czwartek, 9 kwietnia 2015

Rozdział 1 - It's like a scream, but nobody can hear me...

Edit: Od rozdziału 16 zaczyna się narracja pierwszoosobowa.

     Natasha ze znudzeniem wsunęła dłoń do kieszeni szarych dresów i wyjęła z niej dotykowy telefon. Przejechała palcem po czarnym ekranie i uśmiechnęła się na widok tapety, przedstawiającej panoramę Detroit, sfotografowaną z najwyższego budynku w mieście. Za każdym razem, gdy przed jej oczami mignęło zdjęcie, wyobrażała sobie, że rozpościera skrzydła i unosi się wysoko ponad szczytami wieżowców, dachami domków jednorodzinnych i głowami ludzi, pędzących po chodniku, w pogoni za czasem i pieniądzem. Czuła we włosach powiew jesiennego wiatru i świeży zapach powietrza. Wyobrażała sobie również wolność na wyciągnięcie ręki. Wolność, na którą nigdy nie mogła liczyć.
      Najpiękniejsze marzenia odgoniła dłoń jej matki, która kurczowo zacisnęła się na chudym ramieniu szatynki. Dziewczyna odruchowo wyrwała rękę z uścisku i posłała kobiecie piorunujące spojrzenie. Nie mogła znieść, że każdego dnia była przez wszystkich ustawiana, przesuwana i popychana. Nie trawiła myśli, że ktoś inny kieruje jej życiem, zamiast jej samej. Każdego wieczora, leżąc w łóżku, widziała swoje życie, na które wpływ miałaby tylko i wyłącznie ona. Może nie żyłaby w takim dostatku, jednak miałaby prawo wykonać dowolny ruch, a nie ten, wskazany przez rodziców.
      -Przestań robić sceny - matka Natashy, Alison, wysyczała przez zęby zdanie, które przeważnie wypowiadała w kierunku córki.
      -A ty przestań zachowywać się tak, jakby interesowało cię to, co robię - odpyskowała, przebiegając palcami przez kosmyki włosów.
Najchętniej zarzuciłaby na głowę kaptur a dłonie wsunęła do kieszeni dresów, jednak nie chciała prowokować matki do kolejnych ataków złości. Chciała tylko, aby zostawili ją w spokoju i najlepiej traktowali, jak powietrze, ulotne i mało znaczące.
      Alison nie miała zamiaru dłużej kłócić się z uporczywą córką, na oczach wielu ludzi. Odwróciła więc głowę z powrotem w stronę wybiegu, na który energicznym krokiem weszła jej starsza córka, Vanessa. Stawiała stopy w idealnie równych odatępach, a jej długie, opalone nogi jeszcze bardziej wysmuklały kilkunastocentymetrowe, czarne szpilki z czerwoną podeszwą i obcasem.
      Vanessa miała osiemnaście lat, chociaż w mocnym makijażu sprawiała wrażenie dwudziestolatki. Jej długie, czarne włosy, których kolor odziedziczyła po ojcu, opadały na ramiona i plecy. Ciemne oczy brunetki okalane były gęstymi rzęsami, natomiast pełne wargi przyzdobione krwistoczerwoną szminką.
      Natasha i Vanessa miały jeszcze brata, Davida, który w ubiegłym roku skończył dwadzieścia pięć lat i był młodym, choć cenionym i wysoko postawionym adwokatem, współwłaścicielem firmy rodziców. Alison i Mike poznali się już na studiach, kiedy narodziło się ich pierwsze dziecko. Siedem lat póżniej, gdy ich wspólny biznes nabierał rozpędu, przyszła na świat Vanessa. Ani Alison, ani Mike nie planowali trzeciego dziecka, dlatego od samych narodzin traktowali piętnastoletnią Natashę, jak niechciane, piąte koło u wozu. Z początku dziewczyna odczuwała to i silnie przeżywała, jednak z czasem zrozumiała, że nie ma czego żałować. Nigdy nie chciała być taka, jak oni.
      Rodzina Reed cieszyła się nienaganną opinią wśród sąsiadów i znajomych. Rodzice razem z synem ukończyli prawo i zarządzali kancelarią adwokacką, natomiast Vanessa, najlepsza uczennica prywatnego liceum, przynosiła im same powody do dumy. W dodatku jej kariera modelki nabierała coraz większego tempa.
      Jedynie Natasha różniła się od reszty do tego stopnia, że jej rodzice momentami zastanawiali się, czy nie została ona podmieniona w szpitalu. Ledwo przechodziła z klasy do klasy, o ile w ogóle zjawiała się w szkole. Nie dbała o elegancki, zadbany wygląd, preferując dresy i dwa rozmiary za dużą bluzę z kapturem bądź poszarpaną, jeansową kurtkę. Unikała rodzinnych zdjęć, na które i tak rzadko kiedy zostawała zaproszona, a wspólne spotkania bądź obiady przeżywała w męczarniach, wciąż wysłuchując uwag na swój temat i porównań do starszego rodzeństwa, patrzącego na nią z góry. I mimo że momentami czuła się, jak czarna owca w stadzie, ona jako jedyna z całej rodziny nie była zepsuta pieniędzmi i chęcią osiągnięcia sukcesu.
      Vanessa przeszła po wybiegu dwa razy, a gdy wracała do szatni, tłum ludzi zebranych na sali zaczął bić głośne brawa. Natasha przewróciła ze zirytowaniem oczami i zsunęła się lekko na krześle, stawiając nogi w rozkroku. Może celowo chciała rozzłościć rodziców, mierzących ją morderczymi spojrzeniami, a może zwyczajnie nie dbała o opinię obcych ludzi na jej temat. Wbrew pozorom, nie była złą dziewczyną. Ona jedynie sprzeciwiała się wiecznej pogoni za dobrami materialnymi i wychodziła ponad przyziemne życie, ograniczone monotonią.
      Ludzie zaczęli wstawać ze swoich miejsc, powoli kierując się w stronę wyjścia. Również rodzina Reed wyszła przed budynek, na oświetloną słonecznymi promieniami ulicę, gdzie czekali na Vanessę, odbierającą ostatnie pochwały za dzisiejszy występ, który z pewnością dołoży do jej bankowego konta pokaźną sumę pieniędzy. Natashy nigdy na tym nie zależało. Uważała, że pieniądze niszczą ludzi, czego przykładem była jej rodzina. Nie chciała, aby zmieniły również ją dlatego pozbywała się wszelkich oszczędności i nie szukała źródła dodatkowego zarobku. Miała co jeść, miała gdzie spać i nie potrzebowała niczego więcej.
      W gąszczu rozmów i śmiechów ludzi, zebranych przed budynkiem popularnego magazynu modowego, nikt nie usłyszał szczęku puszek, uderzanych o kostkę brukową, którą pokryta była uliczka za rogiem. Chłopak, ubrany w szarą, podartą bluzę i czarne, brudne dresy, słyszał natomiast wyraźnie gwar na placu i momentami zatykał wręcz uszy, aby nie odbierać śmiechów i oznak radości, których najzwyczajniej w świecie zazdrościł.
      Rozerwał kolejny cienki worek na śmieci i wysypał jego zawartość do wnętrza śmietnika. Kilka kolejnych puszek wypadło w tym czasie na chodnik, jednak szatyn szukał w worku jedynie resztki pożywienia, wyrzuconej przez człowieka. Zamiast tego, wciąż znajdował pierwotne wersje nowych artykułów do gazety bądź zurzyte długopisy i ich wkłady. Podczas godzinnych poszukiwań odnalazł jedynie wyrzuconą bluzę z kapturem, którą położył pod nogami, gotowy zabrać ją ze sobą.
      Żołądek Justina znów dał o sobie znać i przypomniał chłopakowi, że w ciągu ostatnich trzech dni miał w ustach jedynie kęs starej, wyschniętej bułki. Szatyn uderzył się z pięści w brzuch, aby uciszyć rozpaczliwą potrzebę przełknięcia chociaż jednego gryza czegokolwiek. Im dłużej jednak przeglądał wnętrze śmietnika, tym bardziej zdenerwowany był, widząc w nim jedynie drogie sukienki, które w jego odczuciu można było porównać do starych, nieużytecznych szmat.
     Zaklął pod nosem i zarzucił na głowę brudny kaptur, a w ręce chwycił materiał znalezionej bluzy. Zaczął oddalać się w głąb ulicy, jednak w przeciwną stronę do centrum miasta i tłumu ludzi. Miał dość wszelkiego rodzaju obelg i komentarzy, dotyczących jego ubrania, zachowania bądź stylu życia. I chociaż nie dawał tego po sobie poznać, każde słowo tak bardzo go raniło.
      Natasha w tym czasie podążała dwa metry za rodzicami i rodzeństwem, które szło w stronę samochodu, rozmawiając o czymś z pełnym zaangażowaniem. Wszystkie tematy, które poruszali, wydawały jej się niesłychanie nudne i bezwartościowe. Chciałaby mieć przy sobie kogoś, z kim będzie mogła porozmawiać o swoich marzeniach i o tym, co nie do końca realne. W rodzicach nigdy nie znajdzie podobnego wsparcia i po pewnym czasie przestała go już nawet szukać.
      -Natasha, pospiesz się - ojciec wychylił głowę przez okno kierowcy i krótko nacisnął na klalson w kierownicy. Szatynka jednak celowo zwolniła i stawiała kroki w niezwykle małych odległościach, aby droga do samochodu wydłużyła się trzykrotnie. Kiedy przestała już liczyć na poprawę w rodzinie, postanowiła zwyczajnie robić im na złość. - Natasha, na miłość Boską!
      Dziewczyna jedynie przewróciła oczami i zajęła miejsce na tylnym siedzeniu z prawej strony, obok siostry, poprawiającej makijaż w małym, podręcznym lusterku. Prychnęła pod nosem, zwracając na siebie uwagę zarówno rodzeństwa, jak i rodziców, jednak pod wpływem ich karcących spojrzeń nie wydała z siebie kolejnego dźwięku. Oparła głowę o wypolerowaną szybę w samochodowym oknie i włożyła w uszy słuchawki, z których nieprzerwanie płynęła muzyka. Pod wpływem kawałka "Big city life" jej powieki opadły i pozwoliły dziewczynie zrelaksować się. Muzyka wytworzyła wokół niej barierę, dzięki której nie musiała wysłuchiwać pouczeń ojca bądź złośliwych komentarzy rodzeństwa, które nigdy do końca nie potrafiło jej zaakceptować, a i ona nie dbała o zawiązywanie silniejszych relacji z siostrą i bratem.
      Głowa Natashy zaczęła powoli kołysać się w rytm piosenki, a wzrok przeskakiwał z budynku na budynek, mijany za oknem. Poczuła na ramieniu szturchnięcie, jednak nawet nie wyjęła z uszu słuchawek. Miała głęboko gdzieś to, czego chcieli od niej rodzice. Żyła zamknięta w swoim własnym, małym świecie. Nie była duszą towarzystwa, nie miała przyjaciół, nie spotykała się nawet ze znajomymi. Trzymała się na uboczu, co jednak nie oznaczało, że brakowało jej pewności siebie. Natasha miała w sobie więcej odwagi, niż wszyscy w jej otoczeniu razem wzięci. Po prostu nie czuła potrzeby, aby ukazywać ją na co dzień. Była samotnikiem, z wyboru. Nie potrzebowała ludzi, aby czuć się szczęśliwą. Marzyła jedynie o wolności, o kierowaniu życiem według własnej woli. Dlatego z takim podziwem patrzyła na młodych ludzi, którzy rzucili wszystko, aby żyć wedle ustalonych przez siebie zasad.
      -Mogłabyś chociaż na chwilę zdjąć te cholerne słuchawki - Vanessa pociągnąła za czarny kabel i zerwała barierę Natashy przed światem, jednym szybkim ruchem.
      -Twoja siostra ma rację. Zachowujesz się tak, jakbyś była wychowywana przez zwierzęta w dżungli - Alison włączyła się w rozmowę z pełnym zaangażowaniem. W zasadzie, poparłaby każde słowo starszej córki, tym bardziej przygnębiające młodszą.
      -Czasem tak się właśnie czuję - szatynka odburknęła pod nosem, upychając w kieszeni zniszczone słuchawki.
      -Dlaczego, do cholery, nie możesz być taka, jak David czy Vanessa? Z nimi nigdy nie mieliśmy żadnych problemów, tylko tobie wiecznie coś nie pasuje. Powinnaś być wdzięczna, że w ogóle staramy się wychować kogoś takiego, jak ty.
      Jeszcze pół roku temu po takiej dawce nieprzyjemnych i bolesnych słów, Natasha przez długie godziny przeżywałaby je w ciszy i smutku. Teraz jednak żadne nie ukłuło ją w serce. Była zupełnie obojętna na opinię rodziców, bliskich czy znajomych. Liczyły się dla niej tylko jej własne przekonania, co do których nie miała wątpliwości. Od momentu, w którym postanowiła uodpornić się na raniące słowa ludzi, żyło jej się znacznie lepiej i bezproblemowo. Nauczyła się, że najlepszym lekarstwem na ludzi jest zwyczajne ignorowanie ich.
      Nagle poczuła gwałtowne szarpnięcie, a jej ciało poleciało w przód, zatrzymując się dopiero na pasie bezpieczeństwa, przechodzącym przez środek jej klatki piersiowej. Pasma jej włosów wysunęły się zza uszu i opadły na blade policzki. Kilka chwil zajęło Natashy ponowne odrzucenie ich na plecy. Dopiero kiedy w jej oczy nie wchodził żaden pojedynczy kosmyk, wychyliła się, aby wyjrzeć przez lśniącą, przednią szybę, wpuszczającą do samochodu jasne promienie słońca.
      -Patrz, jak chodzisz, brudasie! - Mike, ojciec dziewczyny, otworzył okno po stronie kierowcy i wykrzyczał w przestrzeń kilka nieprzyjemnych słów.
      Natasha dopiero po kilku sekundach zrozumiała, że lekkie szarpnięcie spowodowane było uderzeniem w czyjeś ciało. Przestraszona, odpięła pas i otworzyła szeroko tylne drzwi. Jako jedyna z pięcioosobowej rodziny skrywała w sobie empatię i wrażliwość. Również teraz nie potrafiła pozostać obojętna. Wyskoczyła z samochodu, pomimo nawoływań rodziców, każących jej natychmiast wrócić na miejsce.
      W tym samym czasie szatyn leżał na ziemi, z policzkiem przyklejonym do asfaltu. Skrzywił się, gdy na jednej ręce starał się podeprzeć i podnieść, zanim odda pod samochodowymi kołami życie. Doskonale słyszał krzyk kierowcy i kolejne wulgrane określenie. Było mu zwyczajnie przykro, że nie było na świecie człowieka, który choćby postarał się postawić w jego sytuacji.
      Nagle poczuł, jak w jego nozdrza uderza słodki zapach, docierający do wszystkich zmysłów. Nigdy nie czuł czegoś równie pięknego, dlatego ponownie pociągnął nosem. Przed oczami mignęły mu rozjaśnione kosmyki włosów. One również otuliły go przyjemną, kwiatową wonią. Wśród delikatnych zapachów, bijących od Natashy, Justin poczuł się niezwykle onieśmielony, dlatego nie odważył się nawet spojrzeć na jej łagodną twarz. Miał wrażenie, że nie zasłużył, aby choćby zerknąć na z pewnością piękną dziewczynę, stojącą tuż obok niego.
      -Nic ci się nie stało? - spytała z troską, obejmując małymi dłońmi ramię chłopaka i pomagając mu podnieść się z ziemi.
Justin chciał spojrzeć na właścicielkę delikatnego, subtelnego głosu, ale i bez tego czuł się źle. Niesamowite wrażenie sprawiła na nim jednak chęć pomocy dziewczyny. Ona jako jedyna nie brzydziła się dotknąć go i pomóc mu wstać. Nawet odezwała się do niego i oczekiwała odpowiedzi. Justin nie spotykał się na co dzień z wyciągniętą do niego pomocną dłonią, dlatego teraz poczuł się tak obco. Mimo wszystko wolałby zostać potraktowany tak, jak zawsze, niż zrobić sobie niepotrzebne nadzieje, że świat ulega zmianie, a zapsuci ludzie uczą się wzajemnej troski.
      -Nic - mruknął tylko pod nosem i odszedł od zdezorientowanej dziewczyny, utykając na jedną nogę, na którą przyjął uderzenie wolno sunącego samochodu.
      Natasha jeszcze przez kilka sekund nie odrywała wzroku od oddalającej się postaci chłopaka, aż w końcu, pospieszona surowym głosem ojca, wróciła do samochodu i zajęła swoje stałe miejsce.
      -Odsuń się ode mnie. Jak mogłaś go dotknąć? Przecież ten ćpun był brudny - Vanessa wykrzywiła usta w grymasie, kiedy rękaw Natashy otarł się o jej skórzaną kurtkę.
      -Od kiedy zaczęłaś pomagać jakimś przybłędom? - postawa Vanessy była nie na miejscu, jednak, co gorsza, rodzice szatynki mieli podobne zdanie na temat zaniedbanych, bezdomnych ludzi, każdym oddechem walczących o przetrwanie.
      -Jesteście cholernymi egoistami - Natasha warknęła pod nosem i jeszcze raz obejrzała się w nadziei, że przez tylną szybę ujrzy zarys postaci chłopaka. Nie ukazał jej nawet skrawka swojej twarzy, którą skutecznie zakrył obszernym kapturem, zarzuconym na głowę. Chciała spojrzeć w jego oczy chociaż przez moment i ujrzeć w jego tęczówkach emocje, których nigdy nie widziała w oczach bliskich.
      Nie odezwała się już ani razu do końca drogi. Przyłożyła niewielkie dłonie do uszu i przycisnęła je do głowy, aby nie słyszeć ani jednego słowa ze strony rodziców. Oboje zaczęli obrażać potrąconego chłopaka, nawet przez moment nie zastanawiając się, czy nie zrobili mu poważnej krzywdy. Oni troszczyli się tylko i wyłącznie o czubek własnego nosa oraz liczbę zer na koncie. Uczucia innych były dla nich mało ważnym drobiazgiem.
      Natasha przez cały czas widziała kilka kosmyków jasnobrązowej grzywki, wydostającej się spod szarego kaptura i opadającej w nieładzie na czoło chłopaka. Zdołała ujrzeć jedynie zaniedbane, brudne i dziurawe ubranie, dłonie, zawinięte w rękawy i kaptur, zarzucony na, z pewnością smutną, twarz. Mimo wszystko przypadkowe spojrzenie wywołało na niej ogromne wrażenie, a przede wszystkim skłoniło do refleksji. Nie wiedziała, czy chłopak był szczęśliwy, ale jednego była pewna - czuł wolność w każdym wdechu i wydechu.
      Gdy Mike zatrzymał się na podjeździe, Natasha otworzyła tylne, samochodowe drzwi i głęboko zaczerpnęła powietrza. Dusił ją zapach z wnętrza samochodu, w postaci zmieszanych, silnych perfum każdego z członków rodziny. Na dworze jednak również nie poczuła świeżości, tylko tony odżywek do kwiatów, smród spalin samochodowych i chlor z ogrodowego basenu. Każdy z pojedynczych zapachów dawał jej jasno do zrozumienia, że z każdej strony otoczona jest niewidzialnym płotem, uniemożliwiającym jej życie według własnych zasad.
      Dom rodziny Reed był ogromny. Rozciągał się na trzy piętra w górę, nie licząc dwóch garażów i wypielęgnowanego ogrodu. Natashę obrzydzał sam widok drogich dodatków i rzeźb przed wyjściem. Czuła się w nim, jak w pałacu, w najwyższej, odizolowanej wieży, z której nie miała odwagi się wydostać. I chociaż pozornie nikt nie ingerował w pełni w jej nastoletnie życie, dla niej podejmowanie decyzji o wyborze butów w sklepie czy rodzaju chleba na śniadanie nie było wystarczające.
      Natasha weszła do domu ostatnia. Uniosła głowę i spojrzała na swoją rodzinę, z którą łączyło ją jedynie nazwisko i geny. Nie czuła żadnych psychicznych więzi, opierających się na wzajemnym zaufaniu i wsparciu. Zarówno ojciec szatynki, jak i jej brat ubrani byli w drogie garnitury, ze śnieżnobiałą koszulą pod marynarką i granatowym krawatem, wysuwającym się spod wyprasowanego kołnierzyka. Obie kobiety natomiast prezentowały na swoich doskonałych sylwetkach eleganckie sukienki przed kolano, zwężane w talii i uwydatniające ponętny biust. Jedynie Natasha nie przywiązywała wagi do ubioru. Rzadko kiedy udało się namówić ją na parę jeansów. Nawet dzisiaj, na ważny pokaz siostry, wyciągnęła z najdalszej części szafy czarne dresy, lekko zwężane w nogawkach. Również ubiorem robiła rodzicom na złość.
      -Natasha, wstydzimy się za ciebie. Czy ty ostatnio spoglądałaś w lustro? Wyglądasz gorzej, niż ci dresiarze, przesiadujący na schodach w klatkach schodowych - Alison z impetem postawiła wysokie szpilki na wypolerowanych panelach z ciemnego drewna.
W głowie Natashy, zamiast jej pięknego domu z marmurowymi schodami, wygładzonymi, białymi scianami i oknami z najbardziej krystalicznego szkła, pojawił się obraz starej, obskurnej kamienicy, na której schodach mogłaby przesiadywać wraz ze znajomymi, podobnymi do niej, i z butelką taniego wina w ręce. Nie chciała być bogata, nie chciała żyć w materialnym dostatku. Marzyła jedynie, aby każdy jej ruch nie był kwestionowany przez rodziców.
      -Nie prosiłam się o to, abyście gdziekolwiek mnie ze sobą zabierali - odpyskowała, rzucając trampki pod szafkę.
Również sposób jej postępowania różnił się znacznie od reszty rodziny. Rodzice i rodzeństwo Natashy dbało o ład i porządek. Jedynie ona nie zaprzątała sobie głowy rozrzuconymi po pokoju ubraniami bądź kurzem, niestartym z szafek.
      -Nie pyskuj matce, Natasha - ciemnowłosy mężczyzna starał się nie unosić, jednak odmienność jego córki wyprowadzała go z równowagi. Chciał, aby każde z jego dzieci odniosło zawodowy sukces, zdobyło godną pozycję i pieniądze. Oboje z żoną nie potrafili zaakceptować odmiennych wartości Natashy. Dla nich była wyrzutkiem, który nie pasował do trybu i poziomu ich życia.
      -Mówię tylko to, co myślę. To wy wiecznie czepiacie się każdego mojego oddechu, każdego słowa, każdego kroku. Mam serdecznie dość waszej ciągłej, nieprzerwanej kontroli. Pragnę jedynie, abyście odpieprzyli się ode mnie i pozwolili mi żyć własnym życiem, bez tej całej szopki, jaką wytwarzacie wokół siebie i całej naszej rodziny. Już nawet nie chcę, żebyście zmienili swój stosunek do mnie. Od dłuższego czasu mam to po prostu w dupie. Proszę was tylko o jedno, ignorujcie mnie i nie starajcie się wychowywać na nowo. Macie dwójkę doskonałych dzieci, jakie zawsze chcieliście mieć. Pogódźcie się z faktem, że ostatnie, niechciane dziecko, nie wyszło wam tak, jak je sobie wyobrażaliście.
      Jeszcze zanim Natasha zdążyła wyrzucić z siebie wszystko, co zalegało na jej sercu, otrzymała od matki uderzenie w lewy policzek. Alison odcisnęła na jej gładkiej, delikatnej skórze ślady palców, pozostawiając u córki nieprzyjemne pieczenie i powoli tworzącego się siniaka. Natasha złapała się za obolały policzek, a jej usta mimowolnie uchyliły się. Nie była nawet zdziwiona reakcją matki i przyjęła uderzenie ze stoickim spokojem. Chociaż skóra piekła ją niemiłosiernie, na sercu poczuła ogromną ulgę. Już od dawna pragnęła powiedzieć rodzicom, co czuła i co sądziła na ich temat.
      Wbiegła po schodach na górę i zamknęła się w swoim pokoju. Nie trzasnęła drzwiami, nie widziała w tym sensu. Jedynie niepotrzebnie zwróciłaby na siebie uwagę, a teraz chciała tego za wszelką cenę uniknąć. Teraz, kiedy podjęła decyzję, że życie, w które została wprowadzona z chwilą narodzin nie jest życiem odpowiednim dla niej. Nie chciała pławić się w luksusach i bogactwach. Priorytetem w jej życiu było odnalezienie chłopaka o podobnym stosunku do świata, o podobnych marzeniach, którymi mogliby się wzajemnie dzielić. Pragnęła móc trzymać go za rękę i patrzeć, jak pod jej wpływem na jego ustach pojawia się uśmiech. I nie potrzebowała do tego ani jednego złamanego grosza, pochodzącego od snobistycznych rodziców.
      Otworzyła drzwi szafy na całą szerokość i wyciągnęła z niej starą, sportową torbę, z długim paskiem przewieszanym przez ramię. Wrzuciła na jej spód parę zapasowych dresów i bluzę z kapturem, a do bocznej kieszeni niedbale upchnęła butelkę wody i paczkę papierosów, z włożoną w środek zapalniczką, przyzdobioną motywem ognistych płomieni. Uznała, że tyle wystarczy jej na start w nowym, wolnym świecie.
      Nie napisała nawet wyjaśniającego listu do rodziców. Doskonale wiedziała, że nie raczyliby przeczytać go do końca. Zmieniła jedynie obszerną bluzę na jeansową kurtkę z materiałowymi wstawkami w postaci rękawów i kaptura, w której czuła się w pełni sobą. Z przewieszoną przez ramię torbą podeszła do okna, otworzyła je na całą szerokość i usiadła na białym parapecie, przekładając przez niego obie nogi.
      -Do zobaczenia po drugiej stronie, kochana rodzinko - syknęła, po czym odepchnęła się obiema dłońmi i zeskoczyła z pierwszego piętra na równo skoszony trawnik w ogrodzie.
      Zanim znalazła się dwie przecznice od domu, puściła się biegiem, aby nikt nie mógł powstrzymać ją przed spełnianiem najskrytszych pragnień. Ona nie chciała osiągnąć wiele. Marzyła tylko o bliskiej osobie, której mogłaby prawdziwie zaufać, z którą dzieliłaby swoje lęki i słabości.
      Całe Detroit pogrążyło się w mroku wczesnych godzin wieczornych, a ulice zaczęły przyświecać światłem nielicznych latarni. Natasha w dalszym ciągu snuła się po mieście bez celu, co jakiś czas kopiąc butem kamień, lub przez własną nieuwagę potrącając ramieniem ludzi. Wiedziała, że Detroit nie było bezpiecznym miejsce, zwłaszcz po zmroku, gdy na ulice wychodził cały margines społeczny, wśród którego biali stanowili znaczną mniejszość. Przez ciemne, wąskie uliczki przewijali się czarnoskórzy dilerzy, kryminaliści, może nawet mordercy. W sercu Natashy tlił się niepokój, lecz swą niesamowitą odwagą tłumiła wszystko w środku.
      Po paru długich godzinach stanęła na jednym z krawężników i uniosła wzrok ku metalowej, pokrytej rdzą tabliczce z nazwą ulicy.
18th Street.
      Nie wiedziała jeszcze, że w tym miejscu przeżyje zarówno najgorze, jak i najpiękniejsze chwile swojego życia. Nie wiedziała, że pozna w nim smak miłości, lecz także silnego bólu, zarówno psychicznego, jak i fizycznego. Wiedziała jednak, że nawet jeśli upadnie na samo dno, odnajdzie w sobie siłę, aby podeprzeć się obiema dłońmi i na nowo wstać, a nawet pomóc przy tym drugiej osobie.
      W przeciwieństwie do reszty miasta, tutaj dało się słyszeć jedynie podmuchy jesiennego wiatru. Pomiędzy opuszczone budunki nie docierały ani krzyki ludzi, ani odgłosy prejeżdżających nieopodal samochodów. Natasha delektowała się wolnością z każdym stawianym krokiem. Nie żałowała swojej decyzji i wiedziała, że mimo wszystko nie wycofa się. Teraz rozpoczęła życie, którego naprawdę pragnęła, a zakończyła natomiast wypełnianie poleceń i rozkazów rodziców. Mimo wszystko zaczynała być naprawdę szczęśliwa.
      Ulica ciągnęła się przez przynajmniej czterysta metrów. Każdy był dla szatynki wielką niewiadomą i nową zagadką, którą pragnęła rozwiązać. W końcu jednak dotarła do miejsca, w którym jeszcze parę lat temu postawiona była stalowa brama. Teraz wyłamana była, razem z pojedynczymi partiami płotu. Natasha przeszła przez pozostałości ogrodzenia i rozejrzała się dookoła. Pierwszy raz poczuła się zaniepokojona, jednak to nie ostudziło jej zapału. Była pewna, że kilka głębokich oddechów pokona strach i pozwoli jej bez wzruszenia zbliżyć się do dużego, zniszczonego baraku, rozciągającego się przed nią.
      Wzięła ostatni głęboki oddech i, słysząc pod nogami trzask suchych, pękających gałęzi, zbliżyła się do opuszczonego budynku. Wokół niego wyrósł dziki las, w pewnym stopniu odgradzając barak od reszty miasta. Natasha uznała to miejsce za stosunkowo spokojne, dlatego z coraz mniejszą niepewnością stawiała kroki w stronę jednej z licznych dziur w ścienie, przez którą weszła do środka.
      Ruina nie kryła w sobie żadnych niespodzianek. Unosił się w niej zapach stęchlizny, ściany pokryte były wilgocią, a na ziemi rozprzestrzeniała się gruba warstwa kurzu. Z wnętrza nie doszedł do niej żaden odgłos, żaden szmer, który mógłby spowodować przyspieszone bicie jej serca. Mimo to czuła lęk. Wkraczała do nowego świata, nie znając panujących w nim zasad.
      Przeszła do kolejnego z pomieszczeń przez otwór w ścianie. Od poprzedniego różnił się jednak ważnym szczegółem. Na wilgotnej podłodze leżał cienki materac, a obok niego zniszczone ubrania, zwinięte i wygniecione. W głowie Natashy zapaliła się czerwona lampka, która w pierwszej chwili kazała jej puścić się biegiem i uciec z baraku.
      Nie była tutaj sama.
      Wtedy serce niemal podeszło jej do gardła, gdy dosłownie krok za sobą usłyszała szmer i ciche przesunięcie buta po podłożu. Bała się odwrócić, jednak mimo to wykonała pół obrotu i uniosła wzrok, przełykając głośno ślinę, która na moment utkwiła w dole jej gardła.
      Tuż za jej ciałem stał chłopak w szarej bluzie z kapturem zarzuconym na głowę, i pojedynczymi kosmykami brązowej grzywki, wypadającej spod niego. Oświetlała go jedynie łuna księżycowego światła, padająca na wychudzone ciało chłopaka. Ręce schowane miał w kieszeniach brudnych dresów, a na policzku widniała szara smuga kurzu. Stał przed nią, lekko zgarbiony, czekając na pierwszą reakcję piętnastolatki.
      Natasha jednak nie odrywała wzroku od oczu szatyna. Jedna z jego tęczówek wyrażała wrogość. Mówiła jej, aby jak najprędzej odeszła z tego miejsca i nie wracała tu nigdy więcej. Druga ukazywała rozpaczliwą potrzebę bliskości i wsparcia zaufanej osoby, krzycząc, by dziewczyna nie oddalała się nawet na pół kroku. Całość jego spojrzenia natomiast stanowiła jeden, charakterystyczny znak. Wyrażała smutek. Smutek tak silny i tak doszczętny, jakiego Natasha nie widziała jeszcze nigdy w swoim nastoletnim życiu. I wystarczyła jej jedna chwila, jeden ulotny moment, aby zyskać pewność, że chłopak o jasnobrązowych włosach i karmelowych tęczówkach nigdy nie czuł się szczęśliwy.
~*~
A więc mamy pierwszy rozdział! Przepraszam, że musieliście czekać na niego aż tydzień. Jestem bardzo ciekawa Waszych rekacji, podzielcie się nimi w komentarzach <3
Chciałam Wam z całego serca podziękować. Po samym prologu blog osiągnął ponad 7000 wyświetleń, łącznie 67 komentarzy, 75 głosów w ankiecie, 20 obserwatorów i niemal 430 wyświetleń zwiastuna na youtube. Jestem Wam ogromnie wdzięczna ♥
I na koniec chciałabym polecić Wam kilka blogów :)

30 komentarzy:

  1. cudowny,wspaniały,boski *---*

    OdpowiedzUsuń
  2. O kuzwa. Swietne doskonale i brak slow. Nareszcie sie doczekalam pierwszego rozdzialu tego opowiadania. Tak sie ciesze ze jest pierwszy rodzial i wiem jedno ze to bedzie kolejne niesamowite dzielo twojego autorstwa. Czekam na kolejny. @TheUnfairLifes

    OdpowiedzUsuń
  3. Na taki wspaniały rozdział mogę czekać nawet i miesiąc! Szkoda mi Natashy, to naprawdę smutne jak ludzie odtrącają innych, bo się czymś od nich różnią. Ta jej cała zasrana rodzinka powinna zginąć w piekle.. No i Justin.. Nawet nie wiem co mam powiedzieć, bo jest mi strasznie smutno. Strasznie się rozkleiłam na wątkach z nim. Jejku jestem chyba za bardzo wrażliwa.
    A no i jaram się, bo Natasha jest odpowiednikiem mojego imienia haha ;D
    Wszystko co piszesz czyta się z taką łatwością, jejku zazdroszczę Ci tego. Wszystko tak ładnie Ze sobą współgra.
    Miłego wieczoru, dobranoc, dzień dobry? -wybierz opcję ;D
    Czekam na następny! <3

    school-loser-and-love-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG... Jakie to wspaniale zapowiadające się opowiadanie. Rozdział pierwszy wypadł Ci niesamowicie. Szkoda mi głównej bohaterki, a raczej szkoda mi jej było, jak musiała znosić idealną rodzinkę. Kocham to. Czekam na next i weny życzę. :***

    OdpowiedzUsuń
  5. swietne, czekam na kolejne rozdzialy :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się z bella tajemnicza, Twoje opowiadanie naprawdę niesamowicie się zapowiada. Prolog może i na początku mnie odrzucił, ale teraz... Jejciu! Nie wiem co powiedzieć, po prostu zabrakło mi słów, poważnie. Jesteś niesamowita, podobnie jak to, co tworzysz tutaj dla nas. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! <3


    www.collision-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. OMFG!
    Tyle musi ci wystarczyć, bo więcej nie umiem napisać :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Rewelacyjny ! ;* czekam na kolejny ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  9. O rany julek, mam nadzieję, że ten bliżej niezidentyfikowany odgłos radości, który z siebie wydałam nie zaniepokoił sąsiadów...
    Zwróciłam już jakiś czas temu uwagę na to, że przykładasz dużą wagę do opisów otoczenia, które wręcz uwielbiam w Twoich powiadamiać. Sama cały czas szkolę się pod tym względem, jednak wciąż łatwiej idzie mi lanie wody w kwestii uczuć i wewnętrznych rozterek bohaterów.
    Rozdział, cóż... jak zwykle pozostawia wiele pytań, za co Ci dziękuję, ponieważ uwielbiam sposób, w jaki zalegają w głowie, zagłuszając wszystko wokoło. Chyba nie potrafię wypowiedzieć się na temat treści... Jestem osobą niezwykle wrażliwą na drugiego człowieka i kiedy już otworzę oczy na rzeczywistość, nie mogę odwrócić wzrok. Nie mogę tak poprostu przykryć jej pod złudną zasłoną własnych powiek. Tak, myślę, że otoworzyłaś mi oczy na prawdę, bo to, co tutaj przedstawiasz jest najczystszym obrazem prawdy. Takich ludzi, jak Justin w Twojej historii, jest na świecie tysiące, jak nie miliony. Każday z nich ma swoje uczucia, marzenia, swoją przeszłość. Każdy ma swoje demony, które spuściły ich gładko, niczym na linie na samo dno, żeby utopili się w morzu wstyd, upokorzenia i poczucia winy. Aż boli mnie serce na myśl, że jakby wprost proporcjonalnie, osób takich, jak Natasha jest znacznie mniej. Malutko, względem ogromu tych cierpiących katusze. Wiesz... myślę, że jesteś niesamowitą osobą z niesamowitym talentem. Potrafisz przedstawić rzeczywistość tak, by była w pełni odzwierciedlona, a jednocześnie ukazać w niej swoiste piękno. Dziękuję.

    Nie wiem, czy Justin pozwoli Natashy zostać... początkowo pewnie będzie kazał jej się wynosić, ale potem poczuje jej kwiatowy zapach, big love i happy ending
    Rzygać się chce taką słodyczą w niektórych opowiadaniach.o pozornie (i to przez wielkie "P") trudnej tematyce, w których miłość uskrzydla demony, z nienaturalną lekkością pozwala zmyć z siebie brud w postaci przykrych doświadczeń z przeszłości i zamienia wrak człowieka w anioła. To przecież tak, jakby wziąć pozostałości Titanica, skleić go taśmą klejącą i zarzekać, że przepłynie Pacyfik wzdłuż i wszerz. Ty jednak pokazujesz w całej okazałości to, jak wygląda życie osób, którym naprawdę, w prawdziwy, realnym świecie, trafiły się takie warunki życia. To porównanie z Titaniciem chyba najlepiej podsumowuje ich życie.
    Wiem, jestem tego pewna, że będzie to najlepsze z Twoich dotychczasowych opowiadań. Bez wątpienia.

    Niezbyt dobrze będzie wyglądać zapraszanie do siebie pod tym, co napisałam wyżej, ale to zrobię: )
    Zapraszam: three-months.blogspot.com
    I dziękuję bardzo za polecenie mojego blog<3

    OdpowiedzUsuń
  10. Oh... boze wyczuwam boskie opowiadanie :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Aaaaaaaaaaa!!! Wspaniałe!! To bedzie twoje najlepsze opowiadanie, mówie ci! Już je pokochałam 💜 rozdział świetny! Takiego opowiadania to jeszcze nie było! Super!!! Do następnego ✌

    OdpowiedzUsuń
  12. zapowiada się naprawdę bardzo, ale to bardzo ciekawie <3 aż się nie mogę doczekać następnego ! :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Boże, nawet nie wiesz ile czekałam na ten rozdział. Ale mówię Ci nie zawiodłam się ! :) Czekam na kolejny ! :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo podoba mi się fabula i postac Natashy. Jej matka to totalna suja tak jaj reszta jej rodziny; -;zero szacunku. Dobrze ze uciekla też bym tak zrobila. Ciesze się ze czytam to: ) do nastepnego:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  16. dziękuje za udostepnienie mojego bloga :* rozdział cudowny i czekam na next ♥

    OdpowiedzUsuń
  17. Cuudo <3 ♥♥♥♥
    Najlepsze :0 :*
    Czekam na next ^^
    KOOOCHAM ♡♡♡
    /Wiki

    OdpowiedzUsuń
  18. Świetny rozdział! Baardzo spodobała mi się fabuła tego opowiadania, kocham ją. Nareszcie jest inna od pozostałych i to mi się bardzo podoba. :) Jestem ciekawa jak dalej potoczy się akcja. Z niecierpliwością czekam na następny. :) xx /@bizzlessmile

    OdpowiedzUsuń
  19. Świetny rozdział! Podoba mi się blog i nie mogę doczekać się kolejnego! Zapraszam do siebie mint-bizzle.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  20. czekam na nowh mam nadzieje ze jak najszybixej dodasz:)<3

    OdpowiedzUsuń
  21. Heiiiiiii;)))
    Masz nową czytelniczkę c:
    Przeczytałam całe Black Tears w dwa dni, a następnie wzięłam się szybciutko za szukanie kolejnego cudownego bloga, no i go znalazłam, i jejciu, zakochałam się w tym, jest supi ;**
    /Franka

    OdpowiedzUsuń
  22. Dziewczyno! Przez Cb będę dosłownie wypompowana z łez :'( Na Twoim trzecim blogu poryczałam się jak na pozostałych. Tak nie może być :'( Piszesz cholernie świetnie! Czekam na nn <3 Kocham xx

    OdpowiedzUsuń
  23. Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award ;) wszystkie informacje znajdziesz na moim blogu http://change-me.blogspot.com/2015/04/liebster-blog-award.html + świetny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Zostałaś nominowana do Liebster Award
    Informacje i pytania znajdziesz u mnie :D
    http://you-smile-i-smile-baby.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  25. Świetny rozdział nie mogę się doczekać tego co wymyślisz w następnym (: Życzę dużo, dużo weny :D

    OdpowiedzUsuń
  26. Genialny! Idę czytać następny rozdział.
    /L

    OdpowiedzUsuń
  27. Czy ktoś zna podobną stronę do tej: https://www.facebook.com/pages/Funny-Celebrity-Hybrids/939589546059260?fref=ts
    Szukam śmiesznych zdjęć z gwiazdami.

    OdpowiedzUsuń