył się zza zakrętu. Kilkadziesiąt wagonów. Kilkaset rozpędzonych ton. I tylko jedna sekunda, będąca początkiem końca. Otworzyłem oczy i światła oślepiły mnie ponownie. Zanim jednak skończyłem to, czego nie udało mi się nigdy rozpocząć, spojrzałem w nieskazitelne niebo. Dom Boga, w którego nigdy nie wierzyłem. Dzisiaj zacząłem, ponieważ chcę wierzyć, że to nie koniec, a moje obietnice o szczęściu nie zostały rzucone jak słowa na wiatr.
Nim oddałem to, co najwięcej i jednocześnie najmniej warte, wyszeptałem do Nataszy ostatnie zdanie:
-Dzisiaj wrócę do domu, choć to ty jesteś bliżej nieba, niż ja kiedykolwiek będę.
A później ból odebrał mi zmysły. Ból nie fizyczny, który spowodowało żelazne ciało rozpędzonych wagonów. Ból wywołany myślą, że jeśli nieba nie ma, a Bóg to jedynie wymysł tych, którzy całym sercem pragną w niego wierzyć, nie miałem odwagi powiedzieć jej najważniejszego. Ocaliła mnie. Ocaliła jak rozbitka z tonącego statku. Ocaliła, bym mógł godnie umrzeć. Bym mógł oddać życie za kogoś, kto na nie zasłużył.
Odchodziłem ze świadomością,  że zrobiłem wszystko, by jej szczęście nie było jedynie marną imitacją uśmiechu.
Odszedłem szczęśliwy.








~*~



Jedna łza za mną. Przed nami jeszcze epilog.

31 komentarzy:

  1. Wtf ? Serio?! Mój dzien stał sie teraz jeszcze gorszy niż był...

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam dziś świetny dzień....moje serce teraz pękło na dobre...
    Zapraszam! http://time-for-us-to-become-one-jbff.blogspot.com/
    http://the-dark-soul-jbff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę taki ma być koniec? Natasza tak bardzo go kocha, a go zostawiła? No bez jaj, ale to śmiechowe :]
    Nie ukrywam, ale jestem rozczarowana. To nie trzyma się nawet kupy, ale cóż...

    OdpowiedzUsuń
  4. Umarłam. Dlaczego? Szkoda, że takie jest zakończenie ale przynajmniej nie zapomnę o tym i będę miała ochotę do tego wracać. Pomimo tego, że do ostatniej chwili miałam nadzieję, że nie umrze i w końcu wszystko będzie dobrze to i tak wiedziałam, że to się stanie. Świetny rozdział (:

    OdpowiedzUsuń
  5. Pusia chodź wiedziałam że tak to się skończy to liczyłam że zmienisz swoje zdanie i bd dobrze ale ty musiałaś go uśmiercić :( To opowiadanie było inne od wszystich, nietypowe ale miałam małą nadzieję że zakończysz je dobrze ale myliłam się. Nie mogłam nawet skończyć tego rozdziału, bo łzy zamazywały mi widok. To nie powinno się tak skończyć :(

    OdpowiedzUsuń
  6. To chyba miało być rozczulające, czy coś w tym stylu. No niestety moim zdaniem nie za bardzo ci to wyszło. Na pewno nie wierzę w to, że Natasha pozwoliłaby mu odejść, nie odjechała by bez niego. To totalnie nie trzyma się kupy. A z drugiej strony, zakończenie było przewidywalne i liczyłam na happy end, albo chociaż takie, które trudniej byłoby przewidzieć. Tak szczerze to jestem odrobinkę zawiedziona, ale cóż, pozostało czekać na epilog.
    PS. Oczywiście całego twojego bloga czytałam z wielką chęcią, ale po tych wszystkich rozdziałach miałam nadzieję, że zrobisz coś bardziej coś bardziej niespodziewanego, czy emocjonującego. Na przykład kiedy Jazzy umarła,to wzbudziło we mnie większe emocje niż sama śmierć Justina. Pięknie ją opisałaś, mam na myśli, te jego ostatnie wspomnienia, czy przemyślenia, ale jak już wcześniej wspomniałam to raczej nie trzyma się kupy i mam nadzieję, że epilog wprowadzi coś, dzięki czemu zapamiętam ten blog, a nie tak jak przy większości, zapomnę nawet jak nazywali się główni bohaterzy. No nic, życzę powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj się z Tobą zgadzam w 100%. Czułam, że autorka uśmierci Justina, ale jestem zaskoczona tym, jak Natasza łatwo odpuściła. Tyle razem przeszli, nie było łatwo i tak po prostu odjechała? Ja bym w życiu tego nie zrobiła! Okradli jej rodziców, mogli zacząć wszystko od nowa. Rozumiem podejście Justina do sprawy, ale gdzie tu jest miłość? Skoro ją kochał, mógł walczyć a on po prostu się poddał i wybrał najłatwiejsze rozwiązanie, czyli śmierć.
      Ja jestem osobiście bardzo rozczarowana. Opowiadanie było smutne i liczyłam na to, że Natasza odmieni los Justina, że właśnie dla niej będzie chciał pokonać wszystko! A tu proszę... jak to się mówi "co się stało, że się zesrało?" :)
      Po epilogu nie spodziewam się niczego. Skoro zginął, nie ma co zbierać. No nic, szkoda.

      Usuń
    2. Dokładnie. Cieszę się że mamy podobne zdania, szczerze mówiąc w epilogu nie zdziwiłabym się, gdyby autorka usmiercila Natashe. Ale sam Epilog będzie najprawdopodobniej tym listem od Justina. I tyle.

      Usuń
    3. To samo myślę. Już to czuję w kościach, jak to dobrze chciał dla niej, ale postanowił się zabić :] To takie banalne! Po co się starać, skoro można ze sobą skończyć?

      Usuń
    4. dokladnie

      Usuń
  7. Nie lubię cię. Amen Jak mogłaś to tak zakończyć ? Serio innego pomysłu nie było? Zniszczyłaś magię tego opowiadania nawet jeśli było smutne od początku....

    OdpowiedzUsuń
  8. Jezu, wiedziałam, że tak chcesz to zakończyć. Popłakałam się jak to czytałam. Stanowczo jestem zbyt wrażliwa.
    Muszę ci powiedzieć, że to najbardziej wzruszający moment, jak i zresztą cały rozdział we wszystkich twoich opowiadaniach. Bardzo bym chciała, żeby to było inaczej, ale tak czy tak to zakończenie było najbardziej realne. I wcale nie zniszczyłaś magii tego FF, jak osoba na górze napisała, wręcz przeciwnie. Ja wiedziałam, że tak to się skończy, ale myślałam, że jednak się mylę...
    http://wait-for-you-1dff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Japiernicze:c tak mi smutno nie mam słów (u) <3 jakby co to te u to złamane serduszko ❤ :c

    OdpowiedzUsuń
  10. Moje serce przez ciebie pękło ,a łzy leją się ciurkiem po mojej twarzy ...wielkie dzięki :') musiałaś zepsuć to opowiadanie ? Serio ? Nie mogłaś napisać, że pojechali razem , wgl musiałaś to tak zakończyć ? Jak nie wiem co ty chcesz pisać w epilogu ... A może Nasztaszce albo Justinowi się to śniło ? tak jak było w innym opowiadaniu . Mam nadzieje , że nie zrobisz w epilogu pogrzebu Justina i śmierci Nataszki bo inaczej Cie zabije , DOSŁOWNIE ZABIJE . Czekam nn

    OdpowiedzUsuń
  11. JA PIERDOLEEEEEELE :/ Co ty najlepszego zrobiłaś... czujesz się dobrze? Może główka boli? Albo coś innego? Nie? TO KURWA ZARAZ ZACZNIE JAK NIE BĘDZIE W EPILOGU HAPPY ENDU! Innej opcji nie przyjmuje do wiadomości:/

    Buzi

    OdpowiedzUsuń
  12. błagam cię odkręć to. on nie może umrzeć, żadne z nich nie może, błagam niech to będzie tylko pieprzony sen któregoś z nich, to po prostu nie może się tak skończyć. moje serce pękło, jeśli nie odkręcisz tego to rozpadnie się na milion małych kawałeczków. jeśli justin naprawdę kochał nataszę nie możesz go uśmiercić, jeśli to zrobisz sama rzucę się pod pociąg bo nie przeżyję jego śmierci, przywiązałam się do tego opowiadania jak do żadnego innego, błagam cię

    OdpowiedzUsuń
  13. błagam cię niech on nie umiera :((((

    OdpowiedzUsuń
  14. Stwierdzam iż to Pierwszy rozdział w tym opowiadaniu który mi się naprawdę podobał, nie był nudny tylko cały czas jakieś emocje wyznania to co lubię najbardziej a przede wszytskim ta chęć spełnienia się dla drugiej osoby .... Cudny *.* Mogłabym go czytać setki razy <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Boże...nie wiem co powiedzieć :( Przyznam, że jakoś w połowie zaczęło mnie nudzić to opowiadanie mimo tego, że na początku myślałam, że to najlepsze jakie przeczytam. Teraz nie żałuje, że czytałam dalej. Zakończenie smutne ale prawdziwe i pasujące do tej historii. Jakoś tak ciężko mi na sercu..za bardzo sie wczuwam haha Jesteś genialna i pisz jak najwięcej!

    OdpowiedzUsuń
  16. poryczalam sie:)))

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie rób nam tego. Nie kończ jeszcze opowiadania. To nie może się tak skończyć. Prosze nie rób tego. Nie sądziłam że to napisz ale... płacze. Rycze jak małe dziecko. Nie kończ tego tak. Proszę. Napisz że będzie wszystko dobrze. To nie może się tak skończyć. Ja na prawdę chcem żeby to skończyło się pozytywnie. Żeby Natasza i Justin byli razem.

    OdpowiedzUsuń
  18. Boze..dlacczego?? Placze...rycze jak bóbr! Prawie caly rozdzial przeplakalam.. Na poczatku przez chwile myslalam ze na serio im sie uda ze razem p0jada ..ale kiedy tylko sie zorientowalam zaczelam plakac i tak do konca rozdzialu i do teraz..boze...nie moge...nie nie nie! Kurwa...

    OdpowiedzUsuń
  19. Kiedy juz ogarnelam wszystkie lzy czyli caly wodospad przeczytalam wszystkie komentarze....ludzie wy sie ogarnijcie...opowiadanie ie zakonczylo sie tak jak chcieliscie i wy juz macie problem i hejty leca....mysle ze autorce opowiadania moze zrobic sie przykro jak to przeczyta, mi by bylo bardzo przykro...to jej opowiadanie, zakonczy je jak chce, jak komus sie nie podoba to niech nie czyta...naprawde to przykre co napisaloscie...pomyslcie czasem zanim cos zrobicie bo mozecie urazic kogos o sprawic przykrosc.. Mi osobiscie opowiadanie sie podoba, nie jest przwidywalne, jest smutne, prawdziwe i realne, owszem happy end bylby super ale patrzac na ich historie tak naprawde niemozliwy..plakalam przez caly rozdzial, ale to piekne i cudowne, justin bardzo ja kochal, wiedzial ze jego walka by sie nie udala, siedzial w tym bagnie o wiele dluzej niz ona, w milosci pragnie sie sczczescia drugiej osoby za kazda cenę..w tym przypadku za cene wlasnego życia , jest to smutne ale piekne wzruszajace ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie są hejty, to są opinie i wyrażanie własnego zdania. Nikt jej nie zwyzywał, więc sorry, ale mamy prawo napisać, jeśli coś nam się nie podoba :)

      Usuń
  20. Płacze tak jakbym to ja miała się zabic.
    to nie może się tak skończyć. .. przecież ona na niego czeka, obiecał jej. To nie może tak być. Czemu on to zrobił? Przecież mógł pójść na odwyk mógł się wyleczyć. .. nie musiał tego robić. Dlaczego ten matol kurwa mac się zabił?! Nie pomyslał ze Natasha zrobi to samo kiedy on nie przyjedzie i dowie się ze nie żyje? Kojec końców żadne z nich nie będzie szczęśliwe wec on nie dotrzymał obietnicy.
    to nie może się tak skonczyc
    😢😢😢😢😢😢😢😢😢😢😢😢😢😢😢😢

    OdpowiedzUsuń
  21. Szczerze, wzbudziło to we mnie bardzo wiele emocji i od połowy łzy zamazywaly mi widok. Napisałaś to pięknie ale dlaczego zakończyłaś to tak przewidywalnie i trochę bez sensu? Natasza nie byka naiwna i napewno nie uwierzyła by w to wszystko Justinowi, rozmawiał z mamą(?),błagam powinna się zorietować juz po tym zdaniu. Po drugie ona za mocno go kochała i nie ma szans żeby go zostawiła, przecież on był dla niej ważniejszy niż własne szczęście i nowe życie.
    A Justin? Tak mądry a wybrał najgorsze rozwiązanie, Natasza nigdy nie będzie w pełni szczęśliwa bez niego, nie raz to mówiła i to jest oczywiste. Zawsze będzie o nim pamiętaći nie ważne jak bardzo kochane i uspokajające słowa będą w tym liście to i tak nic nie zmieni. Kiedy dowie się o śmierci Justina to ze sobą skończy a jeśli nie to wybacz ale w ogóle tego nie zrozumiem bo całe opowiadanie utwierdzało nas w tym, że ich miłość jest tak ślina że bez siebie nie mają przyszłości a teraz? Natasza będzie walczyć dla Justina który wybrał najłatwiejszą drogę? Chciałabym żeby w epilogu było coś więcej niż tylko to co Justin do niej napisał o tym jak uczyniła go szczęśliwym i o tym ze go ocaliła. Zakończyłaś to opowiadanie pełne walki i nadzieji łatwą śmiercią Justina, który końcowo stwierdził że był ciężarem dla Nataszy a wszyscy wiemy ze to on dawał jej nadzieje i siłę. Wiec tak naprawdę wyszło na to ze żadne z nich nigdy nie będzie szczęśliwe nie ważne jaką treść zawiera list, proszę Cię zrób coś więcej wyobrażam sobie juz treść epilogu i tym samym wiadomości Justina to będzie po prostu zbyt łatwe i takie zwyczajne jak na tą historię. Uwielbiam Twoje opowiadanie i jego zakończenie tego nie zmieni, jeśli chciałaś żeby tak wyglądało to nie mogę Ci nic zarzucić bo może to ja nie rozumiem zachowań postaci i tego co chciałaś przekazać. Ale mimo wszystko sam rozdział napisany świetnie i czekam na epilog♡

    OdpowiedzUsuń
  22. cały czas podswiadomie wiedzialam, ze tak sie skonczy, ze predzej czy pozniej justin zginie albo zrobia to razem ale twz liczyłam w głębi serca na to, ze jednak nigdy do tego nie dojdzie, juz jak czytałam ostatnie rozdzialy odkad powtarzał, ze to jej sie uda chcialo mi sie plakac ale teraz? rozwalilas mnie emocjonalnie, przysiegam, ze jeszcze przy zadnym ff nie wylałam tyle łez co teraz, nie wiem skad sie to bierze ani dlaczego tak sie stalo ale tak przywiazalam sie do 18th street, ze nie potrafie przyjac do wiadomosci, ze to juz koniec, ze nie bedzie drugiej czesci, w ktorej znow szczęśliwie sie spotkaja, czuje sie poniekad jak Natasza bo wyobrazam sobie jak czyta list od niego i.. to za duzo dla mnie, zaden ff wczesniej tak nie rozwalił mnie emocjonalnie jak ten, przysiegam ale jestem pewna, ze jeszcze nie raz do niego wroce i nie raz bede płakała przez niego tak jak teraz @fairlessbieber

    OdpowiedzUsuń
  23. Najgorszy dzień w moim życiu! Umieram tak samo jak Justin..Dlaczego, dlaczego??!

    OdpowiedzUsuń