sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział 2 - Whispered scream...

   
      W powietrzu unosił się zapach wilgoci, bijącej od starych, zniszczonych ścian. Momentami silne podmuchy wiatru poruszały suche liście, część z nich wpuszczając do wnętrza rudery, przez duże otwory w ścianach. Wyjątkowe mocne światło księżyca oślepiało szatynkę i sprawiało, że mimowolnie marszczyła brwi. Ona natomiast, nie zważając na jakikolwiek z czynników dookoła, nadal nie oderwała wzroku od wyjątkowych, tajemniczych tęczówek, płonących przed nią odcieniem bursztynu.
      Chłopak, który z całego serca pragnął nie ukazywać przed szatynką żadnych emocji, nie mógł powstrzymać serca, które w pierwszej chwili zabiło w jego piersi dwa razy szybciej. Wystarczyło, że pociągnął nosem, a ponownie wyczuł delikatną, bijącą od dziewczyny, kwiatową woń, z którą spotkał się parę godzin temu, na jednej z najbardziej ruchliwych ulic w mieście. Wtedy jednak nie odważył się spojrzeć na jej anielską twarzyczkę, na którą opadały jasne kosmyki włosów. Teraz natomiast stał pół kroku przed nią i doskonale widział jej pełne, malinowe wargi, mały, prosty nos, nieskazitelną cerę, delikatnie błyszczącą w świetle księżyca, i oczy. Mój Boże, oczy, za które byłby w stanie zabić. Jak długo żył, nigdy nie spotkał się z tak pięknymi tęczówkami i hipnotyzującym spojrzeniem.
      Natasha na kilka długich chwil wstrzymała oddech, lecz kiedy poczuła, że w jej płucach brakuje powietrza, wypuściła je z cichym świstem. Nie ukrywała, że ogarnął ją strach. Również Justin zwrócił uwagę na jej delikatnie drżące dłonie i strach w spojrzeniu, którego nie odrywała od Justina nawet na moment. Nie chciała przegapić ani jednego mrugnięcia i grymasu na twarzy szatyna, który pozwoliłby jej ujrzeć emocje chłopaka, tak doskonale skrywane.
      -Justin - chociaż kiedy tylko chłopak ujrzał wewnątrz baraku obcą dla niego osobę, obiecał sobie, że nie pozwoli, aby ktokolwiek zbliżył się do niego, po pierwszym spojrzeniu na dziewczynę, na jej niewinną, lecz smutną buzię, nie mógł złapać jej ramienia, zacisnąć na nim palców i wyprowadzić szatynkę w czeluści ciemnej, głuchej nocy.
      Nie znał jej, nie potrafił powiedzieć o niej nic, nie wiedział, jakim jest człowiekiem, a mimo to martwił się o nią. Wiedział, że Detroit nie jest miejscem bezpiecznym, zwłaszcza nocą i zwłaszcza dla pięknej, młodej dziewczyny, jaką była Natasha. Gdyby kazał jej oddalić się, a szatynka zostałaby w tym czasie skrzywdzona, Justin nie potrafiłby poradzić sobie z poczuciem winy.
      -Natasha - odparła, a widząc jego dłoń, wyciągniętą w jej stronę, uścisnęła ją delikatnie, nadal z wielkim strachem.
      -Nie bój się mnie, nie zrobię ci krzywdy - wyszeptał, robiąc pół małego kroku w jej stronę. Był od dziewczyny sporo wyższy i cały czas patrzył na nią z góry, nieświadomie wzbudzając u szatynki respekt i coraz większy lęk.
      -To mnie nie uspokaja - wymamrotała, oczarowana jego spojrzeniem, lecz również sparaliżowana znacznie większą sylwetką chłopaka. Należała do osób odważnych, jednak teraz czuła czyste przerażenie. Bała się krzywdy fizycznej, którą mógł wyrządzić jej dwudziestojednolatek.
      W rzeczywistości nie wiedziała, jak bardzo się myliła. Justin był ostatnią osobą, która mogłaby sprawić jej ból.
      -Więc co mam zrobić, abyś przestała drżeć? - spytał z troską, znów przesuwając stopy w jej kierunku. Nie zdawał sobie sprawy, że każdym ruchem powoduje szybsze bicie serca Natashy.
      -Nie wiem - odparła cicho i w końcu, po długich minutach, spuściła głowę, przerywając kontakt wzrokowy. 
      Odżyły w niej wsponienia dzisiejszego południa, kiedy to chwyciła ramię szatyna obiema dłońmi i pomogła mu podnieść się z asfaltowej ulicy. Nie miała złudzeń i doskonale, pomimo słabego światła, rozpoznała w chłopaku otoczoną tajemnicą osobę, która zniknęła sprzed jej oczu, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Za dnia nie miała jednak okazji ujrzeć rysów jego twarzy, które usilnie chował pod kapturem i grzywką, niedbale opadającą na czoło. Teraz nie mogła wprost oderwać od niego wzroku, głodnego nowych wrażeń i obrazów. Oprócz strachu przed znacznie postawniejszą sylwetką młodego mężczyzny poczuła się w jego towarzystwie w dziwny sposób skrępowana i onieśmielona. Szatyn okazał się bowiem bardzo przystojnym chłopakiem, mimo że jego zarówno wygląd, jak i ubranie pozostawało zaniedbane. Na jego policzku widniało kilka smug kurzu, jednak cera nie pozostawiała praktycznie nic do życzenia. Natasha chciała nawet pogładzić jego skórę wierzchem dłoni i przesunąć palcami po linii wyraźnie zarysowanej szczęki, lecz tak szybko, jak pomysł ten zaświecił w jej głowie, stłumiła go w myślach.
      -Chociaż w zasadzie, gdybyś ściągnął kaptur, bałabym się ciebie odrobię mniej - wymruczała, zwilżając wargi krańcem języka.
     Odważyła się stanąć na palcach i ostrożnie chwycić materiał jego bluzy, zalegający na głowie. Osuwając go w dół w całości odsłoniła kasztanowe włosy chłopaka i grzywkę, którą od razu zaczesał palcami na tył głowy. W Natashę uderzyło piękno chłopaka i wyrazistość jego spojrzenia, przenikającego ją dogłębnie. Pierwszy raz poczuła w dole brzucha przyjemny uścisk, jednak jej ciało opanowało jeszcze większe onieśmielenie. Nie wiedziała natomiast, że Justin względem niej odczuwał dokładnie ten sam rodzaj uczuć i emocji.
      -W takim razie, sądzę, że sprawiedliwym rozwiązaniem będzie, jeśli ty również zdejmiesz kaptur - chłopak odpłacił się piętnastolatce tym samym. Również uniósł ręce, jednak zatrzymał je niewiele ponad wysokością swojej brody, gdzie kończył się czubek głowy szatynki. Delikatnie pociągnął kaptur w dół, pozwalając jej długim włosom opaść na plecy i ramiona. Bez bluzy, zakrywającej część jej anielskiej twarzyczki i pachnących kaskad włosów, piękno, bijące od dziewczyny, ze wzmożoną siłą uderzyło w Justina.
      Chłopak miał ogromną nadzieję, że Natasha nie zorientuje się, jak głębokie wrażenie wywarła na nim jej uroda, bez żadnej skazy. Chciał odwrócić wzrok, lecz zwyczajnie nie potrafił, ponieważ widok jej pięknych oczu, otoczonych gęstymi, długimi rzęsami, wnosił do jego życia odrobinę szczęścia. Bał się, że jeśli mrugnie i zamknie oczy choćby na ułamek sekundy, znów poczuje smutek, zalegający na sercu.
      Natasha natomiast nie chciała, aby Justin zobaczył, z jaką intensywnością wpatrywała się w jego mocno zarysowaną szczękę i jakby zaszklone, choć suche oczy. W swoim krótkim, nastoletnim życiu, nie spotkała jeszcze chłopaka, który spodobał jej się do tego stopnia, co teraz Justin, stojący niespełna pół kroku przed nią i dotykający skrawkiem bluzy jej.
      W końcu chłopak odsunął się i podszedł do cienkiego, brudnego materaca, spoczywającego w kącie pomieszczenia. Co prawda przepuszczał on całą wilgoć i chłód, bijący od posadzki, jednak był bardziej miękki, niż beton, na którym szatyn spędził kilka początkowych nocy. Teraz również usiadł na materacu i ponownie spojrzał na Natashę, która śledziła każdy jego ruch. Gdy szatynka nadal stała w tym samym miejscu i nie wyglądała tak, jakby miała zbliżyć się do niego choćby na pół kroku, delikatnie poklepał miejsce obok siebie. Pragnął sprawiać wrażenie niewzruszonego, a w rzeczywistości potrzebował bliskości, którą od dawna od siebie odpychał.
      -Ja nie gryzę, nie bój się - powtórzył cicho, obserwując, jak Natasha z niepewnością zsuwa z ramienia pasek czarnej, sportowej torby, i upuszcza ją na podłoże. Podobały mu się płynne ruchy dziewczyny, jakie wykonywała w towarzystwie każdego gestu.
      -Na pewno? - wymamrotała po raz ostatni, przed zajęciem miejsca obok chłopaka. 
      Gdy pokiwał głową i zdołał posłać szatynce cień uśmiechu, Natasha powoli osunęła się po ścianie na materac, ramieniem stykając się z ubraniem szatyna. Ten natomiast nie potrafił oderwać od niej wzroku, mimo iż widział, że tak intensywnym spojrzeniem wpędza piętnastolatkę w zakłopotanie. Prawdę powiedziawszy, szatynka wywarła na nim ogromne wrażenie zarówno z zewnątrz, jak i jej wnętrze wydało się Justinowi niesamowitą zagadką, której rozwiązanie chciał jak najszybciej poznać. Na pierwszy rzut oka widać było, że Natasha pochodziła z bogatego domu, z materialnego dostatku. Tym bardziej dwudziestojednolatek nie mógł zrozumieć, dlaczego dziewczyna pomogła mu zarówno kilka godzin temu, na ulicy, jak i teraz przebywała tak blisko niego, nie obawiając się brudu i ubóstwa.
      -Nie wyglądasz na osobę, która miałaby zamieszkać na ulicy. Nie pasujesz do tego świata, Natasha - jej imię w ustach chłopaka zabrzmiało niezwykle głęboko i wywołało dreszcz, przebiegający przez ciało dziewczyny. Chciała, aby je powtórzył, lecz nie miała odwagi o to poprosić.
      -W takim razie zrobię wszystko, aby zacząć pasować. Nie zamierzam wrócić do domu. Tam również nie pasuję. Może mam przez to rozumieć, że w tym świecie nie ma miejsca dla osób takich, jak ja? 
      -Zależy, co rozumiesz pod swoimi słowami i co chciałaś przekazać. Ja również czuję, że w tym świecie nie m miejsca dla mnie. Gdyby było inaczej, nie mieszkałbym na ulicy, prawda?
      Już po pierwszym dłuższym zdaniu, szatynka odnalazła w chłopaku ogromną mądrość życiową, której nauczyło go życie. Nigdy nie rzucał słów na wiatr i nad każdym myślał niezwykle długo i skrupulatnie, aby najtrafniej opisać targające nim emocje. Dzisiaj, przy Natashy, po raz pierwszy poczuł, że jest osoba, która stara się go zrozumieć.
      -Chodzi mi o to, że - Natasha zamilkła na moment. Chciała, jak szatyn, wypowiedzieć jedno, lecz treściwe zdanie, zamiast dziesięciu, bez większego znaczenia. - Brzydzę się tym całym materialnym światem, w którym rządzą pieniądze. Ludzie w nim są cholernie zepsuci i fałszywi. Od lat czułam, że nie pasuję do tego środowiska, aż w końcu odnalazłam w sobie odwagę, aby wyrwać się stamtąd i uciec jak najdalej.
      Justin spojrzał ukradkiem na dziewczynę. Serce podpowiadało mu, że mimo różnic, widocznych na pierwszy rzut oka, posiadali wspólne cechy i poglądy. Dzięki temu już na starcie, po kilkuminutowej znajomości, czuł się mniej samotny.
      -W pewnym sensie jesteś podobna do mnie - westchnął, wspominając własne wzburzenie, gdy życie uświadamiało mu, że w dostatku żyją jedynie ci, którzy korzyści czerpią z nieszczęścia drugiego człowieka. - Jednak różnimy się tym, że twoje życie było i może być na najwyższym poziomie społecznym, natomiast ja już zawsze pozostanę na samym dnie.
      -Wolę być na dnie, niż resztę życia spędzić za szczeblami złotej klatki, którymi jestem otoczona na co dzień. Jestem tutaj tylko i wyłącznie dlatego, że potrzebuję, że pragnę wolności. W domu nigdy nie dowiem się, czym ona jest. I wiesz, jestem gotowa na wszelkiego rodzaju poświęcenie, aby tylko zapomnieć o snobistycznych ludziach, troszczących się jedynie o własne portfele.
      Justin dostrzegł w jej oczach prawdziwą determinację, jednak wiedział, że to zdecydowanie za mało, aby dożyć na ulicy choćby dnia kolejnego. Chociaż wiedział, że podstawową zasadą przetrwania w miejskiej dżungli jest troska wyłącznie o własne dobro, nie potrafił zastosować się do niej również dzisiaj, kiedy ramię w ramię z nim siedziała tak młoda osoba, nie zdająca sobie jeszcze sprawy z ryzyka i niebezpieczeństwa, ściągniętego na siebie w momencie postawienia pierwszego kroku poza teren domu.
      -Dobrze ci radzę, Natasha. Wracaj do domu, zanim zaczniesz pić, ćpać i puszczać się, żeby mieć na dragi. Uwierz mi, jeśli zostaniesz tutaj dłużej, skończysz tak, jak ja, jeśli nie gorzej. Nie chcesz tego, naprawdę, dlatego wracaj do domu póki jeszcze możesz.
      Martwił się o nią. Nie wiedział dlaczego, jednak czuł najprawdziwsze zmartwienie. Mimowolnie wyobraził sobie Natashę, dzisiaj piękną i chociaż odrobinę szczęśliwą, za kilka miesięcy, może nawet tygodni, wycieńczoną przez ciągłą walkę o przetrwanie i przygnębioną jeszcze okrutniejszym, otaczającym ją światem. 
      -Co masz na myśli, mówiąc, że skończę tak, jak ty? Ja już tutaj jestem. Już jestem na ulicy, bez dachu nad głową, bez własnego kąta, bez środków do życia.
      -Myślisz, że to jest najgorsze? - Justin wypuścił z siebie długo skrywane westchnienie, które szybko stłumił dłońmi, przecierającymi twarz. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak niewiele wiesz o życiu.      
      -Więc mnie naucz - przerwała mu niepewnie, a gdy szatyn ponownie obdarzył ją pełnym skrywanych emocji spojrzeniem, spuściła głowę.
      -Dziecinko, czego ty chcesz się ode mnie nauczyć? Jak upaść na samo dno? Uwierz mi, z biegiem czasu dojdziesz do tego sama, bez mojej pomocy. Nie wiem, jak silna psychicznie jesteś. Jeśli nie załamiesz się po pierwszym dniu, masz szansę zaoszczędzić kilka litrów łez. Jeśli jednak jesteś słabsza, niż mogłoby ci się wydawać - wstrzymał oddech, gdy uznał, że dalsze kontynuowanie wypowiadanych zdań mija się z celem.
      Zamiast tego uniósł prawą rękę, podciągnął rękaw bluzy ponad łokieć, a na koniec oparł przedramię na chudym kolanie Natashy. Mimo słabego światła, jakim otulone było wnętrze rudery, dziewczyna wyraźnie ujrzała każdą bliznę na jego skórze, zarówno te stosunkowo płytkie i niewielkie, jak i głębokie, rozciągające się na całą szerokość przedramienia. Podzieliła je na rany stare, sprzed tygodni, może nawet miesięcy, jak i te świeże, powstałe na dniach. Niektóre pokryte były nawet świeżą krwią i, co najważniejsze, wszystkie własnoręcznie wykonał Justin.
      -Dlaczego to robisz? - odruchowo podniosła głos. Nie był już marnym szeptem, a donośnie, dźwięcznie wypowiedzianymi słowami, do których Justin nie był przyzwyczajony. Nie oswoił się również z myślą, że ktokolwiek, a w szczególności dziewczyna tak piękna, jak Natasha, mogłaby troszczyć się o niego i przejmować kilkoma skaleczeniami. 
      W jego odczuciu nadal było to kilka kresek. W rzeczywistości na jego ramionach nie było już śladów wolnych od blizn.
      -Często chcę coś powiedzieć, lecz wiem, że nikt mnie słucha. Po co mam się więc wysilać, skoro wszystko, co pragnę wykrzyczeć, mogę zapisać na skórze, w postaci ran? 
      Natasha nawet w najczarniejszych scenariuszach nie brała pod uwagę tak pesymistycznej odpowiedzi, lecz jednocześnie ubranej w piękne i wartościowe słowa. Dostrzegła w nich zatrzęsienie szczerości i zauważyła również, że położenie Justina nieznacznie różniło się od jej. Ona również przez całe swoje życie chciała zostać zwyczajnie wysłuchana.
      -Przecież to sprawia ci ból - wyszeptała, mimo że znała już odpowiedź szatyna.Nie była również pewna swoich słów. Po prostu czuła, że są one najbardziej odpowiednie.
      -Większy ból sprawia mi samo życie. Tych drobnych ranek praktycznie nie czuję.
      Jeszcze zanim skończył, wzrok Natashy przyciągnęły blizny wokół żył pod łokciami. Wyglądały znacznie inaczej, niż te, powstałe podczas samookaleczenia. Nie potrafiąc powstrzymać własnych odruchów, uniosła dłoń i przejechała po jego rozharatanej skórze opuszkami palców. Justina przebiegł kolejny dreszcz, kolejny przyjemny. Nie miał bliższej styczności z ludźmi od bardzo dawna, a delikatnego, kobiecego dotyku nie czuł od lat. Nie zdawał sobie sprawy, że potrzebował go przede wszystkim jako młody mężczyzna.
      -Ćpasz? - Natasha spytała wprost i również takiej oczekiwała odpowiedzi. Tym razem nie zawiodła się.
      -Tak, ćpam i nie chcę, abyś zaczęła robić to samo. Twoje życie da się uratować, moje zostało już dawno spisane na straty. Nie zależy mi. Nie chcę po prostu, aby w to samo gówno wpadła tak młoda osoba, jak ty.
      -Tak młoda? Czyli jeśli wrócę tutaj za trzy lata przyjmiesz mnie z otwartymi ramionami? - Natasha zaczynała być lekko rozdrażniona słowami szatyna. Nie potrafiła zrozumieć, że nie mówiłby tego wszystkiego, gdyby nie zależało mu na jej życiu, zdrowiu i bezpieczeństwie.
      -W ten sam sposób starałbym się, abyś przejrzała na oczy i zobaczyła, jak ogromny błąd popełniasz. Teraz możesz się wycofać, nie jest jeszcze za późno, zrozum to. Za parę dni możesz nie mieć już podobnej okazji.
      -Podjęłam decyzję w momencie, w którym wyszłam z domu, uciekłam z niego. Zrozum, nie chcę tam wracać. Jeśli nie pozwolisz mi zostać tutaj, wstanę i wyjdę, aby znaleźć inne miejsce na nocleg. Wiedz jednak, że nie wrócę tam, skąd przyszłam. Nie wrócę do tamtego świata i zdania nie zmienię.
      Justin westchnął głośno. Nie był w stanie zliczyć, który raz już dzisiaj wypuścił z ust powietrze z tak głośnym świstem. Ujrzał w Natashy charakter bardzo podobny do jego i wiedział, że niezależnie jak długo starałby się przekonywać ją do zmiany decyzji, ona podjęła ją i ostatecznie przypieczętowała. 
      Natasha natomiast, gdy przez długie chwile nie otrzymywała ze strony szatyna żadnego odzewu, żadnej odpowiedzi, uniosła swoje lekkie ciało i stanęła na prostych nogach. Ukradkiem spojrzała na chłopaka, który nie przestawał przypatrywać się jej poczynaniom. I chociaż chciał się odezwać, jego gardło nagle wyschło, a usta nie były w stanie uchylić się, aby wypuścić kilka pojedynczych słów. 
Dziewczyna czuła, że chłopak pragnie jak najszybciej pozbyć się jej i zostać sam na sam z własnymi myślami. Nie chciała się narzucać. Nie chciała, aby uznał ją za mało samodzielną i potrzebującą ciągłej opieki. I mimo że nie chciała, musiała opuścić stary barak, aby znaleźć inny skrawek brudnej, wilgotnej ziemi, na której mogłaby przysiąść i spędzić choć jedną noc.
     -Zostań. Tutaj mam przynajmniej pewność, że jesteś bezpieczna.
      Natasha mimowolnie poczuła ciepło, oblewające jej serce z każdej strony. Również Justin poczuł się odrobinę lepiej, gdy część jego emocji uleciała poza granice ciała. W końcu przyznał coś, czego prawdziwie pragnął. Nie znał szatynki, a mimo to w głębi duszy chciał, aby została przy nim. Dawno nie czuł tak pięknego zapachu perfum, a pojedyncze kosmyki włosów, które muskały jego ramię i momentami policzek, wywoływały kolejne dreszcze.
      -Na pewno chcesz, abym została? Nie chcę, żebyś pozwolił mi tutaj zostać jedynie z litości.
      -Nie myśl tak i siadaj. Nie pozwoliłbym ci dłużej błąkać się po Detroit. Nie chcę mieć cię później na sumieniu. Jesteś zdecydowanie za młoda, aby cierpieć. Dlatego w dalszym ciągu będę cię namawiał, abyś wróciła do domu. Może nie byłaś tam szczęśliwa, jednak tutaj szczęścia również nie zaznasz. Uciekaj stąd, dziecinko.
      Natasha nagle zapragnęła wtulić się w chłopaka i czuć jego ramiona, owinięte wokół swojego ciała. Jego słowa nie przestraszyły dziewczyny. Wręcz przeciwnie, sprawiły, że szatynka poczuła jeszcze większe przywiązanie do Justina. Czuła, że troszczy się o nią, mimo że nie musiał. Mógł wyrzucić ją na bruk, a jednak nie zrobił tego, nie potrafił. Odrobinę zazdrościł Natashy dostatniego życia, lecz zaimponowała mu stanowczością i odwagą. Czuł, że mimo wszystko da radę przeżyć w miejskiej dżungli.
      -A ty? W jaki sposób trafiłeś na ulicę? - szatynka rozpięła jedną z kieszeni sportowej torby i wyjęła z niej paczkę papierosów, z zapalniczką wewnątrz. Pamiętała również o Justinie, którego poczęstowała pierwszego. Chłopak wziął z opakowania jednego szluga i dokładnie obejrzał etykietę na niewielkiej paczce.
      -Palisz chyba najdroższe papierosy z możliwych - skomentował, jednak nie potrafił narzekać. Nigdy nie czuł tak drogiego dymu w płucach, ponieważ nigdy nie było go stać na lepszy rodzaj papierosów. 
      -Na coś musiałam przeznaczać kieszonkowe - niedbale wzruszyła ramionami i zaciągnęła się głęboko. Paliła od dawna i za każdym razem, gdy chwytała papierosa pomiędzy palce, czuła lekkie wyrzuty sumienia. Nasłuchała się wielu wykładów na temat nowotworu płuc i innych, grożących jej chorób. Uznała jednak, że na coś umrzeć musi i nie będzie każdego dnia słuchała przebijającego się głosu rozsądku. - Więc jak to z tobą było? Trafiłeś tu dobrowolnie, cy zmusiło cię do tego życie?
      -Myślę, że nikt nie chciałby mieszkać na ulicy, w takich warunkach, z własnej, nieprzymuszonej woli. Gdybym tylko miał jakiekolwiek inne wyjście, zebrałbym swoje szmaty i uciekł jak najdalej stąd. Miejsce takie, jak to, niszczy ludzi. Przekonasz się o tym z czasem - spojrzał na nią dość surowo, zachowując w sobie ostatnie resztki nadziei, że w końcu uda mu się przekonać szatynkę do powrotu do domu. Chciał dla niej lepszego życia, niż to, które sam prowadził. - Kiedy miałem 19 lat uciekłem z domu. Nie mogłem już znieść wiecznie pijanych starych i syfu w domu, jaki po sobie zostawiali. W zasadzie mój rodzinny dom niczym nie różnił się od ulicy. Może jedynie tym, że spałem na bardziej miękkim łóżku, przykryty kołdrą. Teraz musi wystarczyć mi cienki materac, rzucony na beton. 
      -Nie chciałeś nigdy niczego zmienić? Znaleźć pracy, ustatkować się?
      -Widzisz, Natasha. Tobie wszystko w życiu przychodziło łatwo. Jak przypuszczam, nigdy nie musiałaś martwić się, czy następnego dnia będziesz miała cokolwiek, co zapełniłoby twój żołądek. Ty miałabyś łatwy start w dorosłe życie. Ja nigdy nie mogłem o nim nawet marzyć. Szkoły nie skończyłem, matury również nie mam, a kto chciałby przyjąć do pracy ćpuna bez nawet podstawowego wykształcenia? - chłopak dał szatynce parę chwil, aby mogła sama odpowiedzieć na jego retoryczne pytanie. - Sama widzisz. Przyszłość nie wygląda dla mnie kolorowo, za to dla ciebie może. Dobrze wiesz, że w dzisiejszych czasach, aby osiągnąć w życiu cokolwiek, wystarczy mieć pieniądze. Ty je masz Natasha, dlatego nie wiem, po co siedzisz koło użalającego się nad sobą, życiowego nieudacznika, który umrze na ulicy.
      -Przestań tak mówić. Zawsze jesteś takim pesymistą? Nie masz łatwo i ja to rozumiem, ale zawsze możesz zrobić coś, aby przez twoje codzienne dni przebijały się promienie słońca i zwykłego szczęścia.
      -Już dawno przestałem wierzyć w szczęście, nie opłaca się. Jedynie rozbudza nadzieję, która szybko zostaje rozwiana.
      Natasha nie wiedziała już, jakich argumentów powinna użyć, aby podnieść szatyna na duchu. On natomiast zrezygnował z prób przekonania dziewczyny, by wróciła do domu i dalej żyła w swoim idealnym, choć odizolowanym świecie. W nim byłaby przynajmniej bezpieczna i nie musiałaby każdego dnia walczyć o przetrwanie. Justin skrywał w sobie pewną niesamowicie cenną i coraz rzadziej spotykaną cechę. Odznaczał się ogromną empatią. Dobro innych ludzi, którzy często nie szanowali go i poniżali, stawiał ponad własne, podstawowe potrzeby. Chciał, aby każdy człowiek  czuł, że jest w życiu potrzebny, że Bóg wytypował go do pewnych działań i zadań. W tym wszystkim zapomniał jednak o własnym szczęściu i dlatego każdego dnia i każdej nocy pozwalał samotnym łzom spływać po policzkach.
      W starym, zawilgoconym baraku zapadła długotrwała cisza. O dziwo, mimo że byli dla siebie obcy, czuli się komfortowo. Oboje zaciągali się papierosowym dymem w regularnych, kilkusekundowych odstępach i obserwowali, jak końcówki szlugów żarzą się delikatnie, do czasu kiedy nie ugasili ich na jednej ze ścian rudery. Natasha poczuła jak jej kruche ciało otula nieprzyjemny chłód. Aby nie okazywać jakichkolwiek oznak, świadczących o jej słabości, ponownie zarzuciła na głowę kaptur i głębiej schowała się w materiale bluzy. Justin, który ukradkiem zerkał na nią przez cały czas, doskonale widział, że szatynka zaczyna drżeć, tym razem nie przez paraliżujący ją strach, ale chłód jesiennej nocy.
      -Daj ręce - mruknął cicho i odkaszlnął. Prawdę powiedziawszy zaniepokoił się sercem, które zaczynało bić szybciej, gdy tylko na twarzy Natashy pojawiał się nikły grymas. 
Dziewczyna spojrzała na niego, lekko zaskoczona, lecz nie spełniła jego prośby. Chyba znów zaczął targać nią niepokój i potrzebowała kolejnego, znaczącego dowodu, że Justin, pomimo dość surowego wzroku i mocno zaciśniętej szczęki, chciał dla niej jak najlepiej.
      -Nie bój się, naprawdę nie zamierzam cię skrzywdzić - chłopak na siłę posłał jej cień uśmiechu. Wiedział, że w przeciwnym razie piętnastolatka odsunęłaby się od niego, zamiast zbliżyć.
      Natasha powoli wysunęła dłonie spod rękawów i położyła je niepewnie na dużych dłoniach chłopaka. Justin odetchnął w duchu. Miał świadomość, że dziewczyna z każdą chwilą bała się go coraz mniej i, co więcej, nie brzydziła się go. Natasha nie miała pojęcia, jak takimi drobnymi gestami podnosiła go na duchu i podwyższała jego samoocenę. Był niedowartościowany, ponieważ nikt nigdy nie pokazał mu jego wartości. Od lat był jedynie poniżany i popychany przez ludzi, uważających się za lepszych, inteligentniejszych, na wyższej pozycji społecznej. Justin nie miał do nich żalu. Wręcz przeciwnie, wierzył w każde gorzkie słowo, rzucane w jego kierunku.
      Gdy tylko szatyn poczuł gładką skórę dłoni dziewczyny na swoich szorstkich, zamknął je w delikatnym objęciu. Jego dłonie były sporo większe, dlatego bez najmniejszego problemu otoczył całą ich powierzchnię. Natasha natychmiast poczuła na skórze przyjemne ciepło, rozchodzące się również po całej reszcie ciała. Razem z gestem szatyna przestała czuć względem niego lęk i zyskała pewność, że pomimo wrogości w oczach i mocno zaciśniętej szczęki, kryje w sobie dobrego, łagodnego człowieka, troszczącego się o drugą osobę, nawet obcą, zupełnie nieznaną i wcześniej niespotkaną.
      -Cieplej? - spytał cicho, ukazując Natashy zarys delikatnego uśmiechu. Ciężko było uwierzyć jemu samemu, że po kilkuminutowej znajomości był w stanie zdobyć się na nikły, jednak szczery uśmiech. 
      -O wiele cieplej - odwzajemniła gest, gdy szatyn patrzył na nią łagodnie i wyczekująco. Już teraz czuła, że pomimo wielu różnic odnajdą wspólny język. Im więcej minut spędziła przy boku Justina, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że jej decyzja o ucieczce była najlepszą z możliwych. Żadne inne wyjście do tego stopnia nie usatysfakcjonowałoby jej duszy i umysłu, który przeciwstawiał się materialnym dobrom, stawiając wolność ponad wszystko inne.
      Pod tym jednym względem Natasha i Justin byli identyczni. Oddaliby wszystko za niezależność.
      Piętnastolatka nie zdawała sobie nawet prawy, jak przeraźliwie zmęczona była dzisiejszym dniem, spontanicznymi decyzjami i w końcu walką o pierwsze wrażenie w nowym świecie, do którego wkroczyła, stawiając krok na osiemnastej ulicy w Detroit. Jej oczy zaczęły się kleić i wręcz błagać dziewczynę, aby w końcu pozwoliła powiekom opaść. Natasha bowiem starała się na siłę rozbudzić, chociaż wiedziała, że prędzej czy później zmorzy ją sen. Po kilkunastu minutach ciągłej walki poddała się i pozwoliła powiekom przysłonić błękitne, jak fale oceanu, tęczówki.
      Justin nie zdawał sobie jeszcze sprawy, jak samo pojawienie się Natashy wpłynęło na jego sposób postrzegania świata. Wprawdzie nie odczuł tego jeszcze tak dosadnie, lecz już teraz zrozumiał, że do szczęścia nie potrzebne jest bogactwo, najlepszy wśród sportowych samochodów i willa z basenem. Ona, ta drobna piętnastolatka, potrafiła zrezygnować z tego w ciągu jednej krótkiej chwili, a mimo to jej optymizm nie osłabł. Justin zazdrościł jej pozytywnego postrzegania każdego z aspektów życia. Również chciał, patrząc na stary, zniszczony budynek, widzieć odnowiony pałac z pięknym ogrodem. Chciał chociaż przez moment patrzeć oczyma Natashy, która w każdym szczególe potrafiła odnaleźć radość, kryjącą się za pozornym smutkiem.
      Nie przegapił momentu, w którym jej oczka zamknęły się w znużeniu. Poczuł także, jak głowa szatynki mimowolnie wsparła się na jego prawym ramieniu. Chociaż on również był zmęczony i marzył o tym, aby położyć się na cienkim, brudnym materacu, pełniącym rolę wygodnego łóżka, nie chciał, aby dziewczyna czuła się samotna. Ignorując więc własne potrzeby, delikatnie objął jej ciało i położył głowę Natashy na swoich udach, natomiast ramię przełożył przez jej talię. Czuł, że im bliżej niej będzie, tym mniejszy chłód odczuje piętnastolatka. I nie mylił się. Natasha podczas snu nie poczuła różnicy pomiędzy nocą spędzoną w domu, a nocą na ulicy, na betonie, w starym braku.
      -Obyś zmądrzała i jak najszybciej wróciła do domu, Natasha. Nie pozwolę ci upaść na samo dno. Nie pozwolę ci znaleźć się w miejscu, w którym jestem ja. 

~*~

Wybaczcie, ale muszę odrobinę po marudzić. To wszystko wydaje mi się takie oklepane, że aż zaczynam się śmiać z samej siebie, hah :)
A prócz tego, gdy pisałam pierwszą wersję początku (pół roku temu), wszystko miało wyglądać zupełnie inaczej, ale mam nadzieję, że ta zmiana wyszła na dobre :)
ask.fm/Paulaaa962
Ps. Co sądzicie o szablonie? Nie jestem jeszcze w tej dziedzinie wprawiona, ale muszę przyznać, że wyszedł mi całkiem fajnie :)

27 komentarzy:

  1. Ha! Pierwsza! Lecę czytać! /Franka

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny kochanaa ! ;* czekam na kolejny ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest baaardzo długi i dużo wyjaśnia, ukazuje nam świat, który widzą główni bohaterowie. Podoba mi się to, co zostało tu zawarte. Opowiadanie jest niesamowite i wcale nie oklepane! Nawet nie śmiej tak mówić, kochana. Co do szablonu to również mi się podoba :) Przyjemne dla oka kolory. Zaglądam tu co jakiś czas i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! <3

    http://collision-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Oooh, nie lubię czytać takich rozdziałów, bo nigdy nie wiem, jak skomentować. Jest piękny. szkoda mi Justina, nie miał prostego życia i los go nie szczędził. Natasha ma tymczasem wszystko oprócz poczucia przynależności. Jak się domyślam, zostanie z Justinem. Chyba ją rozumiem, ale ja jednak na jej miejscu na wszelki wypadek wzięłabym z domu pieniądze. Chociaż chyba na tym polegała jej ucieczka. Całkowite odcięcie się od wszelkich dóbr materialnych.
    Czekam na następny rozdział:(
    Życzę jak najwięcej weny i oczywiście czasu, hahaha
    three-months.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam długie rozdziały i cieszę się, że ten właśnie taki jest. :) Kocham fabułę tego opowiadania, jest nareszcie inna od pozostałych fanfiction. Jestem ciekawa losów głównych bohaterów. :)
    Z niecierpliwością czekam na następny. :) xx /@bizzlessmile

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku jak ja to już kocham!!!!!!! Dziennie kilka razy wchodziłam na bloga i sprawdzałam czy nie ma czasem nowego rozdziału;) naprawde strasznie przypadło mi do gustu, to zupełnie coś innego:) rozdział wspaniały!!! Do następnego ✌

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny! Coś czuję, że Natasha za szybko nie wróci do domu...
    Justin naprawdę wydaje się być mądry i sympatyczny. Aż mi się smutno robi, gdy myślę o tym, co musiał przejść przez całe życie...
    Niech Natasha wniesie do jego życia pełno ciepła i miłości, to by było cudowne:)
    Zastanawiam się, czy jej rodzice w ogóle mają zamiar ją szukać. I czy jak (być może) znajdą, to będą namawiać do powrotu, czy nie.
    Czekam na kolejny i zapraszam do siebie:*
    too-easy-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Nic dodac nic ująć ❤

    OdpowiedzUsuń
  9. Co do notki... Wcale nie jest oklepane. Wszystko jest idealne i jak najbardziej ciekawe. Uwielbiam Natashę. Niewiele osób rozmawiałyby lub chociaż dotykałaby osobę bezdomną. Dobrze, że w życiu Justina pojawiła się taka osoba. Sprawi, że chociaż przez chwilę będzie szczęśliwy. Justin pomimo braku wykształcenie wydaje się być bardzo mądrym człowiekiem co widać po jego wypowiedziach.
    Nominuję Cię do Liebster Blog Award więcej tutaj http://school-loser-and-love-jb.blogspot.com/2015/04/zostaam-ominowana-do-liebster-blog_18.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  10. piękny <3 czekam na więcej rozdziałów. Życze weny ! <3

    OdpowiedzUsuń
  11. jezuu juz wiem ze ten ff bedzie moim ulubionym bozee😭❤️czekam na nowy<3mam nadzieje ze bedzie szybko:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nic tu nie jest oklepane ;) to opowiadanie naprawdę mnie zaciekawiło:)) Będę tu zaglądać:))) ~Paulinaa

    OdpowiedzUsuń
  13. rozdział jak zawsze fantastyczny i czekam na kolejny (nie dam rady wejść na swoje konto więc będę pisała narazie na tym /Luna Bloom

    OdpowiedzUsuń
  14. Mi się bardzo podoba pomysł na ff i jestem ciekawą dalszych wydarzeń *___*

    OdpowiedzUsuń
  15. No po prostu genialne :') jeszcze nigdy nie spotkałam się z takim opowiadaniem *-* jestem ciekawa co będzie dalej *_* czekam na kolejny ❤

    OdpowiedzUsuń
  16. nie wiem, ale jakoś nudno mi się go czytało . Aż dziwne bo uwielbiam Twoje opowiadania , a ten rozdział kompletnie mnie nie zainteresował , znudziła się tylko. Nie chcę Cie oceniac negatywnie , ale to może ja mam gorszy dzień i jakoś źle mi się czytało ;c

    OdpowiedzUsuń
  17. *-* Twoje opowiadanie ma swój klima, pozytywny ;3 Jest cudne :D I nie wątpliwie szablon ładny ;3

    OdpowiedzUsuń
  18. Wspanialy :o <3 ♥♥
    Opowiadanie jest niesamowite :*
    Czekam na next ^^
    /Wiki

    OdpowiedzUsuń
  19. Na początku myslalam ze ona nie ucieknie tylko będzie mu pomagać z domu hahahah😂 zaskoczyłaś mnie tym, cudowny rozdzial i oby jak najszybciej do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  20. Masz swietny styl pisania 
    Czekam na kolejne rozdzialy :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Omg, kocham to! *.*
    Czekam na nastęlny.

    OdpowiedzUsuń
  22. dziewczyno skąd masz takie świetne pomysły w głowie! kocham ciebie i to opowiadanie, zdecydowanie będzie to jedno z moich faves :) lece czytać dalej!

    OdpowiedzUsuń
  23. Piękny rozdział, piękny pomysł, piękni bohaterowie, piękne słownictwo, moim raczej nic nie znaczącym zdaniem dzieło warte wydania jako książki. Kontynuuj to co robisz bo robisz to świetnie :)

    OdpowiedzUsuń